Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30 listopada 2016

30 listopada 2016, 16:03, dom Jamiego, balkon przy sypialni

Odkąd Jamie powiedział o tym pierwszy raz, bardzo często poruszał temat ślubu. Kilkukrotnie zrobił to przy swoich siostrach, dobrze wiedząc, że będą one tego samego zdania.

– I tak już tutaj praktycznie mieszkasz – zauważyła Mandy. – Ten kawałek metalu na palcu i jakiś dokument przecież nic nie zmienią. Jak się uprzesz, to nawet i nazwiska nie musisz zmieniać, chociaż powiem ci, że Ashley Lanham brzmi genialnie.

Zaciągnęłam się papierosem.

– Nie chodzi o to. Mandy, gdyby to tylko stało się później, i na spokojnie, to z największą przyjemnością bym za niego wyszła. Jasne, znamy się od zawsze, ale chodzimy od niedawna. Wolałabym trochę poczekać.

– To tylko formalność. Daj spokój, nie ma po co się wzbraniać. Jamie na pewno szybko ci się oświadczy, niezależnie od tego, czy tego chcesz, czy nie.

– Oświadczyny nie oznaczają, że od razu będziemy brać ślub – zauważyłam. – Nie chcę, żebyśmy tak szybko się na to decydowali tylko z powodu Amy. Jest jeszcze malutka, mamy czas.

– Moim zdaniem powinnaś się zgodzić. Tak naprawdę przecież wszystko zostanie tak, jak do tej pory. Z tego co wiem, Michael i Aaliyah też nie chodzili ze sobą długo, zanim wzięli ślub, a popatrz, jaką są cudowną parką... Noah i Lauren zresztą tak samo.

– I co z tego? Mandy, ja nie chcę ślubu.

– A rozmawiałaś z matką?

– Coś ty – zaprzeczyłam. – Annie na pewno by poparła Jamiego, sama wzięła ślub będąc nastolatką. Ale ona to zrobiła, bo była w ciąży. Ja nic nie wiem, jakobym się spodziewała dziecka...

– Twoje dziecko aktualnie przebywa z twoim chłopakiem i śpi, bo, cholera, ma już trzy tygodnie.

– AMY NIE JEST MOJA – warknęłam. – Wyczuwa we mnie obcą osobę, jest dzieckiem kobiety, której szczerze nienawidzę... Nigdy nie będzie moją córką, choćbym nie wiem jak bardzo się starała.

Amanda wyrzuciła niedopałek papierosa na ziemię i przydepnęła go swoim trampkiem. Wyglądała, jakby miała ochotę mi coś wygarnąć, ale akurat wszedł Jamie.

– Mogłybyście być ciszej? Ams śpi...

– Już skończyłyśmy – mruknęła Mandy i szybkim krokiem weszła z powrotem do domu, zostawiając mnie i Jamiego samych.

Chłopak podszedł do mnie i delikatnie objął mnie od tyłu.

– O czym rozmawiałyście? – zapytał, całując mnie w szyję.

– Nieistotne – wzruszyłam ramionami. – Amy dawno usnęła?

– Z dziesięć minut temu, a co?

Odwróciłam się w jego stronę i zaczęłam go drapać po karku.

– Chodź. Wykorzystamy to.

Jamie zmierzwił mi włosy dłonią i dał mi buziaka w czoło.

– Wybacz, Ash, ale nie teraz. Może później – zaproponował, patrząc w dal na plażę i czystoniebieskie morze.

Trzeba przyznać, że lokalizacja jego domu była naprawdę ładna. Uliczka była wąska i mało ruchliwa, ale w niedalekim sąsiedztwie uroczego parku, a na plażę można było iść piechotą w każdej chwili. Dom moich rodziców, choć nie znajdował się wiele dalej, nie mógł się poszczycić takimi widoczkami.

Odmruknęłam coś w związku z jego prośbą i spojrzałam w tym samym kierunku.

– Moglibyśmy się tam przejść w wolnej chwili – usłyszałam. – Weźmiemy Amy w nosidełku, bo wózek nie da rady, zabierzemy kocyki czy inne pierdoły... Dziewczyny wcześniej odstawimy do moich rodziców, bo inaczej chciałyby iść z nami... Co ty na to? – zapytał.

– Nie widzę przeszkód – odparłam, przenosząc wzrok na swojego chłopaka.

– Super. Jakoś to skombinuję, jak tylko Amy troszkę podrośnie – obiecał, łapiąc mnie za rękę i zaprowadził mnie do pokoju.

Usiadłam na łóżku. Tym razem to z nim chciałam poruszyć temat, który wcześniej omawiałam z jego siostrą.

– Naprawdę jesteś pewien, że powinniśmy tak szybko legalizować ten związek? – zapytałam, opierając się o ścianę.

Jamie westchnął i usiadł obok mnie. Dłoń położył na moim kolanie i zaczął mnie głaskać.

– Uwierz, że gdyby nie Amy, to wolałbym poczekać, bo myślę, że jesteśmy jeszcze trochę za młodzi. Teraz moglibyśmy co najwyżej zacząć planowanie, ale nie od razu się pobierać. Ale w tej sytuacji chyba możemy się pośpieszyć. Bo co to tak właściwie zmieni?

– Niby nic, poza moim nazwiskiem i kawałkiem papieru. I tak tutaj praktycznie mieszkam, znamy się od zawsze, także właściwie nawet zerwanie nie wchodzi w grę...

– Więc zgadzasz się? – przerwał chłopak, podnosząc na mnie wzrok.

Po krótkim zastanowieniu udzieliłam wymijającej odpowiedzi.

– Powiem ci, gdy zobaczę pierścionek – spróbowałam się uśmiechnąć.

Jamie odwzajemnił mój uśmiech.

– Zobaczysz go szybciej, niż ci się wydaje – odpowiedział, całując mnie w czoło. – Tak więc radziłbym ci myśleć szybciej.

I z tym mnie zostawił, wychodząc z pokoju do Amy, która właśnie zaczęła płakać.

30 listopada 2016, 19:09, dom rodziców, salon

– Zgódź się, Ash. Wcale nie jesteś za młoda. Komu jak komu, ale Jamiemu mogę cię oddać z całkowitym spokojem.

Mama też twierdziła, że powinnam się zgodzić. Tata zresztą uważał to samo.

– Chodzi o dziecko. Ma widzieć w tobie mamę, a łatwiej będzie jej w to uwierzyć, gdy będziecie małżeństwem.  Poza tym, Ashley, kochanie. Ja i mama byliśmy od was jeszcze młodsi, a nie wydaje mi się, żebyśmy uważali to za błąd – uśmiechnął się i na potwierdzenie swoich słów ucałował mamę w czoło.

No tak. Siedemnaście i dziewiętnaście. Para nastolatków. My przynajmniej mieliśmy już po te dwadzieścia, dwadzieściaparę lat.

– Ale was zmusiły okoliczno...

– I was też zmuszają – uciął tata. – Skarbie, nie masz nad czym rozmyślać. Dla dobra tej małej i własnego spokoju mogłabyś się zgodzić.

Wstałam. Nie podobało mi się jego rozumowanie.

– Amy nie jest moim dzieckiem. I choćbym z całych sił starała się zastąpić jej matkę, nigdy nią nie będę. Ona to czuje i nawet jeżeli z wiekiem przestanie, ja będę pamiętała, jak trudne były początki. Nie będę brała ślubu z chłopakiem, który obiecał ci, Annie – podniosłam wzrok na mamę – że będzie na mnie czekał latami, a, kurwa, nie poczekał, przerosło go to – oczy zaszły mi łzami. – Obiecał ci to, sama mi mówiłaś, a on potwierdził. Nie dosyć, że nie dotrzymał tej obietnicy, to chciał z tą laską brać ślub, zrobił jej dziecko, a mnie miał totalnie w dupie, chociaż przyjaźniliśmy się całe dzieciństwo. I mam teraz dla dobra tego dziecka brać z nim od razu ślub? Bo raczył mnie łaskawie zauważyć, a głupia ja nadal go kocham?

– DOSYĆ TEGO, ASHLEY – nigdy nie słyszałam Annie tak zdenerwowanej. – Jeżeli tak bardzo boli cię fakt, że dziecko nie jest twoje, tylko kogoś, z kim konkurowałaś przez ostatnie lata, to dlaczego, do cholery, związałaś się z jego ojcem? Bądź poważniejsza. Ta mała MUSI mieć oboje rodziców, i TY, jako partnerka jej ojca MUSISZ dokonać wszelkich starań, żeby nigdy nie odczuła braku biologicznej matki. Nie możesz postrzegać jej jako ciężar, a najwidoczniej to robisz. A zdawało mi się, że ją lubisz...

– Bardzo ją lubię – pisnęłam cicho. – Tylko nie wiem, czy chcę, żeby widziała we mnie matkę. Nie chcę, żeby później wyniknęło z tego coś poważniejszego. Nie jest i nigdy nie będzie moim dzieckiem. To córka Jamiego. Nie moja.

– Powinna ją w tobie widzieć – odezwał się tata, jakby bojąc się, że Annie znowu zacznie krzyczeć. – Ashley, zróbcie to. Jestem niemal pewien, i mama na pewno się ze mną zgodzi, że ty i Jamie będziecie ze sobą latami. Zamiast komplikować, zacznij szukać sukienki i wybierz druhny. Naprawdę. Nie chcę cię wyganiać, ale idź już i to przemyśl.

Zrobiłam, jak powiedział. Wzięłam swoją torebkę, kluczyki od auta i pokierowałam się do wyjścia. Usłyszałam jeszcze tylko, jak tata udzielał mamie reprymendy za to, że podniosła na mnie głos.

Celowo pojechałam dłuższą trasą, żeby o tym pomyśleć.

A może nie ukrywalibyśmy przed Amy, że urodziła ją inna kobieta. Że ja tylko pomogłam się nią opiekować i wraz z jej tatą dokładałam wszelkich starań, żeby ją wychować. Gdy będzie większa, powiemy jej, że mamą jest ta osoba, która ją kocha i która się nią zajmuje, a nie ta, która urodziła. Alexandra w końcu w żaden sposób nie mogła być nazywana matką, skoro łączyły je jedynie więzy krwi. Na pewno z czasem mała pozna całą historię.

A ślub byłby tylko gwarantem tego, że Jamie już nieodwracalnie należałby do mnie. Po prawie pięciu latach czekania w nadziei, że nadejdzie czas, gdy odwzajemni moje uczucie. Moglibyśmy zorganizować skromną uroczystość, zabawić się z przyjaciółmi i rodziną...

Chyba już podjęłam decyzję.

30 listopada 2016, 21:40, dom Jamiego, salon

Do domu wróciłam bardzo późnym wieczorem. Ninnie już spała, Mandy była na noc u chłopaka, a Jamie siedział w salonie, oglądając film i bujając w łóżeczku małą Amy. Gdy stanęłam w progu, tylko na mnie spojrzał.

– Wiesz co, Jamie – zaczęłam i dosiadłam się do niego. Popatrzyłam na Amy, która pakowała do buzi duży palec u stopy. – Jebać ten pierścionek. Zgadzam się. Jutro pojedźmy załatwić termin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro