Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👼ROZDZIAŁ 18👼

Odchyliłem głowę aby móc spojrzeć w czekoladowe oczy mojego chłopaka, niedługo po tym jak go przytuliłem.

- Chyba powinienem wezwać pielęgniarkę albo lekarza. Muszą sprawdzić czy wszystko jest dobrze. - przejechałem dłonią po jego włosach.

- Stiles? A po co mi ta woda? - spytał blondyn, wskazując na kroplówkę.

- To nie woda, Aniołku. To leki. Dzięki nim szybciej wyzdrowiejesz. - wyjaśniłem, po czym ucałowałem jego nosek.

- Jestem zmęczony. - wyszeptał cichutko.

- To śpij. - potarłem kciukiem skórę na policzku chłopaka.

- A będziesz tutaj przez cały czas? - upewniał się.

- Oczywiście, że tak. Nigdy cię nie zostawię. - obiecałem.

Newtie złapał mnie za rękę i poprawił głowę na poduszce. Zacząłem bawić się palcami w jego włosach, dzięki czemu po chwili mój Aniołek zamknął oczy, zasypiając.

Wpatrywałem się w jego twarz od której nie mogłem oderwać oczu. To najpiękniejszy człowiek na ziemi.

- Stiles. - usłyszałem i gwałtownie uniosłem głowę.

Wyplątałem dłoń z blond kosmyków i położyłem ją na rękę Newt'a, którą trzymał moją, jednocześnie siadając na krześle koło łóżka.

Serce zaczęło mi walić ze zdenerwowania. Ojciec zatrzymał się w połowie drogi od drzwi do mnie.

- Jestem tutaj już od jakiś trzech godzin, ale Melissa kazała mi poczekać aż z tobą porozmawiam. I w sumie miała rację. Nie wyglądasz za dobrze. Powinieneś wrócić ze mną do domu i porządnie wyspać. - oznajmił ojciec.

- Nie zostawię Newt'a. Obiecałem mu, że przy nim będę. - wyszeptałem aby nie obudzić mojego chłopaka.

- Stiles...- westchnął szeryf, po czym przetarł twarz ręką.

- Wiem co myślisz. Wiem, że ci się to nie podoba. Ale ja go kocham, tato. - wyznałem.

- Masz rację. Nie jestem zadowolony. - odrzekł.

Spuściłem wzrok na nasze złączone z Newt'em dłonie.

- Ale jesteś moim synem. Zawsze nim będziesz. I kocham cię mimo wszystko. - dodał.

Spojrzałem na niego ze łzami.

- Ja też cię kocham, tato. - wyszeptałem.

Ojciec podszedł do mnie i objął ramieniem tak, że przez chwilę dotykałem policzkiem jego odznaki na piersi, po czym ucałował mnie w czoło i odsunął się o jeden krok w tył.

- Myślałem, że wyrzucisz mnie z domu. - odetchnąłem z ulgą, mrugając aby pozbyć się łez.

- Jak tak w ogóle mogłeś pomyśleć, Stiles? Może i zadowolony nie jestem, że mój syn jest gejem, ale bez przesady. Jesteś moim synem i kocham cię takiego jaki jesteś. Najważniejsze abyś był szczęśliwy i sposoby żebyś to osiągnął nie zawsze muszą mi się podobać. Nawet gdybym próbował, nie umiałbym cię nienawidzić. - stwierdził.

- Dzięki, że to zaakceptowałeś. Jestem szczęśliwy. Z nim...- spojrzałem na spiącego Newt'a - Naprawdę jestem szczęśliwy. - odparłem.

- Jak on się w ogóle czuje? - spytał tata.

- Dobrze. W sumie to miałem zawołać lekarza, ale...- wskazałem na unieruchomioną rękę w uścisku blondyna.

- Ja zawołam. - zdecydował.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się lekko do niego.

Ojciec wyszedł, a ja kontynuowałem patrzenie na spokojną i uroczą twarz mojego Aniołka.

Po jakimś czasie do sali znów wszedł tata, ale tym razem prowadząc lekarza ze sobą.

- Dzień dobry. - przywitał się miło starszy pan w białym kitlu - Budził się? - spytał mnie.

- Tak. Obudził się na jakieś dziesięć minut, a potem znów zasnął. - odpowiedziałem.

- To normalne. Stracił dużo krwi. Organizm musi się zregenerować. Jutro sprawdzę opatrunek, a narazie karzę pielęgniarce zmienić kroplówkę. Będziemy go obserwować, ale myślę, że najgorsze za nami. - uśmiechnął się promiennie.

- Dziękuję, panie doktorze. - odrzekłem z wdzięcznością.

- Zaraz przyślę pielęgniarkę. - oznajmił mężczyzna i wyszedł z pokoju.

- Widzisz, Stiles? On musi odpoczywać. Wróć ze mną do domu. Także powinieneś się przespać. - nakazał ojciec.

- Zostaję. Mogę spać na krześle. Nie obchodzi mnie to. - uparłem się.

- Taki sam jak matka. - szeryf pokręcił głową - Ale i tak zdajesz sobie sprawę, że jutro ci odpuszczę, ale we wtorek widzę cię w szkole. - upomniał.

- Okej. - przytaknąłem.

- Będę się zbierał. Zostawię klucz do domu na parapecie gdybyś jednak zdecydował się wrócić. - poinformował - Jutro zacznę załatwiać papiery. Melissa wspominała mi o tym, że Newt nie ma danych osobowych. - dodał i skierował się do drzwi.

- Daj mu nazwisko Stilinski. I tak będzie miał takie w przyszłości to po co robić problemy. - wzruszyłem ramionami.

- Nie przeginaj, Stiles. - skarcił mnie ojciec i wyszedł z sali.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.

Zaraz potem przyszła pielęgniarka i zmieniła Newt'owi kroplówkę.

Mój wzrok spoczął na książce, którą zostawił Theo. W sumie to miłe z jego strony. Chyba zacznę bardziej mu ufać. On naprawdę się zmienił.

Wolną ręką złapałem za książkę. Otworzyłem ją na pierwszej stronie i zacząłem czytać.

Historia dotyczyła chłopaka o imieniu Jack. Mieszkał z matką, jego ojciec zginął na wojnie. Jack miał przyjaciela z sąsiedztwa, Nathana.

- Puk, puk. - przerwałem czytanie wstępu i spojrzałem na Scotta.

- Co tu jeszcze robisz? - zdziwiłem się.

- Co robię? Robię za kelnera. - zaśmiał się i wyciągnął rękę zza pleców w której trzymał kawę z automatu - Proszę. - podał mi ją.

- Dzięki. - uśmiechnąłem się i wziąłem łyka gorącego napoju - Hmmm...dobra. - rozmarzyłem się nad jej smakiem.

- Gówna bym ci nie przyniósł. - Scott wywrócił oczami.

Zaśmiałem się cicho.

- Co czytasz? - zaciekawił się mój przyjaciel.

- Nie wiem nawet. Theo to zostawił. - odrzekłem.

- Myślisz, że Liam nie żartował i on naprawdę mu się podoba? - zastanawiał się Scotty.

- Nie wiem, ale nawet jeśli to im kibicuję. - wyznałem.

- Że ja nie wiedziałem takich rzeczy o swoim stadzie. - pokręcił głową.

- Przeszkadza ci to? - zmartwiłem się, bo nie miałem pojęcia co Scott myśli o moim związku z Newt'em.

- No co ty. - machnął ręką - Jesteś moim przyjacielem i nic tego nie zmieni. - oznajmił.

- To super. - uśmiechnąłem się.

Na chwilę zapanowała cisza, którą postanowiłem przerwać, bo coś mnie gnębiło.

- Scott, czy Lestat...- zacząłem.

- Nie żyje. - przerwał mi.

- Wiem, ale...

- Nic mi nie jest. - znów mi przerwał.

- Scott...- westchnąłem.

- Nie rozmawiajmy o tym. - poprosił.

- Rozumiem, że nie chcesz o tym gadać, ale Scott, pierwszy raz kogoś zbiłeś. To musi cię dręczyć, a ja jestem twoim przyjacielem i chcę pomóc. - stwierdziłem.

- Wiem, Stiles. - przetarł oczy ręką - Nie chciałem go zabijać, ale on nagle wbił mi pazury w ramię i...sam nie wiem jak to się stało. Chciałem aby mnie puścił, ale on nie przestawał. Nie mogąc znieść bólu...udusiłem go. - wyznał szeptem.

- Przykro mi, Scotty. Ale pamiętaj, że zasłużył na to. Wiele ludzi teraz cierpi przez niego, nie mogąc się odnaleźć w postaci wilkołaka. - odrzekłem.

- Tak, wiem. - przytaknął - I z racji tego, jeszcze się nie załamałem. - posłał mi lekki uśmiech - Pójdę już. Przekaż mu ode mnie szybkiego powrotu do zdrowia. - wskazał na Newt'a.

- Oczywiście. - obiecałem.

Scotty wyszedł, a ja odłożyłem książkę z powrotem na stolik i zacząłem się wpatrywać w śpiącego Anioła.

Chyba nie ma na świecie słowa opisującego tego jak bardzo go kocham.

A nawet jeśli takowe istnieje, to i tak nie oddaje w pełni tego co czuję do mojego uroczego blondyna.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro