S. P I Prolog
Prolog składa się z fragmentów książki!
-Ruszaj tą dupę Soleil.-usłyszałam zza zamkniętych drzwi panią Johnson, która nigdy nie wchodziła do naszych pokoi o siódmej rano, choćby wszyscy byli w piżamach.
-Dobrze pani Johnson-zignorowałam jej odzywki skierowane do mnie, może i wydawała miła, ale to swoje zachowanie mogła sobie już darować, jest nieobliczalna, kiedy ktoś z nas się jej przeciwstawi.
-Za dwie minuty widzę cię w stołówce szczurze-mruknęła cicho, ale słyszalnie dla ucha, nikt jej nie słyszał jak mówiła tak, tylko ja to słyszałam-Pośpiesz się smarkulo. Bridget niedługo przyjedzie-nie jest, aż tak wredną osobą. Kiedy to usłyszałam, przeraziłam się. Nie chciałam trafić do "celi", nigdy!
.
-Panienko Soleil...-usłyszałam swoje imię, zacisnęłam usta w cienką linię nawet się nie odwracając, wolałam na tą postać nie patrzeć. Nawet nie zarejestrowałam tego w jaki sposób się do mnie odezwał.
-Skąd mnie pan zna?-zapytałam cicho z szybko bijącym sercem, nie wiedziałam kto to, ale moja intuicja podpowiadała mi, że jego pojawienie się nie jest przypadkowe.
-Aj, nie przedstawiłem się... Proszę wybaczyć za moje nieprzygotowanie...-takiego traktowania nienawidziłam, ale chwila... Teraz rzadko się używa takich słów.
-Uh... Niech pan po prostu powie kim pan jest-zniecierpliwiłam się, niechętnie odwróciłam się w stronę nieznajomego mężczyzny, który miał kaptur więc nie mogłam zobaczyć jego twarzy.
-Jestem Sebastian Michaelis, panienko Soleil-odezwał się mężczyzna zdejmując kaptur ukazując swoją przystojną twarz i czerwone oczy.
-------
-Cześć Soleil-nie miał do nas szacunku i zawsze się zwracał do nas po imieniu, co zresztą było wkurzające.
-Dzień dobry panie Chamber-ja byłam jednak jego absolutnym przeciwieństwem. I właśnie z tej właśnie różnicy, nieszczególnie darzymy siebie sympatią.
-Już mi tak nie słodź Soleil-parsknął krótkim śmiechem mrużąc oczy jak zawsze, kiedy jest rozbawiony, najdziwniejsze jest to, że tylko w moim towarzystwie jest tak rozbawiony jak obecnie.
-Czego pan ode mnie chciał?-nie powinnam go denerwować lub rozbawiać, nie teraz, kiedy muszę iść do tej rudej jędzy.
-Słyszałem, że masz iść do Bridget Ross-uśmiechnął się szatańsko w moją stronę, był sadystą-Może nie powinienem, ale życzę ci powodzenia-prychnęłam na te słowa krzywiąc się odruchowo.
.
-Alexandrze Chamberze!-usłyszałam jak zza mgłą głos zastępcy dyrektorki domu dziecka-Nie znęcaj się nad młodszymi!-jako jedyna nie była świadoma tego co się tutaj dzieje za jej plecami.
Alexander jej nie posłuchał tylko zaczął mnie dusić najwidoczniej zadowolony z tego, że został przyłapany. Mimo, że Chamber był zastępcą Elizabeth Ross, pozwalał sobie za dużo.
Nienawidził lenienia się i ciągle był w ruchu, nie to co my. Zawsze sądził jak na nas patrzył, że powinniśmy płonąć w piekle za to lenistwo.
------
Zaginiona!
Sierociniec Wool's jest nam wszystkim znany. Trzy lata temu zdarzyła się tragedia, którą wszyscy pamiętamy... Zoe Moonlight była założycielką tego sierocińca i zginęła podczas napadu na bank. Jej miejsce zajęła Chloe Yellowstone, daleka kuzynka Jerzego VI Windsor'a.
Ten sierociniec przez śmierć założycielki posiada wiele nie rozwikłanych tajemnic!
Zaginęła jedna z podopiecznych tego sierocińca! Mowa tu o Angel Landers! Posiada długie białe włosy sięgające do bioder, ma lśniące błękitne oczy. Ostatnio była widziana w szpitalu psychiatrycznym Cane Hill u swojego brata Aaron'a Landers'a.
Była ubrana w niezapinaną zieloną bluzę o długich rękawach i z nadrukiem krwawego serca, miała czarne dziurawe spodnie i czarne adidasy. Proszę o jej znalezienie! Czeka was duża nagroda pieniężna 1. 000 000 $!
.
-Trzy lata temu Chloe Yellowstone ogłosiła, że została nową dyrektorką sierocińca Wool's po Zoe Moonlight, w ten sam dzień przybyła Bridget Ross wraz ze swoją siostrą Elizabeth Ross. Angel i Aaron zostali wysłani do szpitala psychiatrycznego Cane Hill przez Bridget w tym dniu, dwa dni później, czyli 18 sierpnia 1918 roku wrócili, ale wrócili odmienieni...-czeka mnie zarwana nocka...
-----
II Pov. Valentine II
Soleil jest 50% człowiekiem i 50% demonem. Ale dopiero jej wygląd stopniowo się zmienił w wieku 13 lat, choć teoretycznie powinna się zmieniać mając 18 lat. Jednak jak widać jej demoniczna natura chciała się teraz objawić.
.
-Już, już... Ojciec kazał przekazać, że musisz wyjechać z Wielkiej Brytanii-mruknęłam do ucha demonicy, która tylko wypuściła z ust gorące powietrze.
-Dlaczego?-każdy takie pytanie zadaje, ale cóż... Przyzwyczaiłam się do tego.
-Ojciec ma podejrzenie, że morderca wciąż jest w sierocińcu, a ciebie nie możemy stracić-natychmiast wytłumaczyłam, a była to najprawdziwsza prawda.
----
II Pov. Sarah II
-Ugh... Tylko praca i praca. Bycie shinigami jest takie uciążliweeeee-zmarszczyłam nos, kiedy usłyszałam nastawianie się moich kości po wyciągnięciu się.
-Już nie przesadzaj, senpai-usłyszałam damski głos, którego się nie przestraszyłam, bo wiedziałam kto jest za mną.
-Zamknij się Knox-parsknęłam cichym śmiechem, kiedy usłyszałam charakterystyczne prychnięcie mojej przyjaciółki dzięki, której jeszcze nie zwariowałam w tej pracy.
.
II Soleil II
-Ugh... Soleil... Ktoś jest za rogiem-wyszeptała Valentine, a ja natychmiastowo schowałam się w toalecie przy okazji ciągnąc za sobą przyjaciółkę.
Te szarawe oczy wszędzie poznam. To była Chloe Yellowstone. Rzadko wychodzi ze swojego biura co wcale mnie nie dziwi jej zachowanie. W końcu kto by chciał patrolować za dnia wśród rozwydrzonych dzieciaków?
Zatykając przyjaciółce usta obserwowałam korytarz, który teraz wydawał się mroczniejszy niż przedtem. A może to wina pojawienia się Yellowstone? -,-
----
II Pov. Damon II
Z piętnaście metrów ode mnie na słupie stał wysoki mężczyzna o białych sterczących we wszystkie strony świata białych włosach. Oczy miał szeroko rozszerzone. Miał on je koloru bieli pomieszanej ze srebrem.
Ubrany był w śnieżnobiały kaftan bezpieczeństwa. Kiedy przyjrzałem mu się uważniej, dojrzałem psychiczny uśmiech układający się na jego ustach. Więc uciekł z psychiatryka.
.
-Kim jesteś?-zapytałem mężczyzny, który przestał mnie atakować i na ludzie podszedł do mnie, wpatrywał się we mnie, jak w jakąś zwierzynę.
-Nie mam powodu, żeby odpowiadać na pytania brudnych stworzeń-wreszcie usłyszałem jego zachrypnięty głos, nie odpowiedział na moje pytanie.
-Radziłbym odpowiedzieć na moje pytanie.-powiedziałem cichym głosem sięgając do jednej z szafek zniszczonego budynku. W mieście, w którym obecnie się znajduję są porozrzucane moje bronie.
-----
II Pov. Chloe II
-Pani Yellowstone, nie mogę nigdzie znaleźć Soleil-usłyszałam Bridget, która przerażona stała ode mnie parę kroków. Ogarnęła mnie sztuczna złość. A czemu by się nie zabawić w udawanie?
-Żarty sobie ze mnie stroisz Ross?-syknęłam do kobiety robiąc parę kroków w jej stronę i jednym ruchem złapałam Bridget za te czerwone kłaki. Pociągnęłam ją lekko w górę mrużąc niebezpiecznie oczy. Nawet jeśli udawałam złość, ta informacja mnie niesamowicie rozdrażniła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro