29 marca 2017
29 marca 2017, 15:09, dom Noah i Lauren
Nie wiem, czy z grzeczności, czy z chęci odegrania się na Lauren, Noah zaprosił mnie do siebie. Niewiele myśląc, zabrałam Amy i wsiadłam do auta, żeby jak najszybciej się tam pojawić. Po drodze zawiozłam małą do moich rodziców, Annie zgodziła się nią zająć pod moją nieobecność. Nie mówiłam jej jednak, gdzie i po co jadę. Nie chciałam, żeby zaczęła mnie moralizować.
W każdym razie, jeżeli intencją Noah było utarcie nosa żonie, udało mu się to idealnie, bo to właśnie ona otworzyła mi drzwi.
Z trudem powstrzymałam w sobie chęć skręcenia jej karku i wysiliłam się na jak najbardziej beztroski ton głosu.
– Cześć – przywitałam się. – Jest Noah?
Lauren nie wyglądała na złą. Ani trochę. Raczej na... smutną, zrezygnowaną?
– Jest – westchnęła, wpuszczając mnie do środka.
Rozejrzałam się po parterze, ale nie było go w zasięgu mojego wzroku. Lauren też się rozejrzała i odwróciła się w stronę schodów.
– Noah! – zawołała. – Ktoś do ciebie!
Nie doczekała odpowiedzi. Żadnego "zaraz", "już schodzę". Nic. Zero.
– Zaraz zejdzie – mruknęła, jakby milczenie nie było czymś nowym.
Miała rację. Nee niemal zbiegł po schodach, w biegu przeczesując palcami włosy.
– Och, cześć, mała – ucieszył się, tuląc mnie na powitanie. – Cieszę się, że przyszłaś.
Przez chwilę popatrzył na swoją żonę, jakby chciał się upewnić, że tam jest i widzi, co się dzieje. Odwróciłam się w jej stronę, a potem popatrzyłam na Noah, który czule ucałował mnie w czoło. Specjalnie, żeby ona to widziała.
Oczy Lauren stawały się przeszklone. Wyglądała, jakby miała zacząć płakać. Nie dane mi było jednak upewnić się, czy to zrobi, bo Noah wziął mnie za rękę i zaprowadził na górę. Na drugie, ostatnie piętro domu.
Wyglądało na jeszcze nie do końca zagospodarowane, ale czyste. Znajdował się w nim jakby duży pokój dzienny, od którego odchodziły trzy pary drzwi i jedne balkonowe.
– Tak, dobrze myślisz, tu raczej nikt nie wchodzi – Noah jakby czytał mi w myślach. – To raczej była miejscówka Jenny, teraz korzystamy tu jedynie z łazienki – dodał ze śmiechem.
Rozejrzałam się.
– Więc, co my tu właściwie robimy?
Nee posłał mi wymowne spojrzenie.
– Mamy spokój – ocenił, otwierając drzwi do jednego z pokoi.
Ku mojemu zdziwieniu, był całkiem ładnie urządzony. Ogromne, ciemne łóżko, jednobarwna pościel, szafa z dużym lustrem, biurko ubrudzone farbą, która zdawała się już przeniknąć przez lakier...
Jednak prawdziwej przytulności nadawały mu dekoracje. Grube, długie zasłony, dzięki którym w pokoju panował klimatyczny półmrok, baldachim nad łóżkiem, wykonany z cieniutkiego materiału, dywaniki przy łóżku... Bardzo przyjemnie było tam przebywać.
– To była sypialnia Jennie – wytłumaczył. – Śpię tu czasem, gdy z Lauren się posprzeczamy, a ostatnio zdarza się to dosyć często. Lubię ten pokoik. Przypomina mi czasy, kiedy miałem tylko Jen...
– Byłeś do niej bardzo przywiązany, prawda? – dopytałam, siadając na łóżku.
– Byłem? Mała, jesteśmy bliźniętami. Od zawsze Jennie jest nie tylko moją siostrą, ale i najlepszą przyjaciółką. Do tej pory jest dla mnie niesamowicie ważna, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś ją kiedykolwiek skrzywdził... Zajmuje równe miejsce z moimi dzieciakami. I naprawdę brakuje mi czasu, kiedy tutaj mieszkała i mogliśmy odwalać razem bez przerwy. Ale cóż. Oboje pozbawliśmy się tego jakieś pięć lat temu, bo stwierdziliśmy, że całkiem zabawnie będzie wziąć ślub jednego dnia.
Uśmiechnął się na przywołanie tego wspomnienia.
– Uroczo – także się uśmiechnęłam.
– Żeby było zabawnie, ona i Lauren zaszły w ciążę w tym samym czasie. I obie urodziły bliźniaki. Aczkolwiek Jen wyprzedziła z tym Lauren o dwa tygodnie. Daliśmy im nawet podobne imiona, tyle tylko, że jej dzieciaki mają hiszpańskojęzyczne imiona, z powodu ojca. Oni mają Biancę i Evanna, my Beatrice i Iana. Musisz kiedyś poznać Jen i jej dzieciaki. Są niemal identyczne jak moje bliźniaki. Cała czwórka ma nasze włosy, oczy, usta, nosy... Nawet już teraz widać, że będą wysokimi chudzielcami, jak my... Tylko czekać, aż dziewczynki dorosną i utlenią włosy na blond jak Jen...
Był tak rozanielony, gdy mówił o dzieciach, że nie dało się mu przerwać. Miał swoje dzieci, miał dwoje siostrzeńców... Jakby mówił o najdroższym skarbie.
Popatrzył na mnie roześmianymi oczyma.
– Pewnie przynudzam, co? – zapytał. – Wybacz. Wiesz... Od dawna chciałem zostać tatą. To było coś, czego zazdrościłem Michaelowi, zazdrościłem naszym znajomym, zazdrościłem moim znajomym z zespołu... Teraz, gdy w końcu mam własne dzieci, są moją największą dumą, największą miłością...
– I dlatego nie zostawisz Lauren – podsumowałam. – Bo ona jest ich matką i nie chcesz im jej odbierać.
Noah zaprzeczył.
– Nie odebrałbym im Lauren, rozwodząc się z nią. Byłoby tak jak z tobą i Jamiem, wymienialibyśmy się. Ale nie chcę tego dla moich dzieci. Zawsze chciałem, żeby wychowywały się w pełnej, kochającej rodzinie. Żadne nawet nie domyśla się, że między mną a Lauren coś jest nie tak. Mogę sobie pozwolić na całkowitą ciszę, gdy jesteśmy sami, jasne. Przy maluchach być może i się do niej nie odzywam, ale zachowuję się jak wcześniej. Muszę ją pocałować, wracając do domu po próbie, bo dzieciaki widzą i wiedzą, że zawsze to robię. Wyręczam ją w zadaniach domowych, bo zawsze to robiłem. Przytulam ją, oglądając bajki z dziećmi, bo tak było do tej pory. Może kiedyś znowu będę robił to tak, jak powinienem, z miłością. Nie z przymusu. I tylko to sprawia, że nie skazałem jej na straty.
– Ty ją kochasz – szepnęłam.
– Dokładnie tak samo, jak ty kochasz Jamiego. Nie zaprzeczysz, że jest inaczej.
Popatrzył na mnie, wyczekując odpowiedzi. Nie chciał, żebym to zbyła, jak zbywałam jego wiadomości o podobnej treści. Nie mogłam też zgrywać twardej i powiedzieć nieprawdę. Zauważyłby to.
Przytaknęłam.
– Masz rację. Ale za bardzo boli mnie to, co się wydarzyło. Potrzebuję od tego odpocząć.
Noah delikatnie mnie przytulił.
– Czuję dokładnie to samo. I dlatego potrzebuję ciebie. Żeby pośród tego wszystkiego całkiem nie zwariować.
Przytaknęłam mu. Dobrze wiedziałam, że nigdy nie będzie z tego nic poważnego. Że byliśmy jedynie przyjaciółmi, którzy uprawiali ze sobą seks. Nic poza tym.
– No, mała. A teraz głowa do góry – delikatnie ujął mój podbródek i ucałował mnie w usta. – Nie myśl sobie, że to znaczy, że nie masz dla mnie znaczenia, bo masz je ogromne. To, że ze sobą sypiamy nie jest wieczne, to prawda. Ale po tym, co przeszliśmy i po tym, jak dużym wsparciem dla mnie teraz jesteś, zawsze będziesz moją bliską przyjaciółką.
Uśmiechnęłam się.
– Jesteś kochany, Nee. Ale, zdaje się, nie zaprosiłeś mnie tu tylko po to, żeby porozmawiać – zagadnęłam, delikatnie muskając palcami skórę na jego karku.
– W rzeczy samej, Shee – odpowiedział, rozsuwając suwak mojej sukienki. Zsunął ją z mojego ciała, odsłaniając biust.
Niewiele czasu minęło, a położył mnie na łóżku, żeby całkiem zdjąć mi sukienkę. Zostałam jedynie w skąpych stringach i wysokich szpileczkach.
Sam zdjął swoją koszulę i położył się za mną. Zaczął całować mnie po szyi, jedną dłoń trzymał na mojej piersi, a drugą wsunął pod materiał majtek, delikatnie i z wyczuciem drażniąc moją łechtaczkę. Czułam, jak ssie skórę mojej szyi, zostawiając na niej malinkę. Jednocześnie na dole przesunął palce niżej i włożył je do środka. Cicho jęknęłam, gdy zaczął nimi we mnie poruszać. Już wtedy czułam, że jestem blisko, że zaraz dojdę...
I w tym momencie on zaprzestał, ale spodziewałam się tego. Przerwał teraz, żeby dokończyć później.
Odwróciłam się w jego stronę i rozpięłam pasek jego spodni. Pomógł mi się z nimi uporać, jednocześnie mnie namiętnie całując. Jedną dłonią gładziłam jego kark, drugą sięgałam pod materiał bokserek. Wyjęłam z nich jego przyrodzenie i chwyciłam w dłoń, wykonując stopniowo najpierw delikatne, a potem coraz szybsze ruchy. Słyszałam, jak jego oddech staje się płytszy, a z jego gardła coraz częściej wydobywają się mimowolne jęki.
Tym razem to on nie pozwolił mi dokończyć. Cofnął moją rękę i mocno mnie przytulił, cały czas mnie całując, jakby chcąc krótkiej przerwy.
Dopiero po chwili mnie puścił i sięgnął po prezerwatywę. Założył ją i delikatnie rozchylił mi nogi, lekko je przytrzymując. Poczułam, jak we mnie wchodzi. Cicho jęknęłam, a on wtedy nachylił się nade mną i zaczął rytmicznie się we mnie poruszać, jednocześnie mnie całując.
To w nim lubiłam. Mimo wszystko kochał się ze mną z ogromną czułością, jakby robił to ze swoją żoną, nie z koleżanką. Sprawiał, że czułam się piękna i kochana. Nie jak ta druga, ta gorsza. Jakbym była równa z tą, której oddał swoje serce, swoją miłość i swoje nazwisko. Zazdrościłam go Lauren. Naprawdę.
Kilkukrotnie zmieniał pozycję, jakby szukając tej najprzyjemniejszej dla mnie. Kochaliśmy się mocno, długo, ale z uczuciem. Poczułam, że naprawdę w pewien sposób jestem dla niego ważna.
Gdy skończyliśmy, położył się obok mnie i objął mnie ramieniem.
– Nie powinienem tego mówić – zaczął – ale pod tym względem jesteś o wiele lepsza od Lauren.
– Wiesz – westchnęłam. – W twoich oczach to Lauren jest puszczalska, bo przespała się z moim mężem. Ale zobacz. Przed tobą nigdy nikogo nie miała. To ja tu zasługuję na miano tej, która się puszcza, i doskonale o tym wiem – przyznałam.
Kyle, gdy nie byłam z nim w związku. Lizałam się z obcymi typami na imprezach, nie znając ich imion. Jamiego chciałam przelecieć, nawet gdy był z inną. Ledwie zaczęliśmy chodzić, oczami wyobraźni uwodziłam Noah, z którym sypiałam, oficjalnie będąc żoną Jamiego...
– Po prostu jesteś młodą dziewczyną, która ma swoje potrzeby. I to nie jest twoja wina, że trafiasz na nieodpowiednie osoby. Myślisz, że ze mną tak kiedyś nie było? W twoim wieku ani mi w głowie było brać ślub, wyśmiałbym kogoś, kto by go ode mnie oczekiwał. Nie miałem nawet dziewczyny, bo po co. I nawet nie chodzi o to, że co jakiś czas była inna. Za każdym razem miałem inną. Z żadną się nie związałem. Potrzebujesz się wyszaleć. To zrozumiałe.
– Ale tylko do Jamiego czułam coś więcej...
Noah się uśmiechnął.
– Wiem o tym. Gdybyś go nie kochała, zamiast straszyć go rozwodem, dawno już wysłałabyś pozew.
– Ale co mam robić?
Mężczyzna czule ujął moją dłoń.
– Skończyć ze mną i walczyć o to, co chcesz odzyskać. Ash, czas, który razem spędzamy jest cudowny, ale dobrze wiesz, że nic z tego nie będzie. Moglibyśmy się w to bawić dalej, gdyby nie to – to mówiąc, przyłożył swoją rękę do mojej tak, żeby było widać obie obrączki. – Oboje mamy o kogo zawalczyć. Oboje jesteśmy rodzicami. Musimy spróbować coś zmienić, choćby dla dobra dzieci...
– Ja nie jestem mamą...
– Jesteś – powtórzył Noah. – Może tego nie widzisz, wydaje ci się inaczej, ale jesteś najlepszą młodą mamą, jaką poznałem. Niejedna by się nawet nie podjęła wychowywania nieswojego, małego dziecka. A ty tak. I jesteś w tym naprawdę dobra.
Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na obrączki na naszych palcach. Były całkiem różne. Moja – cieniutka, ozdobiona cyrkoniami, i jego, skromna, tradycyjna. Nie wiedziałam, jak u niego, ale na spodzie mojej był grawer. A&J.
Przeniosłam wzrok na niego. Przystojny, dojrzały muzyk był istotnie wspaniałą osobą, dobrym przyjacielem i uwielbiałam spędzać z nim czas. Tylko... On nie był moim J z graweru na obrączce.
O moje J powinnam znowu walczyć.
Najwyższa pora spróbować mu wybaczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro