Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👼ROZDZIAŁ 27👼

Perspektywa: Theo

Aktualnie leżałem na kanapie w domu Scotta. Nie byłem pijany. Wypiłem tylko dwa piwa. Spojrzałem na roześmianego Isaaca. Jemu to chyba nie powinni dawać alkoholu.
W sumie to tylko ja, Lydia, Newt oraz Stiles nie byliśmy pijani. Mój wzrok spoczął na tym ostatnim.
Siedział na stole i chichotał z tego co powiedział mu blondyn. Nasze spojrzenia się spotkały i Stiles puścił mi oczko. Więc chyba moje gadanie w szpitalu z Newt'em nie poszło na marne.


Uśmiechnąłem się lekko do niego, po czym chłopak znów wrócił do rozmowy z blondynem.

Nagle Liam podszedł do mnie i wpakował się na kanapę, na której leżałem.

- Zabierz mnie do domu. - wymamrotał, chowając twarz w moją koszulkę.

Spojrzałem na niego z szokiem. Aż tak się najebał?

- No dobra, ale weź wstań, bo nie mam jak sam wstać. - nakazałem.

- To wstań mnie. - wybełgotał.

- Co ty tam gadasz pod nosem? - zdziwiłem się, ale podniosłem się jakoś z chłopakiem z kanapy.

- Zanieś mnie. - poprosił.

- No ty chyba niepoważny jesteś. - prychnąłem.

- To się pierdol. Będę spał tutaj. - burknął, obrażony.

- Na stojąco? - spytałem.

- Ta. - przytaknął i zachwiał lekko.

- Dobra, chodź do samochodu i nie marudź. - zirytowałem się i złapałem go za rękę.

- Nie. - wymamrotał stanowczo - Albo weźmiesz mnie na ręce albo nie idę. - uparł się.

Westchnąłem ciężko.

Liam zbliżył się na chwiejących nogach i zaplątał ręce wokół mojej szyi.

- No weź swojego pięknego, mądrego, seksownego, pięknego i skromnego chłopaka na ręce. - poprosił niewyraźnym, pijackim głosem.

- Skończyłeś już? - zapytałem z założonymi rękoma, unosząc brwi w górę.

- Pierdol się. - wymamrotał i uwiesił na mojej szyi, bo ledwo już stał.

Kurwa!

Złapałem chłopaka i wziąłem go na ręce.

Uwielbiam go nawet jak jest pijany.

Chociaż mnie wkurza w takim stanie.

Liam coś mamrotał pod nosem gdy niosłem go w stronę swojego auta.
Posadziłem go na przodzie, po czym zająłem miejsce obok niego za kierownicą. Zpiąłem mu pasy i chłopak w tym momencie się znacznie rozbudził.

- Hej! Jedźmy gdzieś! - zaproponował wesoło.

- To może do domu? - spytałem z westchnieniem.

- Może być! - zachichotał.

Czy on ma rozdwojenie jaźni czy co? Przecież właśnie po to przyniosłem go do auta. Bo chciał jechać do domu.

Pokręciłem głową i zacząłem szukać kluczy po kieszeniach.

- Gdzie ja je...- urwałem, przypominając sobie, że dawałem je Liam'owi - Daj mi klucze od auta. - wyciągnąłem rękę w jego stronę.

Chłopak zaczął szperać po kieszeniach swojej bluzy i po chwili położył kluczyki na mojej dłoni.

- Te są od twojego samochodu. - westchnąłem.

- Oj, pomyłka! - wymamrotał, zabierając mi swoje klucze i znów zaczął grzebać po kieszeniach.

- Jak je zgubiłeś, to przysięgam, że źle z tobą będzie. - ostrzegłem.

- Ciiiiiiicho. Już mam. - podał mi jakiś klucz niewiadomo od czego.

- To nie jest nawet klucz od samochodu! - wkurzyłem się.

- Czego się drzesz? - burknął.

Straciłem cierpliwość. Pochyliłem się nad nim i zacząłem obszukiwać jego kieszenie.

- Tak, macaj mnie, macaj. - zachichotał.

W końcu znalazłem moje kluczyki w kieszeni jego spodni.

Odpaliłem silnik. Ruszyłem prawie pustą ulicą w kierunku domu Liama.

- Łiju! Łiju! Dostajesz mandant, panie Reaken! Nie zapiąłeś pasów! - upomniał mnie pijacko.

- Zaraz ciebie zapnę. - wyszeptałem pod nosem, patrząc na drogę.

- Nie przekupisz władzy ofertami seksualnymi, panie Reaken! Mandat cię nie ominie! - oznajmił, starając się o poważny ton głosu.

- Czemu ja się z tobą zadaję? - pokręciłem głową.

- Bo mnie kochasz i dlatego, że jestem zajebisty! - odpowiedział z dumą.

- Że niby cię kocham? - uniosłem brew - Kto tak powiedział? - zapytałem.

- A nie kochasz? - jego głos zadrżał.

- Kocham. - wyznałem - Ciebie nie da się nie kochać. - westchnąłem, skręcając w osiedle na którym mieszkał Liam.

- To co mnie straszysz! - ochrzanił mnie - Myślałem już, że zacznę płakać. - odetchnął - No i ja ciebie też. - dodał - Bradzo ciebie też. - zachichotał - Ale mandat i tak dostaniesz. - upomniał.

Zaparkowałem pod domem i spojrzałem na Liama.

- Więcej nie pijesz. - zdecydowałem.

- Nawet ociupinkę? - zbliżył palec wskazujący do kciuka, pokazując mi gestem "troszeczkę".

- Nawet kropelki. - oznajmiłem i wysiadłem z auta.

- To się pierdol! - obraził się.

- Z tobą? Pewnie! - otworzyłem mu drzwi.

- Nie. Beze mnie. Sam się pierdol. - wymamrotał, wysiadając z samochodu.

Przewróciłem oczami.

Złapałem chłopaka za rękę, dziękując w duchu za to iż nie chciał abym znów wziął go na ręce.

- Klucze są....emmm...nie wiem. - powiedział gdy ustaliśmy przed drzwiami.

- To nie ma twoich rodziców? - zdziwiłem się.

- Są gdzieś.....tam. - wskazał na ścianę domu.

- Ty dobrze się czujesz? - spytałem poważnie.

- No pojechali do ciotki. Mieszka w tamtym kierunku. - wskazał znów na ścianę.

- Teraz rozumiem. - wyszeptałem i zajrzałem pod wycieraczkę, szukając kluczy od domu.

Niczego tam nie znalazłem, ale zanim się wyprostowałem, Liam klepnął mnie w tyłek.

- Zrób to jeszcze raz, a skopię ci dupę. - zagroziłem.

- Wolałbym abyś zrobił z nią coś innego. - wybełgotał.

- Tak? - uśmiechnąłem się, lustrując jego sylwetkę.

- O! Mam klucz! - wyjął go z kieszeni bluzy.

Kurwa! Serio?!
Przez niego zaraz szlag mnie trafi!

No ale....przynajmniej się z nim nie nudzę.

Liam otworzył drzwi i wszedł do środka.

- Poradzisz już sobie? - chciałem się upewnić, że chłopak na pewno trafi do swojego pokoju.

- A gdzie ty chcesz iść?! - oburzył się.

- No....do domu? - wzruszyłem ramionami.

- Mowy nie ma! - złapał mnie za rękę i wciągnął do mieszkania - Śpisz ze mną! - rozkazał.

- Skoro tak. - uśmiechnąłem się.

* * *

Położyłem się obok Liama, na co od razu wtulił się w moją klatkę.

- Theo...- wymamrotał niewyraźnie.

- Co? - spytałem, oplatając go ramionami.

- Ja już chyba nie piję. - odrzekł ledwo.

- No ja myślę. - zaśmiałem się - Śpij już. - nakazałem łagodnie.

Chłopak podniósł głowę i zrobił dziubka.

- Buzi. - poprosił.

Uśmiechnąłem się i cmoknąłem go krótko w usta.

- Buzi, buzi. - powtórzył, bo najpewniej to mu nie wystarczyło.

Przywarłem do jego ust. Liam jęknął cicho. Poczułem jego dłonie pod koszulką.
Cóż...trochę mnie to napaliło.

Oderwał wargi od tych moich i zaczął składać mi pocałunki na szyi.
Nagle Liam przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy. Zdziwiony, podniosłem głowę.

Zasnął.


To się napaliłem.

Liam, już więcej nie pijesz!

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro