Rozdział 30
Choć wczoraj wypiłam bardzo mało alkoholu, który i tak szybko ze mnie wyparował to i tam miałam ostrego kaca. Niestety, ale nigdy nie miałam mocnej głowy do "procentów", jak to mówił mój tato. Zeszłam więc na dół zrobić sobie tosty i napić się zimnej wody, schodząc po schodach zobaczyłam na blacie w kuchni małą karteczkę..
Pojechałem na ważne spotkanie, nie będzie mnie tydzień przepraszam, że zostawiam cię samą, ale zostawiłem Ci 2000 zł.. Kocham cie, Carlos.
Znowu zostałam sama, ale nie mam mu tego za złe.. Przecież tak naprawdę to robi to dla mnie.
Po zjedzeniu śniadania poszłam do pokoju przypominając sobie, że za godzinę jest zakończenie roku... Nie chciało mi się na nie iść więc postanowiłam zostać w domu... Nie miałam ochoty patrzeć na te wszystkie krzywe mordy.
Otworzyłam pewnie drzwi, od mojego pokoju i zobaczyłam stojącego przedemną nos w nos Jeffa, wystraszyłam się... Nie nawidzę jak to robi... Kiedyś mu coś zrobię...
- cześć - powiedziałam lekko go popychając i wchodząc do pomieszczenia.
- cześć???... Liczyłem na coś więcej niż cześć.. - odpowiedział zirytowany.
- niby na co - popatrzyłam się pytającym wzrokiem, na co on poruszył znacząco brwiami. Podeszłam więc do niego - na co on wyraźnie się zdziwił - i namiętnie zaczęłam całować jego ciepłe wargi, powoli wprowadzając język, na co on zgodził się otwierając szerzej usta. Mogłabym tak w nieskończoność jednak życie to nie bajka pomyślałam odrywając się od niego.
-yhmm, liczyłem na jeszcze więcej.. - zaczął znowu ruszać brwiami.
- ty coś za dużo liczysz .. - powiedziałam i się zaśmiałam.
- a co nie podoba Ci się..??
-nie... - powiedziałam nie wiedząc czy dobrze zrobiłam to mówiąc.
-aha.. - podszedł do okna i zaczął je powoli otwierać i wychodzić - ja już nie wrócę, nie licz na to, zostawiam cię samą, nie zobaczysz mnie już - mówił powoli żebym zaprotestowała, co mnie śmieszyło.
- dobrze idź - ledwo co dusiłam w sobie śmiech.
- czyli nie chcesz mnie już widzieć??
- nie - śmiałam się w duchu.
- pójdę, ale za tydzień bo masz chatę wolną.. - uśmiechnął się.
-hahaha wiedziałam - wkońcu się zaśmiałam.
- o już się tak nie śmiej.... A ty... Nie idziesz na koniec roku ?? - mówił przerywając co zdanie.
-nie.. Jakoś nie chce... Pewnie jak połowa mojej zakidanej szkoły.
-Wiesz co... Zaraz wracam - powiedział wyskakując przez okno.
-Ale mówiłeś że mnie nie zostawisz zrobiłam smutną minie sama do siebie.
-nie zostawiam cię - usłyszałam stłumiony krzyk za oknem, na co się uśmiechnęłam.
______________________________________
Przepraszam, że po takiej przerwie taki krótki rozdział, ale nie wiem co napisać... Znaczy wiem, ale nie wiem jak wpleść to w przebiegającą historie. Więc narazie tylko tyle...
I ogolnie jestem strasznie zdenerwowana... Przez pewną sytuację, ale to taki mały (czyt. Duży) problem...
A więc żegnam moje... Moje co ??... Od dzisiaj jesteście ziemniaczki nie ziemniaki tylko ziemniaczki xd
Żegnajcie ziemniaczki 💜😍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro