63 |To już czas|
*Ostatni dziś, serio.
Amanda
Tak bardzo mnie kochał, że aż zapomniał przyjść na moje pływackie zawody w Portland. Nie wiem, co się z nim ostatnio działo, naprawdę tego nie rozumiałam. Skoro byłam już w Portland postanowiłam wstąpić do niego do mieszkania, ale nie zastałam nikogo. Gdy schodziłam na dół, minęłam się z Ashtonem, a raczej on mnie zatrzymał.
─ Co tu robisz? ─ patrzę na niego ze łzami w oczach.
─ Luke miał przyjść na zawody, ale nie przyszedł.. więc pomyślałam, że przyjdę sprawdzić czy coś się nie stało.
─ Nikogo nie ma? ─ pyta Ashton.
─ No ─ w tej chwili żałuję, że tu jestem, ale bardziej żałuję tego, że nie mam z kim podzielić się tym, że znowu wygrałam ─ Wygrałam ─ mówię do Ashtona.
─ Gratulacje! ─ nim zdążę zaprotestować, jestem w jego ramionach i mocno mnie trzyma ─ Trzeba to uczcić! Chyba mamy jakieś wino, ktoś ostatnio jakieś przyniósł..
─ Powinnam wracać..
─ Nie wygłupiaj się, Amanda! Musisz mieć uczczony swój sukces ─ chcę go uczcić i jeśli mam to zrobić z Ashtonem to, to jest naprawdę w porządku, bo bardzo go lubię. Jest moim jedynym przyjacielem z jego przyjaciół i nie traktuje mnie jak kogoś kto uwiódł mu przyjaciela.
Kilka godzin później, gdy po raz kolejny poznałam Ashtona od zupełnie innej strony, drzwi się otwierają. Wpada przez nie Luke z dwiema dziewczynami i Mike'm, który ma ze sobą kolejne trzy dziewczyny.
Tym razem nie zamierzam mu tego odpuścić.
─ Obiecałeś, że przyjdziesz na moje zawody! Obiecałeś! ─ krzyczę gdy tylko go zauważam ─ Co było ważniejsze? Jakieś panienki i Mike? To ja tu jestem twoją dziewczyną! ─ Mike parska śmiechem, ale mnie to nie obchodzi i policzkuję Luke'a ─ Co ty robisz ostatnio?
Ciągnie mnie za rękę i trzaska drzwiami od swojego pokoju.
─ Lepsze pytanie jest, co ty robisz!
─ Wygrałam! Gdybyś chciał wiedzieć! ─ chcę go znowu uderzyć, ale on łapie mnie za rękę, za nim zdążę to zrobić.
─ Nie mówiłaś, że to dzisiaj ─ o nie.
─ Mówiłam! Powtarzałam to codziennie przez telefon, upewniając się, że się pojawisz!
─ Który dzisiaj? ─ pyta.
─ Trzynasty marca, idioto! ─ Luke patrzy na mnie, a potem? Opada przy ścianę.
─ Przepraszam, o cholera przepraszam, Amanda. Zapomniałem.. ja nie wiem jak to się mogło wydarzyć.. kurwa, kurwa ─ ciągnie się za włosy ─ Nie chciałem.. ostatnio wszystko jest trochę szalone.. Jak mogłem kurwa zapomnieć?
─ Nie wiem, kurwa! ─ krzyczę głośno.
─ Wygrałaś, prawda? Nie spieprzyłem ci zawodów? Powiedz, że wygrałaś tak ciężko na to pracowałaś..
─ Wygrałam ─ czy widzę łzę na jego policzku? Dlaczego miałby płakać?
─ Czy będą jeszcze jakieś zawody, żebym mógł cię zobaczyć, Amanda? ─ wygląda na naprawdę skruszonego ─ Kurwa ─ widzę więcej łez ─ Jak mogłem zapomnieć? ─ kucam przy nim.
─ Co się dzieje, Luke? ─ przyciąga mnie do siebie i mocno obejmuje. Wyczuwam zapach, którego nie rozpoznaję ─ Czym pachniesz? ─ patrzy na siebie, a potem na mnie.
─ To koszulka, Mike'a, nie mogłem znaleźć świeżych ─ przytulam go, mimo, że dalej jestem zła.
─ Jestem na ciebie wściekła ─ mówię, gdy on przyciąga mnie bliżej.
─ Zapomniałem, nie zrobiłbym tego specjalnie. Jaki miałaś czas? Wygrałaś z dużą przewagą? Chcesz to uczcić?
─ Uczciłam to już z Ashtonem! ─ krzyczę mu w twarz ─ On tu był!
─ Dobrze, dobrze, zostaniesz?
─ Jest środek tygodnia, Luke..
─ Odwiozę cię rano do domu, ty jesteś ważniejsza niż zajęcia ─ zabiera mnie do łóżka i układa na swojej piersi, pozwalam mu się trzymać, bo też tego potrzebuję.
─ Kocham cię ─ szepcze ─ I gratuluję ─ trąca nosem moją szyję ─ I przepraszam.
─ Chyba potrzebuję kolejnego tatuażu, nie wiem co byś chciał?
─ Hej, myślałem, że ty potrzebujesz ─ całuję go w szyję.
─ Myślałam, że zawsze robimy je razem.
─ No dobrze, coś prostego, ale znaczącego...
─ Wiesz, że niedługo będzie rok jak jesteśmy razem? ─ podnoszę się, żeby spojrzeć w te piękne niebieskie oczy.
─ O kurwa, długo ze mną wytrzymałaś ─ całuję go w szczękę.
─ Jestem na ciebie wściekła ─ on się uśmiecha ─ I na dodatek śmierdzisz, Mike'm.
─ Wszystko wiem.. ─ podnosi mnie z siebie, żeby zrzucić koszulkę ─ Jeszcze trzy miesiące, tak?
─ Luke.. dostałam dzisiaj pełne stypendium na uniwersytecie w Pacyfic City.. Mógłbyś się tam przenieś ze mną.. powiedziałeś..
─ Co kurwa? Miałaś przyjechać tu i mieliśmy znaleźć mieszkanie tutaj.. Mam tutaj przyjaciół i kurwa wszystko! A ty co? Myślisz tylko o sobie..
─ To moja szansa! I to nie ja dzisiaj zapomniałam o jakimś twoim występie! ─ krzyczę głośniej.
─ To są pierdolone trzy godziny drogi stąd! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, że w ten sposób będzie nas dzieliło więcej niż teraz?Wytrzymałem rok i mam wytrzymać kolejne nie wiadomo ile? Mam kurwa tego dosyć!
─ Ja też jestem samotna, Luke!
─ Więc dlaczego chcesz to pogłębiać? ─ wstaje i z powrotem zakłada na siebie tamtą koszulkę.
─ Portland jest twoim marzeniem nie moim.. ─ czy to ten moment gdy zrywamy? ─ Kocham cię..
─ Nie używaj tego argumentu teraz!
─ A ty możesz!? ─ krzyczę ─ Zawsze to robisz! Używasz tego argumentu tylko po to, żeby mnie zatrzymać!
─ Proszę bardzo! Nie zatrzymuję cię! Jesteś dokładnie taka jak moja matka! Liczysz się tylko ty! Twoje pierdolone marzenia, twoje cele!
─ Pierdol się! Ja zawsze pamiętam o tobie i o wszystkich! Ty nawet nie możesz pamiętać o swojej dziewczynie! ─ zrzuca coś z pułki.
─ Myślisz, że mi nie jest ciężko? Związek na odległość to jakiś pieprzony żart!
─ Jestem tu częściej niż planowaliśmy!
─ I tak jest do dupy! Jest kurewsko do dupy! A ty chcesz sprawić, że będzie jeszcze gorzej! Płaczę przed tobą jak jakaś cipa, bo nie daję sobie rady w tym gównie bez ciebie, bo muszę udawać, że wszystko dookoła jest super, że moi przyjaciele nie pieprzą dziwek, że nie upijam się, co noc i że nie robię wielu innych rzeczy, bo ciebie tu nie ma! Mam dosyć, mam kurwa dosyć!
─ O czym ty mówisz?
─ Mówię, że jeśli wybierzesz studia w Pacyfic City to z nami koniec ─ i po prostu trzaska drzwiami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro