Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

B O N U S C H A P T E R

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

- Na pewno nie potrzebujesz pomocy ? Wszystko dobrze ? Uciska cię coś ? Nie boli cię ? Wiesz, możemy w każdej chwili...

- Neteyam, ja po prostu powiedziałam, że mała kopie.- spojrzałaś na niego.- Proszę cię, przecież nie urodzę podczas lotu.

- Nie byłbym tego taki pewien. Prababcia mojej prababci urodziła, kiedy leciała na ikranie.

Dobra, nie potrzebnie cię stresował.

- Myślałam, że jako mój mąż miałeś mnie wspierać, a nie jeszcze bardziej dołować.- mruknęłaś usadzając Kayen'a na swoim czarnym ikranie.

- Kiedy będę mógł mieć swojego ikrana ?.- zapytał twój syn.

- Kiedy będziesz gotowy, może po powrocie z wioski Metkayina będziesz gotowy.- uśmiechnęłaś się i przeczesałaś palcami jego włosy.

- Jesteśmy gotowi.- przed wami stali rodzice Neteyama, wraz z jego babcią.

- Możemy już lecieć.- wskoczyłaś do swojego synka.- Trzymaj się mnie mocno, dobrze ?.

Kayen złapał się twoich rąk, kiedy ikran wbił się w górę. Zaraz za tobą leciał Neteyam i reszta rodziny Sully.
Uśmiechnęłaś się widok Pandory. Mimo tego, że widziałaś go kilka razy dziennie to zachwyca tak samo, za każdym razem.

- I jak tam ?.- zapytał cię Neteyam, który patrzył się na twój lekko okrągły brzuch.

- Jest dobrze, spokojnie.- uspokoiłaś go.

- A jak u ciebie, Kayen ?.

- Super!.- Zaśmiałaś się na jego mały entuzjazm.

Spojrzałaś na ocean. Czułaś, że jesteście blisko celu.
I miałaś rację.
Mimo tego, że minęło już tyle tak, nadal czułaś wojnę, która odbyła się na tej części oceanu.
Miałaś wrażenie, że ciągle pływa i leży na wysepkach stal, która została po statku.

- Mamo ?.- spojrzałaś na synka.- Wszystko dobrze ?.

- Tak, kochanie.- uśmiechnęłaś się, aby zamaskować strach.- Zaraz będziemy na miejscu.

Awa'atlu było na wyciągnięcie ręki. Z góry widziałaś, jak niektórzy Na'vi machali do was, na co Kayen oczywiście odpowiadał im energicznie.

Kiedy wylądowaliście Kayen od razu zeskoczył z twojego ikrana I pobiegł na piasek.

- Kayen!.- pobiegłaś za nim.- Co ty robisz, dzieciaku ?.- kucknęłaś.

Maluch się zaśmiał, kiedy podnosił piasek.

- [T.I] ?.

Podniosłaś wzrok na...Tsireyę.
Zmieniła się, była jeszcze piękniejsza niż jako nastolatka.

- Tsireya ?.- stałaś razem z Kayenem. Podniosłaś go na ręcę.

- To ty ?.- uśmiechnęła się.- Jesteś...

- Na'vi, tak.- również się uśmiechnęłaś.

- Nie mogę w to uwierzyć.- podeszła do ciebie i mocno przytuliła.- To jest...

- Kayen, mój pierworodny syn.- spojrzałaś teraz na chłopca.- Przywitaj się z ciocią.
Tsireya dotknęła małego w policzek, na co Kayen się zaśmiał.

- Cały Tata.- zaśmiała się po czym spojrzała na twój brzuch.- Mam nadzieję, że druga pociecha będzie po mamie.

- Oh, też mam taką nadzieję. Nie wybrałam dla niej jeszcze imienia.

- Więc będzie dziewczynka ?.

- Podobno haha, ale widzę, że nie tylko ja jestem tutaj całą w skowronkach.- spojrzałaś na jej brzuch.

- Liczę, że będzie dziewczynka.- położyła dłoń na swoim brzuchu.- Może po małym zwiedzaniu pójdziemy na spacer ? Trochę się zmieniło tutaj.

- Oczywiście, ale najpierw obiecałam Kayenowi, że zapoznam go z jego wujkiem, mały nie może się doczekać.

- Lo'ak w tym momencie zajmuje się...w sumie to nie wiem, co on robi. Chyba jest na polowaniu z moim ojcem.

- W takim razie sobie poczekasz wiesz, Kayen ?.

Jako odpowiedź uzyskałaś ciche oddechy. Mały zasnął.

- Przynajmniej nie będzie marudził.- zaśmiałaś się.- W takim razie, zaprowadź nas, Tsireya.

Tsireya zachowała dla was ten sam namiot, co wtedy, kiedy byłaś tutaj pierwszy raz. Oczywiście dla ciebie i Neteyama, jak i waszego syna wybrała dom obok.

- [T.I], mogę z tobą porozmawiać ?.- spojrzałaś na Tsireyę.

- Oczywiście. Neytiri, popilnujesz proszę Kayena ?.

Kobieta usiadła obok twojego synka, którego położyłaś na kocach. Pocałowałaś szybko czoło dziecka i razem z Tsireyą udałyście się na spacer.

- Neteyam też gdzieś uciekł.- zaczęłaś, kiedy razem z dziewczyną chodziłyście po plaży.

- Obstawiam, że popłyneli razem z Jake'em do mojego ojca i Lo'aka.

- Pewnie tak jest.- westchnęłaś.- Więc...o co chodzi, Tsireya ?.

- Chodzi o to, że...ostatnio zaczęło być tutaj niebezpiecznie.- przeszedł cię dreszcz.- Ni stąd ni z owo pojawiają się tutaj roboty, które jakby...nadal szukają ciebie i twojej rodziny.

- Zabiłam go.- stanęłaś na piasku.

- Owszem, widziałam, co zrobiłaś. To było niesamowite, ale nie wszystkich i sprzymierzeńców zabito. Może jakaś część z nich przetrwała ?.

- Naprawdę masz takie podejrzenia ?

- Wszystko na to wskazuje.- uśmiechnęła się lekko.- Polowanie to tak naprawdę sprawdzanie, czy gdzieś nie grasują ludzie z nieba. Mówimy tak, aby nie wzbudzać podejrzeń.

- Dobrze, że przyleciałam. Rozprawię się z nimi...

- Nie możesz! Co jeśli się coś stanie twojej córce ?.

- Nie będę mogła się popisywać tylko swoją szybkością i zwinnością. Posługiwanie się bronią to nie żadny wyczyn.

- W każdym bądź razie...

Tsireya przerwała. Spojrzałaś w stronę, którą patrzyła. Jakieś dwa roboty zaczęły biec w waszą stronę.
Złapałaś dziewczynę za rękę i wbiegłaś z nią do lasu. Ukryłaś was gdzieś w jakimś bunkrze. Czułaś, że zaraz twoje serce wyrwie się z klatki.

- Neteyam ?.- zapytałaś przez słuchawkę.

- ZACZĘŁAŚ RODZIĆ ?!.

- Gorzej, ludzie z nieba atakują.- zamknęłaś oczy.- Słuchaj, ukryj Kayena, rodzinę i uspokój mieszkańców. Ja się tym zajmę.

- Pogrzało cię ?! Jesteś w ciąży! Gdzie jesteście ?.

- Po drugiej stronie wyspy, w lesie.- załkałaś.- Poproś Jake'a aby tu przybył.

- Oczywiście, trzymajcie się i zaraz będę.- rozłączyłaś się.

- Tsireya, teraz słuchaj mnie uważnie...- usłyszałaś cichy jęk. Obróciłaś głowę w stronę dziewczyny.- Nie mów, że...

- Że chyba rodzę ? Okej, nie powiem...- zamknęła oczy.

- Wszystkim się zajmę. Neteyam przyjdzie.

- Oh, nie wątpię.- próbowała trochę załagodzić atmosferę, ale nie udało się, ponieważ jeden z robotów był blisko was.
Wyskoczyłaś z bunkru i zaczęłaś strzelać w stronę robota. Człowiek, który tam siedział próbował jakoś się bronić, ale szybko jego system padł. Aby się upewnić, że nie żyje wzięłaś sztylet i poderżnęłaś mu gardło.
Usłyszałaś nadbiegający drugi robot, ale szybko został on zniszczony przez Jake'a, Neteyama, Lo'aka oraz Tonowariego.
Nie mogłaś powstrzymać śmiechu, kiedy cała czwórka się na niego rzuciła. Podbiegłaś do Tsirey'i, która wyglądała, jakby zaraz miała urodzić.

- Wiecie, że on już nie żyje, prawda ?.- zwróciłaś się do nich.- Po za tym Lo'ak, twoja żona rodzi.

Cała czwórka podbiegła do ciebie i Tsireyi. Lo'ak wziął ją na ręcę, po czym podbiegł z nią do ilu. Odpłynęli jak z procy, na co ty jeszcze zostałaś na plaży.

- Nic ci się nie stało ? Mówiłem! Stało! Patrz na swój policzek! Jest cały we krwi.

- Neteyam, kochanie. To nie moja krew.- starłaś ją szybko.- Patrz.

- A to ?.- wskazał na twoją szyję. Z drżącymi dłońmi ją dotknęłaś.- [T.I]...

- Żartuje, to również nie moja krew. Nic mi się nie stało, małej również.- dotknęłaś brzucha.- A teraz chodź, muszę wspierać Tsireyę.

Jak powiedziałaś, tak zrobiłaś. Usiadłaś na Ilu wraz z Neteyamem i popłynęliście do namiotu.
Tsireya zaczęła płakać, właśnie w swoich ramionach trzymała małą istotę.

- [T.I], nazwałam ją [T.I].

Przyłożyłaś dłoń do ust, aby nie wydobyć z siebie płaczu wzruszenia.
Po prostu kucknęłaś przy dziewczynie i spojrzałaś na jej córeczkę.

- Piękna po mamie.- uśmiechnęłaś się.

- Chyba raczej po tacie.

Razem z dziewczyną spojrzałyście na dumnego Lo'aka.
Znowu na siebie patrzyłyście i obie wybuchłyście śmiechem.

- No wiecie co ?.

- Tak w ogóle gdzie jest tata ?.- spytała Tsireya rozglądając się za swoim rodzicem.

- Właśnie widzę, że w tym momencie Ronal macha wachlarzem, bo twój tata dostał zawału.

- Dlaczego oni wszyscy dostają zawałów?.- mruknęłaś.- Kiedy Kayen się urodził Jake również.

- To chyba normalne.

- Też tak myślę.

- Mamo!.- podbiegł do ciebie twój synek.- Gdzie jest wujek Lo'ak?.

- Siedzi przed tobą.

Kayen na głos chłopaka odwrócił wzrok. Powoli wydostywał się z twoich objęć i zaczął kroczyć w stronę wujka. Ten natomiast porwał go w ramiona i mocno przytulił.
Rozczulający widok.

- Jestem wujkiem...- szeptnął.

Złapał się szybko za brzuch.

- Zaniedługo będziesz wujkiem po raz drugi.- Lo'ak spojrzał się na ciebie.

- Proszę, aby to była dziewczynka.

- I będzie.- wtrącił Neteyam.- Piękna po mamie. Mam nadzieję.

- Dzięki.- zaśmiałaś się również.

Wyszłaś z namiotu, razem z Kiri. Obie to poczułyście.

- Jej serce bije tak mocno.- zamknęła oczy.- Czujesz ?.

- Chyba to znaczy, że nas wzywa, Kiri.- uśmiechnęłaś się.

- Będziemy bronić Pandory.

- Zawsze, właśnie tutaj jest moje serce.

Oficjalny koniec kochani.
Przepraszam, że nie wstawiłam wczoraj i że wstawiam dzisiaj. Mam nadzieję, że nie jesteście źli.
Wiem, że podziękowania pisałam w epilogu, natomiast chciałabym dopisać tutaj jedną rzecz.

Tą książkę pisaliśmy razem, każdy na swój sposób.
Dziękuję za wszystko.
Dziękuję, że mogłam razem z wami przeżyć tą historię.
Po prostu dziękuję❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro