4. "Z przyjemnością"
Pov. Wooyoung
I tak właśnie wylądowałem z Sanem w kawiarni w piątek wieczór.
Na początku myślałem, że się w ogóle nie dogadamy, ale zaczęliśmy opowiadać sobie jakieś hiostorie z naszego życia.
Ja w głównej mierze opowiadałem mu o sobie. San słuchał mnie uważnie i również co jakiś czas opowiadał o sobie.
Potem wyszliśmy na zewnątrz. Cały tydzień mocno padłao. Dzisiaj naszczęście nie aż tak bardzo, ale wciąż.
- Mogliśmy to w sumie przewidzieć - powiedział.
- Zawsze możemy iść do ciebie - wymknęło mi się. San mieszkał naprawdę blisko kawiarni, w której byliśmy.
- To dobry pomysł - stwierdził. Wziął mnie za rękę i ciągnął do jego domu.
- Twoi rodzice nie będę mieli problemu? - zapytałem. Mieszkam dość daleko od Sana. Jakieś półtorej godziny.
Pewnie się zastanawiacie czemu ja mam wszędzie tak daleko.
Bo kuźwa mieszkam na jakimś zadupiu i muszę łazić albo autobusem jeździć. No i chuj. Bywa.
A ja się boję jeździć autobusami bo tam są jakieś ćpuny czy inni chuje.
- Moich rodziców nie ma. Mają dzisiaj jakąś tam rocznicę. Poza tym jest dzisiaj piątek możesz zostać u mnie na noc a ja rano cię odwiozę
- A nie możesz mnie teraz-
- Nie - uśmiechnął się.
Poszliśmy do niego. Było przyjemnie.
Potem zaczęliśmy się kłócić, który będzie spał na podłodze, a który na łóżku.
- Dobra jebać obaj będziemy spać na łóżku - powiedział a ja się zarumieniłem.
San pożyczył mi swoje ubrania i powiedział, żebym się przebrał. Były wygodne i ciepłe.
- Wyglądasz uroczo w tym - powiedział.
- Nie prawda - odparłem z rumienicami. Widziałem pewną satysfakcję w jego oczach.
- Dziwne - wyszeptałem.
- Co dziwne? - zapytał.
- Masz ubrania - odparłem. Wcale nie są dziwne. Nie chcę po po prostu, żeby pomyślał, iż coś zemną nie tak!
Potem zaczęliśmy coś oglądać. Starałem się trzymać dystans od Sana, ale miałem wrażenie on przyciąga mnie coraz bardziej do siebie.
Koniec końców leżałem wtulony w niego. Pachniał kawą, ale nie tak mdle. Tylko tak delikatnie. Może nie dokońca pachniał, a bardziej... chyba za bardzo myślę o jego zapachu.
Usnąłem w jego ramionach.
Obudziłem się o godzinie 2 w nocy. Sana przy mnie nie było.
Zacząłem się rozglądać po pokoju.
Moje oczy spoczęły na balkonie. San leżał tam i patrzył w gwiazdy.
Wstałem i poszedłem do niego.
- Co robisz? - zapytałem kładąc się obok niego.
- Rozmyślam - odparł. Popatrzyłem się na niego.
Zauważyłem, że kąciki jego ust lekko się podnoszą.
Również zacząłem patrzeć na gwiazdy.
Leżeliśmy w ciszy obserwując nocne niebo.
- Myślałeś kiedyś o śmierci San? - zapytałem.
- Skąd to pytanie?
- Tak po prostu - odparłem. Zasadniczo racja. Może ma to związek z tym co się stanie zemną ma kilka miesięcy. Zasadniczo nie takie kilka. Został mi nie cały rok. Ale ostatnie miesiące brzmią lepiej niż ostatni rok.
- Jesteś dziwny - skomentował.
Trochę posmutniałem.
- Mam na myśli, że wyjątkowy - dodał.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nie każdy pyta o śmierć osobę praktycznie obcą
- Nie każdy zaprasza praktycznie obcą osobę do siebie - odparłem.
Nie chciałem, żeby uznał, iż jestem złośliwy, ale tak wyszło.
- Obydwaj nie jesteśmy zbytnio normalni - powiedział.
- Na to wychodzi
- Jesteś interesujący i chyba chcę wiedzieć więcej o tobie
- Ja również chętnie poznam cię bliżej
- Więc Jung Wooyoung co powiesz na to byśmy obaj dowadywali się czegoś innego o tym drugim?
- Chętnie na to przystanę Choi San - odparłem.
Uśmiechnęliśmy się do siebie oboje.
- Wracając do twojego pytania. Tak myślałem kiedyś o śmierci. Chciałbyś posłuchać tego jak ja to widzie?
- Z przyjemnością - odparłem
Rozdziały będę w niedzielę na dobry koniec i rozpoczęcie tygodnia~~~
Nie wiemy czemu, ale ta książka nam się podoba
Miłego dnia/wieczoru/nocy
Do następnego
(TE MY MAMY URODZINY ZA DWA TYGODNIE A Z TEJ OKAZJI MIAŁYŚMY NAPISAĆ ONE SHOTA, KTÓREGO NAWET NIE ZACZĘŁYŚM)
~JulikSa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro