Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25 października 2016

25 października 2016, godzina 14:36, sypialnia Jamiego, chwila przed wyjsciem.

W kilka dni później po codziennych próbach mieliśmy już gotowe nagranie demo. Nie byliśmy pewni, czy jest dostatecznie dobre, dlatego umówiliśmy się z Michaelem, że mu je pokażemy i ewentualnie zrobimy kolejne nagranie u niego. Ninnie, ledwie usłyszała, gdzie idziemy, zaczęła nas błagać, żebyśmy wzięli ją ze sobą. Wszystko z powodu ich pociech, które mała doskonale znała. Z trojaczkami chodziła do klasy, klasę niżej był Mickey, a, jak się dowiedziałam, najmłodszą Verity Ninnie uwielbiała i uważała za przeuroczą. Ja nie miałam jeszcze okazji poznać tych dzieciaków, zawsze umawialiśmy się na nagrania, gdy wszystkie były w szkole. Dzisiaj miała być cała piątka, i...

Michael: Koniecznie musicie wziąć Ninnie. Noah i Lauren wpadli, wzięli ze sobą Lily i bliźniaki. Co prawda Linnie ich nie zna, ale na pewno się będą razem świetnie bawić.

Nie miałam pojęcia, kim są Noah i Lauren, ale Jamie pospieszył mi z wyjaśnieniami.

– Noah też nagrywa u Michaela, to jeden z najlepszych męskich wokali, jakie kiedykolwiek słyszałem. Lauren to jego żona, w sumie też jej nie znam. Lily jest rok starsza od Ninnie, także pewnie będą się jakkolwiek kojarzyły. A bliźniaków nie widziałem na oczy, nie mam pojęcia, czy one w ogóle chodzą do szkoły.

– Dziewięcioro dzieci w jednym domu – zauważyłam. – Kto będzie tego pilnować – dodałam ze śmiechem.

– Wszystkie są już na tyle duże, że nie wymagają pilnowania. Poza tym, w studio będziemy tylko my i Michael, reszta będzie mogła mieć na nich oko. Zresztą, czekaj. Lindsay! – zawołał, odwracając się w stronę schodów.

Dziewczynka posłusznie zeszła i stanęła obok starszego brata.

– Chcesz jechać z nami do trojaczków? – zapytał, uśmiechając się do siostry. – Mickey i Verity też będą.

– Taaak – w głosie małej zabrzmiała szczera, dziecinna radość.

– A znasz Lily Weaver? – dopytał Jamie. – Nie chodzi może z wami do szkoły?

– Lily jest w trzeciej klasie, ale jest bardzo fajna. Często do nas przychodzi, na przerwach bawi się ze mną, z Jennie, Ami i Lukasem... A co?

– Ona też będzie – dodał Jamie. – I jej młodsze rodzeństwo również.

Dziewczynka wyglądała na rozentuzjazmowaną.

– No, to, moje piękne panie – Jamie wyjął z kieszeni kluczyki do swojego auta – zapraszam do samochodu.

25 października 2016, 14:58, dom Michaela i Aaliyah

W domu naszego producenta i jego żony pojawiliśmy się niemal punktualnie.

Jamie zaparkował swoje auto obok nieznajomego, czarnego Audi. To pewnie było auto tych ich znajomych. Nie było mi nic wiadome, jakoby Josephowie zmienili samochód.

Pierwsza wyskoczyła Ninnie, jakby nie mogąc się doczekać spotkania z dzieciakami. Poczekała jednak na nas, nie podeszła do drzwi sama.

Zadzwoniłam do drzwi. Otworzył nam doskonale znany nam mężczyzna o długich, ciemnych włosach i pięknych, czarnych oczach. Michael. Przywitał się z Jamiem podaniem ręki, ze mną – buziakiem w policzek, a małą Ninnie wziął na ręce i mocno ją przytulił.

– No, słoneczko – zaczął z uśmiechem – dzisiaj wyjątkowo bardzo będziesz miała się z kim bawić.

Nie odstawił jej na ziemię, tylko szedł z małą na rękach. Ja i Jamie ruszyliśmy za nim do salonu.

Miał rację. Dzieciaków było strasznie dużo. Dwóch chłopców wyglądało jak małe kopie Michaela, z półdługimi, ciemnymi włosami i dużymi, czarnymi oczętami. Dwie dziewczynki były identyczne – drobniutkie, z kręconymi, jasnymi włoskami o nietutejszej, europejskiej urodzie, delikatne i subtelne jak Aaliyah. Była też trzecia, bardzo do nich podobna, ale kilka lat młodsza. To musiały być dzieciaki Josephów.

Z kolei z pozostałej trójki każde dziecko było inne. Widocznie najstarsza dziewczynka była uroczą blondyneczką, uczesana w dwa, niesamowicie długie warkoczyki. Wyglądała na bardzo nieśmiałą i wycofaną. Jej przeciwieństwem były żywiołowe bliźniaki – chłopczyk i dziewczynka. Chłopiec był znacząco wyższy od siostrzyczki, ale z wyglądu były do siebie podobne – szczuplutkie, o ciemnych, gęstych włosach i brązowych oczach.

Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na czule obejmującą się parę nieznajomych.

Kobieta wyglądała na młodziutką, nie mogła być starsza od Jamiego, a on liczył sobie lat dwadzieścia cztery. Nawet siedząc, wydawała mi się ponadprzeciętnie wysoka. Poza tym, nie wyróźniała się niczym szczególnym, zwyczajna, ładna dziewczyna. Zauważyłam, że mamy jedną cechę wspólną. Obie unikałyśmy jak ognia fryzjerów, nosząc długie do połowy uda włosy. Z tym wyjątkiem, że jej włosy były ciemniejsze i zupełnie proste.

Z kolei jej mąż... Nerwowo odwracałam wzrok, ilekroć przyłapałam się na patrzeniu na niego. Był zabójczo przystojny!

Jego wygląd wskazywał, że musi grać jakąś ciężką muzykę, zapewne metal. Nie był jednak w żaden sposób groźny. Jego półdługie, czarne włosy opadały mu swobodnie na twarz. Żona co jakiś czas zakładała mu je za ucho, odsłaniając srebrne, okrągłe kolczyki. Miał na sobie białą koszulę, z niedbale podwiniętymi rękawami i rozpiętym guzikiem pod szyją. Odsłonięte miejsca były wytatuowane, całe jego ciało zdobiły małe dzieła sztuki. Prócz złotej obrączki, na rękach nosił sygnety i rzemykowe bransoletki. Ciężko było oderwać od niego wzrok.

Jamie dyskretnie sprzedał mi kuksańca w żebra, jakby zauważając, że patrzę na przystojnego metalowca zdecydowanie zbyt długo.

Wstali, żeby się z nami przywitać. Oboje byli strasznie wysocy.

– Lauren Natalie Weaver – przedstawiła się dziewczyna, wyciągając do mnie dłoń o pomalowanych na czerwono paznokciach.

– Ashley Henderson – odpowiedziałam. – Miło mi cię poznać.

Zamiana.

– Ashley – powiedziałam szybko, spoglądając w górę. Sięgałam mu nieco powyżej łokcia.

– Noah – uśmiechnął się w odpowiedzi mężczyzna. Boże. Jaki on miał piękny uśmiech.

Szybko się jednak otrząsnęłam i stanęłam obok długowłosego blondyna, jakim był mój Jamie. Objął mnie w talii i ucałował mnie w czoło.

Nawet nie zauważyliśmy, kiedy Ninnie wmieszała się w tłok dzieciaków.

– Och, Jamie – zauważyła Aaliyah. No tak. Mnie nie mogła kojarzyć osobiście. – Wieki cię nie widziałam. Wydoroślałeś.

– Wydoroślałem? Liyah, zapewniam cię, że jedyne, co się we mnie zmieniło przez ostatnie lata to długość włosów – roześmiał się James. – Ty lepiej się przyznaj, jakich ty specyfików używasz, że przez tyle lat nie zmieniłaś się w żadnym stopniu.

– Ten specyfik to szczęście – odpowiedziała prostolinijnie Aaliyah. – W moim przypadku w postaci tamtej ślicznej piątki.

– A ja? – Michael stanął za swoją żoną i pogłaskał ją po głowie. Byli razem od dziesięciu lat, a wpatrzeni w siebie byli, jakby dopiero zaczynali chodzić.

– Czy ja wyraziłam się niewyraźnie? Czy ty zaliczasz się do mojej ślicznej piątki? – zapytała Ally.

– Nie – przyznał Michael – ale to ja ci tą śliczną piątkę skonstruowałem i chyba mam jakiś udział w tym szczęściu?

Aaliyah się uśmiechnęła i odchyliła głowę do tyłu. Była tak nieziemsko piękna...

– Oczywiście, że masz – przyaknęła Aaliyah, a jej mąż ucałował ją w usta. – Dobra. Chciałabym zamienić słowo z tą złotowłosą istotką – zmieniła temat i podeszła do mnie. – Jesteś Ashley, prawda? Gitarzystka Rising Anxiety?

Przytaknęłam. Kobieta mówiła z silnym, francuskim akcentem, zwracając uwagę na ostatnie sylaby słów, a głoskę "r" wymawiała gardłowo, jakby miała wadę wymowy.

– Aaliyah Jean Villanueva Jackson-Joseph – wyrecytowała, sama śmiejąc się ze swojego formalnego przedstawienia. – Ale jakbyś nie nadążała, wystarczy Aaliyah. To ja byłam odpowiedzialna za skomponowanie waszego nowego utworu.

– Jest przepiękny – zauważyłam. – Cieszę się, że mogłam cię w końcu poznać.

– Mnie również jest bardzo mi...

– Dobra, dobra, miło już było, cieszę się, że wszyscy już wszystkich znają, ale młodzi przyszli tu w innym celu, niż zapoznanie ze starszymi znajomymi po fachu – przerwał Michael. – Macie nagranie?

– Mamy – w zwycięskim geście wydobyłam z torebki płytę w cienkim, plastikowym pudełku.

– Instrumenty na wszelki wypadek?

Cholera. Kompletnie zapomniałam.

Już miałam coś powiedzieć, gdy wyprzedził mnie Jamie.

– Dwie gitary w bagażniku – odparł, wskazując ruchem głowy na swoje auto, doskonale widoczne z okna balkonowego.

Noah spojrzał w tamtą stronę.

– Że niby to czarne Porsche jest wasze? – zdziwił się.

– Moje – uściślił Jamie. – Shee wozi się Mercedesem. A właściwie nie wozi, po prostu go ma.

– Boże. Ja w waszym wieku nawet nie marzyłem o sportowych samochodach...

– ...Po czym kupiłeś nowiutką Insignię, w trakcie gdy ja, i to na pół z Aaliyah, kupiliśmy sobie używanego Chevroleta Aveo – dodał Michael. – Ale znowu, do cholery, rozwija się rozmowa. Ja nie mam całego dnia!

25 października 2016, 15:30, poddasze

We trójkę zamknęliśmy się w studio nagraniowym. Michael od razu wrzucił płytkę do komputera i włożył słuchawki. My staliśmy przy nim, w oczekiwaniu na werdykt. Nasz producent był bardzo dokładny, wiedzieliśmy, że każdy, nawet najmniejszy fałsz zmusi nas do nagrania tego tutaj, pod jego nadzorem, w lepszych warunkach, ale z wiedzą, że jeżeli będzie trzeba, Michael będzie gotowy trzymać nas tu do późna w nocy. Nie był apodyktyczny czy bezwzględny, wręcza przeciwnie, niesamowicie spokojny, ale bardzo wymagający. Potrafił wycinać pojedyncze nutki, jeżeli tylko coś było nie po jego myśli.

Uśmiechał się jednak, co odebraliśmy za dobry znak. Co jakiś czas jednak marszczył brwi. Ohooo...

– Wykonanie samo w sobie jest piękne – ocenił, ściągając z uszu słuchawki. – Wiadomo, w domowych warunkach nie wyszło to tak dobrze, jak mogłoby wyjść tutaj, ale spróbuję to odszumić. Jak nie dam rady, to niestety zmuszeni będziecie przyjechać jeszcze raz. Ale powinienem sobie poradzić.

Momentalnie odetchnęłam. Moje palce stanowczo odmawiały grania na najbliższy czas.

– Byłoby świetnie, gdybyś dał radę – stwierdził Jamie. – Nie żebym nie lubił tu być, ale nie po to tyle kombinowaliśmy, żeby nagrywać to teraz tutaj.

– Właśnie dlatego chcę spróbować. Mógłbym kazać wam nagrać to jeszcze raz, ale doceniam waszą pracę, bo odwaliliście kawał dobrej roboty, jak na brak warunków. Nie sądzę, żeby pokój Ashley choć trochę przypominał profesjonalne studio.

– Ratowaliśmy się, czym było można – przyznałam. – Program do nagrywania wokalu dał radę.

– To na pewno. Ale masz beznadziejne mikrofony. Strasznie zbierają szumy. Jeżeli planujecie tak pracować w najbliższym czasie, to lepiej albo zainwestujcie w nowy sprzęt, albo po prostu będę się umawiał z wami w innym czasie niż z Kyle'em i Jase'em. Szkoda waszego wysiłku, jeżeli moglibyśmy to nagrać od razu tutaj. Co wy na to?

Ja i Jamie popatrzyliśmy na siebie.

– Damy radę? – zapytałam. W końcu w tej sytuacji najbardziej chodziło o Jamiego. Nie o mnie.

Tylko mi przytaknął. Michael to zauważył.

– W porządku. Będę się z wami na bieżąco kontaktować. Chyba, że Rachel zacznie poganiać, wtedy już podejrzewam, że ona przejmie inicjaty...

– Boże, oby nie – jęknęłam. Nie znosiłam Rachel.

Michael się roześmiał.

– Doprawdy, zastanawia mnie, czemu wszystkie zespoły, z jakimi pracuję, tak bardzo nie lubią swoich menadżerów.

25 października 2016, 16:25, salon w domu Michaela i Aaliyah

– Ninnie! Jedziemy do domu!

Dziewczynka posłusznie przybiegła, ale  jej wzrok mówił, że nie jest zadowolona.

– Jeszcze troszkę – poprosiła. – Prooooszę, Jamie...

– Zostańcie chwilę – dobiegł nas delikatny głosik Aaliyah. – Zrobię kawę, mała się pobawi... Nie sądzę, żebyście mieli coś lepszego do zrobienia w domu...

– Chyba, że zamierzali się lizać całe popołudnie – roześmiał się Noah.

Jamie popatrzył na niego z politowaniem. Ninnie w tym czasie uciekła z powrotem do jednego z pokoi.

– Z Ninnie w domu? Proszę cię. Przy niej nie idzie znaleźć dla siebie choćby pół godziny.

– Nasza trójka zapewnia nam bardzo podobne atrakcje – wtrąciła się Lauren, wpatrując się w swojego małżonka. Jej spojrzenie było wyjątkowe. Patrzyła na przystojnego metalowca z widoczną miłością i czułością i uroczym uśmiechem na ustach.

– A my co mamy powiedzieć? – powiedziała ze śmiechem Ally.

– To była wasza świadoma decyzja – zauważył Noah.

– Do cholery, wam przeszkadzają wasze własne dzieci – powiedział Jamie. – My musimy uważać na moją siostrę.

– Ninnie to twoja siostra? – zdziwiła się Lauren. – Dlaczego w ogóle mieszka z tobą, a nie z rodzicami?

– Tak, między mną a małą jest szesnaście lat różnicy. Oprócz niej mam w domu jeszcze Mandy, ale ona jest już dorosła. Chciałem odciążyć rodziców. Poświęcili całe życie na nas i jeszcze trójkę mojego starszego rodzeństwa. Poza tym, mama mi niemal płakała do telefonu, mówiąc, że nawet nauczycielki z dawnej szkoły Ninnie uważały ją za babcię małej, nie mamę. Oszczędzi jej to przykrości.

– To cudowne z twojej strony – powiedziała dziewczyna. – Ile masz lat?

– Dwadzieścia cztery.

– To tak, jak ja – uśmiechnęła się dziewczyna. Nie podobał mi się ten uśmiech.

Znaczy, inaczej. Był przepiękny. Ale niemal obca dziewczyna posyłała go mojemu Jamiemu. Mając obok siebie swojego męża, który też podejrzliwie na nią spojrzał, oraz równie poddenerwowaną mnie naprzeciwko.

– Tym bardziej – ciągnęła Lauren – dosyć niespotykanym jest, żeby ktoś w tym wieku chciał zająć się dzieckiem.

– Przypominam ci, kochanie – wtrącił Noah, a w jego głosie było czuć nutkę zazdrości – że gdy wzięlismy do siebie Lily, ty miałaś ledwo skończone dziewiętnaście lat, a bliźniaki urodziłaś, mając lat dwadzieścia.

Teraz to ja się zdziwiłam. Lauren będąc młodsza ode mnie zajmowała się dzieckiem. W moim wieku miała własne dzieci. Podobnie w sumie jak moja mama. Urodziła mnie jako osiemnastolatka. Kolejna kobieta godna podziwu.

– Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nikt z nas nie jest tak dojrzały i odpowiedzialny jak Laurie – wtrąciła Aaliyah, przytulając dziewczynę.

– Nie miałam wyjścia – wyznała Lauren. – Nie mogliśmy pozwolić, żeby Lily trafiła do obcych ludzi, a bliźniaki... Ech – tu popatrzyła z wyrzutem na męża. – Gdyby Noah tak bardzo nie zależało, to by ich pewnie nadal nie było. Kocham je całym sercem, ale to było za wcześnie, nawet pomimo że byliśmy po ślubie.

– Moja mama urodziła mnie jako osiemnastolatka – wyznałam. – Nie skończyła nawet szkoły, została z niej wyrzucona. I wiesz co? Ona wcale tego nie żałuje. Jedyne, czego jej żal, to to, że jestem jedynaczką. I z mojej perspektywy, bycie tak młodą mamą będzie fajne w przyszłości.

– Co w tym niby tak fajnego? Pieluchy zamiast książek?

– Nie mówię, że teraz. W przyszłości. Annie ma teraz trzydzieści osiem lat. Mówię do niej po imieniu, traktujemy się jak przyjaciółki, bo różnica wieku między nami jest stosunkowo mała. Masz dwie córeczki. I z nimi może być podobnie. A uwierz mi, że przyjazne relacje z mamą to najlepsze, co mogło mi się przytrafić.

– Brzmi jak moje życie. A przynajmniej to sprzed kilku lat – oczy Lauren stały się mokre. – Teraz kocham Charlotte z całego serca i wiem, że i ona czuje do mnie to samo. Ale dopóki nie dorosłam, nienawidziłam jej i nigdy, nawet teraz, nie widziałam w niej matki. Też urodziła mnie jako nastolatka, ale nigdy nie potrafiła pokochać mnie jako dziecka. Dopóki nie poznałam Noah, nie miałam pojęcia, czym jest uczucie miłości.

Noah mocno przytulił swoją żonę. Wspominanie przeszłości musiało być dla niej bardzo bolesne.

– Czasem jednak lepiej poczekać – dodała Aaliyah. – Mając to osiemnaście czy dwadzieścia lat, nie byłabym w stanie zapewnić swoim dzieciom tak dobrych warunków do dorastania, jak dałam, mając lat dwadzieścia pięć. Oboje z Michaelem skończyliśmy studia, mieliśmy pracę... A i tak pewnie gdyby trojaczki nas nie zaskoczyły, to długo byśmy zwlekali z dziećmi, bo sytuacja była całkiem odwrotna, niż u Weaverów – zaśmiała się.

Jamie tylko ich słuchał. Sam za kilka miesięcy miał mieć dziecko. I chyba nawet rozumiałam, dlaczego się nie odzywał. Moi rodzice wzięli ślub i wychowali mnie razem. Noah i Lauren również wychowywali swoje pociechy razem. Dla Aaliyah i Michaela dzieci były całym światem. Tak samo i dla państwa Lanhamów, jego rodziców. A on rozstał się z matką swojego dziecka i chciał za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żeby mała ją poznała.

Pogłaskałam go po ramieniu. Ally zauważyła, że coś jest nie tak.

– Jamie? Wszystko okej? – zapytała z troską.

– W porządku – odpowiedział szybko. – Tylko... Słucham was i zastanawiam się, co w moim przypadku poszło nie tak.

Aaliyah usiadła obok niego, jakby czekając na wyjaśnienie.

– Pierwszy błąd popełniłem, związując się z kobietą, która krzywdziła moją ukochaną siostrzyczkę. Drugi błąd jest taki, że chciałem z nią związać przyszłość. A trzecim było zrobienie jej dzieciaka w momencie, kiedy uświadomiłem sobie, że niczego do niej nie czuję.

Michael słuchał go ze zdziwieniem.

– Twoja eks jest w ciąży?

Jamie przytaknął.

– Ale po tym, jak traktowała Ninnie, nie mogę pozwolić, żeby sprawowała opiekę również nad moją córeczką. Odjebałem totalnie, ale cieszę się, że mam przy sobie Shee – poczułam, jak jego dłoń dotyka mojej. – I że mimo to nie zmieniła swojego nastawienia do mojej osoby.

– W takim razie błąd był tylko jeden – skwitował Michael. – Trochę was znam, obserwowałem was na próbach, koncertach, więc chyba coś wiem. Przez ostatnie dwa lata odtrącałeś dziewczynę, która kochała ciebie, a nie twoją sławę i konto w banku. Gdybyś tylko zauważył to wcześniej, być może to nie Alex, a Ash byłaby mamą twojego szkraba. I zapewniam cię, że wtedy, zamiast odliczać dni do końca wolności, z niecierpliwością oczekiwalibyście, aż maleństwo będzie z wami.

25 października 2016, 18:52, dom Jamiego.

Ostatecznie godzina zmieniła się w dwie i pół. Michael i Ally okazali się być naprawdę gościnni. Nawet Lauren, mimo początkowego bajerowania z Jamiem, okazała się być przemiłą osobą. Podziwiałam ją, że będąc w moim wieku była już żoną prawie dziesięć lat starszego muzyka i mamą dla trójki dzieci. Była niesamowicie dojrzała jak na swoje dwadzieścia cztery lata.

Ninnie też wróciła szczęśliwa. Nie mogła przestać opowiadać o zabawach z Lily i trojaczkami, czy o tym, jak urocze jej zdaniem były Verity, Beatrice i Ian.

Ja podpatrzyłam coś innego. Zarówno Josephowie jak i Weaverowie stanowili naprawdę przykładne małżeństwa. Kochali się, co było można wyczuć na odległość. Wpatrzeni byli nie tylko w siebie nawzajem, ale i w swoje dzieciaki. Przypominali trochę moich rodziców, których uczucie nie gasło od ponad dwudziestu lat, a mi na każdym kroku pokazywali, jak bardzo mnie kochają.

A ja? Nadal tak naprawdę nie wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem. Kochałam Jamiego nade wszystko, chciałam, żeby to trwało wiecznie, ale nie wyobrażałam sobie być już żoną czy matką, na co zdecydowały się moja Annie czy Lauren. Miałam wychować nie swoje dziecko i chociaż nie mogłam się doczekać, żeby w końcu wziąć na ręce córeczkę Jamiego, trochę się bałam, jak będzie teraz wyglądać nasze życie jako pary.

– Co jest, mała? – z rozmyślań wyrwał mnie głos chłopaka. Usiadł na sofie obok mnie i objął mnie ramieniem.

– Nic takiego. Wiesz... Zaczęłam myśleć o twojej córeczce. I o tym, jak bardzo zmieni się nasze życie jako pary... – wyznałam.

– Nie będzie źle – skwitował Jamie, całując mnie w czoło. – I możesz już mówić o małej po imieniu. Razem z Mandy wybraliśmy dla niej imię.

Spojrzałam na niego pytająco.

– Dostanie imię po mojej mamie. Amy. Nad drugim nadal rozmyślamy. Mandy, mimo wszystko, myślała, żeby mała nosiła drugie imię po swojej biologicznej matce. Ale wolałbym tego uniknąć.

Amy. W całej swej prostocie prześliczne imię. Choć kojarzyło mi się jedynie z kontrowersyjną wokalistką i groźnie wyglądającą metalówką, byłam w stanie wyobrazić sobie, jak wołam tak malutką, uroczą dziewczynkę. Amy. Słodziutko.

– Ślicznie – oceniłam. – Przyznam ci rację, żeby mała nie miała drugiego imienia po mamie...

– A może ty coś zaproponujesz? – rzucił Jamie. – Myślę, że przyjdzie ci do głowy coś ładnego.

Już chciałam się wykręcać, ale słowa były szybsze od myśli. Pomyślałam o najważniejszej kobiecie w moim życiu. Mojej najlepszej przyjaciółce i powierniczce wszystkich sekretów. Nikt nie znał mnie tak dobrze, jak znała mnie ona.

– Anna. Jeżeli już mogę dać małej jakieś imię, to nie wyobrażam sobie, żeby było inne niż to – powiedziałam. Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż jak propozycja.

Jamie chwilę pomyślał.

– Amy Anna Lanham. W porządku, Shee. Niech tak będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro