I can' t live without you, you conceited asshole either.
ROZDZIAŁ VIII
Dobra... Tego się nie spodziewałam.
Estelle powinna zapalić się czerwona lampka. Tajemnicza kobieta podająca się za jej szwagierkę czekała pod jej domem, jakby nie przyjmowała jej ewentualnego sprzeciwu, jakby...
To wszystko zaplanowała.
— Gdzie wychodzisz? — Eugene starał się rżnąć głupa. Estelle spojrzała na niego, jakby spadł z księżyca. Mężczyzna zrozumiał, że ma siedzieć cicho, bo inaczej kobieta wyłupi mu oczy.
— Nie czekaj na mnie, wrócę późno. — rzekła na pożegnanie.
— Czekaj, wszystko ci wyjaśnię. — Eugene podjął próbę zatrzymania kobiety.
— Nie — podniosła dłoń, uciszająć mężczyznę. — Na razie masz się do mnie nie odzywać.
Zapięła ozdobną spinkę na głowie i opuściła mieszkanie. Przed domem stało czarne lśniące auto. Zza kierownicy wyjrzała kobieta, co nieco zdziwiło Estelle, zwykle bowiem widziała prowadzących mężczyzn. Kobieta miała długie rude loki upięte po lewej stronie. Grzywka zasłaniała delikatnie jej prawe oko, jednak zdawała się tego nie zauważać. Na palcu miała założony specjalny pierścień, którego używały damy do palenia papierosów. Estelle skrzywiła się, gdy Monique wypuściła z ust kłęby dymu. Denerwowali ją nałogowi palacze. Jak można tak sobie zniszczyć życie i to na własne życzenie. Eugene dostawał ochrzan za każdym razem, gdy przyłapała go na popalaniu.
Monigue była ubrana w białą sukienkę w czarne grochy. Na szyi przewiesiła czarną apaszkę, a jej stopy zdobiły czarne szpilki. Jedynie usta miały krwistoczerwony odcień, dzięki czemu ożywiały jej stylizację.
— Czas na przejażdżkę, nie uważasz? — Monique zaciągnęła się papierosem. Estelle niepewnie wsiadła do pojazdu. Kobieta ruszłya z piskiem opon. Jej impulsywne zachowanie nieco przerażało Estelle, ale postanowiła tego nie komentować.
— No więc, jak poznałaś mojego braciszka? — obłoczek dymu opuścił jej usta, otaczając twarz brunetki. Estelle kaszlnęła, rozwiewając go dłonią. — Och przepraszam! Nie wiedziałam, że tego nie lubisz. — dmuchnęła mocniej w jej twarz, po czym zachichotała.
To chyba nie był dobry pomysł.
— Spodobałam mu się i...
— Poderwał cię?
— Em, tak. Byliśmy narzeczeństwem przez rok i niedawno wzięliśmy ślub. Przepraszam, że cię nie zaprosiliśmy, ale Eugene nie wspomniał o tym, że ma siostrę.
— Och to całkowicie zrozumiałe. Szczerze mnie nienawidzi. Uważa, że mam problemy psychiczne i nie powinnam być pośród ludzi.
Estelle pobladła i spojrzała wystraszona na kobietę, która zachichotała ponownie.
— Przecież żartuję, cholera, zero poczucia humoru.
Coraz mniej podobało jej się to spotkanie. Miała dziwne wrażenie, że nie żartowała.
T E R A Z
Ann przyniosła tacie kołdrę i poduszkę. Pościeliła łóżko i odwróciła się w stronę wyjścia.
— Wiesz co, gdy przestałaś się do mnie odzywać, zaraz po śmierci Marcela, bałem się, że skończymy, jak ja i moja matka. — westchnął Richard, a w tym westchnieniu Ann wyraźnie mogła odczuć zmartwienie. Mężczyzna ściągnął brwi, przez co na jego czole pojawiła się widoczna zmarszczka.
— Na szczęście w porę udało nam się dogadać.
— Masz rację. Dobranoc skarbie. — pan Wolf pocałował córkę w głowę. Przez ten niewielki gest kobieta znów poczuła, jakby była małą dziewczynką, chowającą się w ojcowskich ramionach przed całym złem tego świata.
— Dobranoc tato. — odpowiedziała i wyszła, zamykając drzwi.
Okay. To jest ten moment, gdy zaczyna się zabawa.
Zapukała do drzwi pokoju Sherlocka. To było absurdalne. Byli ze sobą i spodziewali się dwójki dzieci, a mimo to mężczyzna wciąż zachowywał się czasem, jakby Wolf była dla niego tylko współlokatorką.
— Wejdź.
No ja myślę, że mogę wejść.
— To jak będzie? — zapytała, ziewając.
— Według zaleceń lekarzy, ciężarna kobieta nie powinna spać na ziemi, więc będziesz spała na łóżku ze mną. — rzucił sarkastycznie. Ann przewróciła oczami i usiadła po lewej stronie łóżka.
— Nie tu. — mruknął Sherlock.
— Hm? — spojrzała na niego zdziwiona.
— Nie tu — powtórzył. — Ja śpię po lewej stronie. Zawsze.
Wstała zrezygnowana i usiadła po drugiej stronie. Sherlock uśmiechnął się lewym kącikiem ust i zgasił światło. Pokój pogrążył się w ciemności, a jedynym źródłem światła była księżycowa poświata, wpadająca przez zasłony. Mężczyzna położył się obok niej i spojrzał na nią. Powoli podniósł dłoń i odgarnął grzywkę, opadającą na jej czoło. Pozostałe dłuższe kosmyki schował za jej ucho i pogłaskał kciukiem jej policzek. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się delikatnie.
— Kocham cię Ann. Nie mówię tego często, ale naprawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobił kreaturo.
— Też nie mogę bez ciebie żyć nadęty dupku.
I' M BACK MOTHERTRUCKERS
Powracam, oby na dłużej, wszystko jest raczej okay, ogarnęłam to co miałam do ogarnięcia. Jedyną przeszkodą teraz może być nawał nauki, bo nasi nauczyciele postradali rozum. 53 dni do świąt robaczki.
_pestka_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro