Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

>>3<<

Rozdział 3

-Już czas, żebyście sobie poszli.-powiedziałam widząc, że jest już 23:47.

-Ja się stęskniłem, a ty mnie wyganiasz? Wiesz, że za dwa tygodnie znów wyjeżdżam do Europy.

Spojrzałam smutno na chłopaka, po czym wtuliłam się w Irwin'a udając, że płacze.

-Widzisz do czego to doprowadziłeś. Biedna dziewczyna się załamała, a ja nie rozumiem czym. Przecież tu jestem.-zaśmiał się blondyn, a wielki uśmiech wkradł mu się na twarz.

Pocałował mnie w czoło by uspokoić mnie, kiedy ja nadal udawałam.

-Puść mnie. Przygotuje wam pokoje do spania. Zostajecie tu na noc.-powiedziałam, gdy już się trochę uspokoiłam i wstałam z kolan chłopaka.

-To ja już idę do naszego pokoju.-mruknął Irwin przeciągając się i ziewając.

-Jeszcze najlepiej się tu wprowadź.-powiedziałam i kopnęłam go w stronę schodów.

-Ał..ej ej kotek. Tą energię zostaw na noc.-chłopak przygryzł wargę, patrząc na mnie przez prawe ramie.

-Irwin!-pisnęłam chowając już czerwoną twarz w dłoniach.

Po chwili straciłam grunt pod nogami i już zostałam wnoszona na schody.
Michael zaczął nucić dobrze znaną melodie ślubną, co chwilą się śmiejąc.
Moja banda idiotów.
Ja nadal chowałam twarz w dłoniach.

-Lizzie.-mruknął do mojego ucha stawiając na ziemię.
-Odsłoń twarz, kochanie.

Pokiwałam przecząco głową.

***

-Liz.-mruknął Mike gdy stanęłam w kuchni przed lodówką.

-Słucham Cie, przyjacielu.

-Clara powiedziała, że zastąpi Cię w tych akcjach.-mruknął drapiąc się po karku i patrząc w dół na swój kubek wypełniony kawą.

-Czy was powaliło?! Nie ma mowy! Jesteś jej chłopakiem, tak? To czemu jej tego z głowy nie wybijesz?!

-Mama swoje zabezpieczenia. Nic się jej nie stanie.

-Słuchaj. Wystarczy, że bardzo malutka dawka narkotyku przenikanie jej przez błonę, a może już jej tu nie być. Nawet taka dawka jest dla niej śmiertelna.

-Nasze zabezpieczenie nigdy nas nie zawiodło.

-Nigdy? A jak wyszłam całkiem naćpana z klubu i musieliście mnie nieść?! A wtedy jak przez to, że źle to zastosowaliście straciłam z jakimś oblechem dziewictwo?!

Na wspomnienie tego dnia potok łez zalał moją twarz. Półtorej roku dążyłam, aby znów normalnie funkcjonować. I tak to było przez Luke'a. Zapewnił nas, że to zadziała, a tym czasem...ale to jest mój głupi przyrodni brat i za nomową rodziny, a szczególnie ojczyma wybaczyłam mu.

-Liz...proszę, nie płacz.-przyjaciel szybko wstał od stołu następnie przyciągając mnie do uścisku.-Miałaś o tym zapomnieć. Nic takiego nie miało miejsce i było to tylko twoim koszmarem...pamiętasz? Tak właśnie miałaś sobie powtarzać. Proszę.-pogłaskał mnie delikatnie po włosach, opierając swoją brodę o moją głowę.

-Otworzę.-mruknęłam gdy dźwięk dzwonka rozległ się po całym domu. Szybko przetarłam oczy rękawem bluzki i podeszłam do drzwi.

-Mama?

-Hej. Słuchaj. Zaopiekujesz się Hope przez te kilka dni. Razem z ojcem musimy jechać w delegacje.

-Ty się ciesz, że kupując sobie dom zrobiłam jeden pokój dla niej.-mruknęłam i odebrałam siostrę, po czym żegnając się z rodzicielką zamknęłam drzwi.

-Hope! Chodź do wujka!-krzyknął Calum schodząc po schodach. Wystawił ramiona w celu zabrania mi najmniejszej z rodziny Rey'ów.

Jest blondynką o ślicznych niebieskich oczach. Ma dopiero dwa lata, a mogłaby już się kłócić z drugim człowiekiem.

-Ona woli wujka Michael'a. Spadaj Hood, twój czas minął.

Postawiłam małą na dywanie znajdującym się w salonie i podałam dziewczynce jej ulubionego pluszaka.

-Clara.-powiedziała rzucając misiem prosto w czoło Clifford'a.

-Was obu nie lubi. Zresztą nie dziwię się.-zaśmiał się Ash schodząc do nas.

-Błagam Cię. Mnie lubi każdy.-powiedzieli razem chłopcy, dokładnie tak jakby to wcześniej zaplanowali.

***

Obudził mnie dość głośny płacz Hope. Przetarłam twarz dłonią, po czym sięgnęłam po telefon. Odblokowałam go patrząc na godzinę. 6:53. No zajebiście...
Spojrzałam w stronę Ash'a. Chłopak nadal miał zamknięte oczy.
-Wyłącz ten budzik.-mruknął i zabrał mi poduszkę kładąc ją sobie na głowę.
A już myślałam, że śpi.
-Idź daj jej jeść to się wyłączy.
-Ja po nią pójdę, a ty idź zrobić jej jakąś z tych zupek.-westchnął i wstał z łóżka wychodząc z pokoju.
Zrobiłam to samo i już chwilę później przygotowywałam zupkę.
Po kryjomu zrobiłam zdjęcie Irwin'owi jak trzymał małą Rey na rękach. Tak słodko razem wyglądają.
-Usiądź, a ja ją nakarmię.
Chłopak wykonał moje polecenie siadając na krześle przy stole. Usiadłam naprzeciwko nich, po czym nałożyłam trochę na łyżkę i podałam siostrze.
Po kilku minutach wszystko było zjedzone, a twarz Hope była cała pomarańczowa.
W czasie kiedy Ashton udawał ukochanego tatusia, ja wstawiłam wcześniejsze zdjęcie na Instagrama.

-Witam rodziców idealnych!-krzyknęła Clara wbiegając do salonu.

-Zaraz możesz witać psychiatrę.-wróciłam oczami.

-Dobra, dobra.-dziewczyna machnęła rękę.-Masz trzy godziny, żeby się uszykować. Idziemy dziś do klubu i oszukamy jakiegoś tam Parker'a.

-Ale co z...-nie dane było mi dokończyć.

-Calum. W końcu on uwielbia Hope. I miejmy nadzieję, że z wzajemnością.

Westchnęłam, po czym ruszyłam do sypialni. Kocham Clarę, ale czasem mam jej dosyć. Jeżeli myśli, że pozwolę jej na tą głupią grę w oszusta, to się grubo myli. Ja na serio się o nią martwię. Nie mam ochoty z imprezy, przenosić się do szpitala, licząc, że zdarzy się cud i Green wyjdzie z tego cało.

***

-Clara nie. Wyjdziemy tylnymi drzwiami.

-Jezu, Lizzie. Opanuj się trochę.-mruknęła podchodzą do stolika, a ja za nią.

-Tym razem Green? Miła odmiana. Przynajmniej raz wygram ja.

-Nie bądź taki pewien, Parker.-warknęła, uderzając pięścią w stół.

-Groźna. Jakbyś chciała, mam tu zamówiony pokój na tą noc.-zbliżył się do Clary, aby ta informacja została tylko między nimi, lecz nie wyszło mu to.

-Ma lepsze sprawy, niż robienie Ci przyjemności.-mruknęłam, a następnie skinęłam głową do jednego z jego kolegów, a on wszystko rozsypał.

Podczas,, gdy oni zaczęli walczyć o dwieście dolarów, jeden z jego kolegów zaciągnął mnie na parkiet. Ustawił plecami do całego zajścia. Wydało mi się to trochę podejrzane, lecz dałam się namówić na taniec.

No cóż, ten chłopak na sto procent powinien iść do jednej z lepszych szkół tanecznych, niż marnować czas u boku Parker'a i wypełniać jego rozkazy.

Po całej piosence, w tłumie mogłam usłyszeć melodyjny śmiech Clary. Szybko zaczęłam rozglądać się za nią, aż w końcu mój wzrok przystanął na nie mogącej utrzymać się na nogach dziewczynie.

Spojrzałam w stronę stolika, gdzie jeszcze chwilę temu była przyjaciółka. Zobaczyłam dużą ilość kieliszków.

W tym momencie martwiłam się o nią. Szła właśnie z Parker'em w stronę schodów, które prowadziły na piętro.

Chciałam ruszyć za nimi lecz jego kolega szybko uniemożliwił mi to, obejmując mnie w pasie i przyciskając moje plecy do jego klatki piersiowej. Druga ręką zakrył moje usta.

Strach. To było jedyne uczucie towarzyszące mi w tym momencie. Barken, bo tak miał na nazwisko, zaczął prowadzić mnie w stronę wyjścia ewakuacyjnego.

To nie był strach o mnie. To był strach o Green. Strach, że ten koleś może jej coś zrobić lub, że ta ilość alkoholu doprowadzi do jej śmierci. A to było bardzo możliwe.

****************************
Tak wiem, pierwszy czerwiec już był, a rozdziału tego dnia brak. Ja nie miałam wtedy na niego pomysłu. Zero. Brak. Lecz teraz dodaję go i mam nadzieję, że nie jesteście źli.
Następny za dwa tygodnie i tym razem postaram się nie spóźnić :))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: