👼ROZDZIAŁ 27👼
Perspektywa: Theo
Aktualnie leżałem na kanapie w domu Scotta. Nie byłem pijany. Wypiłem tylko dwa piwa. Spojrzałem na roześmianego Isaaca. Jemu to chyba nie powinni dawać alkoholu.
W sumie to tylko ja, Lydia, Newt oraz Stiles nie byliśmy pijani. Mój wzrok spoczął na tym ostatnim.
Siedział na stole i chichotał z tego co powiedział mu blondyn. Nasze spojrzenia się spotkały i Stiles puścił mi oczko. Więc chyba moje gadanie w szpitalu z Newt'em nie poszło na marne.
Uśmiechnąłem się lekko do niego, po czym chłopak znów wrócił do rozmowy z blondynem.
Nagle Liam podszedł do mnie i wpakował się na kanapę, na której leżałem.
- Zabierz mnie do domu. - wymamrotał, chowając twarz w moją koszulkę.
Spojrzałem na niego z szokiem. Aż tak się najebał?
- No dobra, ale weź wstań, bo nie mam jak sam wstać. - nakazałem.
- To wstań mnie. - wybełgotał.
- Co ty tam gadasz pod nosem? - zdziwiłem się, ale podniosłem się jakoś z chłopakiem z kanapy.
- Zanieś mnie. - poprosił.
- No ty chyba niepoważny jesteś. - prychnąłem.
- To się pierdol. Będę spał tutaj. - burknął, obrażony.
- Na stojąco? - spytałem.
- Ta. - przytaknął i zachwiał lekko.
- Dobra, chodź do samochodu i nie marudź. - zirytowałem się i złapałem go za rękę.
- Nie. - wymamrotał stanowczo - Albo weźmiesz mnie na ręce albo nie idę. - uparł się.
Westchnąłem ciężko.
Liam zbliżył się na chwiejących nogach i zaplątał ręce wokół mojej szyi.
- No weź swojego pięknego, mądrego, seksownego, pięknego i skromnego chłopaka na ręce. - poprosił niewyraźnym, pijackim głosem.
- Skończyłeś już? - zapytałem z założonymi rękoma, unosząc brwi w górę.
- Pierdol się. - wymamrotał i uwiesił na mojej szyi, bo ledwo już stał.
Kurwa!
Złapałem chłopaka i wziąłem go na ręce.
Uwielbiam go nawet jak jest pijany.
Chociaż mnie wkurza w takim stanie.
Liam coś mamrotał pod nosem gdy niosłem go w stronę swojego auta.
Posadziłem go na przodzie, po czym zająłem miejsce obok niego za kierownicą. Zpiąłem mu pasy i chłopak w tym momencie się znacznie rozbudził.
- Hej! Jedźmy gdzieś! - zaproponował wesoło.
- To może do domu? - spytałem z westchnieniem.
- Może być! - zachichotał.
Czy on ma rozdwojenie jaźni czy co? Przecież właśnie po to przyniosłem go do auta. Bo chciał jechać do domu.
Pokręciłem głową i zacząłem szukać kluczy po kieszeniach.
- Gdzie ja je...- urwałem, przypominając sobie, że dawałem je Liam'owi - Daj mi klucze od auta. - wyciągnąłem rękę w jego stronę.
Chłopak zaczął szperać po kieszeniach swojej bluzy i po chwili położył kluczyki na mojej dłoni.
- Te są od twojego samochodu. - westchnąłem.
- Oj, pomyłka! - wymamrotał, zabierając mi swoje klucze i znów zaczął grzebać po kieszeniach.
- Jak je zgubiłeś, to przysięgam, że źle z tobą będzie. - ostrzegłem.
- Ciiiiiiicho. Już mam. - podał mi jakiś klucz niewiadomo od czego.
- To nie jest nawet klucz od samochodu! - wkurzyłem się.
- Czego się drzesz? - burknął.
Straciłem cierpliwość. Pochyliłem się nad nim i zacząłem obszukiwać jego kieszenie.
- Tak, macaj mnie, macaj. - zachichotał.
W końcu znalazłem moje kluczyki w kieszeni jego spodni.
Odpaliłem silnik. Ruszyłem prawie pustą ulicą w kierunku domu Liama.
- Łiju! Łiju! Dostajesz mandant, panie Reaken! Nie zapiąłeś pasów! - upomniał mnie pijacko.
- Zaraz ciebie zapnę. - wyszeptałem pod nosem, patrząc na drogę.
- Nie przekupisz władzy ofertami seksualnymi, panie Reaken! Mandat cię nie ominie! - oznajmił, starając się o poważny ton głosu.
- Czemu ja się z tobą zadaję? - pokręciłem głową.
- Bo mnie kochasz i dlatego, że jestem zajebisty! - odpowiedział z dumą.
- Że niby cię kocham? - uniosłem brew - Kto tak powiedział? - zapytałem.
- A nie kochasz? - jego głos zadrżał.
- Kocham. - wyznałem - Ciebie nie da się nie kochać. - westchnąłem, skręcając w osiedle na którym mieszkał Liam.
- To co mnie straszysz! - ochrzanił mnie - Myślałem już, że zacznę płakać. - odetchnął - No i ja ciebie też. - dodał - Bradzo ciebie też. - zachichotał - Ale mandat i tak dostaniesz. - upomniał.
Zaparkowałem pod domem i spojrzałem na Liama.
- Więcej nie pijesz. - zdecydowałem.
- Nawet ociupinkę? - zbliżył palec wskazujący do kciuka, pokazując mi gestem "troszeczkę".
- Nawet kropelki. - oznajmiłem i wysiadłem z auta.
- To się pierdol! - obraził się.
- Z tobą? Pewnie! - otworzyłem mu drzwi.
- Nie. Beze mnie. Sam się pierdol. - wymamrotał, wysiadając z samochodu.
Przewróciłem oczami.
Złapałem chłopaka za rękę, dziękując w duchu za to iż nie chciał abym znów wziął go na ręce.
- Klucze są....emmm...nie wiem. - powiedział gdy ustaliśmy przed drzwiami.
- To nie ma twoich rodziców? - zdziwiłem się.
- Są gdzieś.....tam. - wskazał na ścianę domu.
- Ty dobrze się czujesz? - spytałem poważnie.
- No pojechali do ciotki. Mieszka w tamtym kierunku. - wskazał znów na ścianę.
- Teraz rozumiem. - wyszeptałem i zajrzałem pod wycieraczkę, szukając kluczy od domu.
Niczego tam nie znalazłem, ale zanim się wyprostowałem, Liam klepnął mnie w tyłek.
- Zrób to jeszcze raz, a skopię ci dupę. - zagroziłem.
- Wolałbym abyś zrobił z nią coś innego. - wybełgotał.
- Tak? - uśmiechnąłem się, lustrując jego sylwetkę.
- O! Mam klucz! - wyjął go z kieszeni bluzy.
Kurwa! Serio?!
Przez niego zaraz szlag mnie trafi!
No ale....przynajmniej się z nim nie nudzę.
Liam otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Poradzisz już sobie? - chciałem się upewnić, że chłopak na pewno trafi do swojego pokoju.
- A gdzie ty chcesz iść?! - oburzył się.
- No....do domu? - wzruszyłem ramionami.
- Mowy nie ma! - złapał mnie za rękę i wciągnął do mieszkania - Śpisz ze mną! - rozkazał.
- Skoro tak. - uśmiechnąłem się.
* * *
Położyłem się obok Liama, na co od razu wtulił się w moją klatkę.
- Theo...- wymamrotał niewyraźnie.
- Co? - spytałem, oplatając go ramionami.
- Ja już chyba nie piję. - odrzekł ledwo.
- No ja myślę. - zaśmiałem się - Śpij już. - nakazałem łagodnie.
Chłopak podniósł głowę i zrobił dziubka.
- Buzi. - poprosił.
Uśmiechnąłem się i cmoknąłem go krótko w usta.
- Buzi, buzi. - powtórzył, bo najpewniej to mu nie wystarczyło.
Przywarłem do jego ust. Liam jęknął cicho. Poczułem jego dłonie pod koszulką.
Cóż...trochę mnie to napaliło.
Oderwał wargi od tych moich i zaczął składać mi pocałunki na szyi.
Nagle Liam przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy. Zdziwiony, podniosłem głowę.
Zasnął.
To się napaliłem.
Liam, już więcej nie pijesz!
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro