30 listopada 2016
30 listopada 2016, 16:03, dom Jamiego, balkon przy sypialni
Odkąd Jamie powiedział o tym pierwszy raz, bardzo często poruszał temat ślubu. Kilkukrotnie zrobił to przy swoich siostrach, dobrze wiedząc, że będą one tego samego zdania.
– I tak już tutaj praktycznie mieszkasz – zauważyła Mandy. – Ten kawałek metalu na palcu i jakiś dokument przecież nic nie zmienią. Jak się uprzesz, to nawet i nazwiska nie musisz zmieniać, chociaż powiem ci, że Ashley Lanham brzmi genialnie.
Zaciągnęłam się papierosem.
– Nie chodzi o to. Mandy, gdyby to tylko stało się później, i na spokojnie, to z największą przyjemnością bym za niego wyszła. Jasne, znamy się od zawsze, ale chodzimy od niedawna. Wolałabym trochę poczekać.
– To tylko formalność. Daj spokój, nie ma po co się wzbraniać. Jamie na pewno szybko ci się oświadczy, niezależnie od tego, czy tego chcesz, czy nie.
– Oświadczyny nie oznaczają, że od razu będziemy brać ślub – zauważyłam. – Nie chcę, żebyśmy tak szybko się na to decydowali tylko z powodu Amy. Jest jeszcze malutka, mamy czas.
– Moim zdaniem powinnaś się zgodzić. Tak naprawdę przecież wszystko zostanie tak, jak do tej pory. Z tego co wiem, Michael i Aaliyah też nie chodzili ze sobą długo, zanim wzięli ślub, a popatrz, jaką są cudowną parką... Noah i Lauren zresztą tak samo.
– I co z tego? Mandy, ja nie chcę ślubu.
– A rozmawiałaś z matką?
– Coś ty – zaprzeczyłam. – Annie na pewno by poparła Jamiego, sama wzięła ślub będąc nastolatką. Ale ona to zrobiła, bo była w ciąży. Ja nic nie wiem, jakobym się spodziewała dziecka...
– Twoje dziecko aktualnie przebywa z twoim chłopakiem i śpi, bo, cholera, ma już trzy tygodnie.
– AMY NIE JEST MOJA – warknęłam. – Wyczuwa we mnie obcą osobę, jest dzieckiem kobiety, której szczerze nienawidzę... Nigdy nie będzie moją córką, choćbym nie wiem jak bardzo się starała.
Amanda wyrzuciła niedopałek papierosa na ziemię i przydepnęła go swoim trampkiem. Wyglądała, jakby miała ochotę mi coś wygarnąć, ale akurat wszedł Jamie.
– Mogłybyście być ciszej? Ams śpi...
– Już skończyłyśmy – mruknęła Mandy i szybkim krokiem weszła z powrotem do domu, zostawiając mnie i Jamiego samych.
Chłopak podszedł do mnie i delikatnie objął mnie od tyłu.
– O czym rozmawiałyście? – zapytał, całując mnie w szyję.
– Nieistotne – wzruszyłam ramionami. – Amy dawno usnęła?
– Z dziesięć minut temu, a co?
Odwróciłam się w jego stronę i zaczęłam go drapać po karku.
– Chodź. Wykorzystamy to.
Jamie zmierzwił mi włosy dłonią i dał mi buziaka w czoło.
– Wybacz, Ash, ale nie teraz. Może później – zaproponował, patrząc w dal na plażę i czystoniebieskie morze.
Trzeba przyznać, że lokalizacja jego domu była naprawdę ładna. Uliczka była wąska i mało ruchliwa, ale w niedalekim sąsiedztwie uroczego parku, a na plażę można było iść piechotą w każdej chwili. Dom moich rodziców, choć nie znajdował się wiele dalej, nie mógł się poszczycić takimi widoczkami.
Odmruknęłam coś w związku z jego prośbą i spojrzałam w tym samym kierunku.
– Moglibyśmy się tam przejść w wolnej chwili – usłyszałam. – Weźmiemy Amy w nosidełku, bo wózek nie da rady, zabierzemy kocyki czy inne pierdoły... Dziewczyny wcześniej odstawimy do moich rodziców, bo inaczej chciałyby iść z nami... Co ty na to? – zapytał.
– Nie widzę przeszkód – odparłam, przenosząc wzrok na swojego chłopaka.
– Super. Jakoś to skombinuję, jak tylko Amy troszkę podrośnie – obiecał, łapiąc mnie za rękę i zaprowadził mnie do pokoju.
Usiadłam na łóżku. Tym razem to z nim chciałam poruszyć temat, który wcześniej omawiałam z jego siostrą.
– Naprawdę jesteś pewien, że powinniśmy tak szybko legalizować ten związek? – zapytałam, opierając się o ścianę.
Jamie westchnął i usiadł obok mnie. Dłoń położył na moim kolanie i zaczął mnie głaskać.
– Uwierz, że gdyby nie Amy, to wolałbym poczekać, bo myślę, że jesteśmy jeszcze trochę za młodzi. Teraz moglibyśmy co najwyżej zacząć planowanie, ale nie od razu się pobierać. Ale w tej sytuacji chyba możemy się pośpieszyć. Bo co to tak właściwie zmieni?
– Niby nic, poza moim nazwiskiem i kawałkiem papieru. I tak tutaj praktycznie mieszkam, znamy się od zawsze, także właściwie nawet zerwanie nie wchodzi w grę...
– Więc zgadzasz się? – przerwał chłopak, podnosząc na mnie wzrok.
Po krótkim zastanowieniu udzieliłam wymijającej odpowiedzi.
– Powiem ci, gdy zobaczę pierścionek – spróbowałam się uśmiechnąć.
Jamie odwzajemnił mój uśmiech.
– Zobaczysz go szybciej, niż ci się wydaje – odpowiedział, całując mnie w czoło. – Tak więc radziłbym ci myśleć szybciej.
I z tym mnie zostawił, wychodząc z pokoju do Amy, która właśnie zaczęła płakać.
30 listopada 2016, 19:09, dom rodziców, salon
– Zgódź się, Ash. Wcale nie jesteś za młoda. Komu jak komu, ale Jamiemu mogę cię oddać z całkowitym spokojem.
Mama też twierdziła, że powinnam się zgodzić. Tata zresztą uważał to samo.
– Chodzi o dziecko. Ma widzieć w tobie mamę, a łatwiej będzie jej w to uwierzyć, gdy będziecie małżeństwem. Poza tym, Ashley, kochanie. Ja i mama byliśmy od was jeszcze młodsi, a nie wydaje mi się, żebyśmy uważali to za błąd – uśmiechnął się i na potwierdzenie swoich słów ucałował mamę w czoło.
No tak. Siedemnaście i dziewiętnaście. Para nastolatków. My przynajmniej mieliśmy już po te dwadzieścia, dwadzieściaparę lat.
– Ale was zmusiły okoliczno...
– I was też zmuszają – uciął tata. – Skarbie, nie masz nad czym rozmyślać. Dla dobra tej małej i własnego spokoju mogłabyś się zgodzić.
Wstałam. Nie podobało mi się jego rozumowanie.
– Amy nie jest moim dzieckiem. I choćbym z całych sił starała się zastąpić jej matkę, nigdy nią nie będę. Ona to czuje i nawet jeżeli z wiekiem przestanie, ja będę pamiętała, jak trudne były początki. Nie będę brała ślubu z chłopakiem, który obiecał ci, Annie – podniosłam wzrok na mamę – że będzie na mnie czekał latami, a, kurwa, nie poczekał, przerosło go to – oczy zaszły mi łzami. – Obiecał ci to, sama mi mówiłaś, a on potwierdził. Nie dosyć, że nie dotrzymał tej obietnicy, to chciał z tą laską brać ślub, zrobił jej dziecko, a mnie miał totalnie w dupie, chociaż przyjaźniliśmy się całe dzieciństwo. I mam teraz dla dobra tego dziecka brać z nim od razu ślub? Bo raczył mnie łaskawie zauważyć, a głupia ja nadal go kocham?
– DOSYĆ TEGO, ASHLEY – nigdy nie słyszałam Annie tak zdenerwowanej. – Jeżeli tak bardzo boli cię fakt, że dziecko nie jest twoje, tylko kogoś, z kim konkurowałaś przez ostatnie lata, to dlaczego, do cholery, związałaś się z jego ojcem? Bądź poważniejsza. Ta mała MUSI mieć oboje rodziców, i TY, jako partnerka jej ojca MUSISZ dokonać wszelkich starań, żeby nigdy nie odczuła braku biologicznej matki. Nie możesz postrzegać jej jako ciężar, a najwidoczniej to robisz. A zdawało mi się, że ją lubisz...
– Bardzo ją lubię – pisnęłam cicho. – Tylko nie wiem, czy chcę, żeby widziała we mnie matkę. Nie chcę, żeby później wyniknęło z tego coś poważniejszego. Nie jest i nigdy nie będzie moim dzieckiem. To córka Jamiego. Nie moja.
– Powinna ją w tobie widzieć – odezwał się tata, jakby bojąc się, że Annie znowu zacznie krzyczeć. – Ashley, zróbcie to. Jestem niemal pewien, i mama na pewno się ze mną zgodzi, że ty i Jamie będziecie ze sobą latami. Zamiast komplikować, zacznij szukać sukienki i wybierz druhny. Naprawdę. Nie chcę cię wyganiać, ale idź już i to przemyśl.
Zrobiłam, jak powiedział. Wzięłam swoją torebkę, kluczyki od auta i pokierowałam się do wyjścia. Usłyszałam jeszcze tylko, jak tata udzielał mamie reprymendy za to, że podniosła na mnie głos.
Celowo pojechałam dłuższą trasą, żeby o tym pomyśleć.
A może nie ukrywalibyśmy przed Amy, że urodziła ją inna kobieta. Że ja tylko pomogłam się nią opiekować i wraz z jej tatą dokładałam wszelkich starań, żeby ją wychować. Gdy będzie większa, powiemy jej, że mamą jest ta osoba, która ją kocha i która się nią zajmuje, a nie ta, która urodziła. Alexandra w końcu w żaden sposób nie mogła być nazywana matką, skoro łączyły je jedynie więzy krwi. Na pewno z czasem mała pozna całą historię.
A ślub byłby tylko gwarantem tego, że Jamie już nieodwracalnie należałby do mnie. Po prawie pięciu latach czekania w nadziei, że nadejdzie czas, gdy odwzajemni moje uczucie. Moglibyśmy zorganizować skromną uroczystość, zabawić się z przyjaciółmi i rodziną...
Chyba już podjęłam decyzję.
30 listopada 2016, 21:40, dom Jamiego, salon
Do domu wróciłam bardzo późnym wieczorem. Ninnie już spała, Mandy była na noc u chłopaka, a Jamie siedział w salonie, oglądając film i bujając w łóżeczku małą Amy. Gdy stanęłam w progu, tylko na mnie spojrzał.
– Wiesz co, Jamie – zaczęłam i dosiadłam się do niego. Popatrzyłam na Amy, która pakowała do buzi duży palec u stopy. – Jebać ten pierścionek. Zgadzam się. Jutro pojedźmy załatwić termin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro