C H A P T E R F I V E
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Czułaś niepokój. To było straszne. Twój żołądek zwinął się w supeł, który z każdym przelecianym kilometrem się zaciskał. Neteyam również to zauważył, więc wziął twoją rękę i delikatnie ją ścisnął, aby dodać ci otuchy. Uśmiechnęłaś się, ale szybko wróciłaś do dawnego wyrazu twarzy. Bałaś się, że to twoja wina, że coś się stało członkom jego rodziny lub komuś innemu z klanu Omaticaya. Już widziałaś te wszystkie martwe ciała i krew, która kapała z ich ciał i liści. I ten uśmieszek pułkownika, który mówił: “Mogłaś nie uciekać”.
Powstrzymywałaś łzy, które zaczęły się zbierać w twoich oczach.
–Jeżeli coś będzie nie tak…- zaczął chłopak.- Pod żadnym pozorem nie wychodź z ukrycia.
–Że co ? Z jakiego ukrycia ?.- zdziwiłaś się.- Myślałam, że wam pomogę…
–Nie ma opcji. Jesteś jeszcze słaba po utracie tyle krwi…
–Dajcie mi tylko broń.- przerwałaś mu.- Jedną. A pokażę ci, że mam lepszego cela od ciebie.
–Czyżby ?.- zapytał nieprzekonany.- Chcesz się założyć ?
–Może po tym jak uratujemy tego kogoś, kto jest w potrzebie.- odpowiedziałaś.
–Zgoda.
***
Najciszej jak mógł ikran Neteyama wylądował na ziemi. Chłopak go jeszcze uspokoił ponieważ po usłyszeniu kilku strzałów nieźle się wystraszył. Już mieliście biec w stronę Jake’a, ale ten was wyprzedził.
–Miles ma twoje siostry i Lo’aka.- powiedział, na co twoje serce zamarło.- Stój tu i pilnuj ikranów.
–Ale tato…
–A ty ? Po co tu przyleciałaś ?.- zwrócił się do ciebie. Pytanie nie brzmiało wrednie, jednak sama nie wiedziałaś, co chciałaś odpowiedzieć. Jak zareaguje, że umiesz dobrze strzelać z pistoletu ?
–Umiem dobrze strzelać. Może w tym laboratorium się nade mną znęcało, ale nie miałam tylko lekcji o Pandorze.
–Nie możemy cię narażać.- odpowiedział.- Zostań z Neteyamem.
–Przydam się wam. Kto wie, czy w tym momencie jedna z twoich córek czy syn nie cierpią i nie potrzebują krwi ?
Nie podobał ci się ten szantaż, ale wiedziałaś, że nie masz wyboru. Kto wie, może to też idealna okazja aby się zemścić na pułkowniku i reszcie żołnierzy, którzy doprowadzali cię do obłąkanych i destrukcyjnych myślach.
–W takim razie chodź.
Ledwo postawiłaś jeden krok, a już Neteyam cię powstrzymał.
–Hmm ?.- spojrzałaś na niego.
–Uważaj na siebie, dobrze ?.- zapytał zmartwiony.
–Wiadomo. Ty również.
–Nie wiem, co by musiało się stać pilnując ikrany.
–Tak tylko mówię.- zaśmiałaś się.- Wrócę zanim się obejrzysz.
–Mam nadzieję.
Zapomniałaś o obecności Jake’a. O kurde. Spojrzałaś na niego z nadzieją, że jakoś za bardzo wam się nie przygląda. Nadzieja matką głupich jak to mówią - przyglądał się wam niezrozumiale. Coś czujesz, że nie jest zachwycony tym, jak Neteyam na ciebie patrzy.
- Możemy iść.- oznajmiłaś szybko aby zapobiec spojrzeniu Jake’a.
Biegłaś za nim, abynajmniej się starałaś dotrzymać mu kroku. Najgorsze było to, że zaczął padać deszcz, a twoja bluza została na ikranie.
Przeszedł cię dreszcz.
Jake podał ci broń. Uzupełniłaś pociski i zaczekałaś na sygnał. Zza drzewa zauważyłaś Milesa. Od razu w tobie zebrała się agresja i chęć mordu. Teraz, jak byłaś wolna, nic cię nie powstrzyma przed zabiciem go.
- Czekaj na sygnał.
- Tak jest.
Wszystko było takie powolne. Czas się dłużył, do momentu, w którym Miles nie wyciągnął noża myśliwskiego.
- Teraz!
Jak z odpału wyszłaś zza drzewa i zaczęłaś strzelać na oślep. Niektórych trafiłaś, niektórych nie.
Rodzeństwo Neteyama uciekło, ale reszta żołnierzy zaczęła ich gonić.
- Zajmij się nimi.
- Jasne.
Pobiegłaś za nimi i strzelałaś do trzech żołnierzy. Na moment przestali i odwrócili się w twoim kierunku aby zobaczyć kto do nich strzela. Szok ich przyćmił, kiedy zobaczyli ciebie. Uśmiechnęłaś się tylko i strzeliłaś do nich, mając ich jak na tacy.
- Spokojnie! To ja!.- zawołałaś do nich.
- Gdzie jest Pająk ?!.- zapytała Kiri.- Gdzie on jest ?!
- Kto to Pająk ?.- zapytałaś zdziwiona.
- Przyjaciel...chwila, a co jeśli go porwali ?!
- Ukryjcie się gdzieś, mogą być gdzieś..
- [T.I] ?!
- Tutaj!
Zauważyłaś biegnącego Jake'a oraz Neytiri. Oboje wyglądali na bardzo przejętych.
Od razu pobiegli w stronę swoich dzieci i mocno ich przytulili.
Uśmiechnęłaś się na ten widok. Rodzina, piękna rodzina, która troszczyła się o siebie wzajemnie.
Poczułaś rękę na swoim ramieniu. Od razu rozpoznałaś, że to Neteyam. Odwróciłaś się w jego stronę z uśmiechem.
- Tak się cieszę, że nic ci się nie stało.- również się uśmiechnął.
- Ty również jesteś cały, jak widzę.
Chłopak zaczął bawić się twoimi rozpuszczonymi włosami, a następnie przejechał dłonią po twoim policzku.
A następnie przytulił.
I nie przeszkadzało ci to, że stoicie na deszczu.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro