Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌺38🌺

AKIO

Siedziałem na kanapie i opserwowałem to co się dzieje. Minęło jakieś pół godziny od krzyków Felixa i jak znaleźli się na dole niebieskowłosy chodził w tą i zpowrotem przeklinając pod nosem, a jak ktoś się do niego zbliżył to warczał wściekle i kopał wszystko. Wie to już Simon który siedzi trzymając się za kroczę i lamentuje pod nosem.

- Spokojnie nie jest pewne czy...- zaczął Josh, ale o zgrozo omega się przed nim zatrzymał i spojrzał w oczy.

- Dokończ to a urwe ci twojego kolegę i wepchne do jelita.- syknął cicho i dotknął palec jego klatki piersiowej.- Rozumiesz?

- Jesteś słodki jak jesteś wściekły.- uśmiechnął się lekko a my wstrzymaliśmy powietrze.

On chcę umrzeć? Boję co za przygłup.

- Ty...- zacisnął ręce w pięści i zaczerwienił się mocno.- Wkurwiający wredny, głupi frajerze...- mamrotał pod nosem, ale stanął na palcach i pocałował go lekko.- Wypierdalaj.

- Do łóżka z tobą?- mruknął rozbawiony.

- Oj spierdalaj chuju.- z całej siły nacisnął mu na nogę swoją piętą i ponownie wrócił do krążenia w tą i zpowrotem, a Josh złapał się za nogę i syknął.

- Ale żyjesz.- pocieszył go natychmiast Jack klepiąc po ramieniu.

- Felix nie musisz być w ciąży przecież.- Gideon złapał go za ramiona.- Jeszcze do końca twoje narządy się nie rozwinęły i prawdopodobieństwo do zajścia wynosi około tylko 85%, a nie 100%.

- I ty mnie kurwa chcesz pocieszyć tym ,że mam jakieś pierdolniente 15% na to że nie będę w ciąży?- powiedział a jego ręce zaczęły się trząść, a oczy tryskały nie tylko strachem, ale i wściekłością.

- Nie pomogłem?- zapytał omega, a on pokrencił głową na boki i zacisnął szczękę.- To pa!- szybko wyparował z domu, a Isaac poszedł za nim z niedowierzaniem.

- Nie będę go gonić.- mruknął i poszedł na górę.- Rozjebie ci ten pierdolony pokój!- krzyknął głośno, a Josh pobiegł za nim.

- Słońce!- krzyknął alfa za nim i też pobiegł.

- Nazwij mnie tak jeszcze raz to ci pierdolne!- usłyszałem jeszcze.

- To będę wujkiem.- Jack uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie.

- Lepiej nie mów tego głośno, bo tu wróci.- Leo powiedział cicho i spojrzał na schody przestarszony.

-Uznajmy, że teraz ma okres buntu.- mruknąłem.- Kurwa okres buntu z hormonami. Życzę wam powodzenia.

- Ale jeżeli zajdzie to prawdopodobieństwo śmierci przy porodzie wynosi 80%.- Diego powiedział niepewnie, a my spojrzeliśmy na niego zdziwieni, a on odwrócił wzrok.

- Co?- powiedział  cicho Leo.- Nie...

Każdy spuścił głowę w dół i rozmyślał, a ja nawet nie zdążyłem się do tego włączyć bo poczułem rękę na udzie. Wywróciłem oczami na to i zarzuciłem tą rękę, a ona wylądowała na moim tyłku. Spojrzałem na Fumio i z całej siły pierdolnąłem mu w ramię tak, że się zjebał na ziemię. Uśmiechnąłem się lekko zadowolony jak spojrzał na mnie oburzony. Wzruszyłem ramionami. On sobie kurwa za dużo pozwala, jak dla mnie.

- Co wy robicie?- Gideon spojrzał na nas.

- A nic, nic...- wstałem i przez przypadek kopnąłem Fumio.- Muszę iść do łazienki.- mruknąłem i szybko wstałem ruszając.

Jak trudno jest ukrywać swoje uczucia. Dobrze że po tacie umiem tak ukrywać emocje. Oparłem się o ścianę i odetchnąłem z ulgą uspokajając serce. Głupi Fumio, głupie zauroczenie w tej głupiej Alfie, który stoi obok mnie...co?

- Fumio!- krzyknąłem przestraszony i spojrzałem na alfę.

- I ty na mnie nie lecisz?- prychnął i podniósł brew do góry.

- Spadaj mam problemy ze zdrowiem.- szepnąłem natychmiast i spojrzał na niego smutno.

- Co?- zmartwił się i stanął bliżej mnie. Weź się owal. Odpierdol się! Spierdalaj!- Dlaczego nic nie mówiłeś.

- Yyyyy bałem się.- szepnąłem cicho i odwróciłem wzrok.- Boję się że coś się stanie i już was nie będzie przy mnie i...- urwałem bo alfa mnie przytulił.

- Nie kłam mi tutaj, bo jak byś był chory nie puścili by cię tutaj.- mruknął mi do ucha, a ja drgnąłem. Chciałem się odsunąć, ale mi nie pozwolił.- Tak trudno przyznać się do uczuć?

Niech pomyślmy nad tym? Jest podrywaczem i ślini się do każdej ładniej omegi i bety. Że mnie podglądał i jak się do mnie miział to później szedł na randki. Płakałem cicho co noc z bólu jaki mi sprawia i nie ma mowy, że do tego się przyznam. Boję się że mnie zrani. Nie chcę być raniony tylko szczęśliwym. A z Fumio będzie to trudne. On jest trudny. Nie chcę  być tym który by się z nim męczył. Przeżyje ból serca nawet ten teraz, ale nie chcę żeby mnie krzywdził bardziej.

- Nic do ciebie nie czuję.- mruknąłem poważnie a on prychnął oburzony.

Poczułem jak jedną ręką łapie mnie na biodro, a drugą za policzek. Pocałował mnie gwałtownie. Chciałem go odepchnąć, ale był za silny. Całował mnie mocno i z pasją, a ja z każdą sekundę poddawałem się. Ciepło rozniosło się po moim ciele szybko, jednak kiedy przejechał po mojej dolnej wardze językiem z całej siły nabiłem kolano na jego kroczę. Odsunął się ode mnie szybko i złapał za obolałe miejsce.

Moje policzki piekły mocno, a oddech były nierówny, co widocznie podobało się alfie bo mimo tego że wiem że go boli uśmiechnął się zadowolony.

- Odpierdol się.-syknąłem i wykonałem go, wracając do salonu, gdzie była zażarta rozmowa na temat dzieci.

- Ja chcę mieć dziecko w wieku 19 lat .- mruknąłem pewnie a Hiroki zakrztusił się powietrzem.

- Masz 18.- powiedział cicho.

- No wiem. - uśmiechnąłem się lekko do siebie. Może to go zniechęci i się odwali, bo właśnie wskoczył obok mnie i obalił ramieniem.

- To kicia chcę bez gumki?- powiedział zadowolony, a ja mocno walnąłem mu z łokcia.

- WEŹ WYPIERDALAJ BO JAK CI PIERDOLNĘ W TEN PUSTY ŁEB TO CI OCZY PIĘTAMI WYLECĄ!- Felix wydarł się, a ja aż podskoczyłem.

- Tylko się zapytałem!- powiedział w obronie Josh.

- TO PO CHUJ CI TO BYŁO!?

🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro