Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

C H A P T E R S I X

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Od tej strasznej sytuacji minęło już kilka godzin. Był jakiś środek nocy a nikt przez ten nagły atak nie umiał spać. Od razu po powrocie do gór Alleluja zapytałaś czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Tuk delikatnie się skaleczyła w kolano, więc za pomocą sztyletu, który podał ci Lo’ak rozcięłaś sobie trochę nadgarstek, z którego od razu zaczęła kapać krew. Przyłożyłaś nadgarstek do kolana Tuk, a rana zaczęła natychmiast się goić. Wszyscy byli w szoku, kiedy zobaczyli ten “cud”. No cóż, kiedy to w sobie odkryłaś też byłaś w szoku.

–Gotowe.- posłałaś jej uśmiech.

–Wow! To było niesamowite, [T.I]!

–Myślałam, że to będzie się leczyć tak…normalnie.- dodała zdziwiona.

–A leczyło się jak ?.- zapytałaś spoglądając na nią.

–Magicznie!

–Cóż…możliwe, że to było “magiczne”. Powinnaś iść już spać. Dzisiejsza noc jest bardzo
ciężka.

–Racja. Dobranoc!.- zniknęła z laboratorium, w którym leczyłaś jej ranę.

–Nie boisz się ?.- zapytał Max.

–Czego ?.- zdzwiłaś się.

–Tego, że umrzesz przez tą krew. Jak tak każdego będziesz leczyć możesz umrzeć od tego wielkiego utracenia krwi.

–Wydaje mi się, że jestem na to odporna. Miles zabrał z mojego organizmu jednego dnia cztery duże woreczki krwi. To chyba był moment, w którym życie mi przeleciało przed oczami.

–Obliczyłem, że gdyby jeszcze pobrali z twojego ciała tego samego dnia jeszcze jedenworek krwi to mogłabyś już nie żyć.

–Naprawdę ?

–Tak. Dlatego cieszę się, że Neteyam cię zabrał do nas. To złoty chłopak. Jeszcze takiego
zmartwionego go nie widziałem.

–Serio ?.- zdziwiłaś się.

–Tak. Widać, że jesteś dla niego bardzo ważna.

–To…mocne słowa, patrząc na to, że znam się z nim dosłownie kilkanaście godzin.

–Owszem. Ale czasami wystarczy chwila.- uśmiechnął się i zniknął.

Odprowadziłaś Maxa wzrokiem, kiedy wychodził z laboratorium. To było…dziwne.

Faktycznie, jakiś szurnięty naukowiec. Zamknęłaś oczy ze zmęczenia.
–Jesteś ?

Głos Neteyama sprawił, że od razu podniosłaś powieki.

–Tak.- odparłaś.- Coś się stało ?
–Jesteś zmęczona ?

–Tylko trochę.- wstałaś z kozetki.- A więc ? Co cię do mnie sprowadza ?

–Chciałbym się stąd wyrwać. Nadal targają mną emocje i…

–Chcesz ze mną polecieć do Eywy ?.- uśmiechnęłaś się promiennie.
Chłopak wyglądał na zmieszanego, jakby bał się ciebie o to zapytać.

–Jasne, że z tobą polecę.- zeskoczyłaś z kozetki i ruszyłaś z nim w stronę ikrana.
Złapał cię za biodra i posadził na zwierzęciu. Następnie sam się usadowił i polecieliście.

–Twoi rodzice nie będą na nas źli ?.- zapytałaś, przypominając sobie o jego rodzinie.

–Wątpię, jeśli mowa o tym, że lecimy do Eywy.- uspokoił cię.- Przy okazji chciałbym ci
pokazać, jak bardzo te drzewo dla nas znaczy i…

–Wiem, Neteyam, że te Eywa dużo dla was znaczy.- położyłaś swoją dłoń na jego.- Spokojnie, wiem, że te miejsce cię potrafi uspokoić, szczególnie, kiedy targają tobą emocje.

–Dziękuję, że mnie rozumiesz.
Dolecieliście na miejsce. Zeskoczyłaś niemal od razu po wylądowaniu.

–Zaczekaj!.- zawołał.

–No chodź!

Weszłaś w głąb Eywy, rozkoszując się pięknym zapachem kwiatów wokół. Tu było magicznie. Nie dziwiłaś się dlaczego Neteyam lubiał tu przychodzić. Sama czułaś się tu dziwnie bezpieczna, a wszystkie smutki odeszły w niepamięć.

- Tutaj jest tak bardzo spokojnie...- mruknęłaś cicho.

- Chyba polubiłaś tutaj przychodzić.- zauważył.

- Co prawda jestem tutaj dopiero drugi raz, a jednak kiedy tu przychodzę czuję się bezpiecznie.

- Niedaleko płynie tak zwana "kolorowa woda". Jest tam ciemno i tylko kwiaty rozświetlają drogę.

- Jasne, już idę...

Chciałaś przejść na drugą stronę do chłopaka, ale zachaczyłaś nogą o korzeń. Krzyknęłaś ze strachu i wpadłaś na Neteyama i razem spadliście z górki prosto do rowu, który otaczał Eywę.

- O Boże!.- krzyknęłaś.- Tak bardzo przepraszam!

Nie zauważyłaś, że wylądowałaś za blisko twarzy chłopaka i dopiero, kiedy się podniosłaś wasze oczy się spotkały a twoja twarz była niebezpiecznie blisko jego. Czułaś przyśpieszone serce i swoje i chłopaka. A najgorsze było to, że twoje dłonie wylądowały w trakcie upadku na jego klatkę piersiową więc jeszcze bardziej się zawstydziłaś.  Dostrzegłaś w oczach Neteyama dziwny błysk. Cóż, jego oczy były pięknę. Przypominały te kamienie szlachetne, które nazywały się cytryniany oraz szmaragdy. Była to unikatowa mieszanka.

Może Max miał rację ?

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤
Pamiętajcie aby o siebie dbać w trakcie tego upału!
Pijcie dużo wody i nie wychodźcie z domu bo może to się źle skończyć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro