Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

C H A P T E R T E N

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Maraton 2/3❤

HByłaś przerażona. Nie wiedziałaś co to było. Może to przez ból głowy i teraz miałaś jakieś halucynacje ? 

Bardzo prawdopodobne.

Jednak to było tak realistyczne, że miałaś mętlik w głowie. Byłaś już tak zdesperowana, aby odkryć prawdę, że chciałaś mieć ponownie tą “fazę” i dowiedzieć się czegoś więcej. Kim była ta kobieta. Czemu powiedziała do ciebie “jesteś do mnie tak bardzo podobna”, czy jakoś tak. Na zdjęciach, jakich Miles ci kiedyś pokazywał była inna…nie miała czarnych długich włosów i była dużo starsza niż ona. Coraz bardziej twoje życie było zagmatwane i ani trochę ci się to nie podobało. Żarty żartami, ale to już przesada.

Zaczęłaś się powoli rozbudzać i wiercić z powodu jednej pozycji, w której spałaś. Chciałaś wstać, ale poczułaś jak czyjaś ręka zaciska się na twoim brzuchu. To był Neteyam, siedział oparty o materac z jedną ręką na twoim ciele. 

–Neteyam ?.- szepnęłaś.

Chłopak jak na zawołanie podniósł głowę i przyciągnął twoje ciało do swojego. Ten niespodziewany ruch z jego strony sprawił, że znowu zaczęła cię boleć głowa.

–Tak się martwiłem. Cholernie martwiłem.- powiedział bliski płaczu.

–Byłam słaba cały dzień. Mogłam zostać w namiocie.

–Mogłaś, nie dopilnowałem cię. Kazałbym ci zostać w łóżku i nigdzie się nie ruszać.

–Nie miałeś pojęcia, że mogło się to stać. Nic się nie stało.

–Daj spokój. Stało się. Przepraszam.- mruknął w zagłębieniu twojej szyi.

–Zepsułam spotkanie…

–Nie mów tak. Proszę.- mocniej cię objął.- Ważne, że nic ci się takiego nie stało.

Zamknęłaś oczy.

–Co się właściwie ze mną stało ?

–Najpierw wstałaś od stołu i patrzyłaś się przed siebie. Twoje oczy były pozbawione jakich kolorów, a kiedy do ciebie podbiegłem upadłaś w moje ramiona. Mogę wiedzieć…co się stało ?

Zawahałaś się przez moment. Czułaś się przecież przy nim bezpieczna.

–Kiedy rozmawialiśmy o mojej rodzinie nagle przed oczami miałam ciemność, a potem…- urwałaś na chwilę.- Potem zauważyłam Eywę i…moją mamę.

–Twoją mamę ? Skąd wiesz, że to ona ?

–Cóż…była bardzo do mnie podobna. I…nie wiem, czułam to. Teraz jestem przekonana, że to moja mama. Nie wiem tylko kim ona jest. Muszę się dowiedzieć jak naj…

–Spokojnie. Teraz tylko odpoczywaj i nie przejmuj się zbytnio, dobrze ?

–Rytuał.

–Co ?

–Może muszę przejść jakiś rytuał, aby skontaktować się z mamą ?.- zapytałaś.

–To nie jest dla ciebie bezpieczne. Nie jesteś na’vi, nie wiemy, jak zareagujesz.

–Nic mi się nie stanie. Przysięgam.

–Skąd taka pewność ?.- dobre pytanie.- No właśnie. Nie możemy cię narażać. I nie będziemy. Skoro teraz zdarzyła ci się ta cała “wizja”, to pewnie zdarzać się to będzie częściej.

–Porozmawiam chodziaż z Ronal.

–Ona jeszcze bardziej zachęci cię do rytuału.

Usiadłaś na materacu.

–No właśnie. Ona jest tsahik więc na pewno by wiedziała, co robić i na pewno byłaby ostrożna podczas rytuału.

–Nie znamy dobrze Ronal.

–Na pewno nigdy by nie miała złych intencji.

–Skąd możesz to wiedzieć ? Nie jesteś na’vi, a to, że masz jakąś tam krew, która leczy to kompletnie nic nie znaczy.

Patrzyłaś beznamiętnym wzrokiem w stronę chłopaka. 

–Masz rację, Neteyam. Nie jestem jedną z was.- uśmiechnęłaś się w jego stronę.- I masz rację. Nic nie wiem. A teraz możesz już sobie iść.

Pokiwał kilka razy głową, a jego usta zacisnęły się w wąską linię.

–Na co jeszcze czekasz ? Aby mi powiedzieć coś jeszcze ?

Spojrzał na ciebie przelotnie i wyszedł.

A tobie chyba właśnie pękło serce.

***

Nie wiedziałaś ile już minęło czasu. Na początku się popłakałaś, później chciałaś zasnąć, a teraz wybrałaś się na wieczorny spacer, który w sumie nic nie dawał. W głowie nadal miałaś jakieś natrętne myśli i nie wiedziałaś co z tym zrobić. 

Powinnaś porozmawiać z Neteyamem.

I to było jedyne rozwiązanie, ale twoja duma ci na to nie pozwalała. Chodź w sumie…

Nie, nie wiedziałaś już co zrobić. Najprościej by było, gdybyście się pogodzili, owszem. I tak właśnie zrobisz. Wyszłaś z lasu i szłaś wzdłuż oceanu, zerkając na niego. Był piękny, inny, magiczny. Zupełnie taki, jaki widziałaś w encyklopedii kilka lat temu dla dzieci.

Wdychałaś świeże powietrze, które chodź trochę pomogło ci w uspokojeniu szybszego bicia serca. Jednak to było na nic, ponieważ kilkanaście kroków dalej od ciebie zauważyłaś chłopaka. Może był daleko, ale widziałaś, że miał opuchnięte oczy. Płakał ?

Twoje serce od razu zmiękło widząc go w takim stanie. Nie zastanawiałaś się dłużej nad decyzją, po prostu popędziłaś w jego stronę, czując jak twoje oczy zaczynają łzawić przez wiatr, ale i też przez uczucia, jakie zostały zgromadzone za ten czas.

Neteyam był wysoki, ale to nie przeszkodziło w tym, aby na niego skoczyć. Złapał cię za talię i mocno przytulił, całując twoje czoło.

–Nie chciałem nic takiego powiedzieć. Nie miałem tego na myśli…

–Wiem, Neteyam. Wiem. Nic się nie stało.

Trwaliście tak kilka minut, patrząc na spokojny ocean. 
Ten dzień był dziwny i szalony, a jednak zakończenie miał dobre. Może nie wszystko na świecie było zepsute ?

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!❤
Mam nadzieję, że u was wszystko okej!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro