Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Why did you hate dad so much?


ROZDZIAŁ V

T E R A Z 

Starowinka stanęła u stóp schodów. Spojrzała z przerażeniem na ich ilość. Z westchnieniem przeniosła wzrok na swój balkonik i podniosła go drążącymi rękoma w górę. Sapnęła cicho, gdy dotknął pierwszego stopnia.

— Babcia Esti! — na schodach pojawiła się uradowana kobieta. Zbiegła w ekspresowym tempie na dół. Estelle przyjrzała się wnuczce od góry do dołu. Widziały się ostatni raz na pogrzebie Marcela. Miała teraz krótsze włosy i grzywkę opadającą na czoło. Pamiętała zacięte dyskusje, które prowadzili na temat tej fryzury. Estelle zwykle przysłuchiwała się im, nie obierając, żadnej ze stron w tej debacie.

Zdumiona zauważyła, że londyńskie powietrze wyraźnie jej służy. Wyglądała pięknie i kobieco, mimo iż nie była wystawnie ubrana.

— Cześć aniołku. — wyciągnęła pomarszczone dłonie, aby objąć szyję Ann.

— Jak się czujesz? 

— A dziękuję, nie narzekam. — odparła wesoło. Taka właśnie była. Nigdy na nic nie narzekała i nigdy nie marudziła. Mimo swoich 94 lat pozostała pogodną osobą, jaką była zawsze. Czasem nawet Ann mogłaby powiedzieć, że nie czuła aż tak wielkiej różnicy wieku między nimi, co wydawałoby się absurdalne.

— Chodź na górę. — złapała ją pod rękę i razem szybciej wdrapały się na schody. Weszły do osobliwie urządzonego mieszkania. Na kanapie siedziała pani Hudson, która wsłuchiwała się w grającego na skrzypcach Sherlocka. Melodia była skoczna i podrywająca do tańca, co wskazywało na dobry humor detektywa.

— To twój? — mruknęła Estelle. Ann zachichotała i pokiwała głową. — Przystojny i inteligentny. Tacy to rzadkość. Gdzieś go znalazła?

— Ośmielam się zauważyć, że o mnie rozmawiacie. — mężczyzna przerwał grę. Ann spłonęła rumieńcem, a Estelle przyjrzała mu się krytycznie.

— Nikt cię młokosie nie nauczył, że rozmów się, nie podsłuchuje? — Sherlock wyraźnie speszony powrócił do gry. — Musisz go jeszcze wychować. — mrugnęła do Ann.

— Witaj mamo. — do salonu wszedł Richard Wolf. Postawił torbę na podłodze i przywitał rodzicielkę. Oboje zostawali na noc, co nie spodobało się zbytnio Sherlockowi, ale pech sprawił, że nie miał za wiele do gadania. Szczególnie że pani Hudson najwidoczniej była w swoim żywiole.

— Pasuje pani rola gosposi.  — mruknął Sherlock, przechodząc obok nalewającej herbaty kobiety. Zdzieliła go szmatką w głowę i pokręciła głową z dezaprobatą.


— Richard Wolf — ojciec Ann wyciągnął rękę w stronę Timothy'ego. Starszy Holmes uścisnął jego dłoń i bacznie mu się przyjrzał.

— Jest pan tym...no...no wie pan...

— Gejem? — Richard uniósł brwi.

— Skoro tak pan mówi. — mruknął niezrozumiale.

— Timothy! — zganiła go Wanda. — Przepraszam najmocniej. Wspieramy was całym sercem. Jestem Wanda, a mojego męża już poznałeś.


— Jak tam dieta? — zapytała przyjaźnie Ann.

— Och ty też? — warknął poirytowany Mycroft. — Wspaniale!

— Przepraszam, powiedziałam coś nie tak? Sherlock powiedział, że ciężko ci zrzucić zbędne kilogramy, postanowiłam zapytać, polecić może nawet mojego dietetyka. — uśmiechnęła się lekko odgarniając grzywkę z czoła. Spochmurniała mina mężczyzny zaczęła się powoli rozpogadzać. Pokiwał powoli głową i wciągnął się w rozmowę z tą wyjątkowo inteligentną  jak na ludzi, kobietą.

Gdy już wszyscy przełamali pierwsze lody i pogrążyli się we wspólnej rozmowie, Ann spojrzała ukradkiem na Sherlocka. Mężczyzna jak gdyby wiedziony instynktem również zerknął w jej stronę. Kiwnęła lekko głową, co dało mu do zrozumienia, że już czas. Wstał, łapiąc Ann za rękę. Momentalnie wszystkie rozmowy ucichły i cała uwaga skupiła się na nich. Lestrade otworzył szerzej oczy. Wiedział, że detektywi ze sobą sypiają, ale nie wiedział, że to coś poważnego. Przede wszystkim po raz pierwszy widział jak Sherlock kogoś dotknął z własnej woli. Kogoś żywego.

— Mamy wam coś do przekazania. — zaczął Sherlock.

— Na wstępie dziękujemy za przybycie...— głos zabrała Ann.

— Jesteś w ciąży? — zapytała Molly. Ann nie mogła zrozumieć, dlaczego Holmes ją tu zaprosił. Widocznie była o niego zazdrosna i nie pałała sympatią do Wolf. 

 — Bliźniaczej. — odparła z uśmiechem dziewczyna, kładąc rękę na brzuchu.


W T E D Y 

— Suarez? Jak sytuacja? — Eugene wszedł do fabryki, witając się ze swoim wspólnikiem. Był jego najlepszym przyjacielem i jako jeden z nielicznych wiedział o jego umowie z nazistami odnośnie jego narzeczonej.

— Estelle cię puściła do pracy? — zdziwił się. — Jutro masz wesele chłopie.

— Zostawiłem tutaj zegarek, a jest prezentem od Estelle z okazji naszego ślubu, więc wypadałoby go założyć, nie? — zaśmiali się.

— Co do sytuacji, wszystko w porządku szefie. Zabieraj zegarek i idź na przygotowania, widzimy się jutro przy ołtarzu.

— Zabrzmiało, jakbym to z tobą się żenił.

— Nie powiem ci nie, stary druhu. Tylko każdy babeczkę na boku do... — poruszył znacząco brwiami. 

— Jesteś niemożliwy. — potrząsnął głową ze śmiechem Eugene. Otworzył drzwi do gabinetu i rozpoczął poszukiwania. Przetrząsnął wszystkie szuflady, a po zegarku ani śladu. Zaniepokojony pochodził jeszcze po gabinecie w nadziei, że odnajdzie zgubę, jednak bez zmian, zegarek przepadł jak kamień w wodę.

T E R A Z 

Wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego. Wszyscy, oprócz babci Estelle. Patrzyła z delikatnym uśmiechem na wnuczkę. Nie mogła powstrzymać uciekającego czasu. Przed oczami zobaczyła nagle Ann stojącą w piaskownicy z drewnianym mieczem, dowodzącą chordą dzieciaków, które wraz z nią udawały piratów. Teraz widziała dojrzałą młodą kobietę, która spodziewa się dziecka. Nie mogła powstrzymać łez.

Ach, gdyby Eugene mógł to zobaczyć.

— Tata by się ucieszył z kolejnych potomków. — powiedział Richard. Estelle zszedł uśmiech z twarzy.

— Henry zaraz by nauczył je obsługiwać pług czy orać pole. — warknęła. Zdziwiła go jej reakcja. Zawsze zastanawiał się, czemu kobieta była z jego ojcem, skoro go nie kochała. Była wspaniałą matką i babcią, ale paskudną żoną. Wydawało mu się nawet, że od kiedy jego ojciec zszedł z tego świata, kobieta była szczęśliwsza. 

— Czy to źle? — zapytał ostrożnie.

— Jeśli się umie tylko to, bo jest się taką ciemnotą umysłową...Na szczęście inteligencję odziedziczyłeś po mnie. — uszczypnęła go pieszczotliwie w policzek.

— Dlaczego tak nienawidziłaś taty? — zadał wreszcie pytanie, które od zawsze go nurtowało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro