Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

68 |Rodzina|

Amanda

Pacyfic City było dla mnie dobre i byłam tu szczęśliwa. Znalazłam nowych przyjaciół, ale czasem także rozmawiałam ze starymi. Gdy jeździłam do Portland rozmawiałam też z Ashtonem, z którym czasem wymienialiśmy się zdrowymi przepisami. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam naprawdę szczęśliwa. Luke dowiedział mnie częściej niż ja jego. Nie spóźniał się, nie zapominał, naprawdę pomimo odległości wszystko było dobrze.

Dzisiaj jednak nie byliśmy ani w Portland, ani w Pacyfic City tylko w domu. Mieliśmy iść na obiad do jego ojca, bo jego bracia też byli w mieście.

Jego ojciec i Mike byli najtrudniejsi w naszym związku. Oboje na szczęście widywałam bardzo rzadko, ale czasem było ciężko.

Zaskoczona mina jego ojca gdy mnie zobaczył, zbiła mnie trochę z tropu, ale potem i tak wszystko skupiło się na ich przygodach z ostatnich kilku miesięcy. Luke opowiedział o kilku występach i naszych weekendach, w które mieliśmy siłę na coś więcej niż seks, ale te historie nie były takie jak reszty jego męskiej rodziny.

Luke ściskał moje kolano pod stołem, dodając mi otuchy, ale wiedziałam, że będąc tutaj nigdy nie będę czuła się całkowicie pewnie. Takie było życie z Luke'm, nigdy nie mogło być w stu procentach dobrze.

– Jak ci się podoba na studiach, Amanda? – pyta jego ojciec.

– Jest lepiej niż w liceum – i to by było tyle z naszej rozmowy.

– W jakim związku wy tak właściwie teraz jesteście? – albo i nie.. – Przez większość czasu żyjecie na odległość..

– Tato,  kocham ją – to też jest trochę wymijająca odpowiedź.

─ Nie kwestionuję tego, że ktokolwiek kogokolwiek tu kocha ─ mówi tym zirytowanym głosem, którego Luke się od niego nauczył ─ Ale sprawdzam jak wiele czasu poświęcacie temu związku.

─ Tata pyta czy jesteście monogamistami, drogie dzieci ─ Luke pokazuje bratu środkowy palec.

─ Przecież, Luke.. ─ Ben patrzy na Luke'a, potem na mnie.

─ Co, Luke? ─ pytam go.

─ Nie, nie ważne ─ Luke ściska moje kolano ─ Chciałem powiedzieć, że nigdy nie widziałem takiego mojego brata. Obstawialiśmy, że jakieś kilka miesięcy, a wy jesteście ze sobą dwa lata czy nawet więcej... ─ Luke całuje mnie w nadgarstek z  bransoletką z okazji drugiej rocznicy.

─ Zdradź nam sekret udanego związku! ─ mówi niemal kpiąco Jack.

─ Jesteście tacy wkurwiający ─ mówi ich ojciec ─ Im starsi tym bardziej przypominacie mi mnie ─ wtedy wszyscy się uśmiechają, no może wszyscy, ale Luke robi to strasznie fałszywie.

Po tym dziwnym obiedzie wracamy do domu. Dalej uważam, że to nasz jedyny dom, chyba oboje tak uważamy. Siadamy przed telewizorem w salonie i włączamy nowy film Disneya. Tutaj też nam było dobrze, pierwszy rok był trudny, ale im dłużej jesteśmy razem tym wydaje mi się, że jest co raz lepiej.

Przytulam się do jego boku.

─ Kocham cię ─ szepcze mi do ucha.

─ Bardzo, bardzo cię kocham ─ całuję go w żebra z tatuażem.

─ Przeprowadź się do Portland ─ mówi znowu ─ Gdy skończy się wiosenna przewraca, przeprowadź się do Portland.

─ Ty przeprowadź się do Pacyfic City ─ mocno ściska mój bok.

─ Jesteśmy tu od tygodnia i jest cholernie idealnie, a gdy tylko wrócimy do życia..

─ Przecież dajemy radę ─ mówię.

─ Tęsknię za tobą, cały pierdolony czas ─ ja też tęsknię ─ Wynajmę mieszkanie i zapłacę za nie z pieniędzy z występów albo ojciec zapłaci ktokolwiek, jakkolwiek, ale naprawdę chcę tego.

─ Drużyna w Portland dalej jest mną zainteresowana ─ jeszcze mocniej mnie ściska..

─ Wiesz, że ty masz więcej możliwości przeprowadzając się, ja jestem w zespole i to jest trudniejsze..

─ Pomyślę o tym..

─ Może mogę cię jakoś przekonać.. ─ przerzuca mnie pod siebie i pokazuje dlaczego byłoby świetnie znowu być ze sobą przez cały czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro