Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Później ci wytłumaczę.

Rzuciłam się na kolana przed bezwładnym ciałem Shawna. Leżał tam, poturbowany i nieprzytomny. Lewe oko miał podbite, a z prawej skroni i rozciętej wargi sączyła się krew. Przez otwarte drzwi, do środka zajrzał jakiś niski brunet bez koszulki.

- Co to jest, do cholery? - niemalże krzyknął, co przyciągnęło niepotrzebnych gapiów.

Właściwie to nie byłam w stanie myśleć, więc tylko wzruszyłam ramionami, czując, jak do moich oczu napływają łzy.

- Shawn, obódź się, proszę - chlipałam.

- Co mu się stało? - pytał chłopak.

- Nie wiem - wydusiłam z trudem - Znalazłam go tu.

I wtedy to do mnie dotarło. Skoro Aaron też zniknął, może on mu to zrobił? Przez jakiś czas żywiłam jakąś tam sympatię do tego człowieka. Byłam z nim na czymś, co można było nazwać randką. Wtedy wydawał się być w porządku. Jednak nigdy nie darzyłam go stuprocentowym zaufaniem. A teraz, kiedy był pijany, mógł nawet coś wziąć. Narkotyki i alkohol czasem naprawdę dziwnie działają na ludzki mózg.

- Wiesz, gdzie jest Aaron Spencer? - zwróciłam się do chłopaka, marszcząc brwi.

Pokręcił głową.

- Trzeba go zabrać do domu - stwierdziłam - Masz samochód?

- A ty nie masz? - odparł, trochę chamsko, jednak w końcu zgodził się zawieźć nas do mojego domu. Na szczęście rodziców nie było.

- Ile wypiłeś? - zapytałam, kiedy usiadł za kierownicą. Zajęłam miejsce z tyłu, kładąc sobie na kolanach głowę Shawna.

- Naprawdę? - uniósł brwi - To jest teraz najważniejsze?

- Jedź - przewróciłam oczami, zapinając pas. Na wszelki wypadek.

Z moją małą pomocą, chłopak przeniósł Shawna na kanapę w salonie. Dowiedziałam się, że nazywał się Marcus.

- Pomóc ci z nim? - zapytał, kiedy ukucnęłam przed kanapą.

- Dzięki - odparłam - Dam radę.

- W razie czego, dzwoń - chwycił ołówek, leżący na komodzie i zapisał swój numer telefonu w notatniku, znajdującym się w tym samym miejscu.

- Nie sądzę, żebyś, jeszcze bardziej pijany, zdołał tu przyjechać - spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, wstając i kierując się do łazienki.

- To... Ja już pójdę - skierował się w stronę drzwi wejściowych.

- Dzięki za pomoc - krzyknęłam, zanim opuścił dom. Pomachał mi ręką i wyszedł.

Weszłam do łazienki, chwyciłam przypadkową szmatkę i umieściłam ją pod strumieniem zimnej wody. Wróciłam do Shawna i uklękłam przed nim. Zaczęłam delikatnie przecierać jego twarz szmatką, zmywając z niej swieżą jeszcze krew. Nie było jej dużo, ale teraz na twarzy chłopaka pojawiło się dużo guzów i siniaków, których wcześniej nie było. Po jakimś czasie na prawej skroni miał już opatrunek. Na szczęście żadna z ran nie była na tyle poważna, żeby trzeba było zakładać szwy.

Brunet obudził się niecałe dziesięć minut później.

- Destiny? - usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos.

- Odpocznij - wyszeptałam, gładząc go po głowie. Miałam do niego conajmniej milion pytań. Byłam trochę wściekła, jednak uśmiechałam się. W końcu nie był w najlepszym stanie. Lawiną pytań zasypię go później.

- Destiny...

- Śpij - szeptałam - Później ci wytłumaczę.

Albo ty wytłumaczysz mi - pomyślałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro