C H A P T E R T W E L V E
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi :)
Cała Pandora była pogrążona w ciemności.
Tak ci się śniło.
Ale kiedy się obudziłaś, twój sen niewiele się różnił od rzeczywistości.
Miałaś kilka teorii dotyczących obecnej sytuacji. Klan ognia próbuje odebrać ci terytorium. Odebrał ci prawie wszystko. Klan, syna, a teraz terytorium.
Byłaś załamana.
–Czas chyba na zemstę.- powiedziałaś sama do siebie.
Ubrałaś swój wojskowy kaftan i ruszyłaś na zwiady. Idąc wzdłuż znaku spalonej trawy naładowałaś broń a następnie zebrałaś kawałek spalenizny. Musiałaś go jeszcze porządnie zbadać, aby móc jakoś uratować Pandorę.
Wzięłaś próbki do laboratorium i zaczęłaś badać. Zdjęłaś kaftan i zostałaś w białym podkoszulku. Sięgnęłaś po mikroskop i zaczęłaś patrzeć na rośliny i dodawałaś substancje, które wcześniej przyszykował ci Max. Zapisywałaś wszystkie reakcje chemiczne jakie nastąpiły, później próbowałaś je mieszać a w końcu - po kilku relacjach - nastąpiła reakcja, która sprawiła, że choroba zaczęła szybko znikać. Wstrzymałaś oddech i czekałaś, aż choroba zniknie. I nagle to się stało.
Roślina wróciła do swojej pierwotnej postaci.
Nie mogłaś uwierzyć w to, co zobaczyłaś.
Uśmiechnęłaś się i zaczęłaś się śmiać. Nawet chyba poczułaś łzy, chyba radości.
Chciałaś wybiec i wszystkim powiedzieć o tym, co udało ci się dokonać. Zanim jednak zdążyłaś wyjść to do do laboratorium wszedł zaspany Neteyam. Bez opamiętania rzuciłaś mu się na szyję i pocałowałaś go w usta.
–Jesteśmy uratowani.- powiedziałaś mu przez łzy.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy/wieczoru kochani!❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro