Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Perspektywa Archera

Otwieram oczy budząc się ze snu. Nie wiem gdzie się znajduję. Wiem tylko to że jest tu wszędzie biało. Nigdy tu nie byłem, a może jednak byłem? Nagle wszystko powraca.

Klif, Gabrielle, narkotyki, minionki, telefon Jake'a i nagłe zaśnięcię.

Pamiętam wszsytko jak przez mgłe. Ostanie co usłyszałem przed zemdleniem. To było:

 - Nie nienawidzę cię Archer...

Nie wiem czy to tylko moje wymysły. Czy to tylko było przez narkotyki? A, może ktoś to serio powiedział? Nawet nie wiem kto mógłby to powiedzieć, możliwe że Gabrielle, ale ona cały czas mówi że mnie nienawidzi. Ja tego nie chce. Fakt, chcę ją w sobie rozkochać żeby zdobyć informacje, ale chce ją w sobie rozkochać także dlatego że od niedawno czuję do niej coś dziwnego. Nie wiem co to, to jest coś gorszego od nienawiści. Coś dziwniejszego, coś czego nie umiem opisać.

Do sali wchodzi pieleginarka.

 - Hej, przystojniaku - boże co za laska. Ona z choinki się urwała? - Obudziłeś się już? - myślałem że większą idiotką się już nie da być, a jednak. 

 - A nie widać? - spytałem sarkastycznie.

 - Widać, widać przystojniaku. Również widać twoje duże mięśnie - laska dzięki za podniesienie mi ego, ale się z tobą nie umówię, pa do (nie) zobaczenia. Powiedziałbym to, ale usłyszałem pukanie do drzwi.

 - Proszę! - krzyknełem.

Do sali weszła Allison, czyli plastik. Laska na jedną noc i tyle. Lecz ona od dłuższego czasu mnie męczy sobą i swoją obecnością.

 - Maddison! Odpierdol się od mojego chłopaka! - skąd Allison ją zna? Pewnie jest jej siostrą, bo obie są głupie jak but. I od kiedy chłopaka? A zapomniałem ona tak po naszym seksie stwierdziła. - A ty co Archerku, wstań i jej przypierdol trzymam ją - japierdole mam ochotę wjebać tej Maddison, ale Allison również. Wstaję i najpierw wpierdalam Maddison, a później Allison.

Słyszę dźwięk otwieranych drzwi.

 - Co tu się dzieję!? Archerze Walkerze do łóźka, a wy - wskazuje palcem na nie - idziecie na kontrole bo nie wiadomo czy wam coś złamano, a z tobą - wskazał na mnie - pogadam później - powiedział lekarz, lekarz u którego mamy taryfę ulgową bo to przyszywany ojciec Gabrielle i Jake'a.

Po pół godziny przychodzi lekarz, chyba żeby ze mną pogadać.

 - Archerku - co to za przezwisko ja się pytam?! - Co to za bicie dziewczyn!? Chyba nie chcesz być damskim bokserem?! - Japierdole mam jego dość. - Wiesz że traktuję cię jak swojego syna, prawda? Więc nigdzie z tym nie pójdę i dopilnuję żeby dziewczyny też tego nie zrobiły - mam powoli dość tego specjalnego traktowania.

Lekarz wychodzi, a w sali zjawiają się moi przyjaciele.

 - Odrazu mówię że jestem tu z przymusu - mrukneła moja Gabby. Co, co jak moja?! Poprawa znienawidzona Gabby.

 - To już każdy wie - powiedziała Thea do Gabby.

 - Stary! Błagam cię nie ćpaj więcej! Ostatnio tu coraz częściej lądujesz. Jak trafisz jeszcze 3 razy tutaj... To niestety będziemy musieli cię wysłać na odwyk. To jest nasza wspólna decyzja. Nie chcemy cię w przeciwieństwie do Gabrielle odwiedzać na cmętarzu. Wyniki twoich badań nie są dobre.... Są wręcz tragiczne. Dlatego ugrzęzłeś tutaj na miesiąc, gratulacje! Twój plan o wyjeździe się zjebał, przez twoje ćpanie! - krzyknął zdenerwany Jake.

 - Idę po wypis na żądanie! - krzyknąłem.

Wszsytkim, podejrzewam nawet że Gabby zrzędneła mina. Harry się zaśmiał, nie wiem dlaczego.

 - NIe trafisz do domu jesteś w szpitalu w San Franicisco. Nie trafisz stąd do domu. Pewnie spytasz czemu tak daleko, a to dlatego że w wszystkich szpitalach przeszczegali że trafisz na odwyk jak jeszcze raz tam przyjedziesz z tego powodu. Rozgłośnili tą sprawę, ale nie aż tak żeby doszło to do San Francisco - wymondrzył się Harry.

 - Wiecie że ja kiedyś mieszkałam w San Francisco i znam to miasto jak własną kieszeń - powiedziałem równie rozbawniony co Harry przed chwilą.

 - Nieprawda! - krzykneła Thea.

 - No dobra może oficicjalnie nie mieszkałem, ale to nie zmienia faktu że znam to miasto jak własną kieszeń - powiedziałem próbując się wybronić.

Ich towarzysto mnie już irytuje. Wstaje żeby pójść po wypis.

 - Ej! Ty! Dlaczego nie jesteś w swojej sali!? - słyszę to na korytarzu. Pieleginarka zaczyna mnie gonić. Pieleginarką okazuje się Kate. Moja kiedyś przyjaciółka z korzyściami, a teraz po prostu przyjaciółka. Nie wierzę w słowa Gabby o niej.

Kate trzyma w dłoni strzykawę napełnioną cyjankiem. Kogo ona chce zabić? Napewno nie mnie. Może Gabby za to kłamstwo na jej temat co powiedziała, żebyśmy się od niej odwrócili. Dobry pomysł.

 - Kate?! - krzyknąłem.

 - Archi!?

 - Komu chcesz to wstrzyknąć? - spytałem się jej.

 - Uwierzyłbyś gdybym powiedziała że tobie - parsknełem.

 - Nie, oczywiście że nie - powiedziałem pewny że to próba zaufania.

 - To dobrze - powiedziała przesłodzonym tonem.

Idę dalej, a w reszcie drogi nie ma już komplikacji.

 - Chciałbym się wypisać na żądanie - powiedziałem zachrytnientym tonem do sekretarki.

 - Oh, oczywiście pięknisu. Gabriel Fox, zgadza się? - Kto!? Ja się pyta kto!? Mam ochotę zamordować gołymi rękami Gabrielle i Jake'a. - Jesteś tu bo przedawkowałeś narkotyki, zgadza się? 

 - Tak i tak - powiedziałem mimo że to pierwsze to totalne bzdury.

 - Dobrze pięknisu, piszę ci już wypis - powiedziała.

 - Dobrze, a od kiedy jesteśmy na ty?! Bo mi się wydaje że nigdy nie byliśmy, ani nie jesteśmy. Jak już musisz to nazywaj mnie Panem pięknisiem - powiedziałem poważym tonem. Mentalnie już ryczałem na podłodze że śmiechu.

 - Dobrze panie pięknusi, chodźmy do łóźeczka - powiedziała. Jednorazowa przygoda? Brzmi nieźle.

Po chwili jesteśmy w jednej z sali szpitalnych. Leżymy na łóźku. Zaczynam całować szyję dziewczyny. Tworząc malinki.

 - Ohhhh, Gabriellll - jękneła.

 - Archer! - warknełem poprawiając ją. Być może zabrzmiałem wrednie, ale taki miał być zamiar.

Zjeżdżam niżej z całowaniem. Zaczynam ściągać jej bluzkę. 

 - To co! Imie typka, którego pieprzyłeś wczoraj!? Myślałam że po tym seksie będziemy razem, a nie będę tylko twoją jednorazową przygodą - krzyneła. Przeywając mi. Ubiera swoją bluzkę. Wychodzi i zaklucza drzwi. Nie mam jak stąd wyjść. Jestem na cholernym ostatnim piętrze szpitalu. Kompletnie sam. Bez telefonu, bez niczego. Nie mam jak wezwać pomocy. Nawet zgubiłem swój nadajnik, albo po prostu ta dziwka do zabrała.

_______________

Jak wam się podoba rozdział? Zrobiłam wam malutki polsacik.

Następny rozdział za tydzień!





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro