Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

S. P I Prolog

Prolog składa się z fragmentów książki!


-Ruszaj tą dupę Soleil.-usłyszałam zza zamkniętych drzwi panią Johnson, która nigdy nie wchodziła do naszych pokoi o siódmej rano, choćby wszyscy byli w piżamach.

-Dobrze pani Johnson-zignorowałam jej odzywki skierowane do mnie, może i wydawała miła, ale to swoje zachowanie mogła sobie już darować, jest nieobliczalna, kiedy ktoś z nas się jej przeciwstawi.

-Za dwie minuty widzę cię w stołówce szczurze-mruknęła cicho, ale słyszalnie dla ucha, nikt jej nie słyszał jak mówiła tak, tylko ja to słyszałam-Pośpiesz się smarkulo. Bridget niedługo przyjedzie-nie jest, aż tak wredną osobą. Kiedy to usłyszałam, przeraziłam się. Nie chciałam trafić do "celi", nigdy!

.

-Panienko Soleil...-usłyszałam swoje imię, zacisnęłam usta w cienką linię nawet się nie odwracając, wolałam na tą postać nie patrzeć. Nawet nie zarejestrowałam tego w jaki sposób się do mnie odezwał.

-Skąd mnie pan zna?-zapytałam cicho z szybko bijącym sercem, nie wiedziałam kto to, ale moja intuicja podpowiadała mi, że jego pojawienie się nie jest przypadkowe.

-Aj, nie przedstawiłem się... Proszę wybaczyć za moje nieprzygotowanie...-takiego traktowania nienawidziłam, ale chwila... Teraz rzadko się używa takich słów.

-Uh... Niech pan po prostu powie kim pan jest-zniecierpliwiłam się, niechętnie odwróciłam się w stronę nieznajomego mężczyzny, który miał kaptur więc nie mogłam zobaczyć jego twarzy.

-Jestem Sebastian Michaelis, panienko Soleil-odezwał się mężczyzna zdejmując kaptur ukazując swoją przystojną twarz i czerwone oczy.

-------

-Cześć Soleil-nie miał do nas szacunku i zawsze się zwracał do nas po imieniu, co zresztą było wkurzające.

-Dzień dobry panie Chamber-ja byłam jednak jego absolutnym przeciwieństwem. I właśnie z tej właśnie różnicy, nieszczególnie darzymy siebie sympatią.

-Już mi tak nie słodź Soleil-parsknął krótkim śmiechem mrużąc oczy jak zawsze, kiedy jest rozbawiony, najdziwniejsze jest to, że tylko w moim towarzystwie jest tak rozbawiony jak obecnie.

-Czego pan ode mnie chciał?-nie powinnam go denerwować lub rozbawiać, nie teraz, kiedy muszę iść do tej rudej jędzy.

-Słyszałem, że masz iść do Bridget Ross-uśmiechnął się szatańsko w moją stronę, był sadystą-Może nie powinienem, ale życzę ci powodzenia-prychnęłam na te słowa krzywiąc się odruchowo.

-Alexandrze Chamberze!-usłyszałam jak zza mgłą głos zastępcy dyrektorki domu dziecka-Nie znęcaj się nad młodszymi!-jako jedyna nie była świadoma tego co się tutaj dzieje za jej plecami.

Alexander jej nie posłuchał tylko zaczął mnie dusić najwidoczniej zadowolony z tego, że został przyłapany. Mimo, że Chamber był zastępcą Elizabeth Ross, pozwalał sobie za dużo.
Nienawidził lenienia się i ciągle był w ruchu, nie to co my. Zawsze sądził jak na nas patrzył, że powinniśmy płonąć w piekle za to lenistwo.

------

Zaginiona!

Sierociniec Wool's jest nam wszystkim znany. Trzy lata temu zdarzyła się tragedia, którą wszyscy pamiętamy... Zoe Moonlight była założycielką tego sierocińca i zginęła podczas napadu na bank. Jej miejsce zajęła Chloe Yellowstone, daleka kuzynka Jerzego VI Windsor'a.
Ten sierociniec przez śmierć założycielki posiada wiele nie rozwikłanych tajemnic!
Zaginęła jedna z podopiecznych tego sierocińca! Mowa tu o Angel Landers! Posiada długie białe włosy sięgające do bioder, ma lśniące błękitne oczy. Ostatnio była widziana w szpitalu psychiatrycznym Cane Hill u swojego brata Aaron'a Landers'a.
Była ubrana w niezapinaną zieloną bluzę o długich rękawach i z nadrukiem krwawego serca, miała czarne dziurawe spodnie i czarne adidasy. Proszę o jej znalezienie! Czeka was duża nagroda pieniężna 1. 000 000 $!

.

-Trzy lata temu Chloe Yellowstone ogłosiła, że została nową dyrektorką sierocińca Wool's po Zoe Moonlight, w ten sam dzień przybyła Bridget Ross wraz ze swoją siostrą Elizabeth Ross. Angel i Aaron zostali wysłani do szpitala psychiatrycznego Cane Hill przez Bridget w tym dniu, dwa dni później, czyli 18 sierpnia 1918 roku wrócili, ale wrócili odmienieni...-czeka mnie zarwana nocka...

-----

II Pov. Valentine II

Soleil jest 50% człowiekiem i 50% demonem. Ale dopiero jej wygląd stopniowo się zmienił w wieku 13 lat, choć teoretycznie powinna się zmieniać mając 18 lat. Jednak jak widać jej demoniczna natura chciała się teraz objawić.

.

-Już, już... Ojciec kazał przekazać, że musisz wyjechać z Wielkiej Brytanii-mruknęłam do ucha demonicy, która tylko wypuściła z ust gorące powietrze.

-Dlaczego?-każdy takie pytanie zadaje, ale cóż... Przyzwyczaiłam się do tego.

-Ojciec ma podejrzenie, że morderca wciąż jest w sierocińcu, a ciebie nie możemy stracić-natychmiast wytłumaczyłam, a była to najprawdziwsza prawda.

----

II Pov. Sarah II

-Ugh... Tylko praca i praca. Bycie shinigami jest takie uciążliweeeee-zmarszczyłam nos, kiedy usłyszałam nastawianie się moich kości po wyciągnięciu się.

-Już nie przesadzaj, senpai-usłyszałam damski głos, którego się nie przestraszyłam, bo wiedziałam kto jest za mną.

-Zamknij się Knox-parsknęłam cichym śmiechem, kiedy usłyszałam charakterystyczne prychnięcie mojej przyjaciółki dzięki, której jeszcze nie zwariowałam w tej pracy.

.

II Soleil II

-Ugh... Soleil... Ktoś jest za rogiem-wyszeptała Valentine, a ja natychmiastowo schowałam się w toalecie przy okazji ciągnąc za sobą przyjaciółkę.

Te szarawe oczy wszędzie poznam. To była Chloe Yellowstone. Rzadko wychodzi ze swojego biura co wcale mnie nie dziwi jej zachowanie. W końcu kto by chciał patrolować za dnia wśród rozwydrzonych dzieciaków?
Zatykając przyjaciółce usta obserwowałam korytarz, który teraz wydawał się mroczniejszy niż przedtem. A może to wina pojawienia się Yellowstone? -,-

----

II Pov. Damon II

Z piętnaście metrów ode mnie na słupie stał wysoki mężczyzna o białych sterczących we wszystkie strony świata białych włosach. Oczy miał szeroko rozszerzone. Miał on je koloru bieli pomieszanej ze srebrem.
Ubrany był w śnieżnobiały kaftan bezpieczeństwa. Kiedy przyjrzałem mu się uważniej, dojrzałem psychiczny uśmiech układający się na jego ustach. Więc uciekł z psychiatryka.

.

-Kim jesteś?-zapytałem mężczyzny, który przestał mnie atakować i na ludzie podszedł do mnie, wpatrywał się we mnie, jak w jakąś zwierzynę.

-Nie mam powodu, żeby odpowiadać na pytania brudnych stworzeń-wreszcie usłyszałem jego zachrypnięty głos, nie odpowiedział na moje pytanie.

-Radziłbym odpowiedzieć na moje pytanie.-powiedziałem cichym głosem sięgając do jednej z szafek zniszczonego budynku. W mieście, w którym obecnie się znajduję są porozrzucane moje bronie.

-----

II Pov. Chloe II

-Pani Yellowstone, nie mogę nigdzie znaleźć Soleil-usłyszałam Bridget, która przerażona stała ode mnie parę kroków. Ogarnęła mnie sztuczna złość. A czemu by się nie zabawić w udawanie?

-Żarty sobie ze mnie stroisz Ross?-syknęłam do kobiety robiąc parę kroków w jej stronę i jednym ruchem złapałam Bridget za te czerwone kłaki. Pociągnęłam ją lekko w górę mrużąc niebezpiecznie oczy. Nawet jeśli udawałam złość, ta informacja mnie niesamowicie rozdrażniła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro