Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ T E N ~

Rozdział dziesiąty: W trakcie przygotowań do wielkiej bitwy

Całą drogę powrotną spędziliśmy w ciszy. Nikt nawet słowem się nie odezwał.

Myślę, że przez to, że każdy z nas był w pełni świadomy tego, co może się niedługo zdarzyć, to nie wiedzieliśmy co powiedzieć ani co o tym myśleć. Musieliśmy wziąć się w garść i powstrzymać Nigel'a przed odebraniem nam i wszystkim innym Mistrzom Żywiołu życia. 

Kiedy odpływaliśmy z podwodnego budynku, w którym byliśmy przez te kilka tygodni więzieni – swoją drogą nie był jakiś wielki tak jak myślałem – zauważyłem, jak wypływa z niego jakiś stwór. Długo nie musiałem się nad tym zastanawiać. Od razu rozpoznałem tego "krakena", z którym się zmierzyliśmy kilka lat temu. Jak tylko go zauważyłem, natychmiast kazałem Zane'owi przyspieszyć, abyśmy jak najszybciej stąd odpłynęli i żeby nas nie zauważył.

Cały czas go obserwowałem, opłynął kilka razy wokół budynku i wokół jego okolic, aż w końcu wrócił tam, skąd przybył. Na szczęście nie zauważył nas.

Dalsza część drogi powrotnej minęła nam bez żadnych niemiłych niespodzianek.

Wkrótce dotarliśmy do Świątyni Airjitzu.

Kiedy tylko wysiedliśmy z R.E.X.'a, ten od razu bez żadnych ceregieli ruszył z powrotem do swojego właściciela.

Typowy Ronin.

Kiedy powoli zaczęliśmy kierować się do środka świątyni, zauważyłem, jak jej drzwi otwierają się na oścież, a w progu stoi ciężarna – która swoją drogą była już w drugim trymestrze ciąży – czerwonowłosa piękność, a tuż za nią dwójka chłopaków wystawiająca głowy zza niej, chcąc cokolwiek zobaczyć i na dodatek jeszcze zaglądająca gdzieś tam z tyłu nindroidka.

Dziewczyna z zaciętą miną zaczęła błądzić po naszych twarzach, aż w końcu jej wzrok padł na mnie. Praktycznie od razu zaczęła promieniować szczęściem, wysyłając mi najszerszy uśmiech, jaki kiedykolwiek u niej widziałem.

– Kai!!

Mimowolnie zaśmiałem się na ten widok, a moja ukochana Skylor najszybciej jak tylko mogła, zważając na jej stan, podeszła do mnie. Pewnie jakby tylko mogła, to rzuciłaby się jeszcze na mnie.

Chłopaki natomiast nie zwlekali i kiedy jeszcze Mistrzyni Bursztynu była w połowie drogi, oni już dawno przybiegli do nas zadowoleni, że udało nam się wrócić cało i zdrowo, przy czym wypytując o wszystko. 

Dziewczyna, kiedy tylko znalazła się blisko mnie, zamknęła mnie w najsilniejszym uścisku, jakim kiedykolwiek mnie obdarzyła. Nie zważając na to, że moja silna dziewczyna jest teraz w stanie nawet połamać mi kości, odwzajemniłem uścisk.

Tak bardzo brakowało mi jej bliskości.

Tak bardzo za nią tęskniłem.

Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę, a jednak tu jestem.

Kiedy się od siebie oderwaliśmy, jedną dłonią chwyciłem jej policzek, a drugą przejechałem po jej czerwonych włosach, wpatrując się w jej piękne, duże, błyszczące, szmaragdowe oczy, po czym złożyłem delikatny pocałunek na jej ledwo co zaróżowionym policzku.

– Jak dobrze, że już wróciłeś – mruknęła cicho – Tak bardzo za tobą tęskniłam, wiesz? – tym razem to ona złapała mnie za policzki, zmuszając mnie tym, abym spojrzał jej w oczy.

– Mi ciebie też bardzo brakowało, bursztynku.

– Właśnie! – praktycznie krzyknęła, przypominając sobie o czymś – Byłam ostatnio u ginekologa i można już określić płeć naszego dziecka – powiedziała, uśmiechając się i błądząc dłońmi po jej już dość sporym brzuszku.

– Naprawdę? – zapytałem podekscytowany – Wiesz?

– Yhm, nie. Poprosiłam lekarza, żeby zapisał mi płeć dziecka na kartce w kopercie, bo nie chciałam się o tym dowiedzieć bez ciebie.

– Nie mogę się doczekać, bursztynku – pogładziłem ją po policzku, na co ona uśmiechnęła się.

– Nie chciałbym wam przeszkadzać, papużki nierozłączki, ale chyba już powinniśmy wrócić do środka – przerwał nam Cole, przez co moja dziewczyna długo nie zwlekała i zaczęła gromić go wzrokiem – Chłodno się robi, uspokój się! 

– Powiem wszystko Seliel! – zagroziła, dobrze wiedząc, że różowowłosa jest ogromną "fanką" naszego związku. Należała do jednych z tych osób, które najbardziej się ucieszyły na wieść o moich planowanych zaręczynach, o dziecku i o wszystkim, co w ogóle było z nami związane.

Nie cierpiała też, kiedy ktoś – a najczęściej był to jednak Cole – przerywał nam.

– Nie! – Mistrz Ziemi wydawał się niemal przerażony tą myślą – Nie rób tego, bo zabierze mi wszystkie zapasy ciasta!

Skylor nic już nie powiedziała, tylko wystawiła w jego stronę język i złapała mnie za moją rękę, przy czym ciągnąc mnie do środka klasztoru.

W środku w centrum dowodzenia czekali już na nas Cole, Lloyd, Jay, Zane, P.I.X.A.L., Neuro i Wu. Domyśliłem się, że w międzyczasie odnieśli Mistrzynię Hipnozy do jednego z wolnych pokoi w świątyni i teraz Misako się nią zajmuje.

– Rozumiem, że ty Kai i Neuro możecie być bardzo wyczerpani, ale proszę was, zostańcie tu na chwilę, a później możecie pójść do pokoju odpocząć – tylko przytaknąłem z chłopakiem w geście zgody – Neuro, jeśli tylko się zgodzisz, to możemy ci przydzielić tymczasowy pokój – tym razem skierował to tylko do Mistrza Umysłu.

– Bardzo dziękuje, niestety czuję, że nie byłbym na siłach wytworzyć smoka i dolecieć do domu sam.

– W takim razie, Zane, jeśli mógłbyś, to później zaprowadź naszego kolegę do któregoś z wolnych pokoi – Mistrz Lodu tylko przytaknął.

– Kai, Neuro, chciałbym was prosić, abyście nam teraz wszystko opowiedzieli.

I wtedy z Mistrzem Umysłu rozpoczęliśmy naszą opowieść. Powiedzieliśmy im wszystko to, co nas spotkało, o tym, co sami usłyszeliśmy. Dosłownie wszystko. Nie ukryliśmy żadnej mniej lub bardziej istotnej informacji. Opowiedzieliśmy im przyczyny takowego zachowania naukowca, co chciał zrobić i po co, o tych maskach... O Nyi, o zagładzie Mistrzów Żywiołu.

Wiedzieli teraz wszystko, co my sami.

– To wszystko... jest poważniejsze i bardziej niebezpieczne niż na początku myślałem, że będzie – mruknął Lloyd, kiedy zakończyliśmy naszą opowieść.

– Wszystko, co robimy jest niebezpieczne – mruknął cicho Mistrz Ziemi.

– Masz rację, bratanku – Wu zignorował wcześniejszy komentarz swojego pierwszego ucznia z tej grupki – Nic dzisiaj nie wymyślimy, możecie się rozejść. My w tym czasie spróbujemy skontaktować się z resztą Mistrzów Żywiołu. Potrzebujemy teraz każdej pomocy.

Jako iż teraz chyba najbardziej marzyłem o prysznicu, dobrym posiłku i zaśnięciu w wygodnym łóżku tuż koło miłości mojego życia, postanowiliśmy z Sky pójść pierwsze do kuchni coś przygotować, a później udać się do mojego pokoju na górze. 

Tak jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy.

Kiedy wróciłem spod prysznica, zastałem moją czerwonowłosą piękność siedzącą na moim łóżku z beżową kopertą w dłoni.

– Co tam masz? – zapytałem, wycierając jeszcze mokre włosy w ręcznik.

Dziewczyna od razu na dźwięk mojego głosu podniosła głowę i uśmiechnęła się w moją stronę, co bez zastanawiania się odwzajemniłem.

– Przeszukałam torebkę i udało mi się znaleźć tę kopertę od ginekologa – podeszła do mnie i machnęła mi przed twarzą beżowym papierem z jakimś odręcznym napisem – Pomyślałam, że chciałbyś się w końcu dowiedzieć, co dokładnie niosę pod sercem i przez kogo dałam ci taki trudny czas na początku ciąży – zaśmiała się delikatnie swoim pięknym śmiechem, w którym od razu się zakochałem, kiedy po raz pierwszy go usłyszałem.

– Nie chcesz poczekać? Myślałem, że będziesz chciała to zrobić na przyjęciu dla dziecka.

– Nie, nie lubię za bardzo takich zwyczajów. Poza tym chce wiedzieć teraz. Zżera mnie już ciekawość – uparła się, co wywołało we mnie śmiech.

– W takim razie otwieraj.

Stanąłem za nią, obejmując ją z tyłu i gładząc ją po brzuchu. Oparłem głowę na jej ramieniu, dzięki czemu byłem w stanie zobaczyć kopertę.

Skylor bez wahania otworzyła ją i wyciągnęła z niej niewielką, białą kartkę, która była złożona na pół.

– Gotowy? – delikatnie odchyliła swoją głowę w bok i obróciła się tak, aby chociaż trochę zobaczyć moją twarz.

– Chyba nigdy nie byłem bardziej gotowy.

– A chcesz, żeby to była dziewczynka czy chłopiec?

– To nie ma znaczenia, Sky.

– No, ale co byś chciał najbardziej?

Na kilometr potrafiłbym wyczuć, że zaczyna się stresować tym, co jest napisane na kartce.

– Skylor, otwieraj to już!

– Dobra no!

Zaśmialiśmy się i Mistrzyni Bursztynu od razu rozłożyła kartkę, ukazując nam obydwu płeć dziecka, które nosiła pod sercem moja czerwonowłosa piękność.

Zobaczyłem ukradkiem, jak na twarzy mojej dziewczyny pojawia się mimowolnie uśmiech. Nie ukrywam, że i na moją twarz zakradł się ten sam gest.

Nie było dla mnie ważne to, czy nasze dziecko będzie chłopczykiem, czy dziewczynką.

Cieszyłbym się na to i na to.

– To dziewczynka – mruknęła wciąż z uśmiechem Sky.

– Yhm – potwierdziłem jej słowa – I z pewnością będzie tak samo piękna jak mama.

– I na pewno będzie tak samo czarująca jak tata.

– Nie, to będzie po nas obu – zaśmiałem się, stając przed nią.

Mistrzyni Bursztynu wydała z siebie cichy chichot, a następnie spojrzała mi w oczy.

– Kocham cię, wiesz? – powiedziała, po raz kolejny w ciągu ostatniej chwili uśmiechając się szczerze.

– Wiem, bursztynku, wiem – złapałem ją delikatnie za kark i przyciągnąłem do siebie, składając namiętny pocałunek na jej ustach – Ja ciebie też kocham – szepnąłem jej w usta – I ciebie, mały skarbie – położyłem dłonie na jej okrągłym brzuchu, po czym podniosłem bluzkę mojej dziewczyny i pocałowałem delikatnie jej nagą skórę.

~ ♡ ~

Następnego dnia obudził mnie dosyć głośny trzepot masywnych skrzydeł.

Zaniepokojony tym, co to może być szybko, ale bezszelestnie, aby nie obudzić smacznie śpiącej obok Skylor – którą ten hałas najwidoczniej nie obudził – wstałem i podszedłem do okna.

Na szczęście nie było to nic niebezpiecznego, bo zobaczyłem za oknem stado lecących smoków, na których siedzieli wszyscy Mistrzowie Żywiołu.

Jak dobrze, że każdy postanowił się zjawić.

Postanowiłem dać jeszcze pospać mojej dziewczynie i szybko, ale cicho – jak na ninje przystało – zebrałem się. Już ubrany wyszedłem z pokoju i skierowałem się do wspólnej łazienki, gdzie chciałem kontynuować moją poranną rutynę.

Niedługo później wszyscy – wszyscy Mistrzowie Żywiołów włączając w to Corę, która w nocy w końcu wybudziła się, Wu, Misako i P.I.X.A.L. – spotkaliśmy się w centrum dowodzenia, aby omówić plan działania przeciwko Nigel'owi.

– Słuchajcie, według Kai'a i Neuro, Nigel może zaatakować w każdej chwili – zaczął Lloyd, kiedy P.I.X.A.L. skończyła im streszczać wszystko, co powinni wiedzieć. Nie było czasu na zapoznanie ich z dokładniejszymi szczegółami – Prawdopodobnie nie miał jeszcze ułożonego planu działania, ale na pewno po tym, jak Kai, Neuro i Cora zniknęli, będzie chciał jak najszybciej wkroczyć do akcji. Pytanie brzmi, co robimy?

– Karlof wiedzieć tylko tyle, że my nie możemy po prostu siedzieć i nic nie robić – odezwał się Mistrz Metalu – Karlof chce się bić! – mężczyzna zerwał się z miejsca i charakterystycznie stuknął wielkimi pięściami o siebie, dzięki czemu całe jego ciało było pokryte metalem.

– Ale musimy mieć plan, wielki gościu – westchnął Griffin Turner, ściągając na dół swoje nogi, które dotychczas miał założone na stole.

– Musimy się jakoś obronić! – zerwała się Tox, Mistrzyni Trucizny – Karlof jednak ma racje, nie możemy siedzieć bezczynnie!

– Właśnie, musimy działać! – do zielonowłosej dołączył Pale Man – Musimy zacząć atakować!

– Wiemy, gdzie mają siedzibę. Myślę, że powinniśmy zrobić atak z zaskoczenia! – odezwał się Shade.

– Uspokójcie się! Tak nic nie wymyślimy! – zdenerwował się Lloyd, dzięki czemu wszyscy ucichli – Dziękuje.

Ale teraz nikt nie odzywał się, każdy zastanawiał się nad planem, który byłby najlepszy.

Przypominając sobie pewną scenę, kiedy byłem więziony, wpadłem na pomysł.

– Istnieje możliwość, że jeśli zniszczymy jego zmechanizowany rękaw, dzięki któremu te maski jego wojowników działają, to wyłączą się i straci panowanie nad armią.

– To jest pomysł, ale wiesz, czy to na sto procent zadziała? – zapytał Griffin, na co pokręciłem przecząco głową.

– Nie jestem pewny.

– Ale dobre i to! – zachęcił Lloyd – Powinniśmy mieć jeszcze jakieś pomysły w zanadrzu, dawajcie!

Bardzo długo rozmawialiśmy o naszym planie. Było wiele, różnych pomysłów. Jedne dobre, a drugie gorsze. Na szczęście udało nam się przygotować różne warianty i opcje, które może mogą się udać. Z pewnością było to lepsze niż nic.

W międzyczasie włączył się alarm z zawiadomieniem, że znowu dzieje się coś niepokojącego w mieście Stiix. Pale Man i Griffin zaproponowali, że pójdą tam na zwiady to sprawdzić, jako iż pierwszy z nich w razie wypadku może bez problemu zniknąć, a drugi z ogromną prędkością uciec.

Niedługo później dostaliśmy od nich odezw w centrum dowodzenia.

– Co się dzieje, Griffin? – zapytał nasz zielony Wybraniec.

– Ech, słuchajcie, nie jest dobrze – odezwał się po drugiej stronie Mistrz Prędkości.

– Wygląda na to, że ten świr Nigel postanowił zbombardować to miasto i zaatakował chyba z całą swoją armią – powiedział tym razem Pale Man.

– Lloyd, on chyba chce sprowadzić jak najwięcej Mistrzów Żywiołu w jedno miejsce – powiedziała na głos swoje myśli P.I.X.A.L., która stała obok niego.

– Co robimy, Lloyd? – zapytałem wraz z Mistrzem Światła i Prędkości.

******************

Mam nadzieję, że podobał się Wam dzisiejszy rozdział :D

Dajcie znać, co sądzicie tutaj o kailor.

W następnym rozdziale będzie wielka bitwa. Mam nadzieję, że uda mi się to dobrze napisać, bo nie znam się zbytnio na tym xD

Do następnego! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro