Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 |Kłamstwo|

Amanda

Luke pojechał do domu po trochę świeżych rzeczy. Miał wrócić jak najszybciej. Nie było gorących pocałunków na pożegnanie, czy pytań jak bardzo będę tęsknić. Nie był typem słodkiego romantyka. Od czasu, gdy wstał sobotę,  nie wspominał o randce. Ja też tego nie robiłam.

W całym domu unosił się zapach dymu, a może to było w mojej głowie, ponieważ on wyszedł już z jakąś godzinę temu. Nie było tak, że jakoś specjalnie na niego czekałam. Leżałam na kanapie i co chwile zmieniałam kanał, wymieniając esemesy z moimi przyjaciółmi. Na razie nie informowałam ich o zmianach, bo czy właściwie było o czym?

W końcu dostaje od niego jakiś znak, a właściwie to esemesa.

Nie wrócę, coś mi wypadło i muszę tam być.
Nie będę przychodził w nocy, bo to bez sensu.

Chce krzyczeć, że to też ma sens, ale czy chce być taką dziewczyną? Zostawiam, więc oba esemesy bez odpowiedzi i piszę do moich przyjaciół. Uwielbiam piwniczkę mojego taty i braku zabezpieczeń, żeby do niej wejść.

Luke

– Nie pierdol – Jack i Ben przyjechali z niespodzianką. Moi bracia studiują na jednym uniwersytecie. Jeden z nich zamierza zostać cholernym wykładowcą, a drugi informatykiem. Określone cele to coś czego brakuje tylko mi.

– Mówię ci stary, urządzili imprezę z okazji naszego powrotu – oni w odróżnieniu ode mnie angażowali się w życie szkoły, co znaczy, że gdy tylko pojawiają się w mieście wszyscy od razu o tym wiedzą.

– Braciszku, idziesz z nami? – nie czuje się od nich młodszy, a na pewno nie niższy.

– Czy odpuściłbym taką imprezę? – klepią mnie po plecach.

– Kiedy ostatnio byliśmy gdzieś w trójkę? – za nim któryś z nas zdąży odpowiedzieć w salonie pojawia się ojciec.

– Cześć, staruszku – on jest dobry facetem, ale ma za mało z ojca, a za dużo z filozofa. Oczywiście nie myślcie, że z tego żyje, w każdym razie jego sukces to połowa psychologicznych gierek, a połowa to przedsiębiorczość.

– Wszyscy Hemmingsowie w komplecie – wszyscy mamy jego uśmiech, ale każdy z nas ma oczy mamy. Ojciec tego nienawidzi – Gdzie idziecie?

– Ktoś urządził imprez z okazji naszego przyjazdu – tata się uśmiecha, jakby był z tego dumny.

– Do cholery, jestem właścicielem klubu, zaproście tych ludzi tam – to jest właśnie mój ojciec.

– Na to liczyliśmy, tato. Idziesz z nami?

– Jak cholera, że idę – tata nie wygląda staro, a jego kasa pociąga młode dupy.

– Znalazłeś już sobie dziewczynę? – sami odpowiadają sobie na pytanie, wybuchając śmiechem.

Myśle, że ojciec ma na nas bardzo duży wpływ, ale czy to źle? Ochronił nas przed złamanymi sercami. Przed niezabezpieczaniem się, przed niechcianymi dziećmi i przed kłamstwem. Złote zasady naszego ojca.

– Muszę iść się przebrać i wziąć prysznic.

– Gdzie byłeś, Luke? – nie wiem czy obchodzi go historia z panienką czy sam fakt, że od piątku mnie tutaj nie było.

– Z laską, trochę zaszaleliśmy, ale nie martw się to nic poważnego – mój ojciec jest hipokrytą, ale tacy są właśnie rodzice. W kółko powtarza, że nasza matka złamała mu serce odchodząc po moim urodzeniu i że chce nam tego oszczędzić, ale czy on ma prawo w ogóle tak mówić?

– Jesteś najmądrzejszy, Luke – często mi to powtarza – Twoi bracia chociaż raz postanowili udawać, że miłość istnieje.

– Tato, przestań nam to wypominać. Przyznaliśmy ci racje – ta, skończyli ze złamanym sercem, to chyba urok Hemmingsów.

Ja wiem, że ojciec nie wszechwiedzący, oni też to wiedzą, ale to jedna sprawa, w której go słuchamy, bo w końcu nasza własna matka miała nas gdzieś.

Dwie godziny później jesteśmy w klubie ojca. Wyglądamy jak czterech braci, a nie trzech. Ojciec podaje nam alkohol i sam rozgląda się za dziewczynami.

Nie jestem w nastroju na to gôwno, ani na afterparty u nas w domu, ale i tak mam dziewczynę na kolanach. Próbuje się o mnie ocierać we właściwy sposób, szepcze sprośne słówka na ucho, ale zachowuje się jakby to był jej pierwszy raz. Zrzucam ją z kolan i znajduje kogoś kto wie jak się do tego zabrać.

– Jesteś Luke Hemmings?

– Czy to ma kurwa jakieś znaczenie? – uśmiecham się do niej – Wszystko, co musisz o mnie wiedzieć jest tu – łapię się w kroku, a ona oblizuje usta i wyciąga dłoń, żeby mnie dotknąć.

– Jak duży jesteś? – czyli dokładnie wie kim jestem.

– Myśle, że możesz to powiedzieć inaczej – patrzy na moją rosnąca erekcje.

– Jak duży jest twój kutas? – kładzie na mnie rękę i zaczyna pocierać.

– Możesz się przekonać – to jest to czego chcą wszyscy. To jest to po co przyszliśmy tu całą rodziną. Potem usiądziemy przy stole i wymienimy się historiami, a może nawet śladami, a potem ojciec zapyta nas, co z naszą przyszłością.

– Gdzie są łazienki? – szepcze do mojego ucha.

Łazienki to amatorstwo, biuro ojca jest lepsze, a tak się składa, że akurat nam tam klucz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro