Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

>>5<<

Rozdział 5

-O jezu...-mruknęłam na widok swojego starego domu i wysiadłam z auta, ruszając pod drzwi i szukając kluczy w torebce.

-Jasne. Dam sobie radę.-powiedział Ash wyciągając torby z bagażnika, kiedy ja przekroczyłam próg.

Wzruszyłam tylko ramionami. Nadal jestem na niego zła. Mimo, że już dawno mu wybaczyłam jak i reszcie oczywiście, to postanowiłam go troszkę pomęczyć. Widząc jak się stara serce rozpada mi się na tysiąc kawałków, ale powiedziałam sobie ,,bądź nieugięta" i tego się trzymam.

Chwyciłam jeden koniec folii, którą przykryty był telewizor, i pociągłam ją do siebie, w rezultacie czego urządzenie zostało odkryte. Wykonałam to samo z resztą salonu.

W powietrzu unosiło się pełno kurzu, ale nie w tym nic dziwnego. Pięć lata nikt tu nie mieszkał, ale moi rodzice podczas przeprowadzki nie chcieli go sprzedawać.

-Przypomnij mi, ile tu będziemy?

-Tydzień, ewentualnie dwa. Zależy czy będę chciała opuścić rodzinne miasto.

-To trzeba zrobić zakupy.-mruknął i wyciągnął z szafki jedną z chińskich zupek i spojrzał na datę znajdującą się na opakowaniu, po czym rzucił do mnie paczkę. Zrobiłam to co chłopak. Zupa straciła ważność dokładnie z rokiem naszego wyjechania.

-Nie chce wiedzieć co jest w innych szafkach. A co jeżeli tu się coś zaległo?-przewróciłam oczami na słowa chłopaka i ścigałam folię ze stołu.

-Trzeba tu trochę posprzątać i będzie jak nowy.

-Taa...bo przyjechałem tu jako sprzątaczka.

-Jezu, Ashton. Przestań marudzić jak małe dziecko i mi pomoż, do cholery.

-Przyjechałem tu by odpocząć.-szepnął pod nosem, ale ja i tak zdołałam to usłyszeć.

-Poprawa. Przyjechałeś tu, by mnie pilnować. Czemu? Bo przyjaciele mi nie ufają.

-Zagroziłaś nam policją. A niestety jesteś na tyle głupia, by tam iść i wkopać także samą siebie.

Podniosłam głowę, patrząc na niego morderczym spojrzeniem. Czy on powiedział, że jestem głupia? Owszem jestem, ale tylko pod tym względem, że przyjechałam tu razem z nim i go jeszcze z domu nie wyrzuciłam.

-Dla twojej świadomości nigdzie bym nie poszła. Nigdy nie miałeś tak, że słowa same z ciebie płynęły pod wpływem emocji lub szoku.

-Jakiego szoku?

-Jakiego szoku? Dowiedziałam się, że osoba, którą kocham nad życie zabija ludzi!-krzyknęłam.

Dopiero po chwili doszło do mnie, że powiedziałam mu tak jakby o swoich uczuciach.

Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jednym krokiem pokonał dzielącą nas odległość. Spuściłam głowę, by nie mógł zobaczyć rumieńców.

Chłopak złapał dwoma palcami mój podbródek i podniósł go, a nasze spojrzenia się spotkały. Zobaczyłam ten dziwny błysk w jego oczach. Jego druga ręką znalazła swoje miejsce na moim policzku, a kciukiem gładził jego skórę.

-Też Cie kocham.-szepnął, a jego usta połączyły się z moimi. Chwilę nie wiedziałam co zrobić, a gdy dotarły do mnie jego słowa odwzajemniłam gest.

Swoje palce wplotłam w jego kręcone włosy, a druga rękę położyłam na jego policzku.

Powoli odsunęłam się od chłopak i przygryzłam dolną wargę.

-Nie jesteś głupia -powiedział, a ja się zaśmiałam.

-Brakowało mi twojego śmiechu. A wiesz czego najbardziej? Twojej bliskości i dotyku.-mruknął, a następnie przytulił mnie.

Schowałan głowę w zagłębieniu jego szyi i zaciągnęłam się zapachem moich ulubionych perfum.

-To co? Oficjalnie jesteś moją dziewczyną?-szepnął do mojego ucha, a ja udałam, że się zastanawiam.

-Możliwe.-uśmiechnęłam się i odeszłam od chłopaka, by wziąć się za sprzątanie reszty pomieszczeń.

-To ja pojadę na małe zakupy.-oznajmił Ashton i wyszedł.

-Jesteś gotowa?-zapytał chłopak obejmując mnie od tyłu.

W lustrze poprawiłam swoją bluzkę. Obejrzałam się jeszcze raz.

-No właśnie nie wiem...trochę się boję tego spotkania.

-Hej...to twój brat. Musisz tam iść.

-Przyrodni...chodźmy zanim się odmyśle...-mruknęłam i pociągłam chłopaka za rękę w stronę drzwi.

Wyszliśmy na zewnątrz. Chłopak podszedł do auta, a ja w tym czasie zamknęłam drzwi na klucz. Po chwili dołączyłam do Ash'a i mogliśmy jechać.

Denerwuję się trochę. Dawno nie widziałam Hemmings'a i szczerze trochę za nim tęsknię. Zawsze był dla mnie jak prawdziwe rodzeństwo. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że poszedł do więzienia. Był nieodłącznym członkiem naszej paczki.

-Jesteśmy.-powiedział mój chłopak i wysiadł, a ja zaraz po nim.

Ruszyliśmy do wyjścia. Gdy znaleźliśmy się pod odpowiednią salą Irwin usiadł na krzesłach obok.

Tak się umówiliśmy...że na mnie zaczeka.

Policjant wpuścił mnie do środka, a tam zobaczyłam siedzącego na krześle blondyna.

-Hej, Luke.-odezwałam się, zajmując miejsce na przeciw niego.

-Lizzie...tak dawno cię nie widziałem.-mruknął odwracając głowę w moją stronę.

Czułam się jakbym siedziała przed całkowicie obcym mi facetem.

Jego piękne błękitne oczy, straciły ten błysk, przez co pociemniały. Na brodzie można dostrzec kilkudniowym zarost, który no nie oszukujmy się, dodawał mu małego uroku.

Tak, właśnie...uroku.

-Jezu, Lucas. Kiedy ty się tak zmieniłeś?-zapytałam będąc w szoku.

-Widzisz więzienie robi swoje, ale...niedługo wychodzę. Jeszcze tylko trzy miesiące. Zamieszkam w Newcastle żeby być blisko ciebie i znajomych.

-Wiesz...wątpię, że Ashton'owi się spodoba.

-Taa...będzie trzeba naprawić z nim relację..

Pogadałam jeszcze chwilę z Lucas'em po czym musiałam opuścić pomieszczenie.

Pytał mnie jak się czuję, jak tam u mamy i taty. Nie może się doczekać aż zobaczy Hope.

Chłopak zagroził także, że jeżeli Ashton mnie zrani to wyrwie mu wszystkie członki...wszystkie...a później da na pożarcie wygłodniałym wilkom...czasem zaczynam się go bać...

-Jedziemy.-uśmiechnęłam się do Irwin'a i razem wyszliśmy z komisariatu.

Wsiedliśmy do auta, a chłopak włożył kluczyk do stacyjki.

-Czemu nie ruszasz?-zapytałam, gdy ciągle staliśmy, a minęło już pięć minut.

-Samochód tak jakby nie chcę odpalić...czeka nas spacer.

-To może ty go popchasz, a ja będę kierować...

-Żebyś mi to cudeńko zniszczyła, wjeżdżając w płot, lampę czy co tam jeszcze?-zaśmiał się, a następnie wysiadł. Zrobiłam to samo.

Irwin chwycił moją dłoń i splótł nasze palce.

-Masz taką małą dłoń.

-Najpierw nabijasz się z tego, że nie umiem prowadzić, a teraz jeszcze z mojej dłoni? Wolę mieć małą dłoń niż wielką, wygladającą jak po ugryzieniu owada...-zaśmiałam się.

-Ahhhha...biorę to jako obrazę...obraziłem się.-udał obrażonego i odwrócił głowę, w stronę domów.

Jak ja bardzo kocham tego idiotę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie będę się tu zbytnio rozpisywała...mam nadzieję, że rozdział się wam podoba :)
To do następnego :))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: