~ T H R E E ~
Rozdział trzeci: Nie możemy ciągle żyć przeszłością
"Kochana siostrzyczko, dokładnie jutro mija drugi rok od Twojej tragicznej śmierci.
Wciąż jest mi trudno i nie wiesz, jak bardzo jest mi ciężko żyć bez Ciebie, bez tej świadomości, że z nami jesteś...
Jest tyle rzeczy, o których chciałbym Ci opowiedzieć twarzą w twarz.
Jest tyle rzeczy, które chciałbym z Tobą zrobić jeszcze ten jeden raz.
Jest tyle rzeczy, które nie zdążyliśmy jeszcze razem zrobić i już nigdy nie dostaniemy szansy, aby to zmienić.
Moja tęsknota za Tobą nie zmalała ani trochę. Wciąż brakuje mi Ciebie tak samo, jak wcześniej.
Choć to trudne, to muszę być silny – dla Ciebie i dla naszych bliskich – i dalej kroczyć przez życie, nie mogąc pozwolić na to, aby moje słabości mnie pokonały.
Mimo że wiem, że nie chciałabyś, żebym za Tobą opłakiwał każdego jednego dnia i użalał się nad sobą, to nie mogę inaczej.
Bo nie ma dnia, w którym o Tobie bym nie myślał.
Każdego dnia zastanawiam się, cobyś zrobiła, jakbyś zareagowała, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby nie ten niefortunny dzień.
To, co zdarzyło się felernego dziewiątego czerwca, na zawsze pozostawi piętno na moim życiu i psychice.
Jednak przez te dwa lata nauczyliśmy się funkcjonować z tą tęsknotą za Tobą.
Bo czas nas tylko przyzwyczaił do bólu...
Mimo że byłem już dawno zmuszony do tego, aby przyznać się sam przed sobą, że odeszłaś, to to nie zmieniło niczego.
Utraciłem tym tylko nadzieję, że może jeszcze jakimś cudem wciąż żyjesz.
Wszystko pozostało niezmienne. Ból, cierpienie, smutek, żal – to nic nie mogło zmienić.
Nie jestem w stanie wyleczyć się z mojej braterskiej miłości do Ciebie, przez którą od tamtego dnia ogarniają mnie negatywne i smutne emocje, wywołane Twoim brakiem.
Mam jednak wrażenie, że pisząc te listy, w pewnym małym stopniu, jakoś pomaga mi to uporać się z tą tęsknotą. W ten sposób mogę powiedzieć Ci o tym wszystkim, co nie zdążyłem albo co jest nowego w naszej drużynie – choć bez Ciebie to już nie jest to samo – dlatego nigdy nie byłem w stanie nawet pomyśleć o tym, żeby zaprzestać tę czynność. Codziennie od prawie dwóch lat to robię i nie zamierzam przestać. Mimo że nie mogę dostać od Ciebie odpowiedzi na to wszystko, o czym Ci piszę, to lubię czasem myśleć, że gdzieś tam w Krainie Umarłych masz wgląd na Ninjago i na to, co się dzieje i odpowiadasz mi na moje listy...
Jak zwykle gadam już głupoty.
Ostatnie dwa lata były dla mnie, jak i dla naszej drużyny, niezwykle dziwne. A jako iż, że dziwne, to i niełatwe.
Wiele trudnych chwil we dwójkę przeżyliśmy, nawet takie, w których ledwo co wiązaliśmy koniec z końcem, ale te ostatnie dwa lata były dla mnie gorsze, niż wszystkie tamte.
Pierwszy raz nie miałem Ciebie ze sobą.
Przez te ostatnie siedemset dwadzieścia dziewięć dni dużo się działo.
Między tymi wszystkimi rzeczami, które się wydarzyły, o jednej rzeczy nikomu nie powiedziałem.
Zazwyczaj jest tak, siostrzyczko, że Ty "dowiadujesz" się o wszystkim jako pierwsza w listach. Później dopiero ewentualnie mówię reszcie, co z resztą nie zawsze robię.
Wydaje się to błahe i nieważne, ale nie wiem czemu, czuję, że to kryje w sobie głębszy sens.
Regularnie od dwóch lat, przynajmniej raz na tydzień, śnią mi się koszmary.
Wszystkie związane z Tobą, siostrzyczko...
Wydarzenie z dziewiątego czerwca przewija się w moich snach, jak w jakiejś retrospekcji, non stop.
Nic mi nie pomaga i za każdym razem budzę się ze łzami w oczach, spocony i przerażony.
To nie jest łatwe, siostrzyczko.
Nic nie jest bez Ciebie...
I nieważne co, zawsze będę Cię kochał. Nic na świecie tego nie zmieni.
Twój braciszek, Kai"
Odłożyłem delikatnie niebieski długopis o czerwonym korpusie na bok na biurku i zamknąłem duży zeszyt, następnie wstając i podchodząc do czarnej szafy. Ściągnąłem z samej góry jedno z pudełek, po czym włożyłem kolejny zeszyt do środka.
Następny zapełniony listami notes.
Słysząc delikatne pukanie do drzwi, szybko odłożyłem karton z drogocennymi dla mnie zapiskami na swoje miejsce.
– Możesz wejść! – drewniane drzwi uchyliły się, a zza nich wyłoniła się uśmiechnięta czerwonowłosa. Od razu na jej widok również na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Dziewczyna weszła do środka, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie.
– Cześć, skarbie – powiedziałem, podchodząc do niej. Kiedy tylko znalazłem się na tyle blisko, złapałem ją za talię, przyciągając ją do siebie i złączając nasze usta w delikatny pocałunek.
– Cześć, płomyczku – wyszeptała moja miłość w moje usta pomiędzy pocałunkami.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, z uśmiechem na twarzy zilustrowałem jej wygląd.
Lekko ciemno-czerwone włosy jak zwykle związane w wysokiego, zgrabnego kucyka oraz delikatny makijaż. Ubrana w beżową koszulę z trójkątnym dekoltem, wsunięta w czerwone, eleganckie spodnie, sięgające delikatnie przed kostkę i zwykłe, czarne baleriny na nogach.
Jak zwykle wyglądała olśniewająco.
– Wyglądasz pięknie.
Skylor na moje słowa rozpromieniała.
– Dziękuję – pocałowała mnie w policzek, przy czym jedną dłonią wędrowała wzdłuż mojego torsu – Ty też wyglądasz niczego sobie. Uwielbiam, kiedy zakładasz tę koszulę – powiedziała, tym razem poprawiając mój kołnierzyk – Wyglądasz w niej bardzo pociągająco, wiesz? – szepnęła mi do ucha, przez co na moją twarz wkradł się rumieniec.
– Ach tak? – zapytałem, na co dziewczyna z również przyrumienionymi policzkami przytaknęła – Nie zapomniałaś się spakować? – zapytałem, nagle przypominając sobie, że obiecałem moim rodzicom, że zostaniemy u nich na kilka dni.
– Spokojnie, jestem w pełni gotowa. Ale wnioskując po twojej minie, to ten mały szczegół chyba zupełnie wyleciał ci z głowy, co?
– Powiedzmy, że ostatnimi dniami, coś innego zaprzątało mi głowę – uśmiechnąłem się delikatnie, podchodząc do szafy i wyciągając z niej torbę.
Szybko schowałem do niej kilka ciuchów, nowy zeszyt i inne najpotrzebniejsze mi rzeczy na następne kilka dni.
– Chodź, bursztynku, nie chcemy spóźnić się na kolację u moich rodziców, co? – powiedziałem, obejmując ją prawą ręką, a w lewej trzymając czerwono-czarną torbę.
– To nie JA zapomniałam się spakować – zaśmiała się delikatnie, a następnie udaliśmy się na zewnątrz Świątyni Sensei'a Yang'a.
Po tamtym ataku krakena nasza Perła Przeznaczenia została zniszczona. Nawet bardzo. Tak naprawdę tylko cudem udało nam się jeszcze dotrzeć do Ninjago tak, aby nasz dom nie skończył na dnie oceanu. Jednak nikt nie podjął się naprawy statku przez te dwa lata. Przenieśliśmy ją tylko do Jaskini Samurai'a X i tyle. Do samej jaskini nikt już nawet nie chodził, nawet P.I.X.A.L., której Nya przecież powierzyła swoją dawną siedzibę.
Zazwyczaj to właśnie moja siostra zajmowała się naprawianiem i odbudowywaniem starej łajby. Teraz nikt nie chciał tego zrobić. Wiązało się to ze stawieniem czoła starym, bolesnym wspomnieniom związane z Perłą i wszystkimi rzeczami, które się na niej zdarzyły.
W takim wypadku musieliśmy znaleźć nowe miejsce do zamieszkania. Wkrótce padł pomysł, aby wrócić do Świątyni Yang'a, w której tak naprawdę mieszkaliśmy najkrócej.
Przednio żegnając się z wszystkimi, wywołaliśmy nasze smoki, a następnie wzbiliśmy się w górę, kierując mistyczne stworzenia w stronę mojej rodzinnej wioski.
Normalnie lot ze świątyni Airjitzu trwa niespełna pół godziny. Jednak jak tylko wzbiliśmy się w powietrze, Skylor zaczęła odczuwać okropne mdłości, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Czerwonowłosa zazwyczaj należała do osób odpornych na chorobę lokomocyjną, ale teraz choćby najmniejsze drganie smoka powodowało u niej odruch wymiotny. Przez to droga zajęła nam prawie trzy razy dłużej niż zazwyczaj.
Kiedy tylko wylądowaliśmy i po tym, jak po raz kolejny dzisiaj sprawdziłem stan mojej dziewczyny, udaliśmy się do "Czterech Broni", który był połączony z domem moich rodziców. Po wejściu do sklepu delikatnie zapukałem do drzwi, po czym otworzyłem je, wchodząc z moją dziewczyną do środka.
– Kai! – od razu przywitała nas moja mama z założonymi rękami na biodra, patrząc na mnie z lekkim wyrzutem – Myślałam już, że się nie zjawicie!
– Naprawdę przepraszam was, mamo – powiedziałem, podchodząc do kobiety i przytulając się do niej w geście przywitania – Obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy.
– Zupełnie jak Ray – zaśmiała się moja rodzicielka – Wiesz, że on też nie miał w zwyczaju przychodzić punktualnie?
– Maya – usłyszałem stanowczy głos mojego ojca z progu salonu, który teraz patrzył poważnie na swoją żonę. Zazwyczaj każdy łatwo uginał się pod jego wzrokiem, ale nie mama – Proszę cię. Może nie przy Skylor, dobrze? – na jego słowa obydwie, moja dziewczyna i ciemnowłosa, zaśmiały się.
Sky i była Mistrzyni Wody od samego początku, kiedy je sobie przedstawiłem, dobrze się ze sobą dogadywały. Jakby od razu nawiązały jakąś nić porozumienia. Moja mama zawsze cieszyła się, kiedy przychodziłem w odwiedziny, a jeszcze bardziej, kiedy ze mną była moja dziewczyna.
Mój ojciec też bardzo polubił czerwonowłosą dziewczynę, mimo tego, że od początku wiedział, że jest córką byłego mistrza klusek – Chen'a.
Podszedłem do taty się z nim przywitać, podczas gdy moja cudowna Mistrzyni Bursztynu wymieniła uściski z mamą. Jednak, kiedy córka Mistrza Chen'a zrobiła tylko krok w stronę mojej mamy, natychmiast złapała się dłonią za buzię, mruknęła ciche "przepraszam" i najszybciej jak tylko mogła, pobiegła w stronę niedalekiej łazienki. Zaniepokojony jej stanem od razu ruszyłem za nią. Kiedy wszedłem do niewielkiej, lecz ładnej łazienki, zastałem Skylor klęczącą przy sedesie, wymiotując. Bez wahania zrobiłem w jej stronę kilka kroków, przykucnąłem przy niej i jedną ręką odgarnąłem jej kucyka do tyłu i niesforne kosmyki z twarzy, zaś drugą dłonią delikatnie głaskałem ją po plecach.
Kiedy dziewczyna skończyła, nie spoglądając na mnie, powiedziała:
– Kai, mógłbyś przynieść mi z mojej torby szczoteczkę i pastę? – od razu przytaknąłem i opuściłem pomieszczenie. Na zewnątrz czekali już na nas zmartwieni stanem mojej dziewczyny rodzice.
– Wszystko z nią dobrze? – zapytała moja mama od razu – Potrzebuje czegoś? Przynieść jej coś?
– Nie trzeba – zaprzeczyłem, kierując się w stronę pomarańczowej torby, którą dziewczyna w pośpiechu zostawiła na środku korytarza – Prosiła mnie tylko o szczoteczkę – powiedziałem, jak najszybciej odnajdując pożądaną rzecz i wracając do łazienki.
Po chwili, kiedy Skylor wróciła do nas już ogarnięta, moja mama, zaniepokojona jej nagłym pogorszeniem się samopoczucia, od razu postanowiła zająć się chorą Mistrzynią Bursztynu. Kto jak kto, ale ona znała dosłownie każdy możliwy i przede wszystkim działający sposób, aby pozbyć się niemiłych dolegliwości.
Kiedy Skylor w końcu poczuła się lepiej i żadne mdłości już jej nie dokuczały, od razu nabrała kolorów i przede wszystkim wrócił jej apetyt na jedzenie. Moja czerwonowłosa piękności sprawiała wrażenie, jakby nie jadła wieki. Z niemałym rozbawieniem obserwowałem jak Mistrzyni Bursztynu pochłania swój posiłek z ogromnym smakiem. To było do niej niepodobne. Jasne, uwielbiała jeść, ale nigdy nie jadła aż tyle.
Podczas już ostygłej kolacji między nami panowała bardzo miła atmosfera. Żartowaliśmy i rozmawialiśmy cały czas. Po chwili dobiegło do mnie ciche jęknięcie mojej dziewczyny, które tylko ja usłyszałem.
– Cholera – mruknęła – Znowu mi niedobrze...
Nigdy też nie dawała się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, nie pokazywała swoich uczuć.
– Może za dużo zjadłaś? – zapytałem z delikatnym uśmiechem na twarzy, co jak chwilę później się okazało, było poważnym błędem.
– Myślisz, że to jest zabawne? – syknęła przez zęby moja miłość – Myślisz, że dobrze wiesz, jak ja się teraz czuje? Powiem ci coś: Nic nie wiesz! – z tymi słowami Skylor ze łzami w oczach wstała od stołu i po raz kolejny dzisiaj pobiegła do łazienki.
Co w nią wstąpiło? To jest do niej niepodobne.
Moja mama natychmiast pobiegła za Sky, a ja zostałem przy stole zdezorientowany zachowaniem rudowłosej, natomiast mój ojciec tylko spoglądał na mnie podejrzliwie.
W końcu wstałem od stołu i wyszedłem na korytarz, gdzie znajdowały się drzwi wyjściowe, schody, przejście do kuchni i salonu, z którego właśnie wyszedłem oraz wejście do łazienki. Zobaczyłem, że mama stoi oparta o ścianę naprzeciw brązowych drzwi, za którymi zamknęła się moja dziewczyna. Chciałem do niej podejść i zapytać się, czy wie co z Skylor, ale ta, kiedy tylko usłyszała odblokowywane drzwi, natychmiast pobiegła do środka, zamykając je tak szybko, że nie miałem nawet jak zaglądnąć do środka, aby zobaczyć, czy wszystko jest w porządku z córką Chen'a.
– Ugh!! – wydałem z siebie zirytowany krzyk – Wpuście mnie! Mam prawo wiedzieć, co z nią jest!
Ale to nic nie dało.
Chwilami udawało mi się usłyszeć ciepły i spokojny głos byłej Mistrzyni Wody oraz piękny, lecz teraz łamiący się głos Sky. Jednak nie wiedziałem, o czym one mówią. Po kilku minutach usłyszałem jak ktoś wybucha płaczem, a następnie głos mojej mamy, która chyba chciała uspokoić roztrzęsioną dziewczynę.
Nie podobało mi się to. Ani trochę.
To wszystko tylko spotęgowało mój niepokój.
W końcu usłyszałem, jak drzwi koło mnie powoli otwierają się, a zza nich wyłania się sylwetka mojej rodzicielki. Natychmiast jak oparzony podniosłem się z ziemi i stanąłem twarzą w twarz z moją mamą.
– Wszystko w porządku? – zapytałem z niecierpliwością. Bardzo martwiłem się o Skylor. Jej zachowanie jest do niej całkowicie niepodobne.
Moja mama uśmiechnęła się do mnie i powiedziała "Sam idź sprawdzić", po czym poszła do salonu.
Z mocno bijącym sercem przeszedłem próg łazienki, gdzie zastałem siedzącą na skraju wanny Skylor z twarzą ukrytą w dłoniach. W jednej mocno zaciśniętej dłoni trzymała coś.
– Hej, skarbie – powiedziałem łagodnie, podchodząc do niej. Klęknąłem przed nią, aby jakoś zobaczyć jej twarz, co było na darmo, bo Mistrzyni Bursztynu nie miała zamiaru pokazywać mi swojej buzi – Co się stało? – pogłaskałem ją delikatnie po czerwonych włosach, chcąc ją jakoś pocieszyć i zachęcić do mówienia. W takim stanie, w jakim aktualnie się znajdowała, nie mogłem praktycznie niczego od niej wyciągnąć.
Dziewczyna nic nie powiedziała tylko wysunęła w moją stronę dłoń, w której trzymała jakiś podłużny przedmiot. Wziąłem od niej tę rzecz i w milczeniu przyjrzałem się mu.
– C-czy t-to... – spojrzałem na nią zszokowany, a dziewczyna niemrawo przytaknęła.
Z powrotem zerknąłem na test i z lękiem odwróciłem go, aby zobaczyć wynik.
Dwie kreski.
Czyli... był pozytywny.
– Sky...
– Nic nie mów – przerwała mi, delikatnie łkając – Przepraszam cię... – powiedziała z powrotem zakrywając twarz w dłoniach, płacząc.
– Skylor, nie masz za co mnie przepraszać – chwyciłem ją delikatnie za dłonie i podniosłem jej podbródek, abym mógł spojrzeć jej w załzawione oczy. Wysłałem jej delikatny uśmiech – To jest świetna wiadomość! – dziewczyna przestała płakać i popatrzyła na mnie ze zdziwieniem – Skylor, czy ty to rozumiesz!? – wciąż mówiłem podekscytowany – Zostaniemy rodzicami!!
– T-ty... N-nie j-jesteś zły? – zapytała, kiedy zachęciłem ją do wstania na własne nogi.
– Zły? Jak mógłbym być zły? – uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie mogłem uwierzyć w tę wiadomość, to wszystko było jak jakiś sen. Będę mieć dziecko z kobietą, którą kocham nad życie – To jest jedna z najlepszych rzeczy, jaką kiedykolwiek usłyszałem! – natychmiast wziąłem Mistrzynie Bursztynu w objęcia, podniosłem ją i obróciłem wokół własnej osi. Moja radość zwiększyła się, kiedy usłyszałem jej szczęśliwy śmiech.
Życie to ciągłe pasma zlotów i upadków, radości i smutku. Nie możemy ciągle tkwić w przeszłości, bo przegapimy to, co ma nam do zaoferowania przyszłość.
Siostrzyczko, czy ty to słyszysz? Zostanę ojcem.
Szkoda tylko, że nie ma Cię z nami...
***************
Od razu chciałabym przeprosić za tak długi brak rozdziału >_<
Powinnam to powiedzieć na początku książki, ale jakoś mi to umknęło, więc powiem teraz: Jestem w trzeciej gimnazjum, w tym roku piszę egzaminy, a to wszystko oznacza dużo nauki. Mnóstwo. Szkoła często, jak nie codziennie, zabiera mi tyle czasu, że jestem w stanie dla Was coś napisać jedynie w sobotę i w niedziele, a w piątki różnie bywa.
Nawet nie wiecie, jak zadowolona z siebie byłam, kiedy znalazłam czas napisać i poprawić rozdział w jeden tydzień xD
I mimo że za tydzień już święta i wszyscy (bądź prawie wszyscy) będą mieć wolne, to nie wiem, czy w tym czasie (między świętami a Nowym Rokiem) będę mogła coś dla Was napisać :( Niestety, załatwiłam sobie brak komputera do końca tego roku kalendarzowego. A bez dostępu do komputera nie będę w stanie tak szybko i sprawnie napisać rozdziału, a tym bardziej go poprawić. Jednak mam jeszcze tablet i telefon, więc mimo tego, że nie lubię pisać na tych urządzeniach, to będę robić wszystko, co w mojej mocy, żeby podarować Wam następny rozdział jeszcze w tym roku ^_^ Ale ostrzegam, że mogą pojawić się liczne błędy. W tym też, bo napisałam jakieś 1000 słów i poprawiłam go już na tablecie :/
Jeśli zauważyliście błędy, to piszcie śmiało.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was bardzo podczas mojego wywodu i że ktoś tu w ogóle dotarł xD
W razie jakbym nie zdążyła napisać na za tydzień rozdziału, chciałabym już dzisiaj Wam życzyć Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! :D I jako iż w składaniu życzeń nie jestem najlepsza, to na tym zaprzestanę xD
Do następnego! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro