C H A P T E R O N E
Sicut familia - Jak rodzina
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Jeżeli miałabyś wskazać osobę, która zdecydowanie za długo śpi, wskazałabyś na swojego męża, który razem z synem spali do południa. To w sumie nie ich wina, w końcu ostatnio mieli za dużo rzeczy na głowie związanych z polowaniami oraz małymi wycieczkami w sprawie coraz to częstszych ataków zwierząt. Miałaś wrażenie, że było to spowodowane tym, że nastał po prostu taki okres, gdzie teraz każde zwierzę chce chronić swojego terytorium, ale twój mąż miał inne przeczucie.
Nie chciałaś się w to zagłębiać i mu przeszkadzać, dlatego każdego dnia robiłaś własne dowodzenie. Zawsze rano schodziłaś z gór Alleluja i badałaś następujące rośliny, martwe zwierzęta czy cząstki dawnych maszyn ZPZ. Miałaś nadzieję na odnalezienie czegoś lub kogoś podobnego do ciebie. Kogoś, kto miał podobną historię i być może uda ci powiązać wszystkie szczegóły w jedność. Twoja krew była badana już od dziesięciu lat i nadal nie straciła swoich właściwości. Każda próbka była filtrowana i przekazywana każdemu, kto był ciężko chory lub umierający. Razem z Kiri badałaś również Eywę, która również się zmieniała. Jednak była coraz silniejsza, a modlitwy i szepty stawały się głośniejsze.
Od kiedy stanęłaś się na’vi, dostrzegłaś rzeczy, które jako człowiek byś zignorowała. Pandora to nie był tylko mały lasek ze zdeformowanymi ludźmi i zwierzętami. Była to jedność, z której biła niesamowita siła, zdolna do pokonania całej planety, a nawet wszechświata. Przez te dziesięć lat nauczyłaś się, jak ona funkcjonuje i żyje. Starałaś się dostosować do niej swój oddech oraz rytm serca, chodź wiedziałaś, że nigdy nie będziesz w stu procentach wystarczająca.
Czasami twoje myśli były skierowane na zupełnie inny tor. Dopadało cię smętne myślenie o tym, że byłaś zdrajczynią własnego gatunku oraz że nie jesteś prawdziwym na’vi i że wcale nie jesteś tak wyjątkowa, jak mówiła twoja mama czy doktor Augustine. Jednak problem był taki, że nie wiedziałaś już w co wierzyć. Byłaś rozdarta i nikomu o tym nie powiedziałaś. Chciałaś za wszelką cenę pokazać, że jesteś silna, że możesz dorównać im wszystkim, tak jak zrobił to Jake Sully. Ale bałaś się, że nie starczy ci już odwagi.
I bałaś się, że już tak się stało.
Straciłaś odwagę.
–Wszystko dobrze, [T.I]?.- zapytała cię Kiri, z którą w tym momencie siedziałaś przy drzewie dusz. Uczyła cię, jak zjednoczyć się z roślinami. Byłaś w końcu żoną wielkiego wodza, więc musiałaś nauczyć się posługiwać wszystkimi rytuałami oraz praktykami. A zjednoczenie się jest najważniejszą ze wszystkich technik.
–Nie, po prostu trochę źle spałam.- odpowiedziałaś kłamiąc. Może nie do końca, ponieważ faktycznie, dzisiejsza noc nie należała do najprzyjemniejszych.
–Między na’vi najważniejsza jest szczerość, [T.I].- powiedziała, jakby miała pewność, że ją okłamałaś.
–Przepraszam.- spuściłaś głowę.- To nic takiego, ostatnio mam jakiś gorszy czas i nie mam siły.
–Może przerwiemy nasze dzisiejsze lekcje? W końcu i tak opanowałaś większość funkcji do perfekcji. Będziesz wspaniałą władczynią.
–Dziękuję Kiri, ale obawiam się, że bycie Tsahik mnie przerośnie.- uśmiechnęłaś smutno i wstałaś.
Poprawiłaś swój naszyjnik i wskoczyłaś na Toruk Makto. Ten gatunek jest już na wyginięciu i bałaś się,że każda jego podróż może zakończyć się śmiercią twojej pięknej samiczki.
Poleciałaś do góry, a kiedy wyrównałaś lot, położyłaś się na zwierzęciu i zaczęłaś rozmyślać nad tym wszystkim. Te dziesięć odmieniło wszystko. Zacznijmy od tego, że nie wiedziałaś, że uda ci się odzyskać ukochanego, a co dopiero - odzyskać siebie. Już jako piętnastolatka myślałaś, że szczęście cię opuściło już dawno. I nigdy nie zapomnisz piekła, jakie przeszłaś w organizacji ZPZ. A co najgorsze - bałaś się, że będziesz żyć przeszłością i nigdy nie dosięgniesz teraźniejszości. Za długo udawałaś, że wszystko jest w porządku.
Ale prawda była też taka, że za każdym razem widziałaś swojego syna oraz ukochanego, twoje problemy na moment znikały, a ich obecność pozwoliła ci zapomnieć o tym, kim tak naprawdę jesteś.
–Znowu chodzić z głową w chmurach, kochanie.- szepnął ci do ucha Neteyam.- Wszystko w porządku? A może jesteś w ciąży?
–Gdybym w niej była, na pewno bym ci powiedziała od razu.- uśmiechnęłaś się blado.- Ale może zrobię badania u Max’a.
–Chcę mieć pewność, że wszystko u ciebie dobrze.- złapał cię za rękę.- Wiesz o tym, że możesz mi powiedzieć wszystko, prawda?
Oh, Neteyam. Powiedziałabym ci wszystko, ale twoja żona za bardzo się boi. Nie chciałaś go wciągać w swoje problemy. Toczyłaś walkę sama.
–Wiem, Neteyam.- pocałowałaś go szybko.- I naprawdę nie masz czym się martwić. Wszystko jest dobrze.
Chodź prawda była inna. Czułaś, że coś potężnego się zbliża, ale na razie nie wiedziałaś co. Skoro byłaś przeznaczona Pandorze, musiałaś ją chronić. Za wszelką cenę.
Znowu wam uległam i rozdział pojawił się tydzień przed ostatecznym dodaniem rozdziału, ale wiecie, że was kocham❤
Co do rozdziałów - będą pojawiały się nieregularnie, ale spokojnie, na pewno jeden na tydzień wpadnie❤
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i do następnego!
Miłego dnia/nocy/wieczoru kochani! Kocham was!❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro