1. Upojna noc (Tododeku)
Gatunek: komedia/romans
Paring: Todoroki Shoto x Midoriya Izuku
Treść: 16+
Ostrzeżenia: brak
Opis:
To nie był pierwszy raz, gdy głupi żart Denkiego wymknął się im spod kontroli. To nie była nawet pierwsza impreza w życiu 3A wyprawiona za plecami Aizawy. Jednak, po raz pierwszy w centrum całego zamieszania znalazł się ktoś taki, jak Midoriya Izuku, nieoczekiwanie sprawiając im największy z możliwych kłopotów
Todoroki chciał tylko odpocząć w zaciszu własnego pokoju, a zamiast tego został w to wszystko wplątany. I nie wiedział kogo ma ochotę ukatrupić bardziej, gdy z przymusu zjawił się w pokoju wspólnym - Bakugo czy Kaminariego.
"Upojna noc,,
Mieszkanie w akademiku od zawsze miało swoje mniejsze i większe, plusy i minusy. Uczniowie nawykli otwarcie się spierać o przewagę jednych nad drugimi, ale te dyskusje nigdy nie były ani trochę merytoryczne, ani obiektywne. Każdy miał swoje zdanie, bazujące w dużej mierze na ilości przykrych i irytujących sytuacji, które udało im się przeżyć. Zgubiona bielizna, czy znikający z lodówki ulubiony jogurt, bardzo często stawały się obiektem narzekań i dziecinnych tyrad.
Todoroki nigdy nie tracił na coś takiego czasu. Już dawno uznał, że żadna z niedogodności nie jest w stanie przyćmić radości, wynikającej z wolności, którą zyskał wyprowadzając się z domu. Brak ojca w pobliżu wynagradzał mu kompletnie wszystko, nawet globalne ocieplenie. I właśnie dzięki temu przez cały ten czas, nikt, nawet Mineta, nie zdołał wyprowadzić go z równowagi. Shoto słynął ze swojego stoickiego zachowania, jak All Might ze swojego szerokiego uśmiechu.
Obecnie, czuł się jednak nieco zirytowany. Potwornie zmęczony, szamotał się w swoim futonie, kurczowo zaciskając powieki. Nieskładne krzyki dobiegające najprawdopodobniej z pokoju wspólnego, wwiercały mu się uporczywie w czaszkę. Ból rozsadzał skronie. Był pieprzony środek nocy, a taki stan rzeczy pozostawał niezmienny, co najmniej od południa. Mina i Denki zwołali znajomych z klasy pod pretekstem wspólnego oglądania filmów, ale każdy z nich doskonale wiedział, co tak naprawdę się za tym kryło. Większość bez obiekcji zgodziła, się w tym uczestniczyć. On był tym wyjątkiem. I naprawdę ani przez chwilę nie planował, aby wchodzić im w paradę. Raz tylko przekradł się do kuchni, żeby uspokoić swój pusty żołądek. Potem po prostu się uczył, albo wymieniał wiadomości z Fuyumi. I naprawdę znakomicie trzymał się swojego postanowienia, przynajmniej aż do teraz. Nawet on posiadał jakieś granice.
Z ciężkim westchnieniem wygrzebał się z pościeli, zrzucając z siebie kołdrę jednym zamaszystym ruchem. Postanowił ich uciszyć, ten jeden jedyny raz. Spał w samym podkoszulku i luźnych dresach, dlatego zanim wyszedł z pokoju, narzucił na siebie cienką, szarą bluzę.
Podczas całej swojej drogi ostentacyjnie szurał kapciami o wykładzinę, ale przez szaleńcze krzyki głównie należące do Bakugo, sam tego nie słyszał. Przedmiot jak przypuszczał sporu, z takiej odległości był dla niego kompletnie, niezrozumiały i wcale nie uległo to zmianie, gdy zbliżył się znacząco do swojego celu. Do jego uszu docierały jedynie urywki przesadnie emocjonalnie prowadzonej rozmowy, albo raczej w tym przypadku tyrady. I wcale nie był ciekaw, co zdołało wzburzyć do tego stopnia blondyna, bo równie dobrze mogła to być i zwykła bzdura. Niczego innego się po nim nie spodziewał. Zazwyczaj wystarczyło przecież, aby ktoś pozornie krzywo na niego spojrzał, ewentualnie zbyt głośno oddychał w jego towarzystwie. Cały "urok" Katsukiego właśnie na tym polegał, a uspokojenie go w takiej sytuacji wydawało się na pierwszy rzut oka wręcz niemożliwe. Na szczęście zarówno on, jak i reszta osób przebywających z nim na co dzień, już dawno spostrzegło jak wielki i zbawienny wpływ ma na niego Kirishima.
Aspołeczny do bólu Shoto był na tyle zdeterminowany, że w wypadku własnej porażki, miał zamiar bez skrępowania poprosić go o pomoc. Nie było przecież możliwości, aby mógł wiedzieć, że znajomi z jego klasy już dawno chwycili się tego koła ratunkowego, otrzymując w zamian wyjątkowo marny rezultat.
Trwający konflikt z natury należał do tych bardziej skomplikowanych, z czego zaczął zdawać sobie sprawę dopiero, gdy wyślizgnął się z windy wprost na korytarz prowadzący bezpośrednio do salonu. Z tamtego miejsca doskonale widział i słyszał, kotłujący się obok telewizora i kanap, niezdrowo poruszony czymś tłumek. Na jego oko udział w tej całej farsie, brała większość osób z jego rocznika.
Todoroki westchnął. Chciał dodać sobie jakoś otuchy, ale nic sensownego nie przychodziło mu na ten moment do głowy. Nadal zirytowany, zacisnął jedynie mocno szczękę, próbując utrzymać niewzruszony wyraz twarzy. Policzył do pięciu, zanim zaczął przeciskać się przez w dużej mierze ignorujące go zbiorowisko gapiów. Zatrzymał się dopiero przy Yaoyorozu stojącej bezpośrednio za oparciem jednej z niebieskich kanap. Posłał w jej kierunku pytające spojrzenie, ale nawet ona nie zwróciła na niego uwagi. Była zbyt zaabsorbowana wgapianiem się kuriozalną do bólu scenę, rozgrywającą się właśnie na jej oczach. Mimowolnie podążył za nią wzrokiem i wtedy doskonale zrozumiał, o co było to całe halo. Wykrzykiwane słowa w końcu nabrały dla niego znaczenia.
– Nie obchodzi mnie do kurwy, że Aizawa tu przyjdzie jak to zrobię! Rozwalę mu ten durny ryj, jak zaraz go ode mnie nie odkleisz! Masz kurwa trzy sekundy!
Shoto, tak jak i reszta obecnych, nie do końca potrafił uwierzyć w to, co widzi przed sobą. Całe jego ciało momentalnie stężało, oddech uwiązł mu w gardle, a gdy spróbował przełknąć ślinę, coś niebezpiecznie przewróciło mu się w żołądku. Pierwszy raz w swoim krótkim życiu jednocześnie poczuł się zdruzgotany i porażająco zazdrosny. Takiego scenariusza nie śmiał wyobrażać sobie nawet w najgorszych koszmarach, a jednak właśnie był świadkiem jak najbardziej do bólu realnego horroru. Z trudem zdusił w sobie potrzebę, aby się uszczypnąć.
Izuku Midoriya, osoba którą cenił sobie prawdopodobnie najbardziej i po której najmniej spodziewał się takiego takiego zachowania, lepiła się bezwstydnie do klnącego soczyście Katsukiego Bakugo. I nie było ani cienia przesady w słowie ,,lepić" ani tym bardziej ,,kleić" czy ,,obłapiać". Zielonowłosy nastolatek przylegał ściśle całą powierzchnią swojego ciała do boku blondyna, kurczowo wczepiając palce swoich obu szorstkich dłoni w umięśnione ramię przyjaciela. Opuszkiem jednego z kciuków gładził prawy biceps, studiując w dziwnym skupieniu strukturę mięśni. Uśmiechał się przy tym tak uroczo i niewinnie, że Todoroki z pewnością byłby zachwycony, gdyby tylko znajdował się na miejscu wybuchowego nastolatka. Niestety przy obecnym stanie rzeczy, ten widok doprowadzał go jedynie do istnego szału.
Roztrzepane zielone loki Izuku drgały lekko, przy każdym wybuchu głupawego chichotu, którym się zanosił. Cały czas mamrotał coś pod nosem niczym obłąkaniec. Był nienaturalnie rumiany, spocony i ponadprzeciętnie odważny. Każdy, ale to każdy, kto go znał, bez najmniejszych problemów i wątpliwości mógł dojść do wniosku, że jego zachowanie w żadnym calu nie należało do tych normalnych. A już zwłaszcza, gdy chodziło o Bakugo.
Todoroki tak intensywnie wpatrywał się w ten słodko gorzki obrazek, niemal pomijając fakt, że w całym tym absurdalnym zdarzeniu bierze udział także, blady jak ściana Denki, barbarzyńsko tarmoszony za kołnierz białej koszulki przez wolną rękę Katsukiego.
– Bakubro, ziom... nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi... zaraz coś wymyślimy – bełkotał na tyle wyraźnie, na ile pozwalało zaciskające mu się na szyi ubranie. Wyciągał przed siebie dłonie w obronnym geście, łudząc się, że w razie czego zatrzyma tym wymierzone w niego uderzenie. Był wręcz bliski płaczu i nie wyglądało na to, aby ktoś miał zamiar przyjść mu z pomocą. Nawet Kirishima trzymał się wyraźnie z boku, nie kryjąc swojego zrezygnowanego wyrazu twarzy. Próbowali, naprawdę mocno i to kilkukrotnie. W Midoriyi nieoczekiwanie obudził się po prostu prawdziwie porażający ośli upór.
– Jeden!
Kaminari wydał z siebie zduszony, dziewczęcy pisk. Po raz kolejny już tego wieczoru zwrócił się w stronę Izuku, próbując przemówić mu do rozsądku. Złapał go natarczywie za rękaw miętowej bluzy. Zielone ślepia od razu łypnęły na niego nieufnie. Chłopak wykrzywił usta w niezadowolonym grymasie, marszcząc przy tym piegowaty nos. Widok kolegi nieco mu już zbrzydł. Słuchanie jego natarczywych błagań, powoli robiło się męczące. Nie rozumiał dlaczego blondyn stara się przekonać go do czegoś, czego kategorycznie nie chciał. Nie mógł zostawić go w spokoju? Ramię Kacchana było przecież tak cudownie ciepłe i idealnie wyrzeźbione, tylko głupiec zgodziłby się je dobrowolnie puścić. Zwłaszcza gdy tak przyjemnie szumiało mu w głowie.
– Mido... kumplu, już wystarczy. Patrz jak jest późno, trzeba spadać do swojego pokoju. Uderzyć w kimę. Musisz puścić Bakugo. Co powiedziałby Iida gdyby nas tu zobaczył o tej godzinie!?
Zielonowłosy zmarszczył w konsternacji brwi. Przez chwilę wyglądał jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiał. Wspomnienie o Tenyi zbiło go początkowo z pantałyku. Zdanie przyjaciela wyjątkowo sobie cenił. Tylko problem tkwił w tym, że go tu nie było i nie miało być. Chłopak wyjechał na weekend do rodziny.
– Nie... nigdzie nie idę. Kacchan... wygodny, miękki – wyburczał w odpowiedzi niczym obrażone dziecko. Na znak protestu wtulił rumiany policzek w ramię Katsukiego, ocierając się z cichym pomrukiem o materiał jego koszulki. Uśmiechnął się przy tym jeszcze szerzej niż poprzednio, przymykając w zadowoleniu ciążące mu powieki. Wykopał im tym samym głęboki i przestronny grób. W jego przyjacielu z dzieciństwa wtedy coś pękło, zresztą tak samo jak w Todorokim, choć nie do końca kierowały nimi te same uczucia. Czas stanął dla nich niemal w miejscu. Denki z przeciągłym jękiem uderzył tyłkiem o podłogę, gdy chwyt na jego kołnierzu ni stąd ni zowąd zniknął. W powietrzu zamajaczył słodki zapach potu i nitrogliceryny. Wolna, iskrząca się dłoń Bakugo poszybowała w stronę nieświadomego zagrożenia Deku.
– Zaraz zobaczymy, kto tu jest kurwa miękki!
– Bakugo no błagam, proszę! Będę miał przez to przejebane!
– Gówno mnie to obchodzi obsrańcu, trzeba było myśleć jak wlewałeś temu kretynowi dla zabawy, alkoholu do kubka!
Po tych słowach wszystko stało się kompletnie jasne. Choć w tamtym momencie, Todoroki Shoto zamiast odczuć swego rodzaju ulgę, rozważał, któremu z nich ma ochotę przywalić bardziej. Świństwo, którego Kaminari dopuścił się na niewinnym i dbającym o zasady Midoriyi wręcz wołało o pomstę do nieba. Z pewnością miał zamiar dopilnować, aby ktoś za to srogo zapłacił. Najpierw jednak musiał skupić się na rozwiązaniu bardziej palącego dosłownie i w przenośni problemu. Zareagował instynktownie jak każdy prawdziwy bohater. Zamierzał go bronić, nawet jeśli było to jednoznaczne ze wszczęciem otwartej bójki. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Skóra na jego knykciach powoli pokrywała się lekkim szronem, opuszki palców szczypały od ogarniającego go mrozu. Jego twarz, która zazwyczaj nie nosiła żadnego konkretnego wyrazu, obecnie wykrzywiała się we wściekłym grymasie. Temperatura wokół spadła o całe trzy stopnie, wywołując u najbliżej stojących niego osób, paskudne ciarki. Mineta się przeżegnał.
Od prawdziwej katastrofy dzieliły ich zaledwie sekundy.
– STAAAAAAAAAAAAĆ!!! – Zdesperowany krzyk Ochacko przetoczył się przez pomieszczenie niczym grom, sprawiając że wszyscy zamarli w bezruchu. Kilkanaście par oczu zwróciło się w kierunku rozemocjonowanej dziewczyny niczym jeden mąż. Jedynie Izuku pozostał niewzruszony, bezwstydnie kontynuując swoją próbę popadnięcia w drzemkę. Szatynka dyszała ciężko wręcz sapała. Wyglądała na wnerwioną i zmartwioną jednocześnie. Nie udzielając im jakichkolwiek wyjaśnień, ruszyła do akcji ratunkowej. Posłała w stronę Shoto jedno, długie i pełne pasji spojrzenie, zanim wystrzeliła w jego stronę niczym sprężynka, potrącając kilka osób po drodze. Chwyciła go za ramię obiema dłońmi, ignorując ogarniający ją chłód.
– Ty. Chodź. – Zarządziła krótko. Odrobinę obawiała się, że Deku zdoła ją za to znienawidzić, ale nie powstrzymało jej to przed realizacją swojego planu. Brutalnie zaciągnęła zdezorientowanego chłopaka przed kanapę, na której odbywała się ta cała farsa, zmuszając go, aby przed nią kucnął. Powoli pośrednio dochodziło do niego, czego dziewczyna od niego oczekiwała, a przynajmniej tak mu się wydawało. Choć wcale nie oznaczało to, że uważał jej czyny za sensowne.
– Co ty odpierdalasz pyzo?
– Stul się Kacchan, ratuje nam właśnie wszystkim dupska – wysyczała.
I Bakugo faktycznie wyjątkowo się zamknął, opuścił także wiszącą w powietrzu dłoń, zgrzytając przy tym zębami. Coś w tonie jej głosu mówiło mu, że lepiej chwilowo z nią nie zadzierać.
– Deku-kun. – Tym razem zwróciła się miękko do swojego przyjaciela, biorąc uprzednio głęboki wdech. Położyła przy tym także dłonie na ramionach heterochromika, aby upewnić się, że nie ucieknie przez cokolwiek, co miało się za chwilę wydarzyć. W końcu to on był kluczem do sukcesu.
– Mhm... czego chcesz Ocha? – odezwał się bardzo niechętnie, niegrzecznie przy tym ziewając. Nie pofatygował się nawet, aby otworzyć oczy.
– Ekhm...Przyprowadziłam ci kogoś.
– Niby kogo?
Dziewczyna nie była w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego jej się na usta. Zdusiła w sobie wszelkie ostatnie podrygi moralności, zamierzając zagrać na uczuciach przyjaciela tak dobrze, jak Jiro grała na gitarze. Wierzyła, że jeśli odpowiednio mocno się postara, wszyscy wyniosą z tego incydentu coś pozytywnego.
– Kogoś... kogo kochasz bardziej niż Inko i All Mighta razem wziętych.
Zielonowłosy po tych słowach wyraźnie stężał, doskonale wiedząc, kogo szatynka miała na myśli. Jego oddech momentalnie przyśpieszył tak samo, jak jego niewinne serce teraz już tłukące się koncertowo w jego piersi. Odrobinę zbladł, żeby po najkrótszej chwili w historii pokryć się soczystym do bólu rumieńcem. Otwierał i zamykał usta jak rybka wyłowiona z wody. W jego głowie panował jeszcze większy chaos niż kilka minut wcześniej. Najchętniej już nigdy nie otwierałby oczu. Słyszał wokół te wszystkie podekscytowane szepty swoich kolegów w klasy, przez które miał ochotę po prostu zapaść się pod ziemię.
W normalnych okolicznościach gdyby mógł, myśleć trzeźwo, po prostu wszystkiemu by zaprzeczył, obracając tą wypowiedź w żart. Jednak jego zamroczony alkoholem umysł uznał jego los za przesądzony. Ubzdurał sobie w jakiś pokrętny sposób, że musi być szczery i inaczej się nie da. Zupełnie jakby odpowiednia wymówka dla niego nie istniała. Więc zamiast się ratować, zaczął się zwyczajnie pogrążać.
– Kła...miesz. Nie ma go tu. – Jego głos wyraźnie się trząsł.
Uraraka zachichotała. Izuku w swojej oczywistości był po prostu uroczy. Zresztą nie tylko on, dziewczyna miała wrażenie, że gdyby trzymała dłoń na lewym ramieniu Todorokiego kilka sekund dłużej, musiałaby odwiedzić Recovery Girl w związku z doznanymi oparzeniami. Dbając o własne bezpieczeństwo szturchnęła go więc kolanem w plecy na wysokości łopatek, dając mu znak, że teraz przyszła kolej na to, aby się wykazał.
Shoto aktualnie znajdował się w jednej wielkiej rozsypce. Miał wrażenie, że zdoła się od tego rozpłynąć. Kontrolowanie temperatury własnego ciała nigdy jeszcze nie przychodziło mu z tak wielkim trudem. Rozszalała chmara przysłowiowych motylków podsycała gorejący w nim żar. Przesłyszał się, prawda? Uravity musiała mieć na myśli coś kompletnie innego. Nie było mowy o tym, żeby ktoś taki jak Midoriya podzielał w choć najmniejszym stopniu jego własne uczucia. Byli dobrymi przyjaciółmi od ponad dwóch lat. Zauważyłby przecież, gdyby chłopak patrzył na niego w romantyczny sposób, prawda?
Drugie szturchnięcie w plecy wraz z zirytowanym prychnięciem Bakugo w tle, przywróciły go nieco do rzeczywistości. Zorientował się, że tego typu rozmyślania powinien zachować sobie na potem. Odchrząknął, przełknął ślinę, opanował w miarę swój wyraz twarzy, a na końcu dodatkowo jeszcze odetchnął. Niestety liczna publika wcale mu w tym nie pomagała.
– Izuku – szepnął miękko i odrobinę niepewnie, muskając przelotnie palcami jego kolano. Użył jego imienia, zanim zdążył się zastanowić czy to w ogóle odpowiednie.
Zielonowłosy zachłysnął się powietrzem. Z pomiędzy jego pełnych malinowych warg uleciał osobliwy, nieskładny jęk. Umysł chyba płatał mu figle. To jedno słowo w ustach Shoto brzmiało tak niesamowicie dobrze, lepiej niż sobie to wyobrażał, ale jednocześnie tak okropnie nierealnie. Musiał śnić - w tamtej chwili nie dopuszczał do siebie innego wytłumaczenia. Gdy tylko otworzy oczy, obudzi się jak, co noc, w łóżku w przepoconej pościeli, w ciemnym i nieprzyjemnie cichym pokoju z niewyobrażalnym żalem kotłującym się w jego niespokojnym sercu.
– Zuku.
To była dla niego zwyczajna tortura. Nadzieja wypalała mu trzewia. A może jednak? Nawet nie wiedział, kiedy zdecydował się, uchylić powieki. Nie potrafił się powstrzymać. Najpierw uniósł jedną, niepewnie zerkając przed siebie. Spojrzenie pięknych dwukolorowych tęczówek nieśmiało splotło się z jego własnym, zapierając mu dech w piersiach. Otworzył natychmiast drugie oko i spanikował. Nikt chyba nie spodziewał się, że wpadnie na pomysł, aby w istnym amoku odepchnąć od siebie Kacchana z przesadną siłą. Blondyn zwalił się na podłogę jak drewniana kłoda. I zatłukłby za to Midoriyę na miejscu, gdyby nie refleks Kirishimy i jego silne ramiona, które uwięziły go w żelaznym uścisku, odciągając go przy okazji w stronę kuchni.
Kaminari niemal posikał się ze szczęścia. W euforii rzucił się z łapami w stronę Todorokiego, ale Uraraka w porę odepchnęła go odzianą w puchaty kapeć stopą. Hardo stała na straży dzielonego pomiędzy jej dwoma przyjaciółmi słodkiego momentu.
– Hej, Shochan.
–- Hej. – Heterochromik uśmiechnął się do niego delikatnie, z pewnym rozczuleniem i tym razem już z tak długo wyczekiwaną ulgą. Choć nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą, zniknięcie Bakugo z bliskiego otoczenia Midoriyii znacznie polepszyło jego ogólne samopoczucie. Zazdrość w takich przypadkach, według tłumaczeń Momo była całkowicie naturalna i normalna. Już jakiś czas temu nauczył się ją tolerować, ale mimo wszystko nadal nie lubił jej założeń. Wydawała się mu po prostu mało bohaterska i bardzo ignorancka w stosunku do kogoś tak cennego dla świata jak Izuku. Monopolizowanie go dla siebie, dodatkowo wbrew jego woli, nawet w jego głowie brzmiało samolubnie i niegodnie.
Tylko tak trudno było mu się odnosić do własnej moralności, gdy obiekt jego uczuć reagował na niego w tak niesamowity sposób. Teoretycznie próbował wzbraniać się przed koncepcją, w której słowa Uraraki znaczyły to, co chciał, aby znaczyły. Słowo ,,kochać" posiadało przecież tak wiele różnych odcieni, a w grę wchodził dodatkowo alkohol. I te dwa czynniki powinny uciąć jego wszelkie spekulacje. Powinny, ale tego nie zrobiły. Nie, gdy rumieniący się wściekle nastolatek siedzący przed nim, tak desperacko owijał się w zawstydzeniu ramionami na widok zwykłego uśmiechu.
Chyba nikt nie powinien go winić za to, że poczuł wtedy nagły przypływ nadziei.
– Co tu robisz, Sho? – odezwał się po chwili.
– Przyszedłem po ciebie.
– Ppp-o mnie?
Todoroki skinął lekko głową na znak potwierdzenia. Nie potrafił zdobyć się w tej sytuacji na kreatywniejszą odpowiedz. Jego umysł dryfował pośród otulającej go różowej, bezkształtnej i zupełnie głupkowatej mgiełki. Gdzieś po drodze w jego piersi pojawiła się także duma, promieniująca rykoszetem przez całe jego ciało aż po koniuszki palców. Izuku zareagował w ten sposób tylko na niego.
I mógłby nadal w spokoju napawać się tym uczuciem, gdyby nie Sero, który krzycząc wbiegł do do pokoju wspólnego niemal na oślep. Biedny chłopak wywalił się koncertowo na dywanik pod telewizorem, potykając się o własną taśmę wystającą mu z łokcia. Uderzył przy tym z impetem podbródkiem o drewniane panele, prawie odgryzając sobie przy tym język. Koledzy z klasy pół godziny wcześniej wysłali go na zewnątrz, aby stanął na czatach. To, że tu był, oznaczało tylko jedno.
– Ludzie, mamy problem, Aizawa tu lezie! – wyświszczał ostatkiem sił. Mieli pięć minut, zanim nauczyciel się u nich zjawi. Musiał usłyszeć jakimś cudem ujadanie Bakugo.
Reakcja uczniów była natychmiastowa. Działanie w kryzysowych sytuacjach wychodziło im po pierwszym roku już całkiem nieźle. Sam fakt, że zdecydowali się wcześniej wyznaczyć zwiadowce, już dobrze o nich świadczył. Momo przeprowadziła w głowie szybką kalkulację - nie zdążą posprzątać, a tym samym bez wzbudzania podejrzeń ukryć dowodów swojej obecności poza pokojami o tak późnej godzinie. Zgaszenie świateł i masowa ucieczka z pominięciem powyższego punktu brzmiała równie absurdalnie. Wyjście było zatem tylko jedno - upozorowanie mało odpowiedzialnej imprezy na niegroźną noc filmową. I chyba nie tylko ona doszła do takiego wniosku. A krótka wymiana spojrzeń pomiędzy nią, a Uraraką utwierdziła ją w tym przekonaniu.
– Todoroki, zabieraj Deku do pokoju, już! Reszta siadać! Włączcie telewizor! – Ochacko wydała naprędce rozkazy, wymachując przy tym histerycznie ramionami. Przejęta wkopała pustą butelkę po alkoholu pod jedną z kanap. Szło im nawet na razie całkiem nieźle.
– Do mojego pokoju? Jak to? Nie chcę! Dlaczego tylko ja?! Nie chcę być sam! – Opór ze strony Izuku był ostatnim, czego potrzebowali. Za każdym razem słysząc z jego ust tak dziecinnie w swojej prostocie tyrady, przeżywali ten sam szok. Uważali go na co dzień za najrozsądniejszego człowieka z nich wszystkich, oczekiwali od niego odpowiedzialności, a nie czegoś takiego. Szkoda, że sami byli sobie winni. Nikt nie powstrzymał Denkiego, uznając jego działania za dobry żart. Nawet Yaomomo przymknęła na to oko.
A Izuku wbrew wszystkiemu wcale nie robił tego po złości. Jeszcze będąc trzeźwym, gorliwie liczył na miło spędzony dzień w towarzystwie przyjaciół. Ostatnie tygodnie były dla niego wyjątkowo ciężkie. Po ukończeniu szkoły miał stać kolejnym Symbolem Pokoju więc nałożona na jego barki presja narastała w nim z każdym kolejnym dniem. Został mu niecały rok. Miał prawo czuć się zestresowany. Potrzebował chwili wytchnienia od przytłaczającego go chwilami sekretu i wiążącego się z nim osamotnienia. W końcu Kacchan był okropnym kompanem do rozmowy.
– Deku-kun! – Uravity pierwszy raz w życiu otwarcie zirytowała się na swojego najlepszego przyjaciela. Zraniła go samym tonem swojego głosu. To zupełnie tak jakby kopnęła szczeniaczka. Smutek szklący się w jego pięknych, intensywnie zielonych tęczówkach, ścisnął Todorokiego za serce. On chyba jako jedyny potrafił go zrozumieć i miał ochotę na nich wszystkich nawrzeszczeć. Rozgoryczony podjął wtedy jedyną słuszną, męską decyzję, chowając swoje ewentualne późniejsze zawstydzenie w kieszeń.
– Izuku, pójdę z tobą, okej? Nie będziesz sam. Spędzimy czas we dwoje – wyszeptał, a Midoriya jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki momentalnie się rozpromienił. Znów miał na twarzy uśmiech, choć wyjątkowo nieśmiały i niepewny. Spoglądał mu prosto w oczy z tak dobitym uwielbieniem, że Shoto bał się, że zaraz stopnieje na podłodze tuż przed kanapą. Już wtedy doskonale znał odpowiedź.
– Oh...Um...Okej.
Todoroki pośpiesznie wstał i Zielonowłosy też naprawdę bardzo mocno próbował. Jednak już przy pierwszej próbie zakręciło mu się paskudnie w głowie. Opadł więc z powrotem na poduszki z cichym jękiem na ustach. Świat wokół niego wirował. Jego przyjaciele pomyśleli wtedy zgodnie, że to ich koniec. Doprowadzenie go nawet do windy w tym stanie zajęłoby zbyt dużo czasu. Mieli farta, że heterochromik znowu pomyślał za nich i doskonale wiedział jak wykaraskać się z tej sytuacji.
Bez chwili wahania pochylił się nad Deku, wyciągając ku niemu rozłożone ramiona w zapraszającym geście.
– Złap mnie mocno za szyje i owiń nogami w pasie. – Polecił, obejmując go jednocześnie w talii. Zaskoczony chłopak pisnął, ale posłusznie zrobił to, o co go poproszono. Uczepił się Todorokiego jak mała koala, chowając zarumienioną twarz w zagłębienie pomiędzy jego gorącym ramieniem, a szyją. Został uniesiony do góry bez problemu, mimo że z pewnością swoje ważył jak na swój wzrost. Był w końcu dobrze zbudowany. Podziw dla siły przyjaciela przyszedł mu więc naturalnie.
Nikt chyba nie odważył się zastanawiać, który z nich dwóch przeżywał tę bliskość bardziej. Obaj z pewnością przechodzili jeden wielki uczuciowy kryzys. Owszem dzielili na co dzień pomiędzy sobą intymne momenty, ale nigdy nie na taką skalę. Dwa ciała ściśle przylegające do siebie po raz pierwszy bez dzielących ich centymetrów, doprowadzały ich do szaleństwa. Ten słodki ciężar, zapach i ciepło Izuku, na kilka sekund zaparło Shoto dech w piersiach. Oddech osiadający nieśmiało na jego karku, przyprawiał go o ciarki.
– Oh, mon Dieu!
Zachwycony Aoyama wyrwał go z transu. Zanim ruszył stronę windy, wraz ze swoim uroczym balastem, wsunął ręce pod jego umięśnione uda, upewniając się, że chłopak nie wyślizgnie mu się z uścisku. Na odchodne uraczył ich wszystkich chłodnym spojrzeniem - jednym z tych zarezerwowanych głównie dla Endeavora. Przesadzili i mieli teraz u niego ogromny dług wdzięczności.
***
Izuku już w windzie próbował się wyswobodzić, powoli się przegrzewał i to wcale nie za sprawą zdolności Todorokiego. Miał w głowie milion skandalicznych myśli i chciał zapobiec przypadkowemu wprowadzeniu którejkolwiek w życie. Kremowa i gładka skóra znajdowała się tak kusząco blisko jego ust. Wystarczył tylko centymetr, aby złożyć na niej motyli pocałunek. Pragnienie tak chutliwie łaskotało go w żołądek. Ukrywał swoje prawdziwe uczucia pod płaszczykiem przyjaźni przez irytująco długi czas, ale bał się cokolwiek zmienić. Romantyczne relacje wśród zawodowych bohaterów, zwłaszcza początkujących bywały wyjątkowo niebezpieczne. Nie wiedział czy to w porządku, aby posiadał coś, co potencjalnie mogło go rozproszyć. Obawiał się, że tylko rozczaruje tym All Mighta, co było kompletną bzdurą. Toshinori ubóstwiał przecież swojego zdolnego chłopca, traktując go jak syna. Nie śmiałby odmówić mu takiego szczęścia. Chociaż nawet, jeśli przyszły Symbol Pokoju o tym wiedział, to i tak nie oczekiwał, że jego sympatia zostanie odwzajemniona.
Nie był odpowiedni dla kogoś tak utalentowanego i przystojnego jak Shoto Todoroki. Co prawda świetnie się dogadywali, ale Deku uważał, że jedynie żeruje na uprzejmości heterochromika. Zupełnie jak teraz. Bezwstydnie pozwolił mu się nieść i dodatkowo zmusił do tego, aby spędził z nim poniekąd noc. Wstydził się za siebie. Prawdziwy bohater nie kierował się egoizmem i własnymi zachciankami, nie kłopotał innych.
– Shoto, przepraszam...już wystarczy, możesz mnie puścić. Sam pójdę do swojego pokoju. Wracaj do siebie – wymamrotał, próbując powstrzymać zbierające się w jego oczach łzy. Poczucie winy paliło go do żywego.
– Za co przepraszasz? To nic takiego, zaniosę cię – Todoroki ignorując protesty, wyślizgnął się z windy na odpowiednim piętrze, przyspieszając nieco kroku - Przecież obiecałem spędzić z tobą czas.
– Proszę puść, nie chcę sprawiać ci większego kłopotu. – A jednak się rozpłakał. Mimowolnie pociągnął nosem. Wcisnął mocniej twarz w ramię przyjaciela, żeby stłumić żałosne łkanie, ulatujące spomiędzy jego drżących warg. Od zawsze był beksą, zupełnie jak Inko, a alkohol tylko jeszcze pogorszył sprawę. Najchętniej zakopałby się ze wstydu po uszy we własnej pościeli i już nigdy nie opuszczał swojego pokoju. Niemal dostał zawału, gdy Sho stanął pośrodku korytarza jak wyryty, cały sztywniejąc.
– Izuku? Ty płaczesz? – zapytał szeptem.
– Przepraszam, wybacz. Odstaw mnie na ziemię, zrujnuję ci tylko bluzę. Przepraszam.
Lodowaty dreszcz przebiegł po kręgosłupie Todorokiego, gdy Midoriya w panice zaczął mu się wyrywać. Widział go takiego może raz w życiu, gdy ten zajmował się w tajemnicy akcją ratunkową małej Eri. Starał się odnaleźć w głowie odpowiednie słowa, aby go pocieszyć i uspokoić, ale nie mógł się skupić na niczym poza utrzymaniem go w ramionach. Dlatego bez słowa pokonał te kilka ostatnich kroków, dzielących ich od pokoju zielonowłosego chłopaka. Otworzył drzwi pomagając sobie nogą. Znał pomieszczenie na pamięć, więc nawet po ciemku zdołał bez problemu dojść do łóżka. Dopiero wtedy go puścił, delikatnie sadzając na pościeli.
Zagryzł zęby z żalu i złości, gdy szlochanie Izuku przybrało na sile - Kaminari Denki zginie jutro z jego pieprzonej ręki. Będzie szczerze żałował, że to nie Bakugo się nim zajął, jak heterochromik już z nim skończy.
Podszedł do biurka zapalić lampkę, po drodze zgarnął z krzesła miętowy koc w zielone komiksowe króliki, prezent od Uraraki, który Deku dostał na ostatnie urodziny - wyjątkowo za nim przepadał.
Jego przyjaciel siedział zgarbiony na skraju mebla, chowając twarz w obie dłonie, aby stłumić targające nim spazmy. Miał wrażenie, że milczenie Shoto jest wynikiem złości, a to rozbiło go na jeszcze mniejsze kawałeczki. Dopiero, gdy poczuł znajomy puchaty materiał otulający jego głowę i ramiona niczym przeciwdeszczowy płaszczyk, odrobinę się uspokoił.
– Izuku, nie jesteś dla mnie kłopotem, nigdy nie byłeś i nigdy nie będziesz. Uwielbiam z tobą spędzać czas i ci pomagać. Nie masz za co przepraszać, rozumiesz? Proszę nie płacz, nic się nie stało. – W jego sercu pojawiła się ochota tak silna, że z trudem powstrzymał się, od objęcia go ramionami. Gdyby nie obawiał się, że go przestraszy, z pewnością by to zrobił.
– Co ty na to, żeby obejrzeć razem ten nowy film o All Mighcie? Widziałem, że dodali go wczoraj na jednej stronce. – Widząc brak wyraźnej reakcji na swoje wcześniejsze słowa, postanowił zmienić nieco taktykę.
Przez dłuższą chwilę towarzyszyła mu jedynie cisza. Szlochanie na szczęście ustało, przeradzając się jedynie w nieeleganckie pociąganie nosem. Shoto uznał to za dobry znak. Proste i subtelne skinienie głową wyrażające aprobatę dotyczącą jego pomysłu, którym został zaraz po tym uraczony, sprawiło że odetchnął. Zanim odszedł w poszukiwaniu laptopa, z kieszeni bluzy wydobył paczkę chusteczek higienicznych. Położył ją ostrożnie na kolanach przyjaciela i odwrócił się do niego plecami, aby dać mu odrobinę komfortu i prywatności. Sam jak gdyby nigdy nic zajął się przeszukiwaniem biurka. Choć dopuszczał się tego już któryś raz z kolei, czuł się nieco nieswojo, pozwalając sobie na tak otwarte naruszenie prywatności drugiego człowieka. Nawet posiadanie przyzwolenia właściciela rzeczy, nie było w stanie zmienić jego zdania na ten temat. Miał farta, że komputer wraz z ładowarką, znajdowały się względnie na widoku.
Podłączył wszystko, w akompaniamencie głośnych smarknięć, ustawiając urządzenie frontem na blacie. Ekran rozświetlił się automatycznie, gdy otworzył klapkę - widocznie Zuku znów zapomniał go wyłączyć. Przywitał go panel logowania do konta. Wybrał profil jak zwykle niezabezpieczony hasłem, o nazwie ,,AllMight Jr", uśmiechając się pod nosem na samo wspomnienie pochodzenia tej nazwy. To on był jej winowajcą i mimo, że dokonał tego w ramach żartu, to przyjęła się i została z nimi na stałe.
Widok nowej tapety zielonowłosego, wyrwał z jego ust zdumione sapnięcie. Zarumienił się wściekle, zdając sobie sprawę, że patrzy na nic innego jak na swoją własną śpiącą twarz. Analizując otoczenie na zdjęciu, doszedł do wniosku, że musiało zostać ono wykonane na jednej ze szkolnych wycieczek. Opierał się głową o jedno z siedzeń w autobusie, wzorek na tkaninie był aż zanadto charakterystyczny, aby pomylił go z czymkolwiek innym. Zresztą ewidentnie przyklejał się także prawym policzkiem do szyby. Ucinał sobie drzemkę z lekko uchylonymi ustami i rozwichrzoną na wszystkie strony świata czupryną. Białe kosmyki włosów wymieszały się z czerwonymi, tworząc istny rozgardiasz.
Na myśl nasuwały mu się miliony przeróżnych pytań. Miał je na końcu języka. I mało brakowało, żeby wywołał u Midoriyii kolejną falę szlochu. Ostatkiem silnej woli odwiódł swoją uwagę od swojego niespotykanego odkrycia, decydując się na pozostawienie tej kwestii aż do poranka. Strategicznie zasłonił więc ciałem pulpit tak, aby zniknął z pola widzenia jego towarzysza. Wolał dmuchać na zimne. W końcu nie wiedział czy ten zwyczajnie nie wstydził się tego osobliwego niuansu, czy pod wpływem alkoholu po prostu o nim zapomniał. Oszczędzenie mu hipotetycznych, dodatkowych, przykrych wrażeń było dla Shoto priorytetem.
I udało mu się to znakomicie. Z chwilą, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze sceny filmu, odniósł swoje pierwsze zwycięstwo.
– Głośność jest w porządku?
– Mhm.
– Dobrze wszystko widzisz?
– Mhm.
Zadowolony Todoroki, odszedł w końcu od biurka, z zamiarem wgramolenia się na stojące naprzeciw łóżko. Izuku zdążył oddelegować się w międzyczasie pod ścianę, o którą oparł się wygodnie plecami. Kolana podwinął pod samą brodę, szczelnie owijając ramiona i głowę, podarowanym mu wcześniej kocykiem. Z wiadomych względów jedyną odkrytą częścią jego ciała pozostały zaczerwienione od płaczu oczy. Dla osoby postronnej ten widok, zapewne klasyfikował się do grona zjawisk z natury uroczych, lecz dla heterochromika był zwyczajnie smutny. Ta konkretna przyjęta przez niego postawa oznaczała jedno - dyskomfort psychiczny. Świadomość tego łamała Shoto serce.
Dlatego usiadł najbliżej niego jak się dało, licząc że cokolwiek tym zmieni. I choć na początku uważał, że ten mały zabieg nie przyniósł żadnego rezultatu, to ostatecznie miło się zaskoczył - w jakiś sposób go tym ośmielił.
– Shoto?
– Tak?
– Mam mały problem. – Zagaił nieśmiało po chwili.
– Jaki?
– Gorąco mi... – zaczął. A Todo kompletnie nie załapał wtedy sensu tych słów. I mało brakowało, aby uraczył go w odpowiedzi logicznym do bólu frazesem ,,To wyjdź spod koca." – Ale nie mam ochoty porzucać kocyka. Czy mógłbyś? – kontynuował.
I wszystko stało się wtedy jasne. Zielonowłosy rozchylił poły swojego prowizorycznego płaszczyka w zapraszającym geście. Alkohol wciąż buzował w jego żyłach, tłamsząc zawzięcie kiełkujące w nim zawstydzenie. Co prawda nadal uciekał wzrokiem i wściekle się rumienił, ale mimo to hardo trzymał rozłożone ramiona w jednej pozycji. Wymowny szelest pościeli przyjął wręcz z dumą. Wstrzymał oddech, gdy obiekt jego uczuć tak po prostu chętnie przylgnął do jego boku. Nie oczekiwał niczego ponad to, dlatego prawie się rozpłynął, czując silne ramię, oplatającego go stanowczo w talii. Kojący chłód muskał intensywnie jego zmysły, za nic mając stojące na przeszkodzie ubrania.
– Dziękuję.
Todoroki był niesamowity i cały do jego dyspozycji. Deku nadal uważał, że zwyczajnie go wykorzystuje, ale widząc brak jakichkolwiek znak zdegustowania na jego twarzy, chwilowo nieco sobie odpuścił. Postanowił nacieszyć się chwilą.
Gdyby tylko wiedział, że jego towarzysz także uważa swoje własne działania za jedno wielkie nadużycie, to z pewnością uległby wielkiemu zdziwieniu. W końcu to Izuku znajdował się pod wpływem alkoholu. Trzeźwość jego umysłu pozostawiała wiele do życzenia. Bliskość tego typu w normalnych okolicznościach wcale nie musiała być czymś, czego szczerze pożądał. A mimo to, Shoto ośmielił się objąć jego rozgrzane muskularne ciało, kolejny raz skorzystał z okazji. Znów upajał się bezwstydnie zapachem jego skóry - mieszanką męskich perfum, potu i truskawkowego szamponu. Serce kołatało mu mocno w piersi. Zerkał na niego kątem oka, studiując rozsypane po jego policzkach piegi, zastanawiając się jakiej odległości pomiędzy nimi potrzebował, aby móc je wszystkie policzyć. Brakowało mu prawdopodobnie kilku centymetrów i lepszego światła.
Uważał je za niesamowicie pociągające i wciąż miał w pamięci ten pierwszy raz, gdy przebierając się we wspólnej szkolnej szatni, spostrzegł te przecudne konstelacje nie tylko na twarzy chłopaka, ale również na ramionach i smukłym brzuchu. Zawsze ciekawiło go, czy znalazłby choć odrobinę także i na udach, o lędźwiach nawet nie śmiąc wspominać. Każde tego typu dywagacje kończyły się dla niego tak samo - grzesznym rumieńcem oraz koniecznością ostrego skarcenia samego siebie. Cholera, gdyby tylko miał go dla siebie, ucałowałby każdą kropeczkę z osobna.
Wstrzymywał się z tym wszystkim tak potwornie długo. Na co dzień szło mu wręcz bezboleśnie, ale dzisiaj? Słowa Uraraki, jego zdjęcie na tapecie i całe to urocze zachowanie Izuku, doprowadziły go na skraj wytrzymałości. Patrząc tak na niego, pochłoniętego jak sądził w całości filmem, Todoroki postanowił nareszcie coś z tym wszystkim zrobić. Nawet jeśli istniał jedynie cień szansy na pozytywny finał tej sytuacji, to i tak zamierzał spróbować. Z samego rana szczerze z nim porozmawia. Jakoś zdzierży te kilka godzin, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Na kilka długich minut zajął się ekranem laptopa i nawet nie drgnął, gdy głowa Midoriyii opadła na jego ramię. Ignorował namiętnie, miękkie zielone loki łaskoczącego go w podbródek. Los miał jednak inne plany.
– Sho? – Chłopak wzdrygnął się lekko na dźwięk swojego imienia.
– Tak, Izuku?
Shoto, choć z lekką obawą odważył się, ponownie skierować na niego swój wzrok. Ich spojrzenia subtelnie splotły się ze sobą. Zielone tęczówki lśniły w świetle nocnej lampki.
– Jesteś moją ulubioną osobą – miękki, słodki szept uleciał niespodziewanie spomiędzy warg zielonowłosego chłopaka, osiadając z gracją na sercu heterochromika niczym kolorowy motyl. Szczery, czuły uśmiech, którym został obdarowany, rozszedł się gorącą falą po całym jego ciele.
– Oh. – Tylko tyle wydusił z siebie w osłupieniu.
A Deku miał do powiedzenia o wiele więcej, jednak obawiał się, że takiego ogromu nie da się ubrać słowa. Tak bardzo go sobie cenił, kochał i podziwiał. Lepszego przyjaciela nie mógł sobie wymarzyć. Nawet, jeśli jego romantyczne uczucia nigdy nie miały zostać odwzajemnione, to i tak był nad wyraz wdzięczny za każdą sekundę spędzoną w towarzystwie tak wspaniałego faceta. Pod wpływem impulsu zapragnął mu to jakoś okazać, podzielić się z nim swoim odkryciem, dać mu do zrozumienia jak jest da niego ważny. Nie przemyślał tego ani trochę. Poszedł na żywioł.
– Dziękuję, że jesteś. – Gorące wargi Izuku ucałowały miękko chłodny policzek Todorokiego, odrywając się od niego po zdecydowanie niestosownym czasie z przeuroczym mlaśnięciem.
Heterochromik jęknął.
– Pieprzyć to! – Dla Shoto, to było zdecydowanie zbyt wiele. Jego trzęsące się z podekscytowania dłonie pochwyciły twarz Midoriyi zanim ten, zdołał choć pomyśleć o odwróceniu się ponownie w stronę monitora. Kciuki jego rąk delikatnie gładziły tak ubóstwiane przez niego piegi, napawając się subtelnym ciepłem soczystych rumieńców. Tonął wręcz w zielonych, przepełnionych słodkim zdziwieniem tęczówkach.
– Wybacz mi, jesteś pijany i z pewnością tego nie chcesz, po wszystkim masz pełne prawo mnie uderzyć, ale nie mogę już dłużej wytrzymać. Szaleję za tobą Izuku i zamierzam rozpieprzyć w tym momencie naszą przyjaźń.
Pocałował go, wstrzymując przy tym oddech, tłamsząc pucułowate policzki przyjaciela pomiędzy palcami. Rozpadał się na kawałeczki pod naporem doznań, zaciskając kurczowo powieki. Starał się utrwalić w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół ich zbliżenia. Tę wszechogarniającą go błogość, narkotyzujący żar i zaskoczony słodki pomruk. Serce kołatało w jego piersi z niewyobrażalną werwą, wyciskając z jego oczu kilka kropel łez pełnych wzruszenia i żalu. Nic nigdy nie smakowało w jego życiu tak dobrze, jak te kilka chwil. Włożył w tę drobną pieszczotę cały ogrom tłumionych w sobie przez te wszystkie miesiące emocji. Doszczętnie obdarty z sekretów, oczekiwał na nieuchronną karę - na zranienie. Z bólem pozwolił, aby pomiędzy nich znów wkradł się pewien dystans. Zadrżał, dławiony wstydem, gotów przywołać do porządku swoje zachłanne dłonie.
Nie zdążył. Ich wargi znów się splotły. Namiętniej, gwałtowniej, łapczywiej. Izuku naparł na niego z siłą tajfunu, obejmując go kokieteryjnie za kark. Todoroki dał mu się zdominować, pochłonąć w całości. Opanowała go czysta euforia.
Pocałunkowi, choć tak śmiałemu brak było wszelkiej wulgarności. Ich zmysły pławiły się bezkresnej, niewinnej słodyczy. Współgrali z nią w harmonii aż do ostatniego tchu. A gdy przyszło im znów na siebie spojrzeć, w świetle nocnej lampki, żaden z nich nie mógł się powstrzymać od rozmarzonego uśmiechu.
– Jeśli tak właśnie wyglądają pijackie omamy, to ja już nigdy nie chcę być trzeźwy. – To zielonowłosy przerwał wiszącą pomiędzy nimi ciszę, dzieląc się z drugim chłopakiem absurdalnie wręcz uroczym stwierdzeniem. Powaga, którą wtedy emanował dotkliwie poruszyła Shoto do tego stopnia, że nie zdołał się powstrzymać i tak po prostu wybuchł beztroskim, cudownym śmiechem.
Może Kaminari Denki jednak jutro nie zginie?
Od autorki:
Uprzedzając pytania: Tak, jeszcze żyję ;)
Mam się ostatnio znacznie lepiej. Będę publikować od czasu do czasu, ale nie spodziewajcie się regularności.
Głównie korzystam teraz z instagrama (link w opisie profilu) gdzie spełniam się artystycznie. Tam najłatwiej mnie złapać w razie potrzeby.
P.s Wyszłam trochę z wprawy w pisaniu, także ten shot może nie być najwyższej jakości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro