4
- Pora wstać, panie.
Poranne promyki słońca zaczęły ogrzewać moją twarz. Jęknąłem cicho odwracając się na drugi bok. Nic nie jest gorsze niż poranna pobudka przez nowo zatrudnionego służącego.. Poczułem jego delikatną dłoń na ramieniu. Burknąłem pod nosem by ją zabrał i mocniej wtuliłem się w poduszkę.
- Panie... Już prawie południe. - zacisnąłem mocniej powieki.
- Daj mi spać. - mruknąłem w jedwabisty materiał. Usłyszałem prychnięcie.
- Jest Pan tego pewny? Muszę przestrzegać wszelkich zasad i się do nich stosować za wszelką cenę, czyż nie? - jego szept odbijał się o moje ucho. To znaczy, że jego twarz była blisko mojej. - Jedną z tych zasad jest godzina pobudek.. Jest Pan pewny swej decyzji?
- Ta. - mruknąłem ponownie chcąc wrócić do krainy snów, w której moje zmartwienia odchodziły hen daleko. Panowała błoga cisza, która powodowała, że powoli wracałem do swojego świata. Jednak moja harmonia wkrótce została zaburzona.
- RUSZ DUPĘ PANIE, BO CI WPIERDOLE! - na krzyk Victor'a podskoczyłem wysoko na łóżku zrzucając przy okazji kołdrę.
- A gdzie ta Twoja zasrana etykieta?! - warknąłem patrząc wrogo na srebrnowłosego, który z lekka zarumienił się widząc mnie w samych bokserkach. Jednak jak na lokaja przystało szybko zebrał się w sobie wracając do poprzedniego stanu.
- Uciekła!
- Gdzie?!
- Sam mi powiedz! To ty wczoraj zacząłeś! - tupnął zbuntowany nogą. Powstrzymywałem się by nie wybuchnąć śmiechem na jego dziecinne zachowanie. Srebrnowłosy lokaj stał przy łóżku z założonymi rękoma. W jego niebieskich oczach nie było już tego spokojnego, letniego morza, tylko sztorm.
- Co zacząłem? - spytałem przeczesując włosy. Gdyby jego wzrok mógł zabijać... Byłbym pierwszym martwym demonem zabitym przez anioła-lokaja w historii.
- Nie udawaj głupiego! - jęknął. - Ty wysłałeś na mnie tą bestię!
- Bestię? - posłałem mu pytający wzrok. Mężczyzna wzdrygnął się. - Aaa... Tą bestię... - ziewnąłem rozciągając się. - Masz mi to za złe? Taki prosty test sprawnościowy?
- Tortura! A nie jakiś powalony test!
Przekręciłem oczami. Czyli to miała być jego mała rekompensata za to co zrobiłem wczoraj wieczorem? Zaśmiałem się pod nosem. Nigdy nie zapomnę jego wystraszonej miny, która tylko błagała mnie o litość... i pomoc.
- Zaaklimatyzowałeś się, Victor? - zapytałem opierając się o ścianę korytarza. Srebrnowłosy pokiwał głową. - Wiem, że obowiązuje Cię etykieta..
- Tak, z tego co zdążyłem się dowiedzieć ona jest najważniejsza. To część kontraktu. - uśmiechnął się. Odwzajemniłem jego gest przy okazji przejeżdżając językiem po swoich kłach. Uśmiech Nikiforov'a zamienił się na zdziwienie pomieszane z osłupieniem.
- Nie nadużywaj za często "Panie". Czuję się wtedy staro, a jestem młodszy od Ciebie. - westchnąłem podchodząc do niego. - Mam też swoje potrzeby...
- Daruję sobie zagłębiać się bardziej w te informacje..
Chwycił klamkę od drzwi do swojego pokoju. Otworzył go, a ja razem z nim wszedłem do pomieszczenia. Uśmiechnąłem się chytrze zatrzaskując drzwi.
Pokój lokaja był w kształcie kwadratu. Jego ściany były w kolorze jedwabiu, a podłoga wyłożona była puchatą, białą wykładziną. W jednym rogu znajdowała się szafa, a w drugim dębowa komoda. Na samym środku stało duże łóżko z niebieską poszewką. Natomiast na suficie wisiał wielki złoty żyrandol. Coś jak mój pokój tylko pomniejszony trzy razy.
Srebrnowłosy spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłem ramionami jak gdybym nic nie zrobił. Jestem niewinny.. To wiatr. Prawda?
- O co chodzi? - zapytał lekko drżącym głosem.
- Nic, nic... - zaśmiałem się. - Przyglądałem się ścianie.
- A co w niej takiego ciekawe... Aaaaaaaaaaaaaa!!! - Victor odwrócił się w stronę ściany i nim skończył zdanie krzyknął głośno.
Na jego plecach pojawiły się wielkie, białe, puchate skrzydła. Mężczyzna zatrzepotał nimi kilka razy unosząc się wysoko nad ziemią. Spojrzałem na niego w osłupieniu widząc jak usiadł na żyrandolu usilnie się go trzymając.
- Bestia!!!
- Jaka bestia? - zdziwiłem się podchodząc do ściany i zabierając na dłoń małego, czarnego pajączka. - On nie jest groźny. - zaśmiałem się.
- Mów za siebie! To coś jest gorsze od Twoich nieudanych prób podrywu!
- Udam, że nie słyszałem... - szepnąłem do siebie. - No spójrz tylko. - wyciągnąłem w jego kierunku dłoń ze zwierzątkiem.
- Błagam, nie! Wszystko tylko nie to! NIE! NIE!!! - zapiszczał wysokim tonem aż skrzywiłem się.
- Rany, ale ty masz głos... Myślałeś by chodzić do chóru?
- Nie żartuj sobie tak! - jęknął przytulając się do lampy. Pokręciłem głową z politowaniem.
- Anioł Wojny, a strachliwy niczym mysz pod miotłą. - prychnąłem. Spojrzałem na wystraszonego Anioła. - Oj dobra.. - zrzuciłem pająka z dłoni i zadeptałem go. - Widzisz.. zejdź.
- Nie ma mowy.. - zacisnął oczy.
- To rozkaz Nikiforov. - rozszerzyłem w jego stronę ramiona. - Skacz.
Victor przełknął ślinę i wskoczył prosto w moje ramiona nogami otaczając moje biodra. Przytuliłem go silnie gładząc dłońmi jego skrzydła, które były bardzo przyjemne w dotyku. Moje czarne skrzydła demona są co najwyżej szorstkie. Nie warto się nimi chwalić. Ale wracając... Nie wiedziałem, że można mieć aż taką arachnofobię... u faceta.
- Jesteś taki strachliwy Mój Aniołku... Skończy się na tym, że ja będę bronił lokaja...
- Nie poniżaj mnie..
Spojrzałem ponownie na wściekłego Anioła. Uśmiechnąłem się szeroko i posłałem mu pocałunek w powietrzu. Victor skrzywił się, bardziej mrużąc oczy.
- Demon. - warknął.
- Anioł.
Chwyciłem go za rękę i rzuciłem go na łóżko. Oszołomiony Victor obserwował moje ruchy. Usiadłem na nim w rozkroku powodując, że lokaj się zarumienił. Wyciągnąłem się napinając swoje mięśnie brzucha.
- Jesteś na moje rozkazy.. - szepnąłem gładząc go po rozgrzanym policzku. - Dotykaj mnie.
Chwyciłem jego dłoń i zdejmując z niej rękawiczkę skierowałem ją na mój tors. Victor delikatnie opuszkami palców przejechał po mojej skórze zostawiając na niej gęsią skórkę. Chwyciłem drugą dłoń srebrnowłosego. Przybliżyłem ją do twarzy i zębami zdjąłem rękawiczkę wyrzucając ją za łóżko. Obie dłonie Victor'a już same bez mojej pomocy zaczęły piąć się w górę. Odchyliłem głowę do tyłu, gdy dotknął moich obojczyków.
- Czemu milczysz? - zapytałem patrząc na niego. - Powtarzaj moje imię..
- Imię...? - zmarszczyłem brwi. Czy ja do tej pory mu nie powiedziałem najważniejszego?.. Własnego imienia?
- Yuri Katsuki. - zagryzłem dolną wargę. - Powtarzaj.
- Yuri... - zaczął szeptać. Moje imię wypowiedziane przez jego usta było niczym zaklęcie. Oparłem swoje dłonie na jego marynarce, którą zacząłem odpinać. Każdy kolejny guzik był niczym szyfr do sejfu z zakazanym skarbem. Chcesz coraz więcej i więcej, aż nie możesz się powstrzymać. Rozdarłem jego białą koszulę ukazujący tym jego umięśnione mięśnie brzucha. Nachyliłem się i językiem przejechałem po obojczyku mężczyzny.
- Mmm... Victor. - jęknąłem przybliżając się do jego zaczerwienionej twarzy. - Wstydzisz się swojego Pana? Raczej nie powinieneś mieć nic do ukrycia.
- Nie mam... - powiedział przełykając gęstą ślinę. Przejechałem językiem wzdłuż jego szyi aż do podbródka. Zawróciłem na jego jabłko Adama zasysając tam skórę. Cichy jęk rozniósł się po pokoju niczym echo. Przygryzłem delikatnie to miejsce. - Oh, Yuri!
- Myślę, że zaspokoisz moje dwa tysiące lat.. - mruknąłem mu na ucho powodując u niego ciarki. - Podołasz moim wymaganiom?
- Postaram się..
- Będziesz grzeszny. - zauważyłem podpierając się nad nim na łokciach.
- Już jestem. - zaśmiał się krótko. Teraz już nic mnie nie powstrzyma.
Po pokoju rozszedł się dźwięk pukania do drzwi. Cholera.. Teraz?! Westchnąłem podnosząc się z mężczyzny. Jednak on w ostatniej chwili złapał mnie za rękę i ponownie rzucając na łóżko teraz on zawisł nade mną. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Ignoruj. - wyszeptał badając wzrokiem moje ciało. - Rób to dalej.
- Ale pukanie...
- Błagam!
- Victor! - przeturlałem się na niego. - To ja tu dominuję. I nie zamierzam zgrywać delikatnego..
- Panie Katsuki? - po drugiej stronie odezwał się zaniepokojony głos. - Jest Pan tam?
- Nie ma mnie!
- To poszukam gdzie indziej... - po głosie stwierdzam, że to była Mina. Przekręciłem oczami na jej słowa.
- Jak ty to...
- Cii.. - przyłożyłem palec do ust Victor'a. - Daję Ci szansę.. Zaskocz mnie.
***
Hey!
Dobra. Teraz szczerość. LICZYCIE na jakąś scenkę czy NIE LICZYCIE ?
Bo nie wiem czy pisać czy nie! xD HELP MI!
;-; jestem w rozsypce.. ALE! TEN COUNT 2 JEST WIĘC JEST GIT! XD
Dziękuję Wam za wszystko ^^ i za spam i wytrwałość xD
Kocham <333
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro