Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42. Nie dam rady.

- Baw się dobrze - wyszeptał chłopak. Zaskoczył mnie spokój, który cudem udało mu się zachować.

- Dobrze? - nie mogłam uwierzyć własnym uszom - Jak mam bawić się dobrze?

- Wyjedź do Londynu, zapomnij o mnie - mówił cichym, nieprzytomnym głosem - Zacznij życie od nowa.

- Ale ja nie chcę - kręciłam głową - Nie chcę wyjeżdżać, ani zaczynać niczego od nowa.

- Destiny, to się nie uda - chwycił moje obie ręce i utkwił wzrok w moich oczach. To nie było już to samo spojrzenie pełne miłości, radości. Teraz było przepełnione smutkiem i bólem.

- Jasne, że się uda - poczułam, jak do moich oczu po raz kolejny zaczęły napływać łzy.

- Ja wiem, jak to jest. Uwierz, już to przerabiałem.

- Co przerabiałeś? Opowiedz - nalegałam.

- Dobrze wiesz, jak to było. Kiedy wyjechałaś. Miało być inaczej. Miałem wielkie plany, ale nie wyszło - głos mu się załamał.

- Shawn, byłeś dzieckiem.

- Jesteśmy dziećmi, Destiny - pokręcił głową i spuścił wzrok. Puścił moje dłonie, a swoje wcisnął w kieszenie spodni.

Zapadła między nami cisza. Im dłużej trwała, tym bardziej bolało. Przez łzy wpatrywałam się w pochylone czoło Shawna. Staliśmy oddaleni od siebie. Nie łączyły nas dłonie, ani kontakt wzrokowy. Dzieliła nas cisza i napięcie, które rosło z każdą chwilą jak płot kolczasty. Powinno być inaczej. Powinien zamknąć mnie w szczelnym uścisku i już nigdy nie wypuścić. Szepnąć do ucha, że nic nas nie rozłączy i będziemy razem pomimo setek kilometrów.

- Więc zostańmy dziećmi na zawsze - obserwowałam czubek jego głowy tak długo, aż w końcu podniósł na mnie zrospaczony wzrok i mokre od łez oczy i policzki. Milczał - Shawn, zobacz, jak daleko zaszliśmy. Tak długo na to czekałeś. Tak długo nad tym pracowaliśmy.

- Nie dam rady, Destiny - pokręcił głową z rezygnacją, powoli się odwrócił i powłucząc nogami, wyszedł z pokoju.

Stałam w bezruchu na środku pomieszczenia. Jak w transie, gapiłam się na otwarte drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła sylwetka Shawna. Wraz z jego osobą odeszła resztka czegokolwiek dobrego, co udało mi się zachować gdzieś w głębi siebie. Stałam tam sama. Tylko ja i moje najczarniejsze myśli.

Zalana łzami biegłam przez ulicę, by w końcu wbiec do domu, zatrzasnąć za sobą drzwi pokoju i rzucić się na łóżko z rozdzierającym szlochem, wydobywającym się prosto z moich płuc. Wtuliłam twarz w poduszkę. Pachniała Shawnem. Teraz wszystko, na czym spoczął mój wzrok, kojarzyło mi się tylko z nim. Pościel, przesiąknięta jego zapachem, krzesło, na którym siedziałam mu na kolanach, biórko, przy którym uczył mnie biologii, okno balkonowe, przez które wpatrywałam się w gwiazdy. Nasze gwiazdy.

Czy to, co stało się przed chwilą oznaczało koniec? Koniec mnie i Shawna? Wyjazdy zawsze oznaczały koniec. Ostatnie pożegnania. Litry łez wylewane zawsze w tę samą poduszkę, która teraz przywodziła mi na myśl tylko zapach perfum Shawna.

Moja ręka mimowolnie powędrowała w stronę tylnej kieszeni spodni. Tam, gdzie trzymałam telefon. Odblokowałam urządzenie i kliknęłam ikonkę wiadomości. Nie wiedziałam, dlaczego to robiłam. Dlaczego czytałam stare SMS-y Shawna. To bolało. Tak bardzo bolało.

Shawn:
Kiedyś będziesz moja.

Shawn:
Kocham tylko ciebie.

Shawn:
Jestem twoim przeznaczeniem.

Miałam wrażenie, że moje serce za chwilę eksploduje. Mimo to, czytałam dalsze wiadomości.

Shawn:
Wiem, że mnie potrzebujesz, skarbie ;*

Z każdym SMS-em w moją duszę wbijała się igła, która niemal dziurawiła ją na wylot.

Shawn:
Pooglądajmy gwiazdy.

Rozumiesz, Shawn? Chcę znowu oglądać z tobą gwiazdy.

Nasze gwiazdy.

Tęskniliście? B) Wjeżdżam z kolejnym rozdziałem. Teraz będę dodawać je regularnie. Niestety zbliżamy się do końca :(

Loveeee

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro