Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 Zwykły Niezwykły Dzień


Cas słysząc budzik leniwie sięgnął ręką po telefon leżący na szafce obok.

Wyłączył alarm, przecierając oczy.

[6:20]

Podrapał się po głowie.

-Jeszczeee pięć minut - Wymruczał do poduszki uśmiechając się.

Był dziesiąty listopada, niby zwykły a jednak niezwykły dzień, tak jak każdy dla Castiela Novaka.

Osiemnastoletni chłopak o brązowych w wiecznym nieładzie włosach, niebieskich jak ocean oczach i marzeniach które sięgają dalej niż horyzont.

Bo tak, Cas był zwykłym a zarazem niezwykłym chłopakiem.

I może teraz ten chłopak spałby dalej gdyby nie jeden osobnik który właśnie wtargnął do jego pokoju.

-Cassie wstawaj! Zaraz spóźnisz się do ośrodka dla psychicznie chorych zwanym potocznie szkołą.

-Gabe cichooo cii - Brunet z zamkniętymi oczami przystawił palec do ust.

-Kurwa Cas nie uciszaj mnie! Ja ci tyko mówię że jest już 7:20 więc radziłbym ci się ruszyć kluseczko.

-CZEKAJ KTÓRA GODZINA?!

-Mam ci to przeliterować czy jak?

Cas natychmiast zerwał się z łóżka, odrazu gnając do szafy, ubrał zwykle jeansy i czarną koszulkę łapią za placak.

Zbiegł po schodach mijając Baltiego który zaśmiał się jak brunet prawie wyrżnął na ostatnim schodku.

Następnie wbiegł do kuchni łapiąc za kanapkę z talerza Lucyfera.

-Cassie grabisz sobie, zastaw mój pokarm w spokoju.

-Cichaj Lucyna.

Luci spojrzał na niego i pokręcił głową, natomiast Cas zdążył założyć buty, swój kochany beżowy płaszcz i wybiec z domu.

Gnał na złamanie karku, z kanapką w rękach którą co jakiś czas zdążył ugryźć, miał jeszcze dziesięć minut ale już widział budynek szkoły więc pozwolił sobie zwolnić i już spacerkiem kierować się do drzwi.

Na zewnątrz na murkach siedziało kilka osób które Cas powitał szerokim uśmiechem.

Otworzył drzwi i wszedł do środka kierując się do szatni gdzie zawsze zostawiał płaszcz.

-Cas!

-O Cześć Meg!

Cas uśmiechnął się i przytulił koleżankę.

-Widziałaś Charlie?

-Jasne, Ruda siedzi przed klasą.

-Dzieki, to ja biegnę.

-Jasne Cas, narazie!

-Do później!

Cas kierując się pod klasę zauważył Ruby siedzącą na uboczu ze smutną miną.

Skręcił i usiadł obok niej.

-Cześć

-O Hej.

-Co się stało? Dlaczego się smucisz?

-Jest poniedziałek, jak możesz być taki wesoły?

-A ty jak możesz być smutna? Poniedziałek jest zarąbisty tak jak wtorek środa czwartek i tak dalej.

-Nigdy nie zrozumiem tego twojego optymizmu.

-Wiem nikt tego nie rozumie, dzisiaj się prawie spóźniłem a Gabe nazwał mnie kluseczką.

Ruby zaśmiała się, a Cas odrazu do niej dołączył.

-Widzisz z czym ja musze się zmagać?

-Tak, kluseczko widzę.

Cas zaśmiał się i Wstał z ławki.

-Pogawędziłbym i poobgadywał moich braci jeszcze chwilę ale jak zaraz nie pojawię się przed swoją klasą Charlie mnie zabije.

-Leć Cas.

Ruby uśmiechnęła się.

-No to lecę.

Brunet ruszył dalej już z daleka widząc Charlie, która machała mu podskakując.

-A tobie co Rudy skrzacie?

-A tobie?

-Akurat u mnie to nic dziwnego.

-W sumie racja, słuchaj! W piątek rodzice jadą do ciotki więc będę miała wolną chatę, wpadasz? Zrobimy sobie maraton, obżremy się jak świnie a na następny dzień będziemy to wszystko zwracać do kibla.

-Ten plan mi się podoba! No może trochę mniej od momentu z rzyganiem.

Charlie zaśmiała się

-A ty? coś nowego ciekawego?

-Ym chyba nie, chociaż czuje ze dzisiaj zdarzy się coś niezwykłego.

-Tak jak zawsze Cas, ty niepoprawny optymisto, co ty sobie dosypujesz do kawy?

-Dzisiaj nie piłem kawy! Nic mi nie wmówisz!

Charlie zaśmiała się.

***

Cas usiadł obok Charlie tak jak na prawie każdej lekcji.

I to nie tak że z resztą klasy się nie przyjaźnił, prawda była taka że Cas przyjaźnił się ze wszystkimi.

Nigdy nie miał złego humoru co wielu dziwiło, no bo każdy kiedyś ma zły dzień.

A od Novaka aż biła ta pozytywna energia, zarażał nią wszystkich dookoła przez co nie dawało się go nie lubić.

No bo cholera jak nie lubić kogoś kto poprawia ci humor?

Wyciągnął zeszyt gdy nagle ktoś wszedł do klasy.

Wysoki chłopak z czarną bluzą i równie ciemnymi spodniami, na głowie miał kaptur.

-Charlie kto to jest?

-Nowy, podobno wywalili go z poprzedniej szkoły, i tak, wiem za co, często brał udział w bijatykach wkońcu za to beknął, przyszedł w piątek ale ciebie nie było, zapomiałam ci wspomnieć, ale nie sądzę żeby się z nami zakumplował, do nikogo się nie odzywa i chyba lepiej trzymać się od niego z daleka.

-Dlaczego?

-Głuchy jesteś? Lubi się bić, mówi Ci to coś?

-Może miał powody żeby się bić, nie oceniaj po okładce.

-Cas proszę, nie.

-Ale co?

-Znam cie, nie próbuj sie z nim zakumplować.

-Ale dlaczego?

-Bo on mi się nie podoba okey? Wkońcu oberwiesz jak tak dalej będziesz się do wszystkiego i wszystkich wyrywał.

-Według mnie każdemu należy się szansa, nie wiesz jaki jest, a już go skreśliłaś.

-Nie przemówie ci do rozsądku?

-Nie.

-Proszę cię, uważaj na siebie.

-Nie dramatyzuj.

Charlie pokręciła głową wracając do notatek, Cas zrobił to samo.

-Panie Winchester! Proszę ściągnąć ten kaptur, trochę kultury.

Chłopak niechętnie ściągnął kaptur bez słowa wracając do czytania podręcznika.

Cas wychylił się by zobaczyć Winchestera, tak? Tak miał na nazwisko?

Chłopak miał jasno brązowe włosy wpadające pod ciemny blond, pełne usta i piegi.

Był przystojny nie da się ukryć.

Nagle chłopak uniósł wzrok z nad książki wbijając go w Casa.

Bruneta przeszedł dreszcz, te zielone toksyczne tęczówki aż biły chłodem.

Cas odwrócił wzrok wbijając go spowrotem w zeszyt.

-Cholera Charlie ale ten chłopak ma przeszywjacy wzrok.

-Jakby już planował cię zabić nie?

-Nie no, nie aż tak.

-Ja się go boje i ty rób jak chcesz ale ja trzymam się od niego z daleka.

-Spróbuję się z nim zaprzyjaźnić.

-Zgłupiałeś.

-Wiem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka!

Witam witam w nowym Destielowym opowiadaniu Aaa!

Mam nadzieję że ciepło je przywitacie i będziecie czytać następne rozdziały 😁😁😁

Ktoś się cieszy? Bo ja bardzo! ❤️

Do następnego!

Adios!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro