~ 8 ~
Do domu dojechaliśmy wieczorem, na trasie był jakiś wypadek i samochody jechały wolniej niż babcia, która idzie z chodzikiem.
Somin połowę drogi przespała. W samochodzie było słychać tylko jej chrapanie. Nawet muzyka jej nie przeszkadzała. Stanąłem na miejscu koło mojego domu i patrzyłem jak śpi. Wyglądała conajmniej śmiesznie. Zwinęła się w kulkę na siedzeniu, jak kot.
Spojrzałem na swój dom, nic się nie zmienił. Oprócz firanek w oknach. Ten piętrowy domek od wielu lat wymagał dogłębnego remontu. Z niektórych ścian zaczął odpadać tynk, dachówek w paru miejscach nie było. Westchnąłem. Mój ojciec nic nie robił w domu, najważniejsze było to, żeby miał alkohol.
Chciałem zabrać stąd moją matkę i siostrę, ale nie zarabiałem jeszcze tyle, aby móc wynająć wystarczająco duże mieszkanie. Byłem najstarszym synem i nie potrafiłem chociaż tego zrobić. Jak jakiś nieudacznik wysyłałem prawie połowę tego co zarobiłem, aby moja siostra mogła pójść na wymarzone studia. Każdy zarobiony dodatkowo grosz wysyłałem matce, żeby mogła kupować sobie spokojnie leki i jedzenie dla siebie i Hyeri. A sam żyłem z tego co zostało, nie jadałem za dużo. Większość pieniędzy szła na papierosy i paliwo. Już jednak się do tego przyzwyczaiłem.
Oparłem się głową o kierownicę. Nie chciałem, żeby Jimin kiedykolwiek zobaczył to jak wygląda moja rodzina. Jak bardzo różni się od mojego obecnie pseudo ułożonego życia. Każdy facet, którego przyprowadzałem po jakimś czasie stwierdził, że to nie jest to. I zostawałem na lodzie. Bo nie było tak jak chcieli aby było. Ten, kto mnie nie znał mógł uważać, że jestem nadzianym chłopakiem. Mimo problemów z kasą, starałem ubierać się w dobre ciuchy, dlatego też tak bardzo miałem fioła na punkcie tego, żeby nie niszczyć ubrań.
Nie wiem dlaczego, ale nie bałem się zabierać tutaj Somin. Nie wiązałem z nią jakiejś większej przyszłości. Może nasza przyjaźń się niedługo skończy. Może dlatego, że była dziewczyną. Poza tym, sama nie miała lepiej. Jej matka umarła, wychowywał ją sam ojciec i gdyby nie rodzina Jimina, nie wiedziałaby, co to znaczy ciepło rodzinnego domu. Pochodziła z równie zjebanej rodziny jak ja. Może to, że byliśmy do siebie tacy podobni sprawiało, że nie bałem się pokazywać jej mojej rodziny.
- Yoongi! - dobiegł mnie krzyk mojej młodszej siostry. - Jesteś w końcu!
- Jestem, jestem - powiedziałem wychodząc z samochodu. - Jak tam Hyeri, uczysz się pilnie?
- Oppa, czy pierwsze twoje słowa muszą dotyczyć mojej szkoły? - burknęła.
- Nie, nie - zaśmiałem się. - Chodź tu, przytul swojego wyrodnego brata.
Rozłożyłem ramiona, Hyeri szybko mnie przytuliła i zaczęła się śmiać. Ta szesnastoletnia dziewczyna była moim oczkiem w głowie. Chciałem, żeby miała jak najlepiej. Mimo problemów, które mieliśmy od małego.
- Oppa? - zajrzała mi przez ramię do samochodu. - Dziewczyna?
- Moja przyjaciółka, Somin. Zabrałem ją ze sobą, chcę żeby odpoczęła od pracy.
- Przyjaciółka? - głos mamy otulił moje uszy. - A twój chłopak, Jimin? Kiedy go przyprowadzisz?
- Może kiedyś mamo - powiedziałem uśmiechając się ciepło. - Wyglądasz pięknie.
Mama tylko uśmiechnęła się słabo. Swoje siwe włosy zawiązała w luźny koński ogon, ubrała jeden ze swoich nowych fartuchów, które dostała ode mnie na urodziny. Zmarszczek miała od groma, jej trudne życie odbiło się na jej wyglądzie. Jednak, tak jak zapamiętałem od małego, jej oczy dalej biły tą samą życzliwością i ciepłem. I miłością.
- Mógłbyś w końcu porzucić te blond włosy, tęsknię za swoim synem w brązie - podeszła do mnie i pogłaskała po głowie.
Nagle usłyszeliśmy głośne kichnięcie z samochodu.
- Twoja przyjaciółka chyba się obudziła - zachichotała Hyeri. - Hej! - krzyknęła do środka samochodu. Somin aż podskoczyła. Uśmiechnąłem się pod nosem, ma za swoje. Nie ślini się moich foteli w samochodzie.
***
Ojciec akurat wyjechał do swojego brata, więc nie szlajał się po domu. Nawet nie miałem ochoty go oglądać, zawsze przyjeżdżałem gdy jego nie było. Czułem się wtedy luźniej. Zawsze wszczynał awantury, nie pasowało mu to co robiłem, jak wyglądam, z kim się umawiam. Kiedyś prawie zeswatał mnie z obrzydliwą córką swojego kumpla od kieliszka. Nie przypominała ani kobiety, ani faceta. Sto osiemdziesiąt kilo żywej masy.
Od tamtej pory unikałem ojca jak ognia. Miałem napady złości gdy go widziałem. Mama w takich momentach nigdy nic nie mówiła, tylko łapała mnie za rękę, dawała kluczyki do samochodu i kazała wracać do siebie. Wiedziała, że dobrze nie skończą się nasze kłótnie.
Przez to, że nie mieszkałem z nimi tyle lat, moja matka musiała robić sama wszystko. Siostra nie miała tyle siły, miała ciężką astmę i większy wysiłek kończył się dla niej źle. Teraz gdy po paru miesiącach wróciłem do domu, w drodze do swojego pokoju szukałem miejsc, które wymagały jakichś napraw.
- Yoongs? - Somin zaczepiła mnie na schodach. - Gdzie mam spać?
- Możesz spać w moim pokoju, ja się prześpię na sofie w salonie.
- Siedziałam na niej, jest cholernie niewygodna.
- Trudno. Poza tym, nie boisz się ze mną spać w jednym pokoju?
- Bać, nie boję się. Najwyżej mogę zacząć krzyczeć. A wtedy obudzę cały dom.
- Też racja - podrapałem się po głowie. - Może uda mi się znaleźć materac. Szczerze powiedziawszy to na dole w salonie jest cholernie zimno.
- Dlaczego nie jest ocieplany ten dom? - spytała wchodząc do mojego pokoju.
- Nie było pieniędzy na to.
- Rozumiem. Widzę, że za dobrej przeszłości to nie miałeś - powiedziała cicho.
- Niestety.
- Fajny pokój, kompletnie różni się od tego w, którym teraz mieszkasz.
Rozejrzałem się, wszędzie panował chaos. Nic nie miało swojego miejsca. Pełno dziwnych kolorów, kształtów i czego to oko ludzkie nie znajdzie, stało wszędzie. Kiedyś, zanim się wyprowadziłem, byłem zupełnie inny. Cóż, zmieniło się moje otoczenie, zmieniłem się i ja.
- Masz wygodne łóżko - Somin położyła się na wskroś i wyciągnęła ręce do góry. Zapomniałem już o swoim nim. Materac w domu miałem miękki, jako dzieciak nie lubiłem spać na twardych powierzchniach. Teraz jest zupełnie inaczej, im twardsza powierzchnia tym lepiej mi się spało. No pomijając fakt, że zasnąć mogłem wszędzie.
- Ano, udało mi się takie mieć - stwierdziłem kładąc się koło niej. - Sprężyny ma dobre jak coś.
- A ten tylko o jednym - usiadła, lecz szybko położyłem ją zaraz obok siebie.
Zaskoczona patrzyła na mnie z przerażeniem. Dotknąłem jej policzka, był taki ciepły i miękki. O gładkości nie wspominam. Głośno westchnąłem i usiadłem na łóżku.
- Co ci znowu? - spytała siadając koło mnie.
- Somin, wiesz dlaczego nie chce przedstawiać Jimina matce?
- Domyślam się - stwierdziła. - Ale nie martw się tym. Podobną sytuację ja miałam w domu - położyła mi rękę na ramieniu.
- A wiesz co wszyscy wiedzą o tym, kim jesteś i co tu robisz?
- Niby skąd mam to wiedzieć?
- Powiedziałem im, że jesteś moją dziewczyną - skłamałem. - Żeby dali mi spokój i nie pytali o niego.
Somin wyrapiła aż oczy. Lubiłem ją denerwować, a to była idealna okazja do tego. Chciałem trochę rozluźnić atmosferę, widziałem jak chodziła spięta.
- No dzięki, nie - skomentowała zasłaniając twarz. - Myślałam, że będziesz normalny chociaż tutaj. Ale chyba się myliłam.
- Nie chciałem ciągle się tłumaczyć kim jesteś. Prościej było powiedzieć jedną rzecz i tyle - wzruszyłem ramionami ledwo powstrzymując śmiech.
- Niby tak, no już trudno. Powiedziałeś co powiedziałeś. Przynajmniej wiem na czym stoję.
- Jak to? Nie będziesz się o to kłócić? - spytałem zdziwiony. - Nic a nic?
- Jeśli to jest dla twojego dobra, to zniosę te kilka dni jako twoja dziewczyna - powiedziała obracając się do ściany. - Już gorzej być nie może z tobą - burknęła.
Uśmiechnąłem się i położyłem za nią. Szybko przyciągnąłem do siebie i przytuliłem od tyłu. Dziewczyna nic nie mówiła, nie protestowała. W sumie ucieszyłem się z tego powodu, przynajmniej mogłem wykorzystać ten moment.
- Tylko powiedz mi jedno - zaczęła cicho. - W sumie jakby się nie patrzeć jesteś z Jiminem te ładne parę lat, a dalej nie chcesz żeby poznał twoją rodzinę. A mnie z kolei bez problemu zabierasz ze sobą - zaczęła się bawić swoją ręką. - Trochę to dziwne.
- Mam swoje powody - odpowiedziałem cicho. - Ty jesteś inna niż on, więcej zrozumiesz. Wielu chłopaków po przyjeździe tutaj, całkowicie zmieniało o mnie zdanie i po jakimś czasie związek się kończył, a znając jego zacznie się kłócić ze mną, że pomoże mi w utrzymaniu rodziny. A ja tego nie chcę. To za bardzo zobowiązuje.
- Ale co jest złego w pomaganiu sobie nawzajem? - odwróciła się w moją stronę.
- Nie lubię jak ktoś mi pomaga, zawsze wszystko robię sam.
Dziewczyna kiwnęła głową i dotknęła mojego policzka. Zdziwiłem się gdy z policzka przeszła na włosy i zaczęła mnie głaskać. W jej pięknych oczach zaczęły zbierać się łzy, nie rozumiałem dlaczego. Po chwili przytuliła mnie do siebie. I zaczęła płakać.
- Co się stało? - spytałem.
- Jak tobie musiało być ciężko przez te wszystkie lata - wydusiła płacząc mi we włosy. - Nawet nie sądziłam, że aż tak miałeś zrąbane życie. Przepraszam jeśli kiedykolwiek uraziłam cię tym, że powiedziałam, że jesteś beznadziejnym człowiekiem. Nie jesteś - przytuliła mnie mocniej. - Wszystko to co robisz dla rodziny, jak poświęcasz swój wolny czas i zamiast wychodzić gdzieś, ciągle pracujesz jest godne naśladowania. Jeny, Yoongi, jestem z ciebie dumna.
Na jej słowa w moich oczach też zaczęły gromadzić się łzy, chciałem je powstrzymać, ale nie mogłem. Somin jako pierwsza powiedziała mi taką rzecz, nie wiedziałem co robić. Jak się zachować. Leżałem przytulony do jej klatki piersiowej i po prostu płakałem, jak małe dziecko. Dziewczyna głaskając po głowie i starała się mnie uspokoić, jednak zacząłem wyć.
- Cii, wypłacz się - powiedziała cicho. - Należy ci się to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro