👼ROZDZIAŁ 18👼
Odchyliłem głowę aby móc spojrzeć w czekoladowe oczy mojego chłopaka, niedługo po tym jak go przytuliłem.
- Chyba powinienem wezwać pielęgniarkę albo lekarza. Muszą sprawdzić czy wszystko jest dobrze. - przejechałem dłonią po jego włosach.
- Stiles? A po co mi ta woda? - spytał blondyn, wskazując na kroplówkę.
- To nie woda, Aniołku. To leki. Dzięki nim szybciej wyzdrowiejesz. - wyjaśniłem, po czym ucałowałem jego nosek.
- Jestem zmęczony. - wyszeptał cichutko.
- To śpij. - potarłem kciukiem skórę na policzku chłopaka.
- A będziesz tutaj przez cały czas? - upewniał się.
- Oczywiście, że tak. Nigdy cię nie zostawię. - obiecałem.
Newtie złapał mnie za rękę i poprawił głowę na poduszce. Zacząłem bawić się palcami w jego włosach, dzięki czemu po chwili mój Aniołek zamknął oczy, zasypiając.
Wpatrywałem się w jego twarz od której nie mogłem oderwać oczu. To najpiękniejszy człowiek na ziemi.
- Stiles. - usłyszałem i gwałtownie uniosłem głowę.
Wyplątałem dłoń z blond kosmyków i położyłem ją na rękę Newt'a, którą trzymał moją, jednocześnie siadając na krześle koło łóżka.
Serce zaczęło mi walić ze zdenerwowania. Ojciec zatrzymał się w połowie drogi od drzwi do mnie.
- Jestem tutaj już od jakiś trzech godzin, ale Melissa kazała mi poczekać aż z tobą porozmawiam. I w sumie miała rację. Nie wyglądasz za dobrze. Powinieneś wrócić ze mną do domu i porządnie wyspać. - oznajmił ojciec.
- Nie zostawię Newt'a. Obiecałem mu, że przy nim będę. - wyszeptałem aby nie obudzić mojego chłopaka.
- Stiles...- westchnął szeryf, po czym przetarł twarz ręką.
- Wiem co myślisz. Wiem, że ci się to nie podoba. Ale ja go kocham, tato. - wyznałem.
- Masz rację. Nie jestem zadowolony. - odrzekł.
Spuściłem wzrok na nasze złączone z Newt'em dłonie.
- Ale jesteś moim synem. Zawsze nim będziesz. I kocham cię mimo wszystko. - dodał.
Spojrzałem na niego ze łzami.
- Ja też cię kocham, tato. - wyszeptałem.
Ojciec podszedł do mnie i objął ramieniem tak, że przez chwilę dotykałem policzkiem jego odznaki na piersi, po czym ucałował mnie w czoło i odsunął się o jeden krok w tył.
- Myślałem, że wyrzucisz mnie z domu. - odetchnąłem z ulgą, mrugając aby pozbyć się łez.
- Jak tak w ogóle mogłeś pomyśleć, Stiles? Może i zadowolony nie jestem, że mój syn jest gejem, ale bez przesady. Jesteś moim synem i kocham cię takiego jaki jesteś. Najważniejsze abyś był szczęśliwy i sposoby żebyś to osiągnął nie zawsze muszą mi się podobać. Nawet gdybym próbował, nie umiałbym cię nienawidzić. - stwierdził.
- Dzięki, że to zaakceptowałeś. Jestem szczęśliwy. Z nim...- spojrzałem na spiącego Newt'a - Naprawdę jestem szczęśliwy. - odparłem.
- Jak on się w ogóle czuje? - spytał tata.
- Dobrze. W sumie to miałem zawołać lekarza, ale...- wskazałem na unieruchomioną rękę w uścisku blondyna.
- Ja zawołam. - zdecydował.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się lekko do niego.
Ojciec wyszedł, a ja kontynuowałem patrzenie na spokojną i uroczą twarz mojego Aniołka.
Po jakimś czasie do sali znów wszedł tata, ale tym razem prowadząc lekarza ze sobą.
- Dzień dobry. - przywitał się miło starszy pan w białym kitlu - Budził się? - spytał mnie.
- Tak. Obudził się na jakieś dziesięć minut, a potem znów zasnął. - odpowiedziałem.
- To normalne. Stracił dużo krwi. Organizm musi się zregenerować. Jutro sprawdzę opatrunek, a narazie karzę pielęgniarce zmienić kroplówkę. Będziemy go obserwować, ale myślę, że najgorsze za nami. - uśmiechnął się promiennie.
- Dziękuję, panie doktorze. - odrzekłem z wdzięcznością.
- Zaraz przyślę pielęgniarkę. - oznajmił mężczyzna i wyszedł z pokoju.
- Widzisz, Stiles? On musi odpoczywać. Wróć ze mną do domu. Także powinieneś się przespać. - nakazał ojciec.
- Zostaję. Mogę spać na krześle. Nie obchodzi mnie to. - uparłem się.
- Taki sam jak matka. - szeryf pokręcił głową - Ale i tak zdajesz sobie sprawę, że jutro ci odpuszczę, ale we wtorek widzę cię w szkole. - upomniał.
- Okej. - przytaknąłem.
- Będę się zbierał. Zostawię klucz do domu na parapecie gdybyś jednak zdecydował się wrócić. - poinformował - Jutro zacznę załatwiać papiery. Melissa wspominała mi o tym, że Newt nie ma danych osobowych. - dodał i skierował się do drzwi.
- Daj mu nazwisko Stilinski. I tak będzie miał takie w przyszłości to po co robić problemy. - wzruszyłem ramionami.
- Nie przeginaj, Stiles. - skarcił mnie ojciec i wyszedł z sali.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
Zaraz potem przyszła pielęgniarka i zmieniła Newt'owi kroplówkę.
Mój wzrok spoczął na książce, którą zostawił Theo. W sumie to miłe z jego strony. Chyba zacznę bardziej mu ufać. On naprawdę się zmienił.
Wolną ręką złapałem za książkę. Otworzyłem ją na pierwszej stronie i zacząłem czytać.
Historia dotyczyła chłopaka o imieniu Jack. Mieszkał z matką, jego ojciec zginął na wojnie. Jack miał przyjaciela z sąsiedztwa, Nathana.
- Puk, puk. - przerwałem czytanie wstępu i spojrzałem na Scotta.
- Co tu jeszcze robisz? - zdziwiłem się.
- Co robię? Robię za kelnera. - zaśmiał się i wyciągnął rękę zza pleców w której trzymał kawę z automatu - Proszę. - podał mi ją.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się i wziąłem łyka gorącego napoju - Hmmm...dobra. - rozmarzyłem się nad jej smakiem.
- Gówna bym ci nie przyniósł. - Scott wywrócił oczami.
Zaśmiałem się cicho.
- Co czytasz? - zaciekawił się mój przyjaciel.
- Nie wiem nawet. Theo to zostawił. - odrzekłem.
- Myślisz, że Liam nie żartował i on naprawdę mu się podoba? - zastanawiał się Scotty.
- Nie wiem, ale nawet jeśli to im kibicuję. - wyznałem.
- Że ja nie wiedziałem takich rzeczy o swoim stadzie. - pokręcił głową.
- Przeszkadza ci to? - zmartwiłem się, bo nie miałem pojęcia co Scott myśli o moim związku z Newt'em.
- No co ty. - machnął ręką - Jesteś moim przyjacielem i nic tego nie zmieni. - oznajmił.
- To super. - uśmiechnąłem się.
Na chwilę zapanowała cisza, którą postanowiłem przerwać, bo coś mnie gnębiło.
- Scott, czy Lestat...- zacząłem.
- Nie żyje. - przerwał mi.
- Wiem, ale...
- Nic mi nie jest. - znów mi przerwał.
- Scott...- westchnąłem.
- Nie rozmawiajmy o tym. - poprosił.
- Rozumiem, że nie chcesz o tym gadać, ale Scott, pierwszy raz kogoś zbiłeś. To musi cię dręczyć, a ja jestem twoim przyjacielem i chcę pomóc. - stwierdziłem.
- Wiem, Stiles. - przetarł oczy ręką - Nie chciałem go zabijać, ale on nagle wbił mi pazury w ramię i...sam nie wiem jak to się stało. Chciałem aby mnie puścił, ale on nie przestawał. Nie mogąc znieść bólu...udusiłem go. - wyznał szeptem.
- Przykro mi, Scotty. Ale pamiętaj, że zasłużył na to. Wiele ludzi teraz cierpi przez niego, nie mogąc się odnaleźć w postaci wilkołaka. - odrzekłem.
- Tak, wiem. - przytaknął - I z racji tego, jeszcze się nie załamałem. - posłał mi lekki uśmiech - Pójdę już. Przekaż mu ode mnie szybkiego powrotu do zdrowia. - wskazał na Newt'a.
- Oczywiście. - obiecałem.
Scotty wyszedł, a ja odłożyłem książkę z powrotem na stolik i zacząłem się wpatrywać w śpiącego Anioła.
Chyba nie ma na świecie słowa opisującego tego jak bardzo go kocham.
A nawet jeśli takowe istnieje, to i tak nie oddaje w pełni tego co czuję do mojego uroczego blondyna.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro