9 |Nie ma więcej|
Amanda
–Co ty robisz? – krzyczę gdy wybiegam za nim.
– Masz dziwne pojęcia, nie bycia dziwką, Amanda – jeszcze jakby mu to robiło różnice.
– Nic nie zrobiłam, bo przyjechałam tu dla ciebie!
– Zachowaj takie wyznania dla kogoś kogo będą obchodzić – warczy do mnie.
– Wyszedłeś, bo nie czułeś się jedyny – mogłam chyba lepiej ubrać to w słowa.
– Mogę mieć każda laskę i ty o tym wiesz – w końcu się do mnie obraca i patrzy na mnie wściekłym wzrokiem.
– Więc dlaczego się wkurzyłeś, co? – na moje usta ciśnie się uśmiech.
– Nie lubię gdy ktoś dotyka tego, co moje – uśmiecham się, a on karci mnie wzrokiem – Jesteś – przysuwam się do niego – kurwa – moje usta opadają na jego, a po chwili jestem dociśnięta do ściany w gównianym hotelu.
– Nie chce, żeby ktokolwiek inny mnie dotykał – myśle, że on lubi to słyszeć, lubi czuć się w sposób, który sprawia, że ja się czuje. On dostaje dużo rzeczy, o których nie mam pojęcia, ale zdecydowanie on nigdy nie jest tym jedynym.
Dociska mnie do ściany, która może nie jest najbardziej na widoku, ale wystarczy, że otworzą się, któreś z trzech drzwi i.. Ale chyba tutaj właśnie o to chodzi, o możliwość bycia przyłapanym przez świat. Po chwili jego ręka jest już w moich spodniach dresowych, a ja sapie w jego rozchylone usta. Jego palec wchodzi we mnie, a ja zdecydowanie chce więcej. Po to tutaj jestem, ale to jest to czego chce.
Sięgam do jego paska i pośpiesznie go rozpinam. Z przyzwyczajenia sięgam do jego tylnej kieszeni, on nawet nie kłopocze się z chowaniem tego do portfela. Opuszczam jego spodnie na tyle, żeby wyjąć z bokserek jego erekcje. Luke patrzy mi w oczy i pośpiesza, jeszcze bardziej pobudzając. Drżącymi palcami zaczynam nakładać na niego prezerwatywę, Luke cały czas palcami drażni moje wnętrze, ale w końcu udaje mi się. Moje spodnie są spuszczone do tak jak jego, a potem unosi mnie, owija wokół siebie i jednym szybkim pchnięciem jest we mnie. Zaplatam ręce wokół jego szyi, moje plecy są mocniej dociśnięte do ściany, a jego pchnięcia są intensywne. Zarostem ociera się o mój policzek, a mój przyśpieszony oddech, drażni jego ucho.
Mocno, szybko, mocno szybko.
– Mocniej – wbijam paznokcie w jego tyłek, a on wchodzi we mnie cały, po to, żeby wyjść niemal do końca. Nie jestem w stanie powstrzymać krzyku, kompletnie zapominając o miejscu gdzie jesteśmy.
– Co tu się kurwa dzieje? – nasze głowy obracają się w kierunku głosu. On cały czas we mnie, ja cały czas zdyszana – Jak mogliście nie dotrzeć nawet do pokoju? – Luke zakręca biodrami, cholera – Wynocha stąd!
Luke unosi mnie i zmieniamy ścianę.
– Luke – mój głos jest cichutki – nie powinniśmy.. – on zamiast przerwać mocno mnie całuje.
– Zaczęliśmy to i skończymy – patrzę na niego, czuje piekące mnie policzki, gdy on znowu się we mnie wbija.
– Luke – nie czuje już tego.
– Amanda – mówi ostrzegawczo.
Jedno słowo.
Moje imię.
I to miejsce nie ma już znaczenia.
– Czy to był do chuja jasny przekaz? – marszczę brwi nie rozumiejąc, ale on od razu je wygładza. To on nie cierpi gdy tak robię.
– Co? – myśle, że moje policzki dalej są czerwone.
– Nie pieprzysz innych, rozumiesz? – tylko kiwam głową, gdy naciągam na siebie spodnie – Masz to powiedzieć.
– Jesteś skończonym kutasem – on się tylko uśmiecha.
– Nie sądzę, żeby to cię powstrzymało – niemal podskakuje, gdy jego dłoń ściska mój tyłek.
– Muszę się przebrać – łapie moją brodę między palce i zmusza do spojrzenia na siebie – Tak, zrozumiałam twój jasny przekaz.
Wracamy do pokoju, wszyscy na nas patrzą, ale nikt nic nie mówi. Ashton patrzy na moją szyje, a mnie nagle tamto miejsce piecze. Zabieram rzeczy, które wzięłam ze sobą na koncert i znikam w łazience.
Oczywiście, kurwa, że zostawił mi ślad. Dotykam go palcem i uśmiecham się, mimo wszystko się uśmiecham.
Jestem z powrotem w pokoju z poprawionym makijażem i świeżym ciuchami. Moje leginsy, w niczym nie przypominają stroju pozostałych dziewczyn. Tak, mam w torbie rzeczy Lexi, które wyglądają tak jak ich, ale coś powstrzymuje mnie przed założeniem ich.
Nie pasujesz tutaj.
Jesteś od tego lepsza.
To wszystko o czym mogę myśleć, póki on nie przysuwa mnie do swojego boku i nie podaje mi piwa.
W końcu zbieramy się na koncert. Właściwie to chłopaki się zbierający, my możemy przyjść później, nawet dopiero po, ale nie jestem tą dziewczyną. Chce czegoś więcej, dlatego idę z nimi.
Siadam w barze, gdy oni zaczynaja rozkładać sprzęt. Bez pytania o dowód dostaje drinka, a potem obracam się w kierunku sceny.
Czterech facetów, którzy są kompletnie inni, ale wszyscy lubią łatwe dziewczyny i chyba kochają muzykę. Są ludźmi, którzy znają swoją wartość i sięgają po to, co daje im życie. Wszystko ułatwia im ich przystojny wygląd, a talent sprawia, że są kimś. Jednak oni traktują to jak nic takiego, owijając się wokół dziewczyn, które chcą tylko ich kutasa i sławy, mimo, że mają więcej do zaoferowania, co słyszę dokładnie teraz podczas próby dźwięku.
Są dobrzy, bardzo dobrzy.
Luke zaczesuje swoje włosy do tylu, a potem jego palce uderzają o struny. Ich muzyka jest przyjemna dla uszu, a nawet ma w sobie to coś.
Wiem wszystko, znam odpowiedź na wiele pytań w mojej głowie, ale nie rozumiem dlaczego pozwalają robić z siebie facetów do łóżka.
****
To nie jest historia i tradycyjnej miłości. To nie jest love story od seksu do miłości.
Ona jest naiwna i ma zaniżoną samoocenę. On nauczył się, że dzięki seksowi ma wszystko, czego potrzebuje w tej chwili.
Oboje mają problemy, na które świat nie zwraca uwagi i wcale nie chodzi o to, że sobie pomogą.
Jedno słowo opisujące tą prace : TOKSYCZNOŚĆ.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro