11
Siedziałem na łóżku i przyglądałem się śpiącemu Victorowi.
Co to miało znaczyć, że mnie kocha? Pojebało go do reszty? Mnie nie da się kochać, wszyscy mnie nienawidzą.
Dodatkowo związki pomiędzy Aniołami, a Demonami są zakazane! A co dopiero jeszcze w świecie ludzi.. Nie dość, że wykluczyliby mnie z piekła to jeszcze zostałbym zapamiętany jako gej.
- Yuri... Panie... - spojrzałem na sługę, który mruczał przez sen. Już bałem się, że ciągle mu mało.. Wczorajszej nocy chyba dochodziłem w nim kilkanaście razy...
Coś się w nim zmieniło. Od czasu, gdy zostałem ranny. Kiedy walczył przeciwko swojemu. Gdy przybrał swoją prawdziwą formę.
Nie chcę narażać go na większe niebezpieczeństwo. Teraz, gdybym poczuł do niego coś więcej, w sytuacji kryzysowej, gdzie musiałbym wybrać pomiędzy nim, a czymś równie ważnym.. Miałbym dylemat. Nie chcę by stała mu się krzywda, ale czy mogę takie uczucie nazwać miłością? Może to przywiązanie albo litość?
Co by to nie było, nie mogę tego dłużej ciągnąć. Źle się czuję.. Czy to poczucie winy?
- Panie? Obudziłeś się? - srebrnowłosy przetarł oczy i spojrzał na mnie. Uroczy. Może to przez jego wygląd i anielskie skrzydła? Zauroczyłem się? Od kiedy go zobaczyłem chciałem mieć go na wyłączność. Ale teraz.. Wiem, że nie mogę. Jest zbyt delikatny, nie mogę go narażać. - Panie?
- Victor.. - westchnąłem zaczesując swoje czarne włosy w tył. - Dlaczego musisz być kimś takim?
- O co chodzi? Jeśli zrobiłem coś nieodpowiedniego błagam ukarz mnie! - podniósł się szybko i natychmiast skulił. Debilu... Po wczorajszym ty chcesz się normalnie ruszać?
- Nie zamierzam! - warknąłem wstając i zarzucając na siebie koszulę. - Nie chciałem mieć seks zabawki! Rozumiesz?! Chciałem mieć kogoś kto byłby przy moim boku! By mi pomagał! Ale nie cierpiał! A ty pierdolisz od rzeczy, że chcesz jakieś kary! Robię Ci krzywdę bez powodu! Powinieneś postawić się mi chociaż raz! Zareagować!
- J-ja prze-przepraszam! - Nikiforov przysunął się do krańca łóżka.. Ukłonił się nisko w miarę możliwości. - Zrobię wszystko co w mojej mocy by Ciebie nie zawieść!
- Już nigdy nie zawiedziesz.. Victorze.
- Panie? - jego oczy się zeszkliły. Odwróciłem wzrok by jego niebieskie, hipnotyzujące tęczówki, które mogłyby spowodować zmianę mojego zdania. Niestety nie ma już odwrotu. - Cz-czy t-ty..?
- Ubierz się i zabierz swoje rzeczy. - zagryzłem dolną wargę. - Zrywam naszą umowę. Kiedy już będziesz gotowy do opuszczenia domu... Przyjdziesz i oddasz mi pierścień.
Wyszedłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Oparłem się o nie głęboko wzdychając. Już po chwili słyszałem gorzki płacz. Ja przepraszam.. Przepraszam Victor..
Ciche pukanie rozniosło się po pomieszczeniu. Kiwnąłem do Miny, by otworzyła drzwi. Pokojówka wykonała moje nieme polecenie.
Przed moim biurkiem stanął Victor. Włosy niedbale ułożone na wszystkie cztery strony świata, blada twarz oraz zaczerwienione, spuchnięte oczy od niedawnego płaczu. Długi, szary, wyciągnięty sweter, zwykłe granatowe spodnie oraz czarne adidasy. Wyglądał jak wrak człowieka.
Na szyi miał nadal naszyjnik z moim pierścionkiem. Westchnąłem i podszedłem do niego wymijając biurko.
- Oddaj mi go. - srebrnowłosy pokiwał przecząco głową. - Nie zachowuj się jak dziecko i oddawaj!
- Pocałuj mnie w dupę!
- VICTOR! - warknąłem łapiąc go silnie za nadgarstki. Mężczyzna zasyczał z bólu.
- Nie oddam Ci jedynej rzeczy z Tobą związanej! - załkał żałośnie. - Dlaczego?!
- Bo tak!
- Kurwa nie! To nie jest odpowiedź!
- Od teraz już jest! - szarpnąłem go do siebie. Stykaliśmy się ze sobą czołami. - Gdybyś mi nie wyznał miłości dalej byś mi służył. - puściłem jego nadgarstki.
Cierpiał. Ukrył twarz we dłoniach i opadł na kolana. Błagam Nikiforov ogarnij się w miarę szybko i nie rób mi scen, gdy pracuje. Przekręciłem oczami opierając się o biurko. Czy będzie mi go brakować? Na jak długo zostanie mi energii? Znajdę kogoś równie dobrego na jego miejsce? Tyle pytań.. Żadnej odpowiedzi.
- Dobra.. - mruknąłem. - Weź ze sobą ten pierścień. I wstań w końcu siary nie rób! - szarpnąłem go do góry.
Po raz ostatni. Wybacz.
Wpiłem się w jego usta zagryzając przy tym jego wargę, z której zaczęła sączyć się krew. Spiłem ją zachłannie. Nikiforov nie chcąc jeszcze zakańczać tego gestu przycisnął mnie mocniej do siebie. Oderwałem się niemal natychmiast przy okazji wycierając usta o rękaw marynarki.
- Idź już.
- Yuri..
- JUŻ! - warknąłem i wypchałem go na zewnątrz zatrzaskując przy tym drzwi. Victor czy ty zawsze wszystko komplikowałeś? W niebie też się sprzeciwiałeś Radzie?!
- Panie Katsuki to dobry pomysł? - rozszerzyłem oczy przypominając sobie, że całej tej szopce przyglądała się pokojówka. Co sobie mogła Mina pomyśleć? Teraz mi nie uwierzy, że to mleko rozlało się na łóżku.. - Wyglądał na przybitego..
- Tak będzie lepiej. - szepnąłem wracając do swojej pracy - dokumentów.
Przechodziłem przez ciemne uliczki, w których wręcz roiło się od złej aury. Byłem jeszcze raz na miejscu zbrodni. Czy ten sam Anioł, który mnie zaatakował, zabił mojego "kuzyna"? To całkiem możliwe... Ale nie znam jego podkategorii by to stwierdzić. Z resztą.. Co to kogo obchodzi? Powybijam wszystkie Anioły po kolei. Tak dla pewności.
- Ciekawe myśli Demonie. - delikatny aczkolwiek mściwy głos odbił się echem od kamiennych murów.
- Kim jesteś? - zapytałem odwracając się do tajemniczej postaci. Mogłem się spodziewać odpowiedzi.
- Anioł Jean. Jeden z podopiecznych Wielkiej Rady.
- A czego chcesz? - warknąłem niezbyt skory do rozmowy.
- Czy to ty splugawiłeś Anioła?! Victora Nikiforova, upadłego, wygnanego Anioła?!
Czarnowłosy mężczyzna o granatowych oczach ubrany był w jasno fioletową bluzę oraz czarne spodnie. Jego białe skrzydła mieniły się w blasku księżyca. Wszystko pięknie, ale chwila...
- Jak to upadłego? Upadłe Anioły mają szare skrzydła! - zmrużyłem oczy podchodząc do niego.
- Stój! - krzyknął i machnął mieczem przecinając mu skórę na policzku. - Nie zbliżaj się!
- O co chodzi?!
- Oficjalnie uznawany jest za upadłego! Zdradził zastępy Aniołów! Uprawiał seks z Demonem! To bezczelne!
- A co zazdrościsz? - prychnąłem wyjmując zza pasa jeden z moich pistoletów. Mężczyzna warknął pod nosem i splunął na ziemię.
- Dupek.
- Nie grzesz. - zaśmiałem się. Wkurzony po raz kolejny próbował mnie dźgnąć, jednak zrobiłem unik.
- Jeszcze jedno słowo! A stanie mu się krzywda!
Krzywda? Komu?
***
Hey!
Kolejny rozdział. xD Amen. Bóg zapłać.
A teraz kabaret oglądać. *O*
Ogólnie oglądnęłam jakieś anime... Devils and Realist... Ktoś coś? xD Osobiście charakterek Dantaliona mi przypadł do gustu xD
Dziękuję Wam za wszystko <333
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro