36 |Jeden koniec|
Amanda
On dzisiaj kończy szkołę, mi został jeszcze rok. Mu nie zależało nawet na tym, żeby iść odebrać świadectwo. Zdał egzaminy i dostał się na uczelnie w Portland.
Dwie godziny stąd.
Dwie godziny ode mnie.
Nie wyobrażałam sobie bycia z daleka od niego. Może mieliśmy swoje złe chwile, a nawet bardzo dużo ich. Może spędzaliśmy ze sobą więcej nocy niż dni. Może dalej nikt po za ludźmi w szkole o nas nie wiedział, a może nawet Lexi czasem podstawiała mi nogę na korytarzu, ale to nie zmieniało faktu, że z każdym dniem zakochiwałam się w nim, co raz bardziej. Mogłam żyć bez tych dwóch słów z bardzo prostego powodu, raz je powiedział, czuł to, nawet jeśli ukrywał to gdzieś głęboko.
Teraz mieliśmy trzy miesiące bez szkoły, bez tych wszystkich ludzi. Planowaliśmy nawet wspólny wyjazd, a raczej wyjazd z jego przyjaciółmi.
Jeśli chodziło o moich przyjaciół to jak, co roku zostawałam sama w mieście. Nico jechał do Teksasu do dziadków, a Christina w podróż po Europie.
Więc zostawałam tutaj z chłopakiem, który lubił przestrzeń, który miał przyjaciół, którzy mnie nie lubili, oczywiście z wyjątkiem Ashtona i z ogromnym nie pokojem, co do przyszłości.
– Hej, ty – Luke łapie mnie od tyłu w talii – Idziemy dzisiaj na imprezę, koniec z tym leżeniem na kanapie.
– Gdzie?
– Do Mike'a.
– Ugh – ups, powiedziałam to na głos.
– Musisz kurwa iść ze mną – wiem, że muszę. Ostatnio spędzaliśmy ze sobą, nieco mniej czasu, bo on każdy weekend spędzał w Portland albo
ja na zawodach. Ostatnie półtora miesiąca było napięte, ale teraz miało być już tylko lepiej. Przynajmniej przez najbliższe trzy miesiące.
– Idę się przebrać, ty też byś mógł – wpadł tu po próbie zespołu czyli nawet przydałby mu się prysznic.
Otwiera swoją szufladę w mojej komodzie i wyciąga z niej świeże rzeczy, nic nie poradzę na to, że się uśmiecham.
Trzyma tu rzeczy, dużo rzeczy. Śpi tu przez większość tygodnia. Łóżko jest puste tylko, gdy mój tata jest w domu. Nigdy nie śpimy u niego, nigdy nie robimy nic u niego.
Przysuwam się do niego.
– Dziwnie pachniesz – to częsty zapach na nim.
– Trochę zapaliliśmy – czasem skręty wypadają mu z kieszeni albo nagle odpala je w łóżku i zawsze pyta czy chce, a ja zawsze odmawiam.
– Musisz palić to gówno? – jestem dobrą dziewczyną, ale nie taką jaką myślałam, że będę.
– Nawet nie zaczynaj – powinnam, prawda?
– To śmierdzi, czasem łóżko tym śmierdzi.
– To kurwa będę spał w domu i palił tyle ile będę chciał, tego chcesz? – ignoruje go.
Żyjemy jak współlokatorzy, jesteśmy też w związku, ale nie ma tutaj pewnych elementów jak z komedii romantycznych. On się czuje przy mnie wygodnie i dobrze mnie traktuje. Ja jestem przy nim szczęśliwa, ale chciałbym, żeby się przede mną otworzył.
– Ubierz spódniczkę – to polecenie mogę wypełnić.
Zabieram mu jedną z jego koszulek, on lubię gdy je noszę, w szczególności gdy idziemy do jego przyjaciół.
– Daj mi pół godziny – strzela mnie koszulką w tyłek.
– Pół godziny i wychodzimy, Amanda.
Gdy wracam po czterdziestu minutach, on siedzi na łóżku i znowu zasmradza pomieszczenie, ale tym razem papierosami. Jego woda kolońska stoi na mojej półce i czasem muszę się powstrzymać, żeby się nią nie wypsikać, ale dziś i tak mam na sobie jego zapach. Luke psika się nią przed samym wyjściem.
– Czy to jest jedna z tych imprez o których mówią w szkole?
– Tak, kurwa – trochę się boję – Zakończenie roku to całkiem spore imprezy.
Dalej nie jestem przyzwyczajona do bycia w jakiś sposób w centrum zainteresowania.
Dojeżdżamy pod dom Mike'a. Plan jest taki, że mamy tu spać, ale ja nigdy nie jestem pewna tego jak to będzie gdy w grę wchodzą jego przyjaciele.
Nie lubię wisieć na ramieniu Luke'a l, ale on to czasem lubi.
Okazuje się, że impreza trwa już w najlepsze. Pierwsze, co robimy to kierujemy się w stronę alkoholu. Nie upijam się za często, nie robię tego prawie wcale.
– Zrobię ci drinka, będzie lepszy od piwa – jestem w stanie mu w tym zaufać.
Mam drinka w ręce, Luke'a przy boku, spojrzenie Ashtona na sobie i kompletnie pustą głowę.
– Luke! – jakiś koleś nas zaczepia – Musisz do nas dołączyć, pijemy body shoty.
Widzę jak oczy Luke'a aż świecą. Jesteśmy tu od dziesięciu minut, a on już dostał kilka propozycji łóżkowych i dziwnych zabaw.
– Idź – patrzy na mnie, ale się nie rusza – gdzieś tu będę.
– Nie ma kurwa mowy – odpala papierosa i przesuwa nas tak, że opieram się o ścianę – Nie zostawię cię tu.
– Więc chodźmy się zabawić – odpycham się od ściany i łapię go za rękę, żeby zaciągnąć go w kierunku zabawy.
– Luke – Mike przyprawia mnie o ciarki na ciele – Chodź, gramy – potem patrzy na mnie – Ty też chodź, może być niezła zabawa.
Okazuje się, że wychodzimy z głównego domu i idziemy do domku nad basenem. Ta chata jest wielka i wcale mnie to nie dziwi, że mają domek nad basenem.
W domku śmierdzi trawką, ale to mnie nie dziwi. Luke zawsze wraca stąd tak pachnąć. Nie wiem czy powinnam coś z tym zrobić. Czy trawka to coś złego? Powinnam się tym martwić? Nasz związek jest dezorientujący. Trwa niecałe trzy miesiące, a wszystko jest jedną wielką zagadką.
– Gramy.
– Amanda, wbijasz mi paznokcie w ramię – nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to robię.
Na Luke'a twarzy pojawia się mały uśmieszek. Jest tu mniej więcej tyle samo dziewczyn jak i chłopaków. Niektóre spojrzenia zatrzymują się na mnie, a niektóre na Luke'u.
Czuję jakbym była Tomem Cruisem w oczy szeroko zamknięte, jestem nieco przerażona.
Siadam na wolnym fotelu, a Luke na jego oparciu.
– Ja pierwsza! – znam tą dziewczynę ze szkoły, ale nigdy nie rozmawialiśmy.
Wszyscy popijają swoje piwa albo palą trawkę, Luke też przyjmuje drinka.
– Pocałujcie się – wymachuje palcami w kierunku Mike'a i Luke'a.
Oni się do siebie uśmiechają, jakby to nie był pierwszy raz. Luke po prostu do niego wstaje i na jednym wielkim wyjebaniu go całuje. Muszę się powstrzymać, żeby nie otworzyć szeroko buzi. Wszyscy dookoła się uśmiechają, jakby to była najlepsza rzecz na świecie jaką widzieli.
– W końcu mogłam to zobaczyć! – krzyczy ta sama dziewczyna. Jest mi gorąco, jestem zdezorientowana i nieco zainteresowana.
– Zatańcz Ashowi na kolanach – Mike ani chwile się nie waha, żeby rzucić tym we mnie.
Patrzy na mnie chwile, a potem przenosi swoje spojrzenie na Luke'a.
– Niech tańczy – to jest to czego się spodziewałam.
Moja spódniczka jest opięta, ale nie najkrótsza. Wypijam drinka do końca dodając sobie odwagi i wstaje. Ashton siedzi po drugiej stronie pokoju z szeroko otwartymi oczami. Podchodzę do niego, gdy nagle muzyka rozbrzmiewa znikąd. Podwijam spódniczkę i nie zaszczycam mojego chłopaka nawet spojrzeniem.
Nie jestem tak dobra w tańcu jak Lexi, ale nie jest ze mną źle. Gdy seksowny głos Rihanny rozbrzmiewa głośniej, po prostu zamieniam się w panienkę z jej piosenek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro