C H A P T E R S I X
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Od tej strasznej sytuacji minęło już kilka godzin. Był jakiś środek nocy a nikt przez ten nagły atak nie umiał spać. Od razu po powrocie do gór Alleluja zapytałaś czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Tuk delikatnie się skaleczyła w kolano, więc za pomocą sztyletu, który podał ci Lo’ak rozcięłaś sobie trochę nadgarstek, z którego od razu zaczęła kapać krew. Przyłożyłaś nadgarstek do kolana Tuk, a rana zaczęła natychmiast się goić. Wszyscy byli w szoku, kiedy zobaczyli ten “cud”. No cóż, kiedy to w sobie odkryłaś też byłaś w szoku.
–Gotowe.- posłałaś jej uśmiech.
–Wow! To było niesamowite, [T.I]!
–Myślałam, że to będzie się leczyć tak…normalnie.- dodała zdziwiona.
–A leczyło się jak ?.- zapytałaś spoglądając na nią.
–Magicznie!
–Cóż…możliwe, że to było “magiczne”. Powinnaś iść już spać. Dzisiejsza noc jest bardzo
ciężka.
–Racja. Dobranoc!.- zniknęła z laboratorium, w którym leczyłaś jej ranę.
–Nie boisz się ?.- zapytał Max.
–Czego ?.- zdzwiłaś się.
–Tego, że umrzesz przez tą krew. Jak tak każdego będziesz leczyć możesz umrzeć od tego wielkiego utracenia krwi.
–Wydaje mi się, że jestem na to odporna. Miles zabrał z mojego organizmu jednego dnia cztery duże woreczki krwi. To chyba był moment, w którym życie mi przeleciało przed oczami.
–Obliczyłem, że gdyby jeszcze pobrali z twojego ciała tego samego dnia jeszcze jedenworek krwi to mogłabyś już nie żyć.
–Naprawdę ?
–Tak. Dlatego cieszę się, że Neteyam cię zabrał do nas. To złoty chłopak. Jeszcze takiego
zmartwionego go nie widziałem.
–Serio ?.- zdziwiłaś się.
–Tak. Widać, że jesteś dla niego bardzo ważna.
–To…mocne słowa, patrząc na to, że znam się z nim dosłownie kilkanaście godzin.
–Owszem. Ale czasami wystarczy chwila.- uśmiechnął się i zniknął.
Odprowadziłaś Maxa wzrokiem, kiedy wychodził z laboratorium. To było…dziwne.
Faktycznie, jakiś szurnięty naukowiec. Zamknęłaś oczy ze zmęczenia.
–Jesteś ?
Głos Neteyama sprawił, że od razu podniosłaś powieki.
–Tak.- odparłaś.- Coś się stało ?
–Jesteś zmęczona ?
–Tylko trochę.- wstałaś z kozetki.- A więc ? Co cię do mnie sprowadza ?
–Chciałbym się stąd wyrwać. Nadal targają mną emocje i…
–Chcesz ze mną polecieć do Eywy ?.- uśmiechnęłaś się promiennie.
Chłopak wyglądał na zmieszanego, jakby bał się ciebie o to zapytać.
–Jasne, że z tobą polecę.- zeskoczyłaś z kozetki i ruszyłaś z nim w stronę ikrana.
Złapał cię za biodra i posadził na zwierzęciu. Następnie sam się usadowił i polecieliście.
–Twoi rodzice nie będą na nas źli ?.- zapytałaś, przypominając sobie o jego rodzinie.
–Wątpię, jeśli mowa o tym, że lecimy do Eywy.- uspokoił cię.- Przy okazji chciałbym ci
pokazać, jak bardzo te drzewo dla nas znaczy i…
–Wiem, Neteyam, że te Eywa dużo dla was znaczy.- położyłaś swoją dłoń na jego.- Spokojnie, wiem, że te miejsce cię potrafi uspokoić, szczególnie, kiedy targają tobą emocje.
–Dziękuję, że mnie rozumiesz.
Dolecieliście na miejsce. Zeskoczyłaś niemal od razu po wylądowaniu.
–Zaczekaj!.- zawołał.
–No chodź!
Weszłaś w głąb Eywy, rozkoszując się pięknym zapachem kwiatów wokół. Tu było magicznie. Nie dziwiłaś się dlaczego Neteyam lubiał tu przychodzić. Sama czułaś się tu dziwnie bezpieczna, a wszystkie smutki odeszły w niepamięć.
- Tutaj jest tak bardzo spokojnie...- mruknęłaś cicho.
- Chyba polubiłaś tutaj przychodzić.- zauważył.
- Co prawda jestem tutaj dopiero drugi raz, a jednak kiedy tu przychodzę czuję się bezpiecznie.
- Niedaleko płynie tak zwana "kolorowa woda". Jest tam ciemno i tylko kwiaty rozświetlają drogę.
- Jasne, już idę...
Chciałaś przejść na drugą stronę do chłopaka, ale zachaczyłaś nogą o korzeń. Krzyknęłaś ze strachu i wpadłaś na Neteyama i razem spadliście z górki prosto do rowu, który otaczał Eywę.
- O Boże!.- krzyknęłaś.- Tak bardzo przepraszam!
Nie zauważyłaś, że wylądowałaś za blisko twarzy chłopaka i dopiero, kiedy się podniosłaś wasze oczy się spotkały a twoja twarz była niebezpiecznie blisko jego. Czułaś przyśpieszone serce i swoje i chłopaka. A najgorsze było to, że twoje dłonie wylądowały w trakcie upadku na jego klatkę piersiową więc jeszcze bardziej się zawstydziłaś. Dostrzegłaś w oczach Neteyama dziwny błysk. Cóż, jego oczy były pięknę. Przypominały te kamienie szlachetne, które nazywały się cytryniany oraz szmaragdy. Była to unikatowa mieszanka.
Może Max miał rację ?
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤
Pamiętajcie aby o siebie dbać w trakcie tego upału!
Pijcie dużo wody i nie wychodźcie z domu bo może to się źle skończyć!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro