Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Wieczór dla przystojnego, młodego i bardzo obiecującego Evana, zakończył się totalną porażką i bólem w kroczku. Brunet jednak nie należał do osób, które się szybko poddają, a zważywszy na to, że Lena Prohov wpadła mu w oko, nie zamierzał odejść w cień, na drugi plan z pustymi rękoma. Postanowił nieco lepiej przyjrzeć się młodej rosyjskiej piękności i dowiedzieć się na jej temat kilku rzeczy. Pozostałą część bankietu stał z boku, obserwując Lenę i każdy, dosłownie każdy jej ruch. Miażdżył ją swym przenikliwym spojrzeniem, dając tym samym do zrozumienia, że jest nią wyraźnie zainteresowany. Nastolatka na początku nie przejmowała się jego natarczywym wzrokiem i bezczelnymi uśmieszkami w jej stronę, lecz kiedy zaczął za nią chodzić, wpadała w ogromną złość oraz irytacje. Czuła się na każdym kroku obserwowana, a kiedy obracała głowę, za każdym razem napotykała uśmiechnięta, przystojną twarz Evana. Spodobał się jej, bo był naprawdę przystojnym mężczyzną, lecz tym samym bardzo ją denerwował. Tam, gdzie robiła krok, zawsze na horyzoncie pojawiał się on. Kiedy tańczyła z ojcem, on tańczył z kimkolwiek, byleby podczas tańca móc być blisko niej, kiedy rozmawiała z Lily na tarasie, on stał nieopodal, sącząc szampana, kiedy szła do toalety, on dziwnym trafem także tam stał. Lena powoli miała tego dosyć i po raz pierwszy czuła się nieswojo.

- Zaraz zwariuję! - powiedziała ostrym tonem do uśmiechniętej Lily, z którą siedziała przy stole.

- Czemu, nie podoba ci się przyjęcie? Jest bosko, muzyka świetna, mnóstwo gości, a jedzenie mniam, mniam. - zapytała z pełną buzią sałatki owocowej. Lena spojrzała z politowaniem na jej twarz, wyrwała jej z ręki widelec, po czym warknęła.

- Ślepa jesteś?!

- Dlaczego, ale, że o co ci chodzi? - zrobiła zdziwioną minę.

- Jak o co, a raczej o kogo?! Spójrz w prawo! - fuknęła, podpierając się łokciem na stole. Lili spojrzała w tym kierunku, napotykając uśmiechniętą buzię przystojnego bruneta, który siedział stolik dalej, a widząc, że nastolatki o nim rozmawiają, pomachał jej kokieteryjnie ręką. Lily odwzajemniła uśmiech, po czym odzyskała swój widelec, który wcześniej zabrała jej przyjaciółka i wróciła do degustacji, mówiąc.

- Fajny i chyba nie taki stary. Ciekawe ile może mieć lat? Ja mu daje jakieś trzydzieści, a ty? - Lena przewróciła teatralnie oczami, a następnie nie wytrzymała i warknęła na nią.

- Ten padalec łazi za mną cały wieczór, uśmiecha się jak kretyn i próbuje mnie wyprowadzić z równowagi!

- Jesteś ładna, więc wcale się mu nie dziwię - wzruszyła ramionami, wracając do jedzenia.

- On narusza moją przestrzeń osobistą i doprowadza do furii! - Lily parsknęła śmiechem, po czym wyszeptała.

- Lena, daj spokój, jaką przestrzeń osobistą, co ty pleciesz? Facet jest tobą zainteresowany, więc próbuje zwrócić na siebie twoją uwagę, tak to się chyba zwykle robi, prawda?

- Tak, a wkładanie komuś natarczywie jęzora do ust i obmacywanie, to nie jest naruszenie przestrzeni osobistej twoim zdaniem?! - Brunetka na słowa młodej Rosjanki zakrztusiła się, wypluwając z ust resztki sałatki. Wytarła je serwetkę, ścierając z nich resztki pomadki, spojrzała raz jeszcze w stronę mężczyzny, skanującego je przenikliwym spojrzeniem, po czym złapała Lenę za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia do ogrodu. Kiedy stanęły przy białym ozdobnym filarze, Lily zapytała piskliwym głosem.

- Kiedy zdążyłaś się z nim całować?! Ty dobra jesteś! - uderzyła ją dłonią w odsłonięte ramię, a kiedy obróciła głowę w stronę przeszklonych drzwi, zobaczyła w nich mężczyznę z kieliszkiem szampana w dłoni, wznoszący za nie toast. Stał w progu, opierając się o futrynę, popijał alkohol i z szerokim uśmiechem na ustach, cieszył się z widoku pięknej, tajemniczej i nieco nieokiełznanej Leny.

Brunetka miała go już serdecznie dosyć, a jego zagrania doprowadzały ją do szału. Miała już dosyć całej tej imprezy, wszystkich tych ważnych gości i całego tego towarzystwa, a najbardziej zachowania nadętego dupka, który jawnie dawał jej do zrozumienia, że ma na nią ochotę. Wciągnęła powietrze przez nos, złapała w dłonie długą kreację, podnosząc ją mocno do góry, ukazując przy tym swe długie, zgrabne i opalone nogi, po czym z miną mordercy ruszyła w jego stronę. On stał, cały czas wpatrując się w nią jak w obraz, nie mógł się doczekać, aż się do niego zbliży, a kiedy to zrobiła, odepchnął się plecami od futryny, pochylając się lekko w jej kierunku. Lena była nieco niższa od niego, ale jej waleczna mina i determinacja sprawiła, że wyglądała jak rozwścieczony byk. Brunet zmierzył ją od stóp do głów, oblizując przy tym seksownie usta. Nie mógł się powstrzymać, żeby się nie śmiać, bo jej widok był w tym momencie taki słodki i jednocześnie cholernie go podniecał. Rosjanka czerwona jak burak wypuściła z rąk materiał sukienki, a następnie palcem zaczęła dźgać go po piersiach, głośno przy tym krzycząc.

- Posłuchaj mnie ty dupku Evanie Arta, czy jak się tam wabisz! Odwal się ode mnie, bo skopię ci dupsko, albo powiem ojcu, a wtedy zrobi z ciebie mielone. Nie dosyć, że jesteś natarczywym palantem, to jeszcze łazisz za mną i doprowadzasz do szału. - Młody mężczyzna na słowa Leny parsknął śmiechem, a następnie pochylił się nad nią jeszcze mocniej, szepcząc do jej ucha.

- Już nie mogę się doczekać, kiedy twoja zgrabna, długa i cholernie seksowna nóżka skopie mi dupę.

Jego słowa sparaliżowały nastolatkę, a jego zapach perfum, wywołał u niej zawrót głowy. Denerwował ją, lecz jednocześnie podobał się jej i pociągał fizycznie i choćby nie wiadomo jak próbowała to ukryć, nie potrafiła. Na jej ciele pojawiły się dreszcze i gęsia skórka, lecz w tym momencie jego słowa jeszcze bardziej ją rozzłościły. Przestała nad sobą panować i zaczęła krzyczeć, okładać go pięściami i wyklinać po rosyjsku, lecz w tym samym momencie na zewnątrz wyszedł Joshua, chcąc się przewietrzyć, a widząc rozwścieczoną Lenę, zrobił zdziwioną minę.

- Lenka, co się stało? - zapytał, odrywając ją od wciąż uśmiechniętego Evana. Lena kipiała ze złości, lecz widząc bruneta, nieco się uspokoiła. Oddychała głośno i szybko, poprawiając włosy, powiedziała szybko.

- Joshua, zabierz ode mnie tego ciula, bo nie wytrzymam! - Nie czekała już na niczyją reakcję, tylko szybkim krokiem podeszła do zszokowanej Lily, chwyciła ją za rękę, a następnie obie biegiem ruszyły w głąb ogrodu.

Joshua spojrzał na rozbawionego mężczyznę, klepnął go dłonią w brzuch, pytając.

- Evan, co jej powiedziałeś, że cię tak napieprzała? - Uśmiechnął się do niego szeroko, rozejrzał dookoła, wzrokiem nawołując kelnera, serwującego szampana, po czym położył na tacę pusty kieliszek, wziął kolejne dwa, jeden, podając Joshule, upił spory łyk musującego wina, a następnie powiedział.

- Kurwa stary, ale ona mnie kręci, a jej rosyjski akcent jest taki słodki. To harpagan co? Co to za mała? Joshua, powiedz mi coś o niej, jest taka słodka, śliczna i ... - Nie dokończył zdania, bo Joshua mu momentalnie przerwał, spoglądając na niego jak na samobójcę.

- I ma siedemnaście lat, a do tego jest córką tego o tam, widzisz? - Obrócił mężczyznę w stronę wejścia do ogromnego pomieszczenia, gdzie odbywało się przyjęcie, palcem wskazując na tańczącego z żoną Sergieja. Evan podrapał się po brodzie, spoglądając na mężczyznę w średnim wieku, a następnie pochylił się w stronę Joshuy, mówiąc.

- No widzę i co w związku z tym? - Joshua parsknął śmiechem, pokręcił głową, odpowiadając na jego pytanie.

- To największy Rosyjski mafioso, a kiedy dowie się, że łazisz za jego pączusiem, to obedrze cię z tej twojej przystojnej facjaty. Facet jest nieobliczalny, jeśli chodzi o interesy i rodzinę, wiem coś na ten temat, a kiedy zgra się z Jacobem, to Amba Fatima! To dwa chodzące psychole, człowieku, daj sobie spokój!

Mężczyźni znali się bardzo dobrze, bo od kilku ładnych lat robili interesy z jego ojcem senatorem, który miał dużo za uszami. Z Evanem mieli kiedyś wspólne zainteresowania i nawet razem imprezowali, wyrywając kolejne napalone laski. Joshua znalazł swoją Miley i usiadł na dupie, za to Evan nadal korzystał z życia, a tym razem padło na Lenę. Dwudziestopięciolatek miał swoją firmę zajmującą się transportem i spedycją, a dzięki temu mógł prowadzić interesy z Declanem, pomagając mu w przemycie narkotyków. Wszystko oczywiście załatwiano po cichu i tak, aby nie zaszkodzić wizerunkowi jego ojca, szanowanego i uchodzącego za uczciwego senatora. Interesy się kręciły, lecz tak naprawdę nikt dokładnie nie wiedział, czym zajmuje się młody biznesmen, kochający płeć piękną. Cyferki na koncie miały się zgadzać, a jak to robiono, to już inna historia. Mężczyźni mieli sztab ludzi, którzy dbali o to, aby ich lewe, brudne interesy były nieskazitelnie czyste i przede wszystkim uczciwe.

- Jest niepełnoletnia, a przysiągłbym, że tak. - cmoknął ustami, drapiąc się po brodzie. Zamilkł na moment, przyglądając się Joshule, który już wiedział, co się szykuje.

- Evan serio odpuść, Lenka to dobra dziewczyna i nie dla ciebie. Ty jesteś jebaka, tylko ją zranisz, a wtedy jej ojciec zrani ciebie. Ona ma dopiero siedemnaście lat, a ty jesteś starym chujem. Jej nie w głowie romanse i miłości. To chłopak w spódnicy. - Evan uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje białe zęby i ten błysk w oczach, który oznaczał tylko jedno.

- Przekonałeś mnie przyjacielu - powiedział, na co Joshua odetchnął z ulgą, chcąc coś powiedzieć, lecz wtedy Evan rozwinął swoją wypowiedź, wprawiając bruneta w totalne zakłopotanie. - Lubię wyzwania, a to, że jest chłopczycą kręci mnie jeszcze bardziej. Dosyć mam tych wszystkich laleczek, które nie dotkną się niczego, bo paznokieć złamany. Joshua wiesz, co mi się w niej najbardziej podoba? - zapytał, na co brunet skinął głową, zrezygnowany.

- No co takiego? Niech zgadnę, dupa, cycki, buzia?

- No na pierwszy rzut oka tak, bo to prawdziwa laleczka, a jej oczy ! Człowieku, zatonąć w nich można! - oznajmił podekscytowany, po czym dodał. - Ma zgrabną pupę, fajne nogi, cycki w sam raz na moją dłoń - wystawił rękę w stronę Joshuy, przystawiając mu ją do piersi, w ten sposób chcąc zaprezentować koledze, jaki ma rozmiar. Joshua pacnął do w rękę, strącając ją ze swojego ciała, popukał się po czole, ale Evan nie pozwolił mu nic powiedzieć, bo był taki podniecony, że mówił dalej.- Już sobie wyobrażam, jak zaplatam wokół dłoni jej grube, ciemne włosy, a ona wije się pode mną z rozkoszy. - Widząc w oczach Joshuy złość i frustracje, zaczął się śmiać. - Nie no dobra żartuje człowieku, co ty taki sztywny jesteś? Nie pamiętasz, jak jeździliśmy razem na panienki? Ty już jesteś stary chujec i masz swoją żonkę, ale ja jeszcze jestem młodzieniaszek w stosunku do ciebie i zamierzam czerpać z życia, to co najlepsze, ale tak serio, to po rozmowie z nią i tym pocałunkiem na tarasie, uważam, że jest fascynująca i kuźwa kręci mnie jak cholera, a jej rosyjski akcent mógłbym słuchać godzinami, najlepiej do poduszki. - Brunet wytrzeszczył oczy, złapał młodego biznesmena za poły smokingu, a następnie warknął w jego twarz.

- Znasz ją kilka godzin, a już wpychałeś jej jęzor w usta?! Kurwa człowieku! To jakby moja rodzina, a ty kopiesz sobie dół!

- Joshua, to tylko pocałunek, nic więcej! Wyluzuj trochę, przecież jej nie wyrucham! - powiedział, strącając jego dłonie ze swojej marynarki, po czym dodał już znacznie ciszej - Na razie...

- Kurwa Evan! Znamy się kupę czasu, lubię cię i jesteś w porządku gość, ale nie nadajesz się do stałego związku, a to jeszcze dziecko! Skrzywdź ją, a przysięgam, że własnoręcznie nakopię ci do dupy! - wysyczał, poprawiając czarną muszkę przy szyi.

- Chyba własnonożnie - zażartował, próbując rozładować napiętą atmosferę pomiędzy nimi.

- Tu jesteście, wszędzie was szukam - Na zewnątrz wyszedł przystojny, elegancki Declan, od którego zawsze, ale to zawsze biła ta pewność siebie, dumna postawa i władza. Wyglądał jak zwykle nienagannie i zabójczo przystojnie. Wyprostowany jak struna, podszedł do mężczyzn, uścisnął dłoń młodego bruneta, uśmiechnął się, a następnie zapytał. - Jak się bawisz przyjacielu? Musimy omówić kilka spraw, ale to możemy załatwić jutro.

Evan uśmiechnął się do starszego od siebie mężczyzny, przeczesał dłonią swoje lekko dłuższe u nasady włosy, po czym powiedział.

- Dziś bawię się znakomicie, a o interesach, oczywiście możemy porozmawiać jutro, chętnie odwiedzę cię w twoim domu po raz kolejny - mówiąc swoje ostatnie słowa, spojrzał na rozjuszonego Joshuę, który kręcił tylko głową.

- O co chodzi bracie? - zapytał go, widząc wyraz jego twarzy.

- Pilnuj tego młodego chujka, bo jak Sergiej się dowie, że startuje do Leny, to urwie mu tego jego wstrętnego pisiora i go nim nakarmi, a nam obetnie łby. - fuknął do brata, po czym odszedł na bok, rozglądając się po ogrodzie w poszukiwaniu dziewcząt. Declan odchrząknął, poprawiając marynarkę, po czym spojrzał na roześmianego młodzieńca, pytając.

- Joshua mówi prawdę?

- Podoba mi się - powiedział, wzruszając ramionami.

- Jest piękna i Sergiej będzie miał sporo kandydatów na zięciów, ale to nie panna dla ciebie.

- A skąd wy to wszystko możecie wiedzieć?! Lubię kobiety, owszem, ale na Boga, czy wy już do końca życia będziecie przyprawiać mi łatkę bogatego jebaki i lekkoducha? - zapytał, rozkładając szeroko ramiona.

- Taką łatkę ciężko zdjąć przyjacielu, a sam dobrze wiesz, że nie wytrzymasz przy boku jednej kobiety. Lena to młoda i niedoświadczona dziewczyna, nie myśli w takich kategoriach co ty, a już z pewnością, nie pozwoli na związek z kilkoma panienkami. Kolejna sprawa to taka, że nie powinieneś się teraz wychylać, bo niedługo kolejne wybory, w których startuje twój ojciec. Ty, jako jego syn i porządny obywatel kraju, nie powinieneś się prowadzić z córką Rosyjskiego gangstera. - Declan uśmiechnął się znacząco do Evana, poklepał go po ramieniu, po czym dodał na koniec rozmowy. - Znajdź sobie inny obiekt westchnień, który i tak po jednej nocy ci się znudzi. Przepraszam, wracam do mojej pięknej żony, a ty przyjacielu baw się dobrze i jutro liczę na spotkanie biznesowe.

Evan został sam na tarasie. Włożył ręce do kieszeni garniturowych spodni, oparł się o barierkę, a następnie wyszeptał do siebie, patrząc w dal na pięknie oświetlony ogród.

- Jestem Evan Arta, który się tak łatwo nie podda, a już na pewno nie odpuści sobie tej pięknej sarenki.

***

- Całowałaś się z nim? - zapytała podekscytowana Lili, kiedy obie usiadły na drewnianej ławce, niedaleko domku dla gości.

- Nie - warknęła, opierając dłonie na udach. - To on całował mnie, dupek jeden! - Lily uśmiechnęła się do niej, a widząc jej zachowanie, zapytała.

- Niech zgadnę, on całował ciebie, a ty stałaś jak ten posąg i nie zrobiłaś nic? - Lena spojrzała na jej rozbawioną buzię, przewróciła teatralnie oczami, a następnie lekko zawstydzona, jakby zmieszana wyszeptała.

- To było silniejsze ode mnie... - Brunetka parsknęła śmiechem, uderzając ją ręką w ramię, a następnie powiedziała.

- Wiedziałam! Co nie zmienia faktu, że jest dupkiem prawda?

- Prawda! Dupkiem jest i to ogromnym, ale jedno muszę mu przyznać - wyszeptała lekko zawstydzona.

- Co takiego?

- Ten dupek świetnie całuje!

***

Tej nocy Evan odpuścił nękanie młodej, ślicznej Leny, wracając do domu. Musiał odreagować ten wieczór i odrzucenie z jej strony. Obiecał sobie, że kolejnego dnia w domu Declana zaskoczy nastolatkę. Młody mężczyzna należał do osób zdeterminowanych i takich, którzy jak już sobie coś postanowią, to tak musi być i koniec kropka.

- Evan, Evan! - Do jego mieszkania z samego rana jak strzała wpadł senator w obecności kilku ochroniarzy, kierując się prosto do jego sypialni. Gdy wszedł do pomieszczenia, stanął jak wryty w podłogę, otwierając szeroko usta, na widok swojego syna w obecności kilku kobiet.

- Alfons pierdolony! - warknął, zaciskając dłonie w pięści, spoglądając na swoich goryli, dając im znak, żeby zajęli się prostytutkami. Starszy, siwiejący mężczyzna podszedł do łóżka swojego śpiącego jak skała syna, po czym uderzył go z pięści w ramię, głośno przy tym krzycząc.

- Obudź się do ciężkiej cholery! - Ochroniarze w tym czasie obudzili śpiące kobiety, wywlekając je z łóżka, wyprowadzając z sypialni jurnego, młodego mężczyzny. Evan zaczął coś mamrotać przez sen, przewracając się na drugi boki, kiedy jego ojciec wpadł w szał. Zerwał z niego cienką pościel, którą był przykryty, spychając go z łóżka, prosto na twarz. Dopiero bolesne spotkanie z podłogą, obudziło Evana.

- Co jest grane?! - krzyknął, po czym złapał się za głowę, siadając i kuląc się, czując potworny ból skroni.

- Jest dziewiąta rano, a ty gździsz się ze swoimi ladacznicami, zamiast robić interesy, a do tego narażasz mnie na pośmiewisko, tuż przed wyborami! Miałeś być ostrożny i zachowywać się jak dorosły, normalny mężczyzna, a nie szejk co ma swój własny, prywatny harem! Zdajesz sobie sprawę, że takimi wygłupami możesz mi bardzo poważnie zaszkodzić? Gazety i tak już mają cię za lekkoducha i alfonsa.

Evan mętnym wzrokiem spojrzał na twarz ojca, zasłaniając prześcieradłem swą nagość, po czym wstał z podłogi i chwiejnym krokiem podszedł do stolika, gdzie stała szklanka z wodą. Miał kaca i był totalnie wymęczony, po tej ciężkiej, intensywnej nocy, głowa mu pulsowała, świat jeszcze wirował, a na domiar wszystkiego, jego własny ojciec wparował do jego apartamentu i z wrzaskiem na ustach prawił mu morały.

- Nie drzyj się na mnie człowieku! - krzyknął, kiedy starszy mężczyzna w dalszym ciągu nie przestawał mówić, energicznie wymachując przy tym rękoma. - To moje życie i moja sprawa z kim uprawiam seks. Będę chciał, to zaproszę do swojego domu tabun dziwek, a potem będę je wszystkie ostro pieprzył i nic nikomu do tego jakie mam upodobania! To mój dom i moja sprawa z kim śpię do kurwy nędzy, a ty też mi nie mów co mam robić i zajmij się lepiej swoją zajebistą kampanią wyborczą i matką, zamiast prawić mi kazania. Wchodzisz do mnie jak do siebie otoczony swoimi gorylami i od progu drzesz mordę! Świętoszek się znalazł jeden! Dla ciebie robię machloje z gangsterami, płacę grubą kasę, żeby to wszystko nie wyszło na światło dzienne, a ty ciągle niezadowolony! Ty jesteś wspaniałym, uczciwym senatorem i niech tak zostanie, a mi daj spokój!

- Synu, ale przesadzasz, a twoje zachowanie przyciąga te wszystkie hieny, które tylko czekają, by wbić mi nóż w plecy i ujawnić jakieś ciemne interesy, kompromitując mnie na cały świat. - powiedział już nieco łagodniejszym głosem, na co Evan zaczął kręcić głową.

- To może czas zacząć robić tylko te jasne, czyste interesy, zamiast bawić się z narkotykami i całym tym gównem?! - Mężczyzna westchnął głośno, po czym podszedł do syna, spoglądając mu w oczy.

- Wiesz, że to zaszło już zbyt daleko, żeby z tym skończyć? - Nie odpowiedział mu, bo dobrze o tym wiedział. Wyminął ojca, po czym szybkim krokiem poszedł w stronę łazienki. Wziął szybki prysznic, mając nadzieję, że kiedy wróci do pokoju, nie zastanie w nim ojca. Mylił się, bo on nadal tam był, siedział na materacu dużego łóżka, podpierając łokcie na kolanach. Evan zachowywał się tak, jakby jego ojca tam nie było. Zdjął z bioder mokry ręcznik, a następnie założył czystą bieliznę. - Słyszałem, że zainteresowałeś się córką Sergieja Prohova? - zapytał, przyprawiając syna w totalne osłupienie.

- Słucham? - stanął przy nim, spoglądając na niego z góry.

- To, że nie byłem na przyjęciu do samego końca, nie znaczy, że nic nie wiem - wyszeptał, po czym wstał z łóżka, kierując się w stronę drzwi. Złapał za klamkę, obrócił się do syna, a następnie dodał. - Jedź do Declana, załatw wszystko, a potem przyjedź do mnie. Zostaw to dziecko w spokoju, to nie partia dla ciebie.

- Twoje niedoczekanie - wyszeptał do siebie, kiedy ten opuścił pomieszczenie. - Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić, a zwłaszcza ty...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro