45 |Zbyt rodzinnie|
Luke
– Nie wierzę, że to robimy – obejmuję ją ramieniem i mocniej do siebie przytulam. Wszyscy dookoła śpią, ale nie moja dziewczyna.
Wiecie, w związkach zawsze jest takie wyobcowanie. Nie do końca należysz paczki czy nawet do rodziny. Priorytetem robi się jedna osoba, a reszta przestaje mieć znaczenie.
– Trochę to dziwne – szepczę jej do ucha, żeby nikogo nie obudzić.
– Lexi była wściekła gdy powiedzieliśmy jej, że musimy przełożyć obiad, ale ona też zmieniła pierwszy termin.. – Amanda mocno ściska moje udo – Mój tata jest niesamowity.
Dobrze, więc może czas sprecyzować, co się dzieje. Jesteśmy w samolocie, którym lecimy do Cancun. Ja powiedziałem, że nie lecę bez niej, a ona powiedziała, że powinienem. Jednak ja nie chciałem jej tam zostawić, bo cholera wie, co mogłoby się wydarzyć pod moją nieobecność. Kurwa, to nie jest dziewczyna, która się nie podoba. Ja, ona, moi bracia, mój ojciec, jej ojciec. Tak, jej tata stwierdził, że on też potrzebuje wakacji.
Pieprzona szczęśliwa rodzinka.
– Uprawiałeś kiedyś seks w samolocie? – pyta mnie nagle.
– Zapytaj mnie gdzie tego nie robiłem – nie wstydzę się kurwa tego, taki jestem, a ona musi się z tym pogodzić.
– Gdzie?
– Wszędzie...
– Hmm – no i się zaczyna – na pewno nie robiłeś tego w szkole!
– Zdecydowanie tam to robiłem. Nawet na biurku nauczyciela, trochę zainspirowałam się tą wasza babską literaturą. Więc przetestowałem te wszystkie miejsca.
– A zabawki? – nawet mówiąc to się rumieni.
– Jesteśmy w samolocie, każdy może usłyszeć tę rozmowę, możemy ją kurwa skończyć kiedy indziej? – kiwa głową i zaczyna widzieć palcem po moim tatuażu.
– Lubię go, a ty? – wyobraźcie sobie to piekło, gdybym powiedział 'nie'.
– Kocham cię – szepczę jej na ucho, nie mając pojęcia dlaczego. Ona podnosi głowę z mojego ramienia i kładzie dłoń na moim sercu. Wyglada na zdziwioną – No co?
– Nie mówisz tego często, prawie w ogóle... – potem przygryza wargę i patrzy na mnie – Przepraszam, to nie tak, że narzekam – jej głowa opada na moje ramię – Ja ciebie też kocham, bardzo, bardzo mocno – może te słowa nie mają mocy, ale gdy ona wypowiada je z takim przekonaniem i delikatnością po prostuj jej wierzę.
– Wiem – wolę to potwierdzić, niż się w to zagłębiać.
Znowu wygodnie się o mnie opiera, może ja też czuję spokój. Ale zarazem gdzieś w tym wszystkim czuję jakby to kim byłem przez ostatnie dziewiętnaście lat nie miało pieprzonego znaczenia. Jestem przerażony tym, co ona ze mną robi.
– Jedna rzecz, która przypomina ci, że cię kocham.
– Co? – pytam ją z uśmiechem.
– Nie chce rzeczy, które przypominaj ci dlaczego ty mnie kochasz, a dlaczego ja kocham ciebie, No dalej zastanów się – nie wiem czy każdy facet musi przeżyć miłość, żeby zrozumieć, że to cię tylko zrani, czasem nie jestem pewien dlaczego to robię.
– Jedna rzecz?
– Ty jedna, ja jedna - kurwa, czy ona musi chcieć słuchać takich rzeczy?
– Rzecz, która przypomina mi, że mnie kochasz? Klucz do twojego domu – znowu unosi głowę i się na mnie gapi.
– Sam go sobie wziąłeś – znowu ściska moje udo.
– Krytykujesz? – kręci głową, po czym cmoka mnie w usta – To teraz ty.
Jestem przekonany, że powie coś na temat mnie uprawiającego seks. To w końcu to w czym jestem najlepszy.
– Jak wstajesz pierwszy to zawsze całujesz mnie w czoło, to niby nic, ale to po prostu sprawia, że wiem że o mnie myślisz.
– Dobra kurwa koniec tego, idź spać, bo zrobisz się marudna – zgadza się ze mną.
– Wszystko słyszałem, idioto – mówi do mnie Jack gdy Amanda zasypia – Kim ty jesteś? Skończysz ze złamanym sercem jak ojciec i będziesz cholernie zgorzkniały.
– Daj mi spokój kurwa – ona wtula się we mnie jeszcze bardziej i na szczęście się nie budzi.
Wiem, co do niej czuję, ale wiem też kim byłem. Nie poznaję nowego siebie i ludzie dookoła mnie też mnie nie poznają. To jest to, co robią związki? Amanda przez niego straciła część rodziny, ja przez niego kłócę się ze wszystkimi dookoła. Kurwa, dlatego właśnie nigdy nie chciałem tego gówna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro