Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌺63🌺

SIMON

- Wszystko macie?- zapytałem w salonie.- Telefony i kasę?

- Tak jest szefie.- Felix westchnął i ruszył do samochodu, a Josh zerknął za nim.

- Dobra plan jest taki że wy idziecie na zakupy, a ja biorę Felisia na jakieś jedzenie.- powiedział z uśmiechem.

- Czyni mamy odwalić brudną robotę?- Jack stanął obok niego.

- Oj daj sobie spokój.- Leo dołączył z uśmiechem, a ja nie mogłem też się nie uśmiechnąć, kiedy spojrzał na mnie.

- To idziemy.- westchnąłem i machnąłem ręką, a Diego wstał z kanapy gdzie rozmawiał z moim bratem.- A ty masz być grzeczny.

- Oczywiście.- odrzekł z uśmiechem szerokim i pomachał nam, po czym szybko zniknął w kuchni.

On coś wymyślił. Zawsze jest za miły jak coś chcę, albo planuję. To taki mały mistrz dedukcji. Zmarszczyłem brwi, ale uśmiechnąłem się lekko jak Diego podszedł do nas i spojrzał na mnie.

- Mogę siedzieć obok ciebie?- zapytał niepewnie, a ja skinąłem głową. No chciałem siedzieć obok Leo, ale to może usiądę sobie na środku?

- A ja?- Jack objął go w pasie i przytulił do siebie. Widziałem jak posyła mi niezadowolone i ostrzegawcze spojrzenie ALE ja nic nie robię przecież.

- Ty prowadzisz.- westchnął i ruszył do samochodu, a Josh zagwizdał rozbawiony.

- Ktoś ma focha...- powiedział rozbawiony.

- A przypomnieć ci że Felix na ciebie czeka?- warknął zły.

Po chwili byliśmy w drodze do miasta. W jednym aucie jechał Josh i Felix, a w drugim my. Jack tak jak wczoraj zasugerował prowadził, a ja siedziałem z tyłu. Z jednej Diego, a z drugiej Leo. Czuję się dziwnie...

Rozmawialiśmy na spokojnie i co chwila śmieliśmy się z własnej głupoty. Jak dojechaliśmy Jack był nieźle wkurwiony bo jego omega bardziej i częściej poświęcał mi uwagę i teraz tak samo jak chodzimy po sklepie. Leo też jakoś jest nadąsany, a co ja poradzę na to że nie umiem być niemiłym dla każdej omegi? Nic!

Pierw zrobiliśmy zakupy żywnościowe do domu i odłożyliśmy je do samochodu, a później ruszyliśmy przejść się po galerii,a ręcznej Diego bardzo tego chciał. Może coś jeszcze chcę kupić. A on tak...majtki...

- To może te?- zapytałem po raz setny, a Jack wręcz zapalił się od środka jak pokazałem jakieś czarne koronkowe stringi. Diego zaczerwienił się i spojrzał na alfę, delikatnie skinął głową i szybko wziął ubranie. Jack zmierzył mnie spojrzeniem, a ja podniosłem ręce w geście obrony, ruszając dalej. Kupiliśmy jeszcze parę ciuchów dla każdego z nas.

- Diego cię podrywa, czy jak?- Leo mruknął do mnie kiedy znaleźliśmy się w osobnej alejce.

- Nie no co ty. Na pewno tutaj chodzi i coś innego, ale nie wiem o co.- westchnąłem ciężko uśmiechając się do niego lekko.

- Jasneeeee ciągle chce twojej uwagi i wyciągnął cię już do 4 różnych sklepów z bielizną.- nadał policzki.

- Jesteś zazdrosny?- uśmiechnąłem się lekko, a on otworzył szerzej oczy.

- Ja nie... No może trochę..no..e... Wiesz o co mi chodzi.- szturchnął mnie a mój uśmiech się poszerzył. Położyłem rękę na jego biodrze i pogładziłem je. Omega spojrzał mi w oczy.- No to...em...co robimy?

- Mam fajny pomysł.- przybliżyłem się do niego i nachyliłem.

- Simon...- usłyszałem nagle głos Diego, a później go zobaczyłem.- Oj! P-przepraszam...- mruknął i zaczerwieniony odwrócił się na pięcie. Westchnąłem ciężko i odsunąłem się, wcześniej całując nos Leo, który stał się pomidorem po same uszy.

- Chodźmy...- złapałem go za dłoń i ruszyliśmy do pozostałej dwójki.

Jack poróbował wkręcić Diego do rozmowy, ale jak ten nas zobaczył to wtulił się w niego chowając twarz w jego torsie. Po prostu słodkie.

- To teraz na lody?- zapytałem z uśmiechem, a reszta przytaknął.

Stanęliśmy z Diego w kolejce i zaczęliśmy luźną rozmowę. Jest naprawdę mądry i da się z nim porozmawiać.

- Uważaj...- mruknąłem, a omega spojrzał na mnie ze zmarszczonymi  brwiami. W ostatniej chwili złapałem go w pasie, przed upadkiem. Spojrzał w moje oczy zszokowany i zaczerwienił się do granic możliwości.- Brudna podłoga.- mruknąłem i postawiłem go obok siebie.

- D-dziękuje.- szepnął cicho i zerknął w bok, też tam zerknąłem i zmarszczyłem brwi. A gdzie tamci? Siedzieli przecież na krzesłach.- Pójdę ich poszukać, a ty kup lody.- uśmiechnął się do mnie lekko.

- Dobrze ale jak coś to dzwoń.- powiedziałem i zmierzwiłem jego włosy, a on pokiwał szybko głową i ruszył sam.

Po 5 minutach siedziałem na krzesłach i trzymałem jakimś cudem lody w wafelku. Gdzie oni są? Zaczynam się niepokoić o nich. Zjadłem szybko swoją porcję i sięgnąłem po telefon, ale nagle przedemną pojawił się Jack nieźle przerażony.

- Gdzie Diego? Był tu przed chwilą?- zapytałem sapnikowany.

- Nie? Poszedł was szukać, zaraz pewnie będzie, a wy gdzie byliście?- zapytałem zdziwiony, widząc jak Leo usiadł obok mnie i wtulił się w moje ramię, cały roztrzęsiony. Objąłem go szybko i przytuliłem.

- Kurwa..- warknął alfa i pobiegł korytarzem.

Co tu się odjebało?

🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro