Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27 |Buzi|

Amanda

─ Więc w przyszły weekend jedziemy na koncert do Portland ─ robimy to od dwóch lat ─ Kupiłem już bilety, ale że Christina rozstała się ze swoim facetem, to możesz zapytać Luke'a.

─ Naprawdę? ─ teraz jestem podekscytowana.

─ Chcemy go poznać ─ mam nadzieję, że on będzie chciał ich ─ Oni mają zespół, więc chyba lubią takie klimaty, prawda? ─ to raczej taki koncert początkujących artystów niż coś ambitniejszego, ale myślę, że Lukowi mogłoby się spodobać.

─ Mogę zapytać ─ cmokam Nico w policzek, a wtedy zauważam Luke'a.

Nie wiem, co zrobić, czy podejść czy zaczekać aż on podejdzie do  mnie. Cały czas nie wiem na jakim etapie jesteśmy.  On jednak wstaje i podchodzi do nas.

─ Chodź ─ chce mnie od nich odciągnąć, ale ja i tak stoję przyciągnięta do Nico ─ Możecie usiąść z nami ─ moi przyjaciele widzą jego postawę i nie są zbyt chętni by z nim usiąść.

─ Hej, mamy do ciebie pytanie ─ właściwie błagam go spojrzeniem, żeby był bardziej przyjaźnie nastawiony i nawet odsuwam się od Nico ─ Za dwa tygodnie jedziemy na taki koncert, a raczej serie koncertów, młodych, zdolnych artystów i mamy dodatkowy bilet.

─ W Portland? ─ Luke wyciąga do mnie ręce i przyciąga mnie do swojej piersi.

─Tak ─ stoję do niego tyłem, więc nie jestem w stanie zobaczyć jego oczu, ale domyślałam się, że morduje moich przyjaciół wzrokiem albo przynajmniej Nico.

─ Występujemy tam, bo nagroda jest całkiem wysoka i..

─ Graliście tam już wcześniej? ─ pyta podekscytowana Christina.

─ Nie, to pierwszy raz ─ całuje mnie w szyję ─ Więc jak widzicie będę tam. Mogłaś mówić, zapisałbym was na listę zespołu i nie musielibyście płacić za bilety ─ widzę minę Christiny, która zaraz zacznie skakać ze szczęścia ─ Mogę to w sumie jeszcze załatwić.

─ Kupiliśmy już bilety ─ mówi Nico.

─ A już liczyłem na weekend z dala od ciebie ─ szepcze do mojego ucha, a ja mocniej się do niego przysuwam ─ A jednak tam będziesz.

─ Nie miałam pojęcia..

─ Tylko sobie żartuje, chodź ─ przepraszam moich przyjaciół i odchodzę z nim do jego stolika.

Gdy tylko on zajmuje swoje miejsce, wyciąga do mnie rękę i ciągnie mnie na swoje kolana. Czy on wszystko musi robić bez liczenia się z innymi? Nikt inny nie ma tutaj nikogo na swoich kolanach. Właściwie chyba mało go to obchodzi. Próbuje w głowie przypomnieć sobie, czy tak siedziała Lexi, ale raczej pamiętam ją klejącą się do jego boku.

Obracam się twarzą do niego.

─ Mógłbyś być milszy dla nich? Oni próbują cię poznać.

─ Nie podoba mi się jak on cię kurwa dotyka ─ słyszę parsknięcia śmiechem dookoła.

─ Czy ja się przesłyszałem? ─ nie wiem czy to co się dzieje w okół jest dla mnie jakaś tajemnicą czy Luke naprawdę nigdy taki nie był.

– Zamknijcie się – warczy na nich.

– Nie, bo to całkiem zabawne patrzeć na takiego ciebie – Luke rzuca w niego frytką.

– Co dzisiaj robisz? – pyta ignorując swoich przyjaciół.

– Idę na trening, to zajmie jakieś trzy godziny, potem pójdę spać.

─ Nigdy nie widziałem jak pływasz.

─ Och żałuj, jestem w tym naprawdę dobra ─ lepiej się czuję, gdy on skupia na mnie swoją uwagę, ale o to chodzi o moją pewność siebie i niepewność, co do naszej relacji.

─ Może przyjdę popatrzeć ─ mam nadzieję, że oczy nie świecą mi z tego powodu za bardzo. Luke zmienia moją pozycje, tak że siedzę okrakiem na jego udzie, a moje uda opierają się o ławkę.

─ Odwieziesz mnie do domu? Wiesz, tylko ty masz samochód.

─ Oczywiście, że cię kurwa odwiozę, potem przyjdę w końcu z rzeczami ─ zaplatam ręce wokół jego szyi, przysuwając się bliżej niego.

─ Tata mówi, że wraca w weekend ─ szepcze na jego ucho.

─ Czyli mam jeszcze kilka dni, z resztą rzeczy i tak mogę tam zostawić, kurwa ci idioci się ze mnie dzisiaj śmiali.

─ Nigdy nie chodzisz dwa dni w tej samej koszulce ─ od tygodnia przez większość czasu ma na sobie to samo.

─ Teraz będę miał swoją szafkę ─ nie wiem czy brzmi na zadowolonego czy kpi. Wyciąga z kieszeni papierosa i po prostu go odpala, to była kolejna rzecz, której nie miałam prawa skrytykować, ani nigdy nie zapytał czy przeszkadza mi ten zapach.

On tu rządzi.

─ Czy dzisiaj było lepiej? ─ pyta nagle.

─ Tak ─ odpowiadam krótko i całuje go w policzek ─ Chyba Lexi się znudziło ─ ściska moje udo.

─ Buzi ─ kładzie palec na swoich ustach, pokazując gdzie, a tle słyszę śmiech.

─ Ja pierdole, zmywam się stąd za nim to przejdzie na mnie ─ obracam głowę na jego przyjaciół, którzy równocześnie wstają ─ Oszalałeś, stary.

Luke obraca moją głowę w swoją stronę i po chwili całkowicie zapominam o jego przyjaciołach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro