Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 20

Minęły już 2 tygodnie, od kiedy wróciłem do domu i mogę tylko powiedzieć, że umieram z nudów.

— Daj łyka — wyrywam Mattowi szklankę z sokiem pomarańczowym, obserwując, jak Cass podnosi kulę 8 i rzuca nią. — Wow. — Zjeżdża na lewo i wpada do rowu. — Ssie.

Zerkam na tabele wyników. Prowadzę 17 punktami. Przychodzimy tu parę razy w miesiącu, a oni w ogóle się nie poprawiają. Powoli zaczynam myśleć, że dają mi wygrać.

— Teraz ty, Alan — mówi Matthew, który tak jak Cass właśnie zepsuł oba rzuty. 

Niechętnie wstaje z wygodnych siedzeń i wymijam Cassa, patrzącego na mnie zawiedzionym wzrokiem. Nie będę mu pomagał, nie za darmo. 

Wybieram kulę 9. Biorę rozbieg i rzucam nią. Zjeżdża odrobinę na prawo. Zbijam 8 kręgli. Słabo.

— Brawo, Alan! — Matthew nie kryje swojego zachwytu.

Uśmiecham się z wyższością do Nicka. Może być sobie jego mężem, ale miłość i uwielbienie Matta należy tylko do mnie.

— Nie podniecaj się tak — Nick karci swoją omegę, pokazując mi środkowy palec.

Sukinsyn.

Rzucam drugi raz, nie udaje mi się zbić jednego kręgle, przez co przeklinam. To ten dupek mnie rozproszył. Naburmuszony wracam na swoje miejsce.

— Już myśleliście nad pokojem dla dziecka? — zagaduje Nick. — Niedługo poznacie chyba płeć.

Ha. Jeśli próbował wprowadzić ciężką atmosferę, to mu się nie uda, bo już zdecydowałem się zatrzymać to gówno.

— Cass już się zgodził oddać jego gabinet.

— Zgodziłem? — w głosie Cassa słuchać zaskoczenie.

Znaczy się, jeszcze się go nie zapytałem, ale przecież sam stwierdził, że zrobi dla mnie wszystko.

— Mój będzie mi potrzebny, więc Cass naturalnie oddał swój.

W ogóle z niego nie korzystam. Chciałem, byśmy tylko nie mieli gościnnego. Gdy Matt i Nick u nas nocują. Matt śpi w moim łóżku. A Nick z Cassem na kanapie.

Nie wiem, czy bardziej lubię Matthew, czy bardziej nienawidzę Nicka.

— Tak będzie dobrze — Cass przytakuje, wchodząc w rolę.

Nie potrafię uwierzyć, że w ogóle go to nie boli.

— To znaczy, że zatrzymujecie dziecko? Cieszę się.

Matthew uśmiecha się do mnie promiennie.

Jest uroczy. I czemu też skupia się na złej części mojej wypowiedzi? Czy wszyscy wokół mnie słyszą tylko to, co chcą słyszeć?

— Kiedy poznacie płeć dziecka?

— W następnym tygodniu — odpowiadam, mając dreszcze na samą myśl o spotkaniu z Sinclair.

— Wolicie chłopca czy dziewczynkę? — Nick wtrąca się w moją miłą rozmowę.

Czemu nie może udawać, że go nie ma?

— Urocza dziewczynka — stwierdza Cass z rumieńcem.

Drapie się po nosie. Jeszcze miesiąc temu, miałby w dupie to, jak wygląda to przekleństwo, ale teraz stawiam mu pewne wymagania. Jest dzieckiem Alana Goodalla.

— Syn. Alfa. Blond włosy. Złote albo niebieskie oczy. Przystojny. I będzie zmieniał dziewczyny jak rękawiczki — mówię na jednym wydechu.

I najważniejsze, że dopilnuję, żeby nie wrobił się w dziecko w wieku 20 lat.

— Mam nadzieję, że ci się spełni, oprócz ostatniego — stwierdza miło Matthew.

Wstaję razem z nim z siedzeń. Nick klepie go w tyłek, gdy przechodzimy obok niego. Za takie coś zakopałbym Cassa żywcem. Pomagam mu w obu rzutach dobrze złapać kule i rzucić nią. Przypadkiem kładę za każdym razem jedną z dłoni na jego biodrze. Niech Nick mnie zabije, jeśli ma jaja.

Rzucam po Matthew. Strike.

— A co z imieniem? — różowowłosy dopytuje, gdy wracamy na swoje miejsca.

— Jeszcze mamy czas — mamroczę.

Jest jedno imię, ale nie chcę go nim nazwać.

— Podtrzymujesz rodzinną tradycję i coś na "a"? — Nick chichocze.

Jako jedyny nie słyszał tych głupot o nazywaniu dziecka "Meredith". Dzięki Pani Nocy.

— Tylko nie róbcie tyle dzieci, co wasi rodzice, bo pomysłów na imiona wam zabraknie — stwierdza złośliwie. — Z drugiej strony twój ojciec w twoim wieku miał już 3.

Daniel miał 19 lat, gdy się urodziłem. Nie mogę pozwolić tej rodzinnej tradycji przetrwać. Dotykam swojego brzucha. On poczeka do 30-stki.

— Masz jakiś problem z tym że mam dużo rodzeństwa? — rzucam niechętnie.

Rodzeństwo potrafi cię wiele nauczyć. Jak się bić, jak nie zwariować z głupkami, jak się podlizywać, a nawet jak powstrzymać chęć zabicia kogoś.

— Młodzi ludzie nie są w stanie zająć się dziećmi.

Spoglądam zimno na Matthew. Musiał mu powiedzieć. Musiał.

— Mój tata nie jest idealny, ale dopóki go nie poznasz, nie masz prawa go krytykować. A teraz rzucaj, bo skończy nam się czas — wycedzam.

Została nam ostatnia runda. Nie muszę mówić, kto jest zwycięzcą.

Uśmiecham się kpiąco, gdy Caitlyn siada o obok mnie. 15 minut w łazience. Nie chcę pytać, jaka to była potrzeba.

— Co ci tak długo zeszło? — burczę. — Aż 3 razy musiałem rzucać. Musiałem za każdym razem spalić, bo mogłabyś mnie przegonić — przyznaję bezwstydnie. 

Jako jedyna wśród nich tych ciot potrafi grać. Udało jej jej nawet parę razy wygrać. Ale nikt tego nie lubi, bo źle znoszę przegrane.

— Zaczepił mnie ten koleś — wskazała na mężczyznę na torze za nami, przystojniak, który ciągle rzucał nam ukradkowe spojrzenia. — Spotkaliśmy się przy łazience. Dałam mu mój numer.

— Spotkałaś swojego kolejnego byłego? — Nick nie potrafi powstrzymać swojego języka.

Z Cat poznaliśmy się, bo chodziła z Nickiem. Rzucił ją dla Matta. Tak się do tego przyzwyczaiła, że nigdy nawet nie chowała urazy do niego.

— Zazdrosny? — Nick śmieje się, nie wierząc, że mogła mu to zarzucić. — Wygląda okay. Dawno się nie umawiałam. To świetna okazja. Myślicie, że nie zazdroszczę wam szczęścia?

— Jakiego kurwa szczęścia?

Czy ja wyglądam na szczęśliwego? Z której strony?

— Twierdzisz, że mój kumpel cię nie uszczęśliwia? — Nick prycha. — Bezwstydny.

Wzruszam ramionami. Kto mi zabroni, gdy nie ma matki w pobliżu.

— Pójdę sam — stwierdza Matt, klepiąc mnie po ramieniu.

— Będzie rów — szepcze mi Cat na ucho.

— I jest rów — odszeptuje jej, gdy parę sekund później kula wypada z toru. — Dajesz Matt, masz jeszcze jedną szansę — dodaje już głośniej, chcąc podbudować moją omegą na duchu.

Matthew podnosi kciuk w górę.

— Spalony — zanuca Caitlyn, gdy Matthew po raz kolejny nie wychodzi. 

Uderzam ją delikatnie w ramię. No jego mogłaby wspierać. 

Przeczesuję włosy Matthew, gdy mijam się z nim na schodach. Po prostu nie jest do tego stworzony. 

— Połamania nóg — życzy mi głośno Nick. 

To nie jest teatr. 

Rzucam po raz pierwszy. 9 zbitych. Biorę głęboki wdech. Mam jeszcze jedną szansę. 

Rzucam po raz drugi. Trochę zjeżdża. 

Nachylam się i ręką nakierowuję drogę kuli na prawo.

— Prosto, prosto, skarbie — mówię słodkim głosikiem.

Kurwa.

Nie trafiam.

— Brawo, Alan, wygrałeś — wzdrygam się, gdy Matthew skacze mi z zaskoczenia na plecy. — Wow, masz 114 punkty. Ja mam tylko 77, mimo że mi pomagałeś.

77 to całkiem dużo przy 32 Cassa. Może jednak jemu też powinien zacząć pomagać. Zawstydza mnie. Moje młodsze rodzeństwo radzi sobie lepiej, mimo że ledwo są w stanie unieść kulę.

— Jest coraz lepiej — pocieszam go, zdejmując go ze swoich pleców i odwracając się do niego przodem. — Pamiętasz, jak za pierwszym razem za każdym razem kula wpadała ci do rowu? — Kładę dłoń na jego policzku, jego skóra jest taka miękka. — Myśleliśmy nawet o barierkach dla ciebie. Teraz jest lepiej niż dobrze.

Uśmiecham się pocieszająco. Teraz na 10 rzutów samemu 1 mu się udaje.

Tak jak się spodziewałem, Nick oznajmia chłodno:

— Nie dotykaj go.

Serduszko boli, co?

— Ale jesteś przewrażliwiony — wracamy do stolika. — Nawet jeśli bym chciał, nie zabiorę ci go.

W sumie zabranie Matthew to nie taki zły pomysł. Ludzie będą myśleli, że to dziecko naszej dwójki. I to ja oczywiście nie jestem omegą w tym związku.

— W piątek moja przyjaciółka kończy 20 lat i robi imprezę. Idziemy? — zagaduje Caitlyn, gdy zaczynamy się zbierać. 

Między innymi wypijam cały sok pomarańczowy, bo co będziemy zostawiać. 

— Nie da rady — kręcę głową, zdejmując buty. — Mam wizytę.

Cat przez chwilę myśli nad czymś, po czym mówi z lekkim uśmiechem:

— Więc spróbuję się umówić z tym chłoptasiem.

Chyba jej zależy.

— Powodzenia — stwierdzam.

Obyś choć raz to ty rzuciła jego.

Od autora: Od początku roku nie miałam niemieckiego, bo zabrakło nauczycieli. Jutro mam. I już tego nienawidzę, bo muszę wstać 1,5 godziny wcześniej i spróbować na szybko nauczyć się, chociaż powiedzieć coś o sobie. Jestem do tego stopnia beznadziejna, że nie potrafię się nawet przedstawić. Tylko dzięki litości mojej pani dostałam 2 w tamtym roku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro