4 |Syreni śpiew|
Amanda
Coroczna impreza szkolona, to tylko pretekst do tego, żeby urządzić dużą imprezę po za szkołą. Zazwyczaj wraz z moimi przyjaciółmi zajmujemy się organizacją szkolnej zbiórki pieniędzy, a potem spędzamy pół nocy na liczeniu ich. Nasze imprezowe potrzeby to tani poncz z dodatkiem alkoholu z piersiówki i gówniana muzyka. W tym roku miało być jednak inaczej, bo jak przystało na dobrą historie musi mieć ona swoje pijackie chwile.
Lexi zawsze wie u kogo jest ta lepsza impreza, dlatego zabrałam jej adres z telefonu i zamierzałam zaproponować to moim przyjaciołom.
– Zróbmy w tym roku coś innego – patrzą na siebie, a potem na mnie.
– Co masz przez to na myśli? – wyjmuje telefon i macham im adresem przed twarzą.
– Chodźmy na prawdziwą imprezę! Zabawmy się, upijmy, zróbmy cokolwiek czego nie robimy na co dzień – łapie ich za przedramiona i ściskam – Proszę! Nie mogę tam iść sama, potrzebuje was.
– Co się nagle zmieniło, Amanda? – mam dosyć życia w cieniu Lexi, ale oni słuchają już o niej za dużo, dlatego nie mówię nic.
– Proszę? Będzie fajnie! Zawsze chcieliście iść, ale nigdy nie widzieliście dobrego powodu...
– Dalej go nie widzę – ściskam ich przedramiona niemal boleśnie.
– Taniec! Potańczymy!
– Kochanie, raczej pocierasz się o kogoś – krzywię się, a oni wybuchają śmiechem – No dobrze, spróbujmy tego – biorę ich w jeden wielki uścisk i przytulam do siebie.
– Jesteście najlepsi! – krzyczę, nieco za głośno.
– A ty za to coś przed nami ukrywasz – mam nadzieje, że to nie obróci się przeciwko mnie.
Później tego dnia, po raz kolejny podkradam coś Lexi. Jest to dopasowany, satynowy top, który wraz z dobrym stanikiem podkreśla wszystkie właściwe miejsca, dobieram do tego dopasowane spodnie. Na szczęście Lexi już dawno nie ma w domu, w końcu takie ważne osoby, muszą zrobić tyle ważnych rzeczy.
– Mamo, wychodzę!
– O której wrócisz? – cóż bycie osiemnastolatką, nie jest takie takie kolorowe jak mogłoby się wydawać.
– Rano? – pytam z nadzieją – Nico mnie odwiezie? – mama przewraca oczami i sięga do torebki.
– W razie czego weź taksówkę – cmokam ją w policzek i wychodzę.
To nie jest tak, że nie kocham mojej rodziny, ani że oni nie kochają mnie, tylko po prostu mama zbyt przejmuje się tym, co pomyślą ludzie, a Lexi jest zbyt samolubną suką, żeby widzieć kogokolwiek po za sobą.
Przed domem czeka na mnie Christina wraz z Nico, dyskutują o czymś namiętnie, więc po prostu wsiadam na tylne siedzenie.
– Jedźmy zebrać pieniądze!
– Wow, dobrze wyglądasz – mówi Nico.
– Dzięki – pochylam się do przednich siedzeń, żeby cmoknąć go w policzek – Wy też jesteście ładniusi.
Christina odjeżdża z pod mojego domu i jedzenie na tą nudniejszą część nocy.
Nudna cześć tego wieczoru kończy się o dwudziestej drugiej. Od dobrych dwóch godzin wszyscy mówią o imprezie, na którą właśnie jedziemy. Moi przyjaciele są podekscytowani, a ja lekko zdenerwowana. Nikomu nie powiedziałam, że zamierzam trochę zaszaleć. Po prostu boje się, że mnie od tego odwiodą, a gdy przyznam się do tego, że chce chłopaka mojej siostry, to spalą mnie na stosie.
– Alkohol – to hasło, które rzucamy z moimi przyjaciółmi jednocześnie.
– Jeśli się upije... – tak, będziemy zmuszeni wrócić taksówką.
– A jeśli ja kogoś zaliczę, nie szukajcie mnie – gdy tylko kończę to zdanie, moi przyjaciele wybuchają śmiechem.
– Kochanie, powiedziałem ci, że to zbyt wpłynęłoby na naszą przyjaźń – morduje Nico wzrokiem. W zeszłe wakacje straciłam z nim dziewictwo, nie było to coś wyjątkowego, ale nie było znowu tak straszne. Potem powtórzyło się to kilka razy, ale nigdy nie sprawił, że było mi całkowicie dobrze. Może dlatego, że nie byłam rozluźniona, a może dlatego, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
– Nie mówię o tobie, kretynie – Nico cmoka mnie w policzek.
– Nasza grzeczna dziewczyna w końcu przechodzi na złą stronę?
– Powiedzieli moi kąpani w wieczorach przed telewizorem – wszyscy się do siebie uśmiechamy.
– Więc alkohol.
Alkohol ma sprawić, że będę się dobrze bawić, ale ma mi też dodać odwagi. W końcu zauważam Luke'a, moja siostra przyciska dłonie do jego piersi i całuje go po szyi. Luke w ręce trzyma piwo, ale szybko znika i w ręce pojawia się papieros. Dziwie się Lexi, że nie przesadza jej ten zapach, ona raczej jest fanką drogich perfum, a nie zapachu papierosów. Widzę jak Luke proponuje jej papierosa, ale ona kręci głową. Co oni do cholery ze sobą robią? Jakimś dziwnym cudem nasze spojrzenia się krzyżują. On uśmiecha się do mnie, a ja postanawiam wypić więcej alkoholu.
Ma dziewczynę, którą zdradza. Jestem siostrą dziewczyny, którą zdradza, a zarazem tą z którą zdradza. Tak, zdecydowanie kolejna dawka alkoholu będzie miłe widziana.
– Uh – odstawiam z hukiem butelkę na blat.
– Hej, ostrożnie – jakiś koleś łapie butelkę, za nim zleci z bratu – Pomóc ci? – pyta krótko.
– Dlaczego wódka jest taka mocna? – on tylko się uśmiecha. Jego blond, kręcone loki, opadają mu na czoło.
– To tak ma działać, kochanie – wypijam kolejnego drinka – Jesteś tutaj sama?
– Z przyjaciółmi, ale oni są gdzieś...
– Chyba potrzebujesz wody – sięga do szafki, do której ja nie dosięgnę i podaje mi wodę – Proszę – jego palce muskają moje, gdy podaje mi wodę – Potrzebujesz czegoś jeszcze?
– Spierdalaj, Ash. To siostra Lexi, teren zakazany – czuje go, czuje jak jego ciepło prawie dociska się do moich pleców.
– Przynajmniej próbowałem – odstawiam butelkę wody i sięgam z powrotem po butelkę wódki.
– Chyba ci już wystarczy, kurwa – obracam się do niego z namalowanym na twarzy uśmiechem i puszczam butelkę.
Nim on zdąży zareagować przyciskam go do lodówki, a moje dłonie są pod jego koszulką, drapiąc jego brzuch.
– Przyszłam tutaj... – Luke się uśmiecha i ciągnie mnie za włosy, odchylając moją głowę jak mu się podoba.
– Żeby mnie znaleźć? – zaczynam całować go po szczęce, skubiąc jego dolną wargę zębami.
– Może – jego dłoń wkrada się do kieszeni moich spodni – Chce wszystkiego – wyrzucam w końcu z siebie – Chce ciebie – on w odpowiedzi się śmieje.
– Jesteś taką małą dziewczynką, która musi się upić, żeby sięgnąć po to czego pragnie – gryzę go niemal do krwi.
– I co z tego? – Luke wyciąga moje dłonie z pod jego koszulki i krzyżuje je za moimi plecami.
– Jesteś gotowa na to co zamierzam z tobą zrobić? – nagle czuje niepokój, jestem pewna, że aż się krzywię, a to wywołuje jego śmiech – Tak myślałem, chodź...
– Gdzie?
Bez oglądania się czy ktoś nas widzi, zaprowadza nas do pokoju i układa mnie na łóżku. Zdejmuje ze mnie buty, a ja sięgam do moich spodni.
– Kurwa, przestań, nie będziemy się pieprzyć – jestem całkowicie zawstydzona. Podaje mi butelkę wody – Wypij to.
Chowam twarz w poduszkę jestem całkowicie beznadziejna.
– Nie to nie. Przy pokoju jest łazienka, wyśpij się cokolwiek, do cholery. Kurwa, wiesz co jest najgorsze? Że miałem cholerną ochotę cię przelecieć, ale nie jestem aż takim kutasem.
Nie jestem pewna czy to mi się śni, ale nie pamiętam nic więcej, po za prze kluczonym zamkiem od zewnątrz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro