~ 11 ~
*Yoongi Pov *
Obudziłem się koło Somin. Spała jak zabita, chrapiąc przy tym jak zepsuty traktor. Przekręciłem oczami, takie drobne ciało potrafiło wydawać z siebie dźwięki jak stary, osiemdziesięcioletni dziadek.
Wstałem z łóżka, przykryłem dziewczynę kołdrą i złapałem za telefon. Na ekranie pojawiło mi się powiadomienie, że Jimin dzwonił o piątej nad ranem. Przestraszyłem się, zapomniałem kompletnie dać mu znać, że jesteśmy już na miejscu. Uderzyłem się z całej siły w głowę. Moja głupota kiedyś sprawi, że będę żałować chwili, w której się urodziłem.
Spojrzałem na godzinę, było lekko po siódmej. Wyszedłem z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Wiedziałem, że Jimin o tej godzinie już nie będzie spał więc dzwonienie do niego nie przeszkodzi mu w niczym. Usiadłem na schodach i spojrzałem na telefon, czułem lekkie wyrzuty sumienia, że tak zafascynowany dziewczyną, kompletnie zapomniałem o osobie koło której często budziłem się rano. Wziąłem głęboki oddech i wybrałem jego numer. Po kilku sygnałach usłyszałem jego zachrypnięty głos.
- Jimin? - spytałem.
- Przypomniałeś sobie w końcu o mnie, jak miło.
- Przepraszam - powiedziałem cicho. - Obudziłem cię? Masz chrypę.
- Nie, coś w gardle mi siedzi. Musiałem się przeziębić. Kiedy wracacie?
- Za tydzień. Moja mama chce, żeby pomóc jej w domu.
- Uhum - zamilkł na moment. - Yoongi? Czy ty mnie dalej kochasz?
- Tak. Skąd takie pytanie?
- Po prostu - przerwał na moment - Muszę już kończyć, zbieram się do pracy.
- Rozumiem. Nie zapomnij o tabletkach na przeziębienie.
- Nie zapomnę. Pa.
- Pa.
Głuchy dźwięk zakończonej rozmowy rozległ się w mojej słuchawce. Czułem, że Jimin coś się stało. Przeważnie gdy pytał mnie czy dalej go kocham, w pracy zmagał się albo z ciężkimi klientami albo po prostu przestawał w siebie wierzyć jak to często mu się zdarzało. Chciałem zadzwonić jeszcze raz ale zauważyłem, że wstała moja mama. Gdy nasze oczy się spotkały, szeroko się uśmiechnęła. Nie mówiąc nic podeszła koło mnie i pogłaskała po głowie. Chwilę później zeszła na dół do kuchni. Nie wiedziałem ile się przysłuchiwała mojej krótkiej rozmowie z Jiminem. Może słyszała całą, może jej część. Kto to wiedział.
***
W ciszy przygotowywaliśmy razem śniadanie dla wszystkich. Mama zajmowała się dodatkami, a ja pilnowałem ryżu. Moja siostra lubiła lekko nie dogotowany, więc gdy tylko minęła odpowiednia ilość czasu, wybrałem dla niej porcję.
Hyeri zaczynała szkole o dziewiątej, więc niedługo musiała wstawać. Cały czas miała problem z tym, żeby obudzić się rano. Mama zostawiła mnie w kuchni i poszła do jej pokoju. W międzyczasie na dół do kuchni zeszła Somin. Była ledwo żywa, szła jak zombie, włosy miała wykręcone na wszystkie strony.
- Hej śpiąca królewno - parsknąłem na jej widok. - Dobrze się spało?
- Mhm - wymruczała gdy usiadła przy stole, położyła głowę na blacie i zaczęła przysypiać.
- Halo, ziemia do Somin - uderzyłem ją lekko ścierką. - Wracaj do łóżka jeśli chce ci się spać. Nie masz dzisiaj pracy ani szkoły.
Westchnęła tylko i po tym jak w jakiś sposób wstała na nogi, ruszyła w stronę pokoju. Powstrzymywałem śmiech, wyglądała jak idiotka.
- A dlaczego twoja koleżanka wróciła do łóżka? - rzuciła mama wręcz ciągnąc za sobą Hyeri. - Nie jest głodna?
- Mamo, ona jest jak nasza królewna, śpi na stojąco.
Oboje spojrzeliśmy się na siostrę. Wyglądała jak Somin, a nawet i gorzej bo z kącika ust leciała jej ślina i chrapała stojąc. Mama tylko pokręciła głową i zabrała Hyeri do łazienki. Chwilę później rozległ się krzyk dziewczyny, po tym jak mama wyrzuciła ją pod prysznic i włączyła wodę. Nie mogłem się już powstrzymać i aż usiadłem ze śmiechu na podłodze.
- Co to za baby? - wydusiłem, wycierając z kącików oczu łzy.
***
- Yoongs! - wrzasnęła Somin gdy przez przypadek nadepnąłem jej na stopę. - Bo przestanę ci pomagać.
- Przepraszam, nie widziałem - rzuciłem odstawiając kartony na ziemię.
Siedzieliśmy na strychu. Chciałem naprawić dach, bo w pewnym miejscu zrobiła się dziura w izolacji i ciągle wylatywała przez nią spora ilość zimnego powierza. Zdenerwowałem się, że tyle czasu nie było to naprawione i moja mama, która miała pokój bezpośrednio pod tą częścią strychu, spędziła ostatnią zimę z chłodem buchającym od góry. Ojciec miał oczywiście gdzieś takie rzeczy, a mamy w życiu bym nie dopuścił, żeby się tym zajmowała.
- Przytrzymasz mi drabinę? - spytałem ustawiając ją odpowiednio blisko pod ubytkiem na dachu.
- Jasne.
- Tylko nie patrz na mój zajebisty tyłek - powiedziałem ruszając brwiami.
- Bo cię zrzucę z tej drabiny - warknęła.
Uśmiechnąłem się i zacząłem wchodzić na górę. Brakowało dość dużej części płyty izolacyjnej. Śruby, które ją trzymały musiały tak obejść rdzą, że po prostu odpadło wszystko. Zastanawiałem się czy nie było przypadkiem jakiejś dziury w dachu nad tym miejscem. Nie zdziwiłbym się gdyby były. Od dawna już chciałem zmienić dachówki, te które były założone od początku albo odpadały albo gniły.
- Twój ojciec nic nie robi, hm? - spytała się Somin. - Ten dom to ruina.
- Nic nie robi, ma wszystko gdzieś. A my musimy jechać do budowlanego po kilka rzeczy.
- My?
- Tak, my. Chcę z tobą spędzić jak najwięcej czasu, dopóki mam tę możliwość - spojrzałem się na dziewczynę, stała zła i patrzyła na mnie. - No co?
- Doceń to, że mam za dobre serce i nie zrzucam cię z tej cholernej drabiny - burknęła.
- Wiesz, zrzucać z sobie możesz ubrania - powiedziałem schodząc na dół. - Rzucać się na mnie też - złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie. - Mi to obojętne.
- Ale mi nie - wydusiła. - Puść mnie.
- Nie, chcę chociaż chwilę tak z tobą postać.
Dziewczyna tylko przewróciła oczami i zrezygnowana zarzuciła mi ręce na szyję. Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedziałem, że chciała tego samego co ja. Ciągle spoglądała na moje usta aby chwilę później udawać, że tego nie robiła. Powoli zbliżyłem swoją twarz do jej, nawet nie protestowała tylko o dziwo sama również przybliżyła się do mnie. Odetchnąłem z ulgą, przynajmniej nie będzie mi wygadywała, że to ja wszystko robię.
Nie wiedziałem ile czasu spędziliśmy tak złączeni, Somin w pewnym momencie popchnęła mnie na filar, który trzymał dach i jeszcze zachłanniej wbiła mi się w usta. Nie byłem jej dłużny, szybko złapałem ją za włosy, odciągając jej usta od moich i wpiłem się w jej szyję, na co ona jęknęła. Moja druga ręka błądziła po jej ciele, gdy odnalazłem miejsce gdzie jej bluzka lekko się podniosła, wykorzystałem okazję i od razu na swojej zimnej dłoni poczułem ciepło jej ciała. Sunąłem dłonią wyżej i wyżej, gdy już zbliżałem się do tego, żeby ściągnąć z niej bluzkę, usłyszałem chrząknięcie.
Oboje zamarliśmy, przerażeni tym kto nas zobaczył. Somin otworzyła szeroko oczy i patrzyła na mnie, przełknąłem ślinę i spojrzałem w miejsce, z którego dobiegł ten dźwięk.
- Przyjaciółka, tak? - zaśmiała się mama. - Widziałam jak na siebie patrzycie.
- Mamo, co tu robisz? - spytałem odsuwając się od Somin. Zmieszany opuściłem jej bluzkę tam gdzie powinna być.
- Myślałam czy wam nie pomóc. Ale widzę, że dobrze sobie radzicie beze mnie - mama machnęła ręką i uśmiechając się zaczęła schodzić w dół. Po chwili zniknęła.
- O kurwa - pisnęła Somin, chyba doszło do niej to co się stało, bo aż siadła na podłodze. - I co teraz?
- Jak to co? Nic - rzuciłem siadając koło niej.
- Nic? Przecież ona wie, że jesteś z Jiminem. Jakie to jest nic?
- Moja matka w życiu nie pozna Jimina. Nie zabiorę go tutaj. Równie dobrze mogłem wymyślić tego Jimina.
- Co ty piepszysz? - powiedziała uderzając mnie w ramię. - Przyjedziesz tu z Jiminem. Czy tego chcesz czy nie.
- A co, zmusisz mnie? - przyciągnąłem ją do siebie.
- Tak - odpowiedziała odpychając mnie od siebie, jednak miała za mało siły i sama aż położyła się na podłodze. Jej ciało głucho uderzyło w drewno.
- Czy to zaproszenie? - spytałem pochylając się nad nią.
- Jak możesz żartować w takiej chwili? - dziewczyna chciała wstać ale nie pozwoliłem jej na to i delikatnie położyłem ją na podłodze, kładąc jej rękę na brzuchu.
- Widziała, to widziała. Nie cofniemy czasu - powiedziałem kładąc się koło niej. - Możemy dokończyć to co nam przerwała.
- Chyba w snach - dmuchnęła mi w twarz. - Zabieraj tą łapę ze mnie.
- No ale Somin, Yoongi chce buziaka - przewróciła oczami na to, że nadąłem policzki i z ust zrobiłem dzióbek.
- Przedszkolak jesteś? - powiedziała łapiąc mnie za szyję i składając szybki pocałunek na ustach. - Starczy?
- Gdyby nie to, że ta podłoga skrzypi to powiedziałbym, że nie starczy i chciałbym czegoś więcej - dziewczyna wciągnęła powietrze. Uśmiechnąłem się pod nosem, pocałowałem ją w czoło i wstałem. Leżała parę sekund i dopiero wtedy usiadła.
- Jesteś idiotą - rzuciła uderzając mnie w głowę.
- Dla ciebie zawsze - uśmiechnąłem się szeroko.
_____
HAAAAA!
Zedytowany na czas (no prawie) xD
W przyszłym tygodniu może być jeszcze większy poślizg, mam egzamin, urodziny plus wypadła mi ważna sprawa zjadająca nerwy już teraz. Życzcie mi spokoju, bo nie wiem jak przetrwam przyszły tydzień ;-;
Tymczasem wracam do książek ;-;
Do następnego! 💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro