Epilog
Felix westchnął i spojrzał na swój idealny charakter pisma, który pokrywał dokładnie 278 kartek.
Od czau katastrofy minęły dwa lata.
Przez te dwadzieścia cztery miesiące, chłopiec zdążył opisać cały przebieg katastrofy z dokładnymi szczegółami, chcąc, żeby ludzie mogli dokładniej poznać tajemnicę niezatapialnego statku, który pociągnął za sobą na dno półtorej tysiąca pasażerów.
Chłopiec przygryzł lekko wargę i zmarszczył uroczo nos, lustrując kolejną linijkę tekstu. Poprawił delikatnie okulary, które przez to, że były odrobinę za duże, lekko zjeżdżały na czubek jego nosa.
Właśnie tego dnia, chciał wydać swoją książkę. Był na to gotowy, sprawdzał swoją pracę już któryś raz i pomimo, że znał już każde słowo na pamięć, co chwila zaczynał czytać ją od nowa.
Nagle, w mieszkaniu rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Lee od razu spojrzał na ciemny, drewniany zegar, wiszący na ścianie.
Wskazywał godzinę dwunastą, więc Felix nie spodziewał się żadnych gości o tak wczesnej porze.
Zdjął okulary i odłożył je obok pióra, po prawej stronie zapisanych przez niego kartek.
Wyjrzał niepewnie przez szybę drzwi, jednak nie rozpoznał stojącej przed drzwiami postaci, odzianej w czarny płaszcz i równie ciemny kapelusz.
Niepewnie zdjął zabezpieczający łańcuszek z drzwi i otworzył je.
- W czym mogę pomóc..? - zapytał niepewnie.
Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał prosto w ciemne oczy chłopca.
Felix momentalnie otworzył szeroko oczy, czując jak jego serce zaczyna bić co raz szybciej.
Ostro zakończony podbródek, ciemna grzywka opadająca na czoło, a nawet oczy pełne radości, troski oraz odrobiny szaleństwa.
Nic się nie zmieniło.
- CHANGBIN? - Lix poczuł jak łzy zaczynają zbierać się w jego oczach, przy okazji lekko szczypiąc jego zmęczone patrzałki.
- Też tęskniłem Felix... - odpowiedział lekko zachrypniętym głosem mężczyzna, podchodząc powoli do zszokowanego chłopca.
- A-Ale- Minęły dwa lata! Gdzie ty byłeś?! - zawołał Felix i właśnie wtedy, łzy zaczęły powoli spływać po jego policzkach.
Changbin westchnął i położył delikatnie dłoń na policzku nastolatka.
Otarł delikatnie spływającą łzę, po czym przybliżył się bardziej do twarzy młodszego.
Wargi Lee zadrżały lekko, gdy tylko poczuł na nich ciepły oddech starszego.
Tak bardzo za nim tęsknił..
- Mogę..? - mężczyzna zapytał niepewnie o pozwolenie, na co chłopak zmarszczył mocno brwi w irytacji.
Natychmiast wpił się w usta Seo, obejmując jego szyję rękami.
Changbin westchnął, zaskoczony nagłym ruchem Lee, jednak od razu przejął inicjatywę pocałunku, pogłębiając go lekko.
Położył dłonie na kształtnych biodrach piegowatego, przyciągając go tym samym bliżej siebie.
- EKHEM, nie żeby coś, ale mieliśmy tylko wstąpić po Felixa i jechać po Jisunga. - wtrącił się Minho, wchodząc o parę stopni wyżej, żeby w jakiś sposób przerwać parze ich specjalny moment.
Bin niechętnie oderwał się od pulchnych warg Felixa i przewrócił oczami.
- Um... Która godzina..? - zapytał lekko skołowany nastolatek, kompletnie zapominając, że sprawdzał to jakieś trzy minuty temu.
- Dwunasta. - odparł starszy Lee i westchnął wbijając swoje spojrzenie w czyste, lakierowane buty.
- Musimy się pospieszyć! - zawołał nastolatek, momentalnie wyswobodził się z uścisku Seo i pobiegł szybko po swój płaszcz.
Jak burza przebiegł przez korytarz i wybiegł z domu, a za nim Bin.
- Gdzie ty się spieszysz?! Lix zaczekaj!
- HAN ZGODZIŁ SIĘ NA ŚLUB, BO MYŚLI, ŻE MINHO NIE ŻYJE! - po tych słowach, Minho zbladł i od razu pobiegł do zaparkowanego przed domem samochodu Felixa. Cała trójka wsiadła i z piskiem opon ruszyli w kierunku kościoła, w którym to Han Jisung niedługo miał związać się z mężczyzną, którego nie kochał.
***
- ... i że nie opuszczę cię aż do śmierci... - westchnął Jisung przygryzając lekko wargę.
Przez całą ceremonię, patrzył w swoje stopy, pomimo setkom oczu zwróconych w jego stronę.
Tak bardzo chciał, żeby teraz stał przed nim ktoś inny...
Może i bardzo lubił Younghyuna, jednak nie było to głębsze uczucie niż zwykła przyjaźń. Czuł po prostu, że ma w nim wsparcie i zawsze może do niego przyjść z każdym problemem. Od zaręczyn minęły dwa lata i nawet po tak długim upływie czasu, Jisung nie pozwalał mężczyźnie na jakiekolwiek bliskie kontakty fizyczne. Jednak tego dnia miało się to zmienić...
- Może pan pocałować pana młodego- - w tym samym momencie drzwi kościoła otworzyły się z głośnym hukiem i do środka wbiegł zdyszany mężczyzna.
- WNOSZĘ SPRZECIW! - Jisung dopiero po barwie głosu rozpoznał kim tak naprawdę był nieznajomy.
Zerwał się szybko, nie zwracając nawet uwagi na protesty mamy siedzącej w pierwszym rzędzie.
Po prostu biegł przed siebie, a gdy był już wystarczająco blisko, rzucił się prosto w ramiona Minho, czując jak całe jego ciało przechodzą dziwne dreszcze.
- Myślałem, że nie żyjesz... - westchnął chwiejnie chłopiec, mocniej opatulając ramionami szyję starszego.
- Nie zostawiłbym cię. - odparł Lee, po czym delikatnie ucałował czoło nastolatka.
- Może mi ktoś wytłumaczyć co tutaj się dzieje? Jisung, kto to jest? - mama chłopaka zaczęła iść w ich stronę z lekko zmarszczonymi brwiami.
Han wziął głęboki wdech, po czym odsunął się nieco od mężczyzny i spojrzał prosto w oczy swojej matki.
- Mamo... To jego kocham... Z nim chcę wziąć ślub.. - odpowiedział nastolatek, czując jak stres spina każdy mięsień jego szczupłego ciała.
- C-co? Ale-
- To Minho... Był z nami na rejsie... - chłopiec zacisnął dłoń na tej większej, żeby chociaż odrobinę poczuć więcej odwagi i sprzeciwić się woli swojej rodzicielki.
Kobieta spojrzała nieufnie na stojącego obok jej syna mężczyznę w ciemnym płaszczu.
- Jisung, ale ty wiesz, że jest już za późno...? - zapytała lekko smutnym tonem, na co chłopiec spuścił wzrok na swoje nowe, lśniące, czarne buty, kupione specjalnie na ten jeden dzień, który miał zadecydować o reszcie jego życia.
- Jeśli chodzi o pieniądze.. - zaczął niepewnie Minho. - Aktualnie stać mnie na trzy takie wesela. Zadbam o pani syna, jeśli oczywiście tego chce... - po tych słowach niższy podniósł zaskoczony wzrok na stojącego obok Lee.
- Minho ale-
- Tak albo nie, Sungie. - westchnął starszy i spojrzał prosto w ciemne oczka młodszego.
Jisung skierował wzrok na stojącego przy ołtarzu narzeczonego, mężczyzna uśmiechnął się lekko w jego stronę, chcąc tym samym oznajmić, że wszystko jest okej.
Na twarzy Hana pojawił się szeroki uśmiech, a zaraz potem soczysty rumieniec.
- Tak.. - odpowiedział Jisung i ponownie spojrzał na dwudziestolatka. Starszy od razu odwzajemnił uśmiech, a następnie ujął twarz nastolatka w dłonie i złączył ich usta w delikatnym, pełnym miłości pocałunku.
***
W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, podczas dziewiczego rejsu na trasie Southampton – Cherbourg – Queenstown – Nowy Jork, RMS Titanic zderzył się z górą lodową i zatonął.
Na pokładzie znajdowało się około 2200 pasażerów, zginęło 1500.
Dziękuję wszystkim za wytrwanie do końca! Podsumuje to:
"Jack, tutaj się poznaliśmy" 😂
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki!
Zapraszam również do innych książek na tym profilu, niedługo pojawi się kolejny changlix ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro