I shot the ceiling
ROZDZIAŁ VIII
T E R A Z
— Mieliśmy porozmawiać o naszym wyjeździe do Paryża. Sądzę, że jutro z rana jakoś zgrabnie wyprosimy stąd twojego tatę i babcię i możesz zacząć nas pakować.
— Po pierwsze, nie podoba mi się ten wyjazd, szczególnie że nie wpuszczą mnie na pokład samolotu. Po drugie, czemu ja mam nas pakować? Jesteś dużym chłopcem, dasz sobie radę sam.
— Gdybyś była w dziewiątym miesiącu, to możliwe, że nie chcieliby cię zabrać, ale w początkowych fazach, gdzie tego praktycznie nie widać, gdy założysz luźniejsze ubrania, sądzę, że nie będzie problemu. A co drugiej obiekcji, uważam, że nie powinno się marnować mojego intelektu na coś tak przyziemnego jak pakowanie ciuszków do walizki, dlatego do tego zadania wyznaczyłem właśnie ciebie.
— Och, bo mój intelekt można marnować tak? — kobieta spojrzała na niego lekko poirytowana.
— Uważam, że jesteś jednostką raczej inteligentną, więc pewnie nie zajmie ci długo opracowanie jakiegoś systemu dotyczącego tejże czynności. Czy możemy już skończyć tę bezsensowną i prowadzącą donikąd dyskusję?
Ann chciała jeszcze coś dodać, jednak przewróciła oczami i stwierdziła, że ciągnięcie tego dalej nie ma sensu.
W T E D Y
— To zamierzasz wywieźć mnie za granicę na tę kawę? — zaśmiała się nerwowo Estelle. Monique pozostawiła jej pytanie bez odpowiedzi, jedynie uśmiechnęła się kącikiem ust. Estelle przełknęła ślinę i utkwiła wzrok w mijanym przez nie krajobrazie. Jechały już blisko półtorej godziny. Zaczęła żałować tego, że zdecydowała się wsiąść z nieznajomą do samochodu.
— Chciałam zostać aktorką — przerwała ciszę Monique i zaciągnęła się papierosem. — Wyjechać za granicę Francji i podbić światową scenę. Od zawsze mnie do tego ciągnęło. Gdy byłam młodsza chodziłam na wszystkie sztuki wystawiane w pobliskim teatrze i potem starałam się je odwzorować.
Kobieta zamilkła na chwilę. Jej wzrok był nieobecny, zdawała się być chwilowo oderwana od rzeczywistości. Estelle nie rozumiała, czemu Monique się jej to mówiła, ale lepsze to niż jazda w ciszy.
— Rodzice nie popierali tego, chcieli żebym, została nauczycielką, a jeśli nie, to żebym wyszła za kogoś zamożnego. Jakbym była tylko przedmiotem, który nic więcej nie osiągnie, jeśli nie ma przy sobie mężczyzny. Jakbym była jedynie ozdobą towarzystwa, a potem maszyną do rodzenia dzieci, sprzątania, gotowania i wyglądania dobrze, bo przecież jeśli nie będę ładna, to mnie zostawi, albo będzie sypiać z kimś na boku.
Estelle odczuła nagle silne poczucie, że jej rodzina wychowała ją w podobnym założeniu, tylko wcześniej nie zauważyła tego, że może być ono złe lub uwłaczające.
— A przecież nie tylko po to jestem — jej głos się załamał. — Przecież to, że jestem kobietą, nie oznacza, że mogę mniej niż mężczyźni. Mam ten sam rozmiar mózgu, wszystkie kończyny sprawne, nie mam żadnej niepełnosprawności, czy upośledzenia, więc o co chodzi? Czemu wciąż kobiety uważane są za gorsze lub słabsze? Czemu wciąż nie są doceniane? Czemu nie mówi się głośno, jak wielkim bólem jest poród? No przecież skoro tylko do tego jesteśmy, to czemu się o tym nie rozmawia? Czemu wizerunek kobiety pracującej wzbudza oburzenie? Czemu muszę mieć zgodę mężczyzny, by pracować? Czemu wszyscy uważają, że nie jestem na tyle poczytalna, by o sobie samej decydować? Czemu mężczyźni bez pytania mogą otwierać moją korespondencję,a ja nie? Czemu nie możemy brać udziału w wyborach? Czemu nie możemy decydować o sprawach bieżących w kraju, czemu nie możemy wpływać na politykę w równym stopniu, co mężczyźni?
Monique była bliska płaczu, a Estelle czuła się coraz bardziej nieswojo. Jak mogła nie zauważyć tego wszystkiego wcześniej? Zaciekawił ją fakt tego całego głosowania. Od zawsze było wiadomo, że tatuś szedł na wybory i tatuś decydował co i jak, a mama zawsze uśmiechnięta całowała go w policzek na przywitanie. Może to wszystko było maską? Może mama płakała wieczorami? Może tak samo jak Monique chciała być wolna?
— Dlatego chciałam go zabić. — wyszeptała Monique. Estelle pobladła i wlepiła wzrok w kobietę.
— K-kogo chciałaś zabić? — zająknęła się.
— Ojca...wuja...dziada...— zaczęła wyliczać. — i braciszka oczywiście.
— Tylko po to, aby się uwolnić? Mogłaś przecież uciec.
— Mogłam, ale czemu ja mam przymierać głodem, podczas gdy oni się pławią w luksusach. Chciałam przejąć interes, a przynajmniej jego część. Szczególnie, że ten dureń Eugene uganiał się za panienkami i raczej nie w głowie mu była stabilizacja. Zaproponowałam to rozwiązanie ojcu przy kolacji. Najpierw się roześmiał, a potem wściekł. Wyjęłam wtedy zza paska rewolwer, ojciec kolekcjonował broń, więc miałam do niej dostęp. Już jako mała dziewczynka się nią interesowałam. Pokazał mi ją czyścić i ładować. Korzystać nauczyłam się sama.
Estelle bała się zadać to pytanie, jednak to w końcu to zrobiła:
— I co dalej? Co zrobiłaś?
— Strzeliłam w sufit. Kryształowy żyrandol spadł na środek stołu, łamiąc go na pół. Żebyś widziała twarz Eugene i rodziców — zachichotała, co tylko bardziej przeraziło Estelle. — Odłamki szkła poraniły twarz ojca, matka i Eugene zdążyli zasłonić się rękoma.— dodała wyraźnie rozczarowana. — A potem przedstawiłam moje żądania.
Dobra dobra, jestem już. Serio
_pestka_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro