~ O N E ~
Rozdział pierwszy: "Któregoś pięknego dnia znowu się spotkamy"
Nic już nie sprawiało mi takiej samej radości jak przedtem. Nawet lot smokiem. Kiedyś wywoływał we mnie niesamowite uczucia. Uwielbiałem to. Kochałem to uczucie wiatru we włosach nawet wtedy, kiedy niszczył mi moją fryzurę, to jak wiał mi prosto w twarz... A najbardziej na świecie z tego wszystkiego uwielbiałem tę prędkość podczas wyścigu.
To było niesamowite doznanie za każdym razem i nigdy nie mogłem przestać się tym zachwycać.
Ona też je kochała i często razem urządzaliśmy ze sobą wyścigi. To była dla nas miła, siostrzano-braterska rywalizacja.
Teraz już nawet to nie wywołuje we mnie tych samych emocji, co kiedyś.
Lecąc tuż za Lloyd'em na smoku, nie mogłem spojrzeć nikomu w twarz. Za każdym razem unikałem jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego i uciekałem nim gdzieś po ziemi, niebie... Bałem się, że prędzej, czy później nie wytrzymam i wybuchnę.
Tylko na początku któryś z nas chciał jakoś rozluźnić atmosferę, poprowadzić chociażby małą konwersację, co z resztą z góry było spisane na porażkę. Nikt nie miał humoru na rozmowy. Nie w dzień upamiętnienia jednej z nas. Naszej przyjaciółki, koleżanki z drużyny, siostry.
Lecieliśmy wszyscy gęsiego za sensei'em, który jako jedyny z nas wszystkich próbował nie załamywać się, nie dawać się pogrążyć w smutku.
Jasne, na pewno było mu przykro z powodu całej tej zaistniałej porażki. Był z nami w końcu tego felernego dnia. Nya była jego uczennicą. Mistrzowi Wu zależało na niej tak samo, jak i na nas. Jednak Wu jako dorosły mężczyzna umiał zapanować nad emocjami, nie to, co reszta z nas.
Z każdą chwilą, kiedy wiedziałem, że jesteśmy coraz bliżej naszego celu, czułem narastającą gulę w gardle i miałem wrażenie, że serce mnie coraz bardziej boli. Biło mocno i wolno.
W końcu podniosłem wzrok i spojrzałem na resztę.
Wu i Misako lecieli na przodzie, tuż za nimi Lloyd ze spuszczoną głową. Tak samo Jay lecący za mną, Cole i Zane z P.I.X.A.L.
Mimo że nie rozmawiałem dużo z resztą od tamtego dnia, doskonale wiedziałem, że innym jest równie ciężko z tym wszystkim, co mi. Cole chyba próbował udawać nieruszonego tym wszystkim, twardym jak jego żywioł. Jednak wiem, że Mistrz Ziemi traktował moją młodszą siostrę, jak własną. W końcu wszyscy byliśmy jedną, wielką rodziną. Kiedy coś złego się działo, martwiliśmy się i wspomagaliśmy się nawzajem. Dobrego, wtedy cieszyliśmy się wszyscy razem. Kiedy ktoś z nas odchodził, cierpieliśmy razem jak prawdziwa rodzina. Kiedy ktoś z nas miał problem, staraliśmy się go rozwiązać razem.
Mogłem się tylko domyślać, co czują inni. Zane, to dla mnie wielka tajemnica. Jest ninjadroidem. Oni w ogóle mają uczucia? Ale on jest inny. On jest jak my i pewnie też przeżywa niewyjaśnioną śmierć jednej z nas.
W głowie pojawiło mi się wspomnienie, kiedy musiałem opowiedzieć naszym rodzicom, co się stało. To nie było łatwe. Ani dla mnie, ani dla nich. W tamtej chwili miałem jeszcze złudną nadzieję, że to wszystko to jednak nie prawda, głupia fikcja. Mimo to i tak przeżywałem.
Do końca życia nie zapomnę tej trudnej chwili. Tej ogromnej guli w moim gardle. Tego, jak z trudnością szło mi wymówienie, chociażby jednego słowa. Wyraz ich zrozpaczonych twarzy, kiedy mamie zaczęły spływać łzy po policzkach jak po rynnie i walka taty nad łzami, chcąc przy tym jakoś uspokoić małżonkę. To jak po niedługiej chwili i on, mój twardy i nieugięty rodzic, również nie wytrzymał i dał upust łzom. Zaraz potem i ja nie wytrzymałem. Właśnie wtedy zacząłem sobie uświadamiać, że to wszystko to jednak prawda. Przedtem nie chciałem i nie mogłem przyjąć tego do wiadomości. Chciałem ją znaleźć, udowodnić wszystkim, że to jednak nie prawda. Że moja ukochana siostrzyczka jednak żyje!
Ale nie mogłem się dłużej oszukiwać. Nie mogłem już nic zrobić.
Nic tylko przyznać, że to prawda.
Zaważyłem, że Lloyd zaczyna obniżać lot swojego smoka, prawdopodobnie zmierzając do lądowania. Ja, a następnie za mną i reszta naszej drużyny, poszedłem w ślady Wybrańca.
Spojrzałem w dół. Nie dało się nie dostrzec tłumu ludzi ubranych na czarno, który zebrał się na wielkim placu. Na tym samym, na którym kiedyś oddaliśmy cześć i upamiętniliśmy Zane'a po jego poświęceniu.
Nie mogłem znieść tego wszystkiego. Wszystko mnie powoli drażniło.
Ten zachód słońca.
Ludzie, którzy się dzisiaj tu zebrali, każdy z nich trzymający w ręku po jednym lampionie.
Dużego zdjęcia mojej siostry na samym środku placu, który sprawiał, że kiedy tylko się na niego popatrzyłem, chciało mi się płakać jeszcze bardziej i bardziej. Nie poprawiało to fakt, że to było jej najładniejsze zdjęcie, które na dodatek jeszcze zawsze nosiłem w portfelu. Po to jakbym był od niej gdzieś daleko, zawsze była za mną, żebym nie tęsknił.
To teraz nie pomagało.
Nic nie mogło pomóc.
Dobijało mnie to, że nawet nie odnaleźliśmy jej ciała. Nie mogłem po raz ostatni spojrzeć na jej spokojną twarz, ten ostatni raz dotknąć jej, złapać za drobną rękę, a tym bardziej odpowiednio się z nią pożegnać.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wylądowaliśmy nieopodal, a nasze smoki zniknęły. Nogi same mnie prowadziły w stronę tłumu, mimo że tego nie chciałem.
Rozglądając się po nich, zauważyłem mnóstwo znajomych twarzy. Ale nie zabrakło i kilku obcych. W końcu była jedną z obrończyń Ninjago.
Skylor, Cora, Seliel, rodzice Jay'a, moi rodzice, ojciec Cole'a, Mistrzowie Żywiołów, Borg i inni...
Wszyscy.
Ukradkiem zobaczyłem jak Edna u boku Ed'a podchodzą do swojego syna ze smutnymi wyrazami twarzy. Mama Mistrza Piorunów delikatnie rozwarła ramiona przed swoim synem, próbując delikatnie się uśmiechnąć, z czego wyszedł grymas. Chłopak bez skrupułów przytulił się do swojej rodzicielki, próbując nie szlochać za głośno. Ona nic nie mówiąc, objęła go mocno, ręką jeżdżąc po jego plecach. Natomiast Ed, chcąc również pomóc jakoś pocieszyć syna, otulił ramionami chłopaka.
W tym momencie jedyną rzeczą, na którą miałem ochotę, to być z moimi rodzicami w tej trudnej chwili.
Kiedy zmierzałem do zrozpaczonego małżeństwa siedzącego w pierwszym rzędzie, na swojej drodze spotkałem Skylor.
Wiecznie piękną, zawsze świetnie pachnącą i pewną siebie Mistrzynię Bursztynu. Moją cudowną dziewczynę, moją Skylor.
A zarazem najlepszą przyjaciółkę mojej siostry.
Córka Chen'a nie wyglądała tak, jak zawsze. Wydawało mi się, że straciła swój blask, stała się bardziej blada i przygnębiona.
W końcu nie codziennie traci się swoją najlepszą przyjaciółkę.
Mimo to wciąż wyglądała pięknie.
Moje tęczówki spotkały się z jej przygnębionymi, zielonymi i przez chwilę miałem wrażenie, że to wszystko zaczyna mnie przytłaczać coraz bardziej. Po raz pierwszy byłem w stanie odczytać z nich to, co czuje. Skylor zawsze doskonale potrafiła ukrywać swoje uczucia przed każdym, z resztą nie tylko uczucia. Już od pierwszego dnia, kiedy ją zobaczyłem, przekonałem się o tym.
Jednak dzisiaj było inaczej.
Mistrzyni Bursztynu nawet nie starała się chować coś.
Widziałem jej smutek, a ona mój.
Obydwoje w tym samym momencie przylgnęliśmy do siebie. Poczułem na moim ramieniu jej pojedynczo spływające łzy, podczas gdy ja, odkąd tylko wyszedłem z pokoju, starałem się moje zdusić w środku, czekając tylko na to, aż znowu znajdę się w swoim pokoju i móc dać im upust.
– Kai – zaczęła swoim pięknym głosem, w którym zakochałem się odkąd po raz pierwszy go usłyszałem – Jestem z tobą. Nie ważne cobyś myślał, nie opuszczę cię. Pomogę ci – w tym momencie dziewczyna oderwała swój policzek od mojego ramienia, dotknęła smukłą dłonią mojego policzka i spojrzała mi w oczy – Przetrwamy to razem.
Niemrawo przytaknąłem na jej słowa, czując, że jeśli się odezwę, to już nie zapanuję nad łzami.
Kolejną rzeczą, która mnie wkurzała, było to, że od tamtego dnia stałem się bardziej emocjonalny niż przedtem. Nie lubiłem okazywać uczuć. Czasem wręcz niektórych nie cierpiałem. A szczególnie bólu i smutku. Jako mężczyzna gardziłem łzami. Od zawsze twierdziłem, że jeśli dorosły facet potrafi się rozryczeć jak dziecko, to nie jest prawdziwym facetem.
Twierdziłem tak, dopóki sam nie doświadczyłem tak ogromnego cierpienia, że już nie potrafiłem zapanować nad niczym.
W końcu ja, dorosły mężczyzna, od kilka dni nie potrafię powstrzymać łez i chwilami płaczę jak małe dziecko.
Ani trochę mi się to nie podobało, ale nie potrafiłem inaczej.
W końcu straciłem moją siostrę.
Moją ukochaną siostrzyczkę.
Tą, którą przysięgałem chronić, nieważne coby się działo.
Chwyciłem czerwonowłosą za dłoń i razem z nią skierowałem się do pierwszego rzędu do moich rodziców. Siedzieli razem, obejmując się nawzajem i pocieszając.
Usiadłem koło mojej mamy i chwyciłem ją za rękę. Ona spojrzała na mnie, a za jej wzrokiem od razu podążył mój tata. Nic nie powiedzieli, nie musieli.
Wkrótce wszyscy zaczęli zajmować miejsca wraz z zachodem słońca.
Chciałem, żeby to wszystko już minęło, żebym miał już to wszystko za sobą.
Zobaczyłem Cyrus'a, który powoli zmierzał na podwyższenie. Jako pierwszy zgłosił się do przeprowadzenia memoriału mojej siostry.
Naukowiec przez pierwsze kilka minut opowiadał o ciągu życia, o śmierci, bólu, o cierpieniu. Podkreślał, że zapewne osoba, która od nas odeszła, jest teraz w lepszym świecie...
Czując, że długo nie wytrzymam, oparłem łokcie o kolana, a w dłoniach ukryłem twarz. Poczułem jak siedząca koło mnie Skylor, przytula się do mnie i kładzie swoją dłoń na moich plecach w geście wsparcia.
Mimo że nie chciałem, żeby oglądała mnie w takim stanie, to byłem jej wdzięczny za to, że po prostu tu ze mną jest. Nie musiała mi nic mówić, pokazywać, dla mnie wystarczyło to, że jest.
– ...Niedawno odszedł od nas ktoś ważny – Cyrus przerwał na chwilę, chcąc jakoś dobrze dobrać słowa – Ktoś, kogo na pewno będzie nam brakować. Nya Aurora Smith była niesamowitą dziewczyną. Inną, wyjątkową i niezastąpioną dla wielu. Samurai X, Mistrzyni Wody, dziewczyna ninja... Mimo że sam nie znałem jej wystarczająco długo, to wiem, że była jedyna w swoim rodzaju. Podziwiam ją jako naukowiec, z resztą nie tylko jako naukowiec, i tak już zostanie. Ta drobna dziewczyna, ona sama, niezwykle waleczna i broniąca swoich praw, często dokonywała coś, czego nikt się nie spodziewał. Łamała wszelkie stereotypy, ukazując, jak silne potrafią być kobiety i jak dużo mogą same osiągnąć. Jestem pewien, że Ninjago będzie brakować tak świetnej wojowniczki, jaką była Nya. Z pewnością w swoim życiu mogłaby osiągnąć jeszcze więcej, niż już do tej pory osiągnęła. Zostanie ona już na zawsze częścią historii Ninjago i na pewno pamięć o niej nie umrze.
Cyrus Borg zjechał z podwyższenia skinając do nas głową, na znak, że teraz nasza kolej, żeby coś powiedzieć o mojej siostrze.
Poczułem jak Skylor mocniej się do mnie przytula.
Bo teraz była moja kolej. Miałem tam pójść i opowiedzieć coś o mojej siostrze w imieniu mojej rodziny i przyjaciół. Mama na pewno nie mogłaby to zrobić. Ta silna i pewna siebie kobieta, po której Nya odziedziczyła większość cech, teraz była całkiem nie do poznania. Załamała się. Natomiast ojciec próbował nie dać po sobie tego poznać i chciał jakoś wspierać małżonkę, nie opuszczając jej nawet na krok.
Wstałem i powoli skierowałem się w stronę mikrofonu, przecierając dyskretnie oczy. Kiedy stanąłem tuż obok zdjęcia mojej siostry, modliłem się po prostu, żeby to wszystko okazało się tylko głupim koszmarem.
Przejechałem szybko wzrokiem po wszystkich zgromadzonych. Było ich tu naprawdę dużo.
Delikatnie odchrząknąłem, chcąc, aby mój głos nie był cały zachrypiały od długiego niemówienia.
– Przez większość mojego życia Nya była moją jedyną rodziną. Opiekowałem się nią, a ona mną. Wspieraliśmy się, chroniliśmy i w złych chwilach podtrzymywaliśmy się na duchu – mój głos co chwilę nieco się łamał, jednak mówiłem dalej – Przeżyliśmy razem naprawdę wiele i praktycznie zawsze mieliśmy tylko siebie. Moja młodsza siostra była chyba najodważniejszą osobą, którą kiedykolwiek spotkałem. Pewna siebie, nieugięta, potrafiąca zadbać o innych i o siebie. Mimo że miała tylko osiemnaście lat, tak jak mówił Cyrus, osiągnęła wiele. Naprawdę wiele. Wiem, że jeśli dane byłoby jej z nami zostać... – po raz kolejny głos mi się załamał, ale mówiłem dalej. Chciałem skończyć to, co zacząłem. Dla niej – Wierzę, że byłaby w stanie dokonać wszystkiego, czego tylko zapragnęłaby. Nieraz byłej z niej dumny, szczęśliwy, że mam tak cudowną siostrę, ale nie było dnia, kiedy się o nią nie martwiłem. Kiedy została Samurai'em X, nie miała ze sobą drużyny jak ja i bałem się, że coś kiedyś może jej się stać, że nie będzie miał kto jej pomóc... Ale ona zawsze świetnie dawała sobie radę sama i często nawet bywało tak, że to właśnie ona ratowała mnie i chłopaków z opresji – mimowolnie uśmiechnąłem się na te miłe wspomnienia – Nie potrafię sobie wyobrazić, mieć inną siostrę niż ją, bo dla mnie ona była najlepsza. Mimo wielu sprzeczek, kłótni, które przeszliśmy, to nigdy nie chciałem i nigdy nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby jej nie było... Mimo że teraz stało się to prawdą... to ona już na zawsze z nami zostanie. Będziemy ją nosić w naszych sercach – tymi słowami skończyłem swoją wypowiedź, czując, jak łzy lecą mi po policzkach w dół.
Kiedy tylko usiadłem, poczułem jak Skylor łapie mnie za rękę i mocno ją ściska.
Po mnie jeszcze kilka osób zabrało głos, a potem Cyrus z powrotem wrócił na podwyższenie.
– Chciałbym, żebyśmy teraz wszyscy zapalili nasze lampiony i oddali tym cześć jednej z nas, która odeszła. Obrończyni Ninjago. Pierwsi niech wypuszczą najbliżsi przyjaciele i rodzina – wszyscy wykonali polecenie Cyrus'a i cierpliwie czekali, aż będziemy gotowi na ten ostatni krok.
– Ostatnio odszedł od nas ktoś ważny. Ktoś po kim na zawsze zostanie rana w naszych sercach nie do uleczenia – jako pierwszy zabrał głos mój ojciec.
– Ktoś, kogo nigdy nie zapomnimy – kontynuował Zane.
– Bo ona zawsze zostanie w naszych sercach i w pamięci – dołączył się sensei Wu.
– Była ważna dla wielu i jest niezastąpiona dla wielu – mówiła Misako.
– Była doskonałą przyjaciółką, dziewczyną, córką, siostrą, wojowniczką... – powiedziała Sky.
– Urodzoną, aby kochać i pomagać innym – kontynuowała mama.
– Żyła nie dla sławy i pieniędzy, ale dla rodziny i przyjaciół – powiedział Cole.
– I umarła dla nich – zabrała głos P.I.X.A.L.
– Była kimś, na kim można było polegać – powiedziała Seliel.
– Kimś w kim miałeś poparcie i wiedziałeś, że będzie wtedy, kiedy będziesz jej potrzebować – kontynuował Lloyd.
– Nie była kimś, kto łatwo się poddawał, a walczącą o swoje – powiedziała Cora.
– Osobą kochającą i kochaną przez wielu – powiedział Jay.
– Nyo Auroro Smith, dzisiaj żegnamy cię, nie tylko jako obrończynię Ninjago, ale i jako niezwykłą osobę, która na zawsze pozostanie częścią nas i wierzymy, że kiedyś znów się spotkamy – po moich słowach wypuściłem wraz z rodzicami świecące lampiony ku niebu, a zaraz po mnie reszta ninja z Wu i Misako. Tuż za nimi puściła i reszta zgromadzonych, dzięki czemu niebo pokrywały liczne żółte światełka.
Po policzkach znowu zaczęły mi się lać łzy.
Żegnaj...
"Droga siostrzyczko, będzie mi Cię brakować.
Wiem, że już nigdy nie usłyszę Twojego śmiechu, nie przytulę cię, nie pocałuje na dobranoc, ani nie zrobię tych wszystkich innych rzeczy, bo Ciebie już nie ma.
Pożegnaliśmy Cię w godny sposób, na który zasługiwałaś, mimo fatalnej i okrutnej śmierci, która Cię spotkała.
Nie tylko mi Cię będzie brakować, bo wiem, że nam wszystkim jest smutno bez Ciebie.
Ale na pewno nie zapomnimy o Tobie. Zostaniesz z nami w naszych sercach na zawsze, aż w końcu pewnego dnia znowu się spotkamy.
I tego dnia powiem Ci, jak bardzo mi Cię brakowało i jak bardzo Cię kocham.
Tego pięknego dnia, którego mam nadzieję znów Cię ujrzeć, siostrzyczko, odejdą wszystkie smutki i żale, bo znów będę mieć Cię przy sobie.
Wiem, że nie wolno mi teraz odchodzić z tego świata i nie zrobię tego, ale kiedyś ten dzień nastąpi.
Któregoś pięknego dnia znowu się spotkamy.
Spotkamy się w Krainie Umarłych, siostrzyczko..."
**********
I oto pojawił się pierwszy rozdział ;D Mam nadzieję, że jak dotąd, mimo smutnego wątku, na razie Wam się podoba.
Jeśli zauważylibyście jakieś błędy, to śmiało mówić! Nie obrażę się, a przyjmę konstruktywną krytykę.
Zapraszam do głosowania i komentowania ♥
Do następnego! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro