La preocuparse
Jin
Dzisiaj niby normalnie, ale jednak. Musiałem zostać później w pracy. Nie chcę martwić NamJoona, więc niemal biegnę do domu, byle by nie przedłużać mojej nieobecności.
Przebiegłem przez pasy dla pieszy. Znaczy się, chciałem. Przez moją nieuwagę niezauważyłem samochodu, który mnie potrącił chwilę później. Teraz sobie leżę na ulicy nieprzytomny. Polecam.
Nie byłem świadomy, że w tej chwili Nam kręci się po całej piwnicy. Nie miałem pojęcia, że teraz, dzięki mnie, poznaje uczucie strachu, zmartwienia (Ups ~ Kaja)
●○●○●
Nie wiem kiedy, gdzie i jak, ale obudziłem się wśród bieli. Eeeee... szpital? Czy może umarłem? Nie, nie, nie, nie mogę umrzeć. Chciałem wstać, lecz dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie czuję dolnej części ciała. Znaczy się, nóg. Nie myślcie nawet o tym, zboczeńcy (ja nic nie mówię. To ty nam sugerujesz coś ~ SeoJin).
Nerwowo zdjąłem z siebie kołdrę, zwalając ją na podłogę. Uf, mam nogi. Tylko czemu ich nie czuję? Nie pamiętam nawet co robiłem przed trafieniem tutaj! Chyba powinienem wiedzieć, nie?
Podszedł do mnie jakiś gostek w kitlu. Jakoś na lekarza mi nie wygląda. Nawet w tym kitlu i innymi gównami. Dla mnie liczy się tylko to, żebym wrócił jak najszybciej do domu.
Ktosiek mi powiedział czemu nie czuję dolnych partii ciała. Zmurowało mnie. Nie mogę chodzić. Miałem ochotę się rozpłakać. Przecież NamJoon pewnie umiera ze strachu, a wolę go zobaczyć naładowanego. Właśnie, ktokolwiek go powiadomił?...
Tak, jestem debilem. Nikt przecież o nim nie wie. Kto by mógł? Choć w sumie nie znają też członków mojej rodziny, a mam w domu stacjonarny telefon.
Zatrzymali mnie na dwa dni. Dwa, głupie dni, gdzie co chwilę byłem badany! Cholera, ile można!? Właśnie jakaś kobieta mnie odwiozła pod dom. Dokładniej to pod drzwi. Na szczęście zdołałem się jej pozbyć, bo ta szmat chciała mi do domu wleść! Odworzyła mi tylko drzwi, oddała klucze i poszła. I dobrze. Po paru minutach siłowania się z wózkiem, do którego zostałem przykuty, udało mi się wejść do mieszkania.
Zdziwiło mnie gdy wjeżdżając dalej zobaczyłem otwarte drzwi do piwnicy. Nam sam wyszedł ze swojej ciemni? Coś jest nie tak.
- NamJoon! - zawołałem, a w odpowiedzi uzyskałem ciszę. Trochę zaczynam się martwić. Za cicho tu.
- NamJoon! - krzyknąłem głośniej, jeżdżąc wózkiem w tą i z powrotem w poszukiwaniu przyjaciela - Cholera, gdzie ty jesteś! - dodałem po chwili. Ucichłem na chwilę, zauważając, że drzwi na balkon są otwarte. Podjechałem do nich. Przełknąłem cicho pod nosem. Nie mogę wjechać.
- NamJoon? - zauważyłem go jak leży na trawie, na środku ogrodu. Miał przymknięte oczy, ręce na karku, nogi zgięte. Poruczał palcami dłoni, jakby wystukując jakiś rytm, więc jest naładowany. Chyba mnie nie słyszał.
- NamJoon, wróciłem! Proszę, chodź tu. Sam niezbyt umiem się tym poruszać - krzyknąłem tak, by mnie usłyszał. Boję się jego reakcji na moje kalectwo, lecz co będzie to będzie.
Chłopak automatycznie podniósł się do siadu. Nie potrzebował dużo czasu żeby znaleźć się obok mnie i patrzeć na mnie spojrzeniem... Spojrzeniem, które wyrażało uczucia. Tak! W końcu! To znaczy... Nie chciałem do tego prowadzić w taki sposób, ale... Ale w oczach Nam'a widzę aktualnie troskę i zamrtwienie.
- Co ci się stało? - zapytał. Normalny człowiek dodał by pewnie "martwiłem się", no ale on człowiekiem, a zwłaszcza normalnym nie jest.
- Potrącił mnie... samochód - odparłem, spuszczając wzrok. Przez własną głupotę (a mama zawsze mówiła ,,patrz czy nikt nie jedzie przed wejściem na jezdnię!"... ~ SeoJin). Nam przyłożył głowę do czubka mojej.
- Co ty robisz? - spytałem, nie do końca rozumiejąc jego poczynania.
- Dawno nie czułem twojego zapachu. Więc aktualnie go sobie przypominam - odparł.
- Pachnę szpitalem. Nic fajnego - zaśmiałem się. Co się dziwić? Jeszcze jakiej dwadzieścia parę minut temu tam byłem -... a właśnie. Ty coś czujesz? - lekko się zdziwiłem. Aż sam sobie pogratuluję zapłonu.
- Mhm. Czuję wszystkie zapachy. Nawet nie wiem czy więcej niż ty.
- Warto wiedzieć - mruknąłem - zaraz... ile rzeczy rozwaliłeś?
- O dziwo tylko klamkę do piwnicy i to coś - odparł, wskazując na złamaną łopatę.
Przekrzywiłem lekko głowę w bok
- Po co ci była łopata? - po raz kolejny spytałem, śmiejąc się.
- Sam nie wiem. Chciałem zobaczyć co to i tak jakoś no...
- Dobrze, spokojnie, rozumiem - w sumie to bym zjadł coś innego niż te szpitalne jedzenie czyt. papka z czegoś tam.
W tym momencie poczułem, że NamJoon objął mnie niedaleko szyi, nadal mając kawałek twarzy w moich włosach przez co tak trochę wąchałem jego koszulkę. Ale dobrze, nie przeszkadza mi to. Chyba nawet po raz pierwszy mam okazję go powąchać... czy tylko mi to dziwnie brzmi? Mniejsza. Teraz rozumiem czemu Nam lubi czuć mój zapach. To jest przyjeeeemneeeeee. Zamknąłem oczy, by móc bardziej skupić się na analizowaniu zapachu Nam'a.
Po krótkiej chwili NamJoon puścił mnie, prostując się
- Pomóc ci z poruszaniem się? - zapytał, z jakby troską. Ten mechaniczny głos zakłóca nieco jego uczucia w głosie.
- Um... Jasne - odparłem trochę niepewnie. Dziwnie jest się cały czas na dupie, której nie czujesz, a na dodatek czujesz jakby każdy nagle zyskał nad tobą przewagę i może cię zgnieść.
Nam wycofał powoli wózek do tyłu, a potem pokierował do kuchni. O dziwo dobrze mu szło. Jakby już kiedyś to robił lub był do tego zaprogramowany.
Grzecznie siedziałem na wózku i przyglądałem się NamJoon'owi. Nie żebym miał wybór. Choć w sumie, mógłbym być upierdliwy, lecz nie leży to w mojej naturze.
- Uda ci się samemu poruszać po kuchni?
- Raczej tak - odparłem. W tym momencie wjechaliśmy do wspomnianego pomieszczenia, a Nam puścił rączki, które trzymał wcześniej by prowadzić wózek. Natomiast on sam jeszcze trochę jechał do przodu. Znaczy się, no ja, ale ja tam siedzę tylko, więc no. Złapałem za te kółka od wózka i, o dziwo, zatrzymałem się nie wpadając na stół. Czułem na sobie wzrok Nam'a, który uważnie mi się przyglądał. Na początku miałem drobne problemy z cofaniem i skręcaniem, bo, bądźmy szczerzy, kuchnia nie należy do największych. Mimo tego jakoś dałem radę. Dobra, wszystko pięknie i w ogóle, tylko jest problem w staniu przy garach. Nic co jest w środku nie widzę.Robot chyba czeka aż go poproszę, bo uśmiecha się nieco arogancko...
- Ugh, pomożesz? - spytałem. Niezbyt uśmiecha mi się gotować niesamodzielnie. Bądźmy szczerzy, kuchnia to taki mój mały azyl. Nam podszedł i stanął obok mnie
- W czym dokładnie?
- Chcę zrobić cokolwiek do zjedzenia na ciepło i żeby nie śmierdziało. Za dużo się naoglądałem w tym szpitalu. Górna, druga po prawej półka, tam powinien być ryż. Robot podał mi to o co prosiłem, po drodze jeszcze trącąc szklankę, która spadając na blat, jakimś cudem przeżyła.
- Albo mi się wydaję, albo twoje destrukcyjne zdolności zanikają - zaśmiałem się
- Cud - zaśmiał się ze mną
- Zapiszmy tą datę w kalendarzu i ogłośmy święto braku destrukcji - dalej się śmiałem. Robot również się zaśmiał.
Po przygotowaniu jedzenia, które ku mojej rozpaczy w większości robił Nam, poszliśmy do salonu. Znaczy się, ja starałem się nie wjechać w coś, a NamJoon tylko mi się przyglądał. Nie zdziwię się kiedy usłyszę jego komentarz na temat mojej średniej umiejętności jazdy na wózku.
- Pierwszy raz jeździsz na wózku? - zapytał. Nie kurde, setny
- Nie widać? - odpowiedziałem pytanie na pytanie. Bo czemu nie? Czuję, że teraz poziom mojej irytacji będzie się gwałtownie zmieniał. Przez ten cholerny wózek, na którym ledwo umiem jeździć
- Widać - zaśmiał się cicho. Dobra, lubię, że odczuwa emocje, ale to no tak właśnie - Pomóc ci? - dodał po chwili.
- Tak - odparłem zrezygnowany. Nienawidzę wózków. Nienawidzę samochodów. Nienawidzę wszystkiego co jest związane z pojazdami i szpitalem. NamJoon podszedł i znów delikatnie złapał uchwyty wózka
- Gdzie jedziemy? - zapytał z uśmiechem.
- Do salonu. Miło by było gdybym zjadł po raz pierwszy od dawna tam, gdzie jadłem za życia taty - mruknąłem, dając się prowadzić
- No ok - odparł, po czym zaprowadził wózek w miarę szybko do salonu, niczego nawet nie popychając. Na prawdę prowadzi to coś jakby sam kiedyś jeździł.
- Jeździłeś kiedyś na tym? - spytałem, po czym strzeliłem sobie mentalnego facepalm'a. Tak, bo robót jeździł na wózku. Na pewno. Tak, mądry Jin, mądry. Robot zamilkł, jakby ignorując pytanie.
Ugh, tylko się zbłaźniłem. Na dodatek wprowadziłem krępującą ciszę. Jak nauczę się na tym ustrojstwie jeździć, to poszukam czegoś w pokoju taty. Może w końcu się dowiem czegokolwiek na temat Nam'a. Przydałoby się to jakby coś się zepsuło czy coś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro