Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 21

Ogólnie na dworze jest gówniana pogoda i przez gównianą mam na myśli gównianą, bo umyłem zarówno swoje włosy, jak i swoje buty, nawet swoje skarpetki. Nie uważam, żeby tego potrzebowały. Jestem czysty. W każdym znaczeniu tego słowa.

— Kurwa — zaklinam, gdy jakaś baba popycha mnie i wchodzę prosto w kałużę. — Jesteś z siebie kurwa zadowolona? — odwracam się, ale ona zdąża już otworzyć drzwi do księgarni.

Wchodzi do środka. Ha. Przestraszyła ją odrobina wody.

Jak na zawołanie, mam wrażenie, że spadające na mnie krople wody zrobiły się większe.

Ogólnie wyszedłem z domu, żeby się pomodlić. Nie z własnej woli oczywiście. Matt umówił mnie na randkę, z dziewczyną wyglądającą jak anioł.

Nie spodziewałem się, że nie tylko nie jest wolna, ale ma też dziecko, jej wpadkę w wieku 19 lat. Dałem się wrobić przez te niebieskie oczęta Matthew.

— Brr — wzdrygam się.

Żeby było lepiej mam bawełnianą koszulę i wcale a wcale nie rurki. Nie mam na ich punkcie obsesji.

— Apsik.

Pocieram o siebie ręce, podskakując w miejsce i czekając na zmianę świateł. Jak dobrze, że Cass jest pizdą, która zamiast mnie zbesztać, na 100% przygotuje mi kąpiel. Ech.

W 15 minut znajduję się na miejscu. Wystawiam język portierowi, który oczywiście musiał przewrócić oczami na mój widok. Gdyby nie to, że zgubiłem już dawno swoje kluczyki, wszedłbym boczną bramą. Wkurza mnie.

Drżącymi palcami wystukuję kod i szybko wbiegam do środka. Tutaj jest zupełnie inna temperatura. Zawsze latem jak szalony próbuję się dostać do środka.

— Dzień dobry — mówi do mnie nasza sąsiadka w średnim wieku, składająca parasol.

Kiwam jej głową, cierpliwie czekając razem z nią na windę. Nie sądzę, żeby w tym budynku mieszkała oprócz Cassa jakaś osoba, która darzy mnie sympatią. To bezpieczna okolica. Mieszkają tutaj tylko bety i małżeństwa alfy, i omeg. Nie lubią problemów, jak ja.

— Słyszałam — oczywiście, że słyszała — że spodziewacie się pierwszego dziecka — zerka na mój brzuch. — Chłopiec czy dziewczynka?

Winda otwiera się. Wchodzimy do środka. Jadę na 2 piętro, ona niestety na 3.

— Chłopiec — przyznaję niechętnie.

Wczoraj się dowiedzieliśmy. Nie było to żadnym zaskoczeniem.

— Aw. Życzę wam szczęścia.

Winda się zatrzymuje. Wychodzę, nic jej nie odpowiadając. Na podłodze pozostawiam po sobie mokre ślady. Niech tylko ktoś spróbuję się do mnie przyczepić.

Otwieram drzwi tak szybko, że uderzają w ściany. Już sekundę później do korytarza przybiega Cass.

— Skarbie — jego głos omal się nie załamuje — Już przygotuję ci kąpiel — kładzie dłoń na moim policzku, a nie mówiłem. — Jesteś lodowaty.

Uśmiecham się delikatnie. Jego ręką jest gorąca. To takie miłe.

Paręnaście minut później zostaję sam w łazience, kompletnie nagi. Lustro zdążyło już zaparować. Bez pośpiechu wchodzę do wanny i wygodnie opieram się o jedną z jej ścianek. Przymykam oczy.

Ostatnie nie czuję się sobą. W dodatku często kręci mi się w głowie i mam wrażenie, jakbym naprawdę miał tasiemca w brzuchu. Cass codziennie wieczorem mu śpiewa, już sobie wyobrażam, jak w przyszłości to na dźwięk jego głosu będzie reaguje.

Muszę być spokojny. Muszę być zrelaksowany. Sinclair powiedziała, że mój stres i zdenerwowanie zaszkodzą mojemu synowi.

— Arthur.

Zdecydowałem, że tak go nazwę. Nie chcę więcej dzieci, a przecież moim celem jest mieć syna Arthura.

Zerkam na swoje ciało, schowane pod wodą. Podnoszę nogę i przyglądam się dokładnie każdej bliźnie na swoim ciele. Może u alf takie coś jara, u omeg to zwykła skaza. Tylko czasami zastanawiam się, dlaczego parę razy wymsknęło się Cassowi, że jestem piękny.

Mam przystojną twarz, niezłą figurę i nie przypominam omegi. Omegi powinny być jak Matthew albo Andrea. Delikatne. Urocze. Niczym ze szkła. Powinny zawsze się uśmiechać i słuchać swojego księcia. Powinny... Dużo powinny.

Gryzę się w wargę, żeby odgonić te kłopotliwe myśli. Obmywam się powoli. Uśmiecham się, gdy moje ręce pokrywają się pianą. Nabieram odrobinę na dłoń i pokrywam nią swój podbródek. Pewnie mam bródkę jak Zhao Yunlan. Szybko dorabiam sobie jeszcze wąsy.

Wolę nie myśleć, co powiedziałaby moja mama, gdyby mnie teraz zobaczyła. Nie ma we mnie nic delikatnego. Gdyby było, już dawno by mnie rozbiła.

— Alan — Cass puka w drzwi. — Mogę wejść?

— Jeśli musisz — krzyczę.

W momencie, gdy wchodzi do środka, a jego wzrok zatrzymuje się na mojej twarzy, na chwilę zanurzam swoją głowę pod wodą. Nie powinienem pozwolić mu tego zobaczyć.

Zerkam na niego. Wygląda, jakby bardzo chciał coś powiedzieć. Ech.

— Masz 5 minut na powiedzenie tego — burczę, ochlapując siebie wodą.

— Jesteś taki słodki.

Cass szybko znajduje się przy mnie i siada przy wannie. Przełykam głośno ślinę i spoglądam na niego zmęczonym wzrokiem. Wyciąga rękę, żeby znowu dotknąć mojego policzka. Pozwalam mu. I wtulam się w niego.

— Ale na pewno wszystko dobrze? — pyta mnie zmartwiony. — Ostatnio jesteś przygaszony. Kiedy wróciliśmy do domu, myślałem, że wszystko już dobrze, ale tak nie wyglądasz.

Ta ciota, jak śmie się o mnie martwić po tym, w jakie bagno mnie wpakowała. A najgorsze, że już je zaakceptowałem.

— Jeszcze jedno słowo, a cię ugryzę — oświadczam szorstko. — Musisz uwierzyć w swojego mężczyznę.

— Wierzę — Cass szybko mnie zapewnia.

Przymykam oczy. Nie powinien iść na tę randkę. To złe, bo Cass nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego. Tylko go ranie. Gdybym był nim, znienawidziłbym siebie.

— Chcesz wyjść gdzieś jutro? — pytam w przypływie chwili. — Może do zoo?

Nie lubię zoo. Byłem w nim na szkolnej wycieczce, gdy miałem z 11 lat. Odłączyłem się z Mattem od grupy, ale on mi się zgubił, więc zupełnie go olałem i postanowiłem pooglądać sobie dzikie koty. Wpadłem na płaczącego chłopca w swoim wieku, który zgubił swoją siostrę. Był całkiem ładny, więc powiedziałem, że może ze mną się porozglądać i przy okazji poszukać siostry. To była moja pierwsza randka. Nawet pocałowaliśmy się na koniec. Nie było to tego warte, bo pani zadzwoniła do mojej matki, a Matthew tydzień się do mnie nie odzywał.

— Ech?

Cass spogląda na mnie zaskoczony. Czy użyłem jakiegoś skomplikowanego słowa?

— Jak nie chcesz, to okay — wzruszam ramionami, nie będę się prosić. — Przejdę się do Matta.

— Chcę — Cass szybko zapewnia, głaszcząc mój policzek — ale muszę jutro przypilnować klubu, bo Nick wyjeżdża na parę dni do rodziców.

Uśmiecham się, prawie śmieję. W końcu odpocznę od tego kutasa.

— Pójdę z tobą — oferuję. — Nie będę robić problemów — zapewniam. — Zaproszę też Matta i Cat, będę moimi ochroniarzami.

Cass kiwa głową. Jest tak łatwy w obsłudze. Nie ma potrzeby go wymieniać.

Od autora: Kocham tę stronę z najnowszego rozdziału komiksu.

Dzisiejszy rozdział powstał niezależnie od tego komiksu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro