Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👼ROZDZIAŁ 13👼

Bardzo się zdziwiłem gdy po śniadaniu zadzwonił tata z informacją abym jak najszybciej przybył do kliniki.

Nie chciałem zmuszać Newt'a do jazdy samochodem, więc chciałem jechać sam, ale on się uparł, że bez niego nigdzie się nie ruszę. Jeśli mam być szczery, schlebiało mi to, że blondyn aż tak bardzo potrzebuję mojej obecności, a było tak, bo ja też nie chciałem rozstawać się z nim choćby na moment.

Długo nie myśląc, złapałem go za rękę i wyszliśmy z domu. Szybkim tempem dotarliśmy do kliniki, ale i tak jako ostatni.

- Jesteśmy! - powiadomiłem gdy przekroczyliśmy próg, ciężko oddychając.

Może przez te chodzenie wszędzie na pieszo, kondycja mi się w końcu poprawi i nie będę takim wielkim zerem na zajęciach z trenerem.

- Okej, więc może nam pan wreszcie powie o co chodzi. Co jest takie ważne? - Scott zwrócił się do mojego taty.

- Z samego rana dostałem wezwanie na komisariat. Znów zniknęli ludzie. Trzech w nocy. - oznajmił.

- Więc Lestat nie zaprzestał zbierania armii. - wywnioskował Isaac, który pewnie wrócił już z tej swojej wycieczki.

- Trzeba go znaleźć i to szybko. Jak tak dalej pójdzie, to zamieni całe Beacon Hills. - wtrąciła Allison.

- Całego na pewno nie, ale znaczną część. - wyszeptał pod nosem zamyślony Scott.

- Może zróbmy znów tą pułapkę ze Stilesem? - zaproponował Liam.

- To się nie uda. - westchnął Deaton - Lestat się na to nie nabierze. - pokręcił głową.

- Złych ludzi pokonuję się dobrymi uczynkami. - odezwał się nieśmiało Newt.

Spojrzałem na niego. 

- Co masz na myśli? - spytałem.

- Jeśli utwierdzi się złego człowieka w przekonaniu, że to co robi jest słuszne, to od razu nam zaufa. - wyjaśnił.

- Więc mamy udawać, że jesteśmy po stronie Lestat'a? - dopytał Scott.

- Tak Archaniołowie pokonali Lucyfera. Pozwolili mu wierzyć, że są oni po jego stronie, a potem gdy czujność Lucyfera spadła, wykorzystali to by strącić go z nieba. - powiedział spokojnie blondyn.

- To jest genialne! - wykrzyczał Liam.

- I może się udać. - zgodził się z nim Deaton.

- Newtie...- zacząłem, nie wiedząc co powiedzieć.

Byłem tak dumny z niego. Podsunął nam całkiem dobry pomysł. Miałem wielką ochotę go pocałować i uściskać mocno, ale...

A zresztą! Po co mam ukrywać swoje uczucia?!

- Newtie, jak ja cię kocham. - wyszeptałem, ująłem jego twarz w dłonie i pocałowałem czule.

- Woah! - usłyszałem zdziwiony krzyk Isaaca, ale miałem to gdzieś.

Oderwałem się od ust blondyna i delikatnie pogładziłem kciukiem jego policzek. Uśmiechnął się do mnie uroczo, spuszczając wzrok i to wystarczyło aby moje serce zaczęło szybszy bieg.

- Czy mnie coś ominęło? - zapytał zszokowany ojciec.

Spojrzałem na niego i widząc jego minę, wolałem się narazie nie odzywać.

Jeśli zrobi mi awanturę albo co gorsza, wyrzuci Newt'a z naszego domu, to będzie musiał wyrzucić także mnie, bo nie zamierzam go zostawić. Nigdy tego nie zrobię. Jeszcze w nikim tak się nie zakochałem i jeszcze nikt tak mnie nie uszczęśliwiał choćby zwykłym uśmiechem czy trzymaniem za rękę jak Newt.

- Przejdźmy do planu. - postanowiłem, chcąc zmienić temat.

Newtie wtulił się w mój bok. Objąłem go ramionami i spojrzałem niepewnie na ojca, w razie czego chcąc chronić blondyna, ale szeryf stał nieruchomo i wpatrywał się zamyślonym wzrokiem w podłogę.

- Trzeba to dobrze przemyśleć. Nadal mamy problem w tym, że aby przekonać Lestat'a do siebie, musimy go najpierw znaleźć albo jakoś się z nim skontaktować. - stwierdził Scott.

- Coś wymyślimy. - zapewniła Allison, kładąc dłoń na ramieniu Scotta.

- Zobaczę czy da się zlokalizować któregoś z zaginionych. - oznajmił ojciec i skierował do wyjścia.

Przystanął koło mnie na chwilę.

- A my porozmawiamy później. - powiedział, posyłając mi karcące spojrzenie, po czym wyszedł z kliniki.

- Nie przejmuj się, Stiles. Jakoś się z tym pogodzi. - stwierdziła poczeszająco Lydia.

- Ta. - westchnąłem mało przekonująco.

- Jak to się dzieje, że nie ma mnie chwilę, a tu takie rzeczy się wyprawia? - spytał z pretensją Isaac.

- No cóż...przynajmniej teraz wiem, że nie miałem omamów. - zaśmiał się Deaton.

Spłonąłem rumieńcem na jego słowa. Że on musiał akurat wtedy wejść z tymi książkami..eh..
Bałem się również jakiejś dogryzki od Theo, ale on dziś stał w kącie i w ogóle się nie odzywał.

- Ale chyba wiesz, że związki homoseksualne nie są akceptowane przez kościół? - Isaac upomniał Newt'a, na co ten bardziej wtulił się we mnie.

- W takim razie wolę spłonąć w piekle. - odpowiedziałem za niego - Dajmy już temu spokój. Lepiej zacznijcie wymyślać jakiś plan co do Lestat'a. - zirytowałem się.

Złapałem blondyna za rękę i wyszedłem z nim z kliniki. Nie chciałem wracać do domu aby czekać jak na skazanie na rozmowę z ojcem. Skierowałem się więc do lasu by posiedzieć z Newt'em na polanie.

- Nie spłoniesz w piekle. - oznajmił cichutko chłopak.

Spojrzałem na niego pytająco.

- Bóg popiera miłość, jakaby nie była. - dodał.

- Kocham cię, wiesz? - uśmiechnąłem się.

- Ja też kocham ciebie. - odpowiedział.

Więcej mi do szczęścia nie było trzeba.

* * *

Newt leżał na plecach na trawie, a ja obok, pochylając się nad jego twarzą i co chwila skradając mu czułe pocałunki.

- Stiles? - wyszeptał cichutko blondyn.

- Hmmm? - wymruczałem i ponownie przywarłem na chwilę do ust chłopaka.

- Pamiętasz jak wtedy miałem koszmar? - spytał.

- Pamiętam. - odpowiedziałem i otarłem o siebie nasze nosy by potem ucałować go w ten należący do niego.

- Śniło mi się, że leżeliśmy tak jak teraz na łące. I potem wszystko znikło. - zaczął niepewnie.

Splątałem razem nasze dłonie i położyłem je złączone na jego piersi.

- Byłem w ciemnym pokoju. Ściany były drewniane. Klęczałem pośrodku i...- urwał, robiąc głęboki oddech.

- Nie musisz mi opowiadać tego snu, Newtie. To tylko koszmar. Nie można brać takich rzeczy na serio. - oznajmiłem łagodnie.

Posłał mi lekki uśmiech i uniósł trochę głowę.

- Chcę jeszcze pocałunków. - poprosił.

Zaśmiałem się, kręcąc głową.

- Jak sobie życzysz, Aniołku. - odrzekłem i pochyliłem się by złączyć razem nasze usta.

Wyplątałem rękę z tej należącej do jego i umiejscowiłem ją na policzku blondyna. Przekręciłem nieznacznie głowę tylko po to by wkraść językiem do jego ust. Zrobiło mi się gorąco i nie mogłem powstrzymać cichego mruknęcia gdy Newt zaczął oddawać pocałunek. Nasze języki ocierały się o siebie. Chciałbym móc już nigdy się od niego nie odrywać.

Nagle usłyszałem odchrząknięcie. Oderwałem się od warg blondyna i uniosłem głowę do góry.

- Ktoś chce cię widzieć. - odezwał się nieznajomy.

Był to mężczyzna w wieku może dwudziestu pięciu lat. Ubrany w czarne spodnie dresowe i równie czarny podkoszulek.

- Tak? Kto? - spytałem, podnosząc się z ziemi i przyciągając w swoje objęcia Newt'a.

- Lestat. - odpowiedział mężczyzna i uśmiechnął złowrogo.

Najpierw poczułem strach. Paraliżujący, okropny.
Ale potem jedyne co czułem to potrzebę ochrony swojego Aniołka, którego trzymałem w ramionach.

Za wszelką cenę.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro