Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ F O U R ~

Rozdział czwarty: "Wspomnienia pomagają nam pamiętać o innych"

************

W ogromnym pomieszczeniu panowała ciemność, a cisza zawładnęła całym otoczeniem, nie pozwalając innym głosom jej przerwać.

Czuć było dziwny, chłodny przeciąg, który ani na chwilę nie przestawał ciągnąć po nogach.

Było tam zimno. Nawet bardzo, a wilgoć w powietrzu stawała się coraz większa.

Z drugiego końca ogromnego pomieszczenia dało się zobaczyć jasno-niebieską poświatę. Jej strumienie delikatnie oświetlały najbliższe przedmioty, dając tym możliwość niepotknięcia się o różne maszyny, pudełka, którymi owy pokój zdawał się być przepełniony.

Idąc w kierunku źródła, z którego dobiegały dziwne promienie, światło stawało się coraz jaśniejsze. Powoli można było zacząć odróżniać bądź domyślać się, czym są dziwne maszyny wokół, dopiero teraz dostrzegając, że jest ich więcej niż tylko kilka.

Bowiem cały tajemniczy pokój był nimi przepełniony, a ich ilość zwiększała się, im bliżej było się źródła światła.

Z każdym krokiem czułem, jak robi mi się ciężej na sercu, a niepokój tym wszystkim rósł.

Dziwna atmosfera panująca w sali była tak gęsta, że zdawało się, że można ją kroić nożem, mimo że tak naprawdę nikogo więcej tu nie było... Ale czy na pewno...?

To było dziwne miejsce. Bardzo.

To pomieszczenie samo w sobie sprawiało wrażenie nieprzyjemnego, zimnego, takiego, w którym działo się coś złego. Coś, co na pewno wstrząsnęłoby światem.

Powoli zmierzając bliżej światła, przyglądałem się z niepokojem dziwnym machinom. Na niektórych widniały ekrany z jakimiś dziwnymi symbolami oraz ze wbudowanymi klawiaturami. To z jednej, to z drugiej strony wychodziły jakieś kable, tuby, które większość prowadziły w jedno, to samo miejsce...

...nie...

...to niemożliwe.

To nie może być prawda!

Fala różnych i nieokreślonych emocji przeze mnie przeszła. Nie wiedziałem tak naprawdę, co czuć.

Widząc, jak te wszystkie maszyny mają jeden, wspólny punkt, a tym zbiegowiskiem jest...

Nie mogę.

Tym nieokreślonym źródłem światła, a zarazem miejscem spotkania się tych wszystkich tub i kabli była duża, szklana kapsuła z metalowymi zakończeniami. W środku znajdowała się jakaś niebieska substancja, a w niej pływała młoda dziewczyna.

Wyglądała jakby spała, nie wiedząc o tym wszystkim, co się wokół niej dzieje. Nie wiedząc ani nie przejmując się tymi kablami przypiętymi do różnych części jej ciała od stóp do głów, maską, którą miała przyłożoną do buzi i nosa, prawdopodobnie dzięki niej wciąż mogąc oddychać.

Nie była martwa. Ani trochę.

Wyglądała normalnie, jakby nic się w niej nie zmieniło.

Jedynie co, to wydawało się, że jest jeszcze szczuplejsza niż była.

Te same czarne, do ramion włosy.

Te same rysy twarzy.

Ten sam nos, usta, uszy...

To na pewno była ona.

Poczułem jak pierwsze łzy, które dotychczas próbowałem powstrzymać, zaczynają mi spływać po policzkach.

Nagle otworzyła oczy, ale to nie były te same, które znam.

Były inne, nie jej.

*****************

Obudziłem się, ciężko oddychając. Natychmiast wstałem do pół siadu, podpierając się z tyłu łokciami.

To był tylko sen...

Spojrzałem na bok, gdzie znalazłem smacznie śpiącą przy moim boku Skylor. Mimo chwilowego wstrząśnięcia zdołałem się uśmiechnąć na widok mojej piękności, która przytulała się do koca, którym była przykryta. Delikatnie zgarnąłem jej czerwone, rozpuszczone włosy z twarzy, a następnie pochyliłem się nad nią, składając miękki pocałunek na jej skroni, na co dziewczyna uśmiechnęła się uroczo przez sen. Chwilę leżałem koło niej, uważnie obserwując jej piękną twarz, po czym najciszej jak tylko potrafiłem, chwyciłem mój leżący na brązowej komodzie telefon i włączyłem go. Kiedy moje chwilowe oślepienie spowodowane zbyt jasnym ekranem minęło, spojrzałem na godzinę. Było prawie trzy godziny po północy.

Najciszej jak tylko potrafiłem, wstałem z łóżka i jak na ninja przystało, bezszelestnie udałem się w stronę zamkniętych drzwi. Następnie ruszyłem wzdłuż korytarza w stronę schodów, chcąc dostać się do kuchni. Kiedy już wychodziłem z owego pomieszczenia i miałem się udać z powrotem na górę, zauważyłem, że z salonu moich rodziców wydobywa się delikatna poświata.

Postanowiłem sprawdzić, co to jest.

Wychyliłem głowę zza ściany i zobaczyłem moją rodzicielkę. Siedziała spokojnie na kanapie, przykryta kocem, z otwartym albumem na kolanach i włączoną lampką nocną na stoliku obok.

Bez wahania podszedłem do niej.

– Cześć mamo – odezwałem się, siadając koło niej. Ona tylko spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło – Dlaczego nie śpisz?

– Cześć Kai. Nie mogłam spać po prostu. A ty czemu jeszcze nie śpisz? – powiedziała, zamykając księgę i odkładając ją na bok na stolik, teraz skupiając całą swoją uwagę na mnie.

– To nic takiego. Obudziłem się po prostu i nie mogłem zasnąć, więc przyszedłem się napić – delikatnie skłamałem. Nie chciałem jej niczym martwić. Od dwóch lat sprawia wrażenie zmęczonej i źle sypiającej nocami, więc nie chciałem jej zadręczać moimi głupimi snami – A tata śpi?

Kobieta przytaknęła.

– Twój ojciec od zawsze miał głęboki sen i nic nie było w stanie go obudzić – zaśmiała się z delikatnym i ledwo widocznym rumieńcem na twarzy.

– Więc co tam robiłaś? – zauważyłem, jak na jej wyczerpanej twarzy pojawił się uśmiech.

– Przeglądałam album z naszymi zdjęciami. Chcesz się dołączyć? – zerknęła na mnie, aby zobaczyć moją reakcję.

– Pewnie – powiedziałem, uśmiechając się.

Kobieta z powrotem chwyciła do ręki dosyć dużej wielkości album i położyła go tak, abyśmy mogli obydwoje swobodnie go przeglądać. Mama delikatnie przewróciła pierwsze strony – zawierające jakieś daty i wpisy różnych osób – jakby bała się, że podrze drogocenne dla nas kartki.

Na jednym z pierwszych zdjęć znajdowała się spora grupa osób. Udało mi się rozpoznać na nich kilku byłych Mistrzów Żywiołu, senseia Wu i Garmadona oraz odnaleźć rodziców. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych, ale i wyczerpanych.

– To zdjęcie zostało zrobione tuż po Wielkiej Wojnie z Wężonami. Po długich zmaganiach z nimi w końcu udało nam się zapewnić spokój Ninjago od nich – była Mistrzyni Wody uśmiechnęła się delikatnie, wspominając stare, dobre czasy.

Praktycznie z każdym minionym zdjęciem, moja mama opowiadała mi trochę na temat owych fotografii. Przyznaję, że nigdy nie zaglądałem do tych albumów. Odkąd zaginęli, bałem się je otwierać. Nie chciałem tego robić. Twierdziłem, że muszę zostawić przeszłość za sobą. Nya z resztą też nigdy tego nie robiła.

Następne kilka zdjęć przedstawiało moich rodziców ze znajomymi bądź tylko ze sobą. Zauważyłem nawet zdjęcie jakiejś obcej dla mnie pary. Młoda blondynka z falowanymi włosami w objęciach jakiegoś mężczyzny, który wydawał się dziwnie znajomo.

– Mamo, kto to jest?

Kobieta spojrzała na wskazywane przeze mnie zdjęcie i przez chwilę zamilkła, chyba zastanawiając się nad odpowiedzią.

– To jest moja dobra przyjaciółka Libby ze swoim ukochanym – odpowiedziała, a następnie wskazała na inną fotografię, najwyraźniej chcąc jak najszybciej zmienić temat – Spójrz tu – pokazała mi zdjęcie, na którym po raz kolejny znajdowali się tylko moi rodzice. Były Mistrz Ognia obejmował od tyłu mamę, dłonie trzymając na jej już widocznym brzuchu ciążowym. Oboje wydawali się bardzo szczęśliwi – Byłam wtedy w ciąży z tobą – powiedziała, uśmiechając się czule i z miłością, wciąż wpatrując się w zdjęcie.

– Mamo – kobieta na moje słowa od razu oderwała swój wzrok od albumu i skupiła go na mnie – Skąd od razu wiedziałaś, że Skylor może być w ciąży? – na jej twarzy zawitał delikatny, lecz smutny uśmiech, a wzrok z powrotem wbiła w jedno ze zdjęć.

– Kilka tygodni przed... tym incydentem, Nya przyleciała do mnie. Akurat twojego ojca nie było, więc we dwójkę usiadłyśmy i rozmawiałyśmy. Zauważyłam, że wygląda inaczej niż zwykle. Coś się w niej zmieniło. To zabawne, ale twoja siostra miała praktycznie takie same objawy jak Skylor – kobieta zaśmiała się cicho.

– A-ale... Jakim cudem nic nie zauważyliśmy? – zapytałem zszokowany.

– Byliście zajęci. Mieliście bardzo dużo ważnych spraw na głowie i dobrze wiesz, że Nya nigdy nie lubiła zawracać innym głowę swoimi problemami. Dlatego, kiedy Skylor zaczęła odczuwać mdłości i duże wahania nastrojów, od razu przypomniało mi się, kiedy Nya, nie mogąc uwierzyć w prawdziwość testu, kazała mi biec po kolejny i kolejny.

Odruchowo odwróciłem wzrok w stronę ściany naprzeciwko, na której wisiały różne zdjęcia. Na jednym z nich znajdowała się młodsza wersja mnie i mojej siostry. Siedzieliśmy na ławce w niedalekim parku, delikatnie zwróceni do siebie plecami, opierając się o nie. Twarze zwrócone w stronę aparatu, radośnie uśmiechając się.

Ja i Nya od zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Rzadko się ze sobą kłóciliśmy, a jak już to następowało, to i tak długo nie trwało. Mieliśmy tylko siebie, więc byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Nikt nie znał nas lepiej niż my siebie nawzajem.

Dlatego wciąż nie potrafię zrozumieć, dlaczego ona mi nie powiedziała o ciąży...?

Z moich ust wymknęło się delikatne westchnięcie, co nie uszło czujnej uwadze mojej rodzicielki.

– Co jest, synku? – zapytała, odwracając głowę w moją stronę i głaszcząc mnie dłonią po włosach, co zawsze robiła, jak byłem mały.

– Dlaczego ona mi nie powiedziała? Nie ufała mi? Nie chciała? – zapytałem zmartwiony. To od dwóch lat nie dawało mi spokoju.

– Kai – kobieta westchnęła – To nie jest tak. Ona chciała ci o tym powiedzieć, ale bała się twojej reakcji. Szukała odpowiedniego momentu – była Mistrzyni Wody próbowała mnie jakoś udobruchać – Możesz nie wierzyć, ale pierwsze, co powiedziała, jak sama się o tym dowiedziała, to była obawa przed twoją i Jay'a reakcją... Ona chciała wam powiedzieć, jak tylko wrócicie do Ninjago.

Ale nie zdążyła.

A przynajmniej nie reszcie z nas.

~ ♡ ~

Rano, kiedy wszyscy byliśmy już po śniadaniu, zaczęliśmy powoli przygotowywać się na dosyć długą podróż nad ocean, w którym dwa lata temu przepadła moja siostra. Postanowiliśmy wszyscy, że w tym roku wypuścimy dwa lampiony – jeden na znak od rodziny, drugi od przyjaciół – na plaży w pobliżu właśnie tego oceanu.

– Tato – zawołałem ojca, chwilę po tym, jak kazał mi pójść do naszego sklepu po lampion, który kupił od nas – Gdzie on jest? Nie mogę go znaleźć.

Zaraz potem dawny Mistrz Ognia wychylił się zza progu drzwi, prowadzących do domu.

– Szukałeś dobrze? – zapytał, podchodząc do miejsca, w którym powinien znajdować się owy lampion i przeszukując go jeszcze raz – Ech – westchnął mój rodzic, po nieudanej próbie znalezienia pożądanego przedmiotu – Wygląda na to, że jednak zapomniałem go kupić...

– Nie szkodzi. Podejdę szybko do centrum Ignacii i kupię go – zaproponowałem od razu.

– Dziękuje, Kai – na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, który bez wahania odwzajemniłem.

Szybko pobiegłem do środka domu po mój telefon i portfel, który zostawiłem przy komodzie w dawnej sypialni.

– Gdzie idziesz? – nagle tuż przy wyjściu zatrzymał mnie spokojny głos mojej dziewczyny, która wpatrywała się we mnie swoimi zielonymi tęczówkami.

– Muszę szybko pójść do sklepu po lampion – powiedziałem, podchodząc do niej, obejmując dłońmi jej piękną buźkę i składając delikatny pocałunek na jej czole – Nie martw się. Zaraz wrócę, bursztynku – Skylor przytaknęła z uśmiechem, po czym wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę centrum wioski.

Mimowolnie, widząc te wszystkie znajome ulice, pola, budynki, przypominały mi się te wszystkie związane z nimi wspomnienia. Tu była szkoła, w której się uczyliśmy, tam park, w którym uwielbialiśmy się bawić nawet jeszcze z rodzicami, tutaj dom naszych przyjaciół, a tam pusta, opuszczona chatka miłej sąsiadki, która dobre kilka lat po zaginięciu naszych rodziców pomagała nam, mimo że sama w najlepszej sytuacji się nie znajdowała.

Wiedziałem, że odwiedzając Ignacię, nie mogły mi się nie przypomnieć stare, może nie tak dobre czasy, w których byliśmy razem. Ta wioska to był kiedyś nasz dom. Tu wszystko się zaczęło.

Mimo tego, że musiałem skonfrontować się z dosyć miłymi wspomnieniami, które mimo tego wywołują we mnie ukłucie w sercu, to nie żałuję, że nie zaprzestałem odwiedzania naszego starego domu, oglądania zdjęć, wspominania. To są wspomnienia, a one pomagają nam pamiętać o innych. Nigdy w życiu nie chciałbym zapomnieć o Nyi. Będę o niej pamiętał do końca mojego życia, a nawet i już w Krainie Umarłych i będę w przyszłości opowiadał moim dzieciom, a później wnukom o mojej cudownej, dzielnej siostrzyczce.

W końcu po kilku minutach drogi wszedłem do pierwszego sklepu, w którym miałem nadzieję znaleźć to, czego szukam. Wbrew temu, że nie jesteśmy nawet blisko daty Święta Umarłych, to na pewno gdzieś w Ignacii powinienem znaleźć lampion. W końcu dzisiaj jest rocznica śmierci jednej ze sławniejszych, odważniejszych i ważniejszych osób, które wywodziły się z tej małej wioski. To stąd wywiodła się tradycja puszczania lampionów na cześć zmarłych. Poza tym niektórzy mieszkańcy Ignacii wciąż jeszcze samodzielnie robią i malują lampiony w jakieś ważne dni i w niektóre rocznice śmierci.

Poszedłem do jednego sklepu, ale tam nie znalazłem żadnych lampionów. Poszedłem do drugiego, trzeciego i czwartego, tam też ich nie było. W końcu już zirytowany zajrzałem do ostatniego sklepu, który znajdował się w Ignacii. Podszedłem do lady, za którą stał starszy, siwy mężczyzna z krótkim wąsem i zapytałem go, o lampiony, mając nadzieję, że tutaj je znajdę i nie będę musiał lecieć do innej wioski albo tym lepiej, do samego Nowego Ninjago City!

Ku mojemu szczęściu, mężczyzna po krótkim zastanowieniu poszedł na zaplecze, a następnie wrócił z upragnionym przeze mnie lampionem. Szybko przyjrzałem się mu. Był taki jak każdy – zwykły czerwony, ale ten miał jeszcze starannie domalowane niskie fale oraz kropelki wody. Na przedmiocie widniał również znak żywiołu mojej siostry, a pod nim napis: "Bo w życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę, lecz by nauczyć się tańczyć w deszczu". To był jej słowa. Nie pamiętam już kiedy, gdzie i dlaczego je powiedziała, ale doskonale wiedziałem, że padły one z jej ust...

Tym razem jestem gotowy.

Mimo że przyzwyczaiłem się do tego, że już jej nie ma, do tego smutku wywołanego jej brakiem, to i tak zrobiłbym wszystko, aby zmienić tę rzeczywistość. Tylko po to, aby znów mieć moją ukochaną siostrzyczkę przy sobie.

****************

Mam nadzieję, że mimo tego, że listy od Kai'a do Nyi miały pokazywać się w każdym rozdziale (W ogóle to był mój pierwszy pomysł na tę książkę tuż po tytule xD Tak, ta książka powstała tylko dlatego, że spodobał mi się tytuł, który ot tak sobie wymyśliłam i zamysł listów), to nic się nie stanie jak przez ten jeden rozdział zabraknie tego.

A jak będziecie czuć się pokrzywdzeni, to spróbuję Wam to jakoś wynagrodzić. Tylko dajcie znać.

Ale Kai kiedyś będzie musiał przestać je pisać, jak tak sobie teraz myślę o tym, co ma się stać...

Kurde >_< Dajcie mi znać, czy chcecie, żeby te listy pojawiały się w każdym rozdziale, nieważne co by się działo, czy jednak może być tak, że co jakiś czas zabraknie ich.

Ogólnie ten rozdział miał być dłuższy, bo miała się jeszcze pojawić rocznica śmierci Nyi + jakieś opisy z tym I list, ale stwierdziłam, że chyba lepiej, żeby rozdział pojawił się szybciej i był nieco krótszy, prawda?

Jak się podobał rozdział?

Wiem, nic takiego się nie działo, ale obiecuję, że niedługo zacznie! Może nie w następnym, ale kto wie? Może w szóstym już tak ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Dobra to tyle, bo jak zwykle się rozpisałam xD (I tak pewnie nikt tego nie czyta)

Bye, kochani! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro