Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23 marca 2017

23 marca 2017, 15:17, parking przed szkołą Mandy, mój samochód, fotel kierowcy

Od dnia mojej wyprowadzki Jamie nie odezwał się ani razu.

Chociaż doskonale wiedziałam, że nie odebrałabym żadnego telefonu ani nie odpisała na żadną wiadomość, po cichu liczyłam, że zobaczę jego numer na wyświetlaczu swojej komórki. Albo choćby najkrótszy sms. Że kocha. Że przeprasza. Że wie, że zrobił błąd. Że to się nie powtórzy. Żeby zapytał, kiedy przyjadę po Amy. Nic z tego. Absolutne zero.

Zamiast tego dostawałam wiadomości od Mandy. Że Lauren w dalszym ciągu do niego przychodzi. I, wbrew profesji pięknej kochanki mojego męża – bynajmniej nie czytają razem książek.

Z Noah umówiłam się dziś wieczorem. Jego siostra zaproponowała, że za nieduże pieniądze sprzeda mi swoje stare mieszkanko. I tak w nim nie mieszkała, a musiała za nie płacić bez względu na to. Wysłała mi zdjęcia i trzeba przyznać, że było naprawdę duże, ładne i zadbane. Kwestia wstawienia własnych mebli i nadawało się do zamieszkania.

Ale zanim to, utkwiłam na parkingu w ogólniaku. Miałam podwieźć Mandy do domu. Odkąd wyprowadziłam się od Jamiego, a ona poznała przyczynę, nie rozmawiała ze swoim starszym bratem, ani nie prosiła go nawet o tak proste rzeczy jak podwózka do domu po zajęciach. Wolała poprosić o to mnie, zresztą, każda okazja do rozmowy z Mandy Lanham była dobra. Choćby nawet chodziło o podwózkę do domu dosłownie pięć kilometrów dalej.

Zazdrościłam jej nawet tak prowizorycznie prostej rzeczy jak chodzenie do liceum. Okej, może niekoniecznie pod względem nauki, bo nauka indywidualna miała ten plus, że było jej mało. Ale Mandy miała coś, czego nie miałam ja. Towarzystwo. Nie jak ja. Poza nią i Jamiem długo nie miałam nikogo. No, i Annie. Annie zastępowała mi wszystkie kontakty z ludźmi.

Punktualnie o wpół do czwartej zobaczyłam jej sylwetkę między innymi uczniami. Szła za rękę z przystojnym blondynem, który ewidentnie mógł uchodzić za szkolne ciacho. Szczęściara.

Szybko wyczaiła mój samochód na parkingu. Widziałam, jak jej znajomi zachwycają się moim białym mercedesem, ewidentnie zazdroszcząc. Plus jednak był taki, że nikt mnie nie rozpoznawał. Mało kto słucha młodych zespołów rockowych. Zwłaszcza wśród nastolatków.

W końcu dotarła, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

– Nick pyta, czy nie masz ochoty sprzedać auta – zaczęła, śmiejąc się.

Włączyłam silnik.

– Oddam za darmo – mruknęłam. – Dobrze wiesz, że nie lubię jeździć autem, a to w dodatku jest zbyt ładne auto na moje umiejętności – stwierdziłam, dość niezdarnie wykręcając z parkingu. O mało nie wjechałam komuś w zderzak, ale Mandy tego nie zauważyła.

– Każdy by chciał taki samochód...

– Ja nie. Dostałam go od rodziców, jest piękny, lubię go, ale byłabym o tysiąckroć szczęsliwsza, gdyby był różowym Fiatem 500 – roześmiałam się.

Ale to akurat była prawda. Piękny, sportowy mercedes wprawdzie nigdy mnie nie zawiódł i bardzo go lubiłam, ale był dla mnie nieporęczny z racji swoich rozmiarów. Wzdychałam z zachwytu za każdym razem, gdy widziałam na ulicy małe autko, właśnie typu Fiata 500. Wymarzyłam sobie, że kiedyś, gdy przyjdzie pora sprzedać mercedesa, kupię różowego fiata. Z dumą będę nim jeździć do studio.

– Co ty gadasz, z takiego auta możesz się przesiąść najprędzej w mustanga...

– Z moimi umiejętnościami jedyny mustang, jaki ma rację bytu, to ten z siodłem i uprzężą – mruknęłam. – Co u tego mojego małego stworzonka?

– Ams? Chyba za tobą tęskni – stwierdziła Amanda. – Stała się strasznie płaczliwa. Jamie nosi ją na rękach niemal non stop, pilnuje wszystkiego jak nigdy, bawi się z nią... Nic, zero. Spokój mamy tylko gdy śpi.

Do oczu napłynęły mi łzy. Amy tęskniła. Przywykła, że ja jestem...

– Wezmę ją jutro – obiecałam. – Nie chciałam tego robić dopóki mieszkam z rodzicami, ale w sumie mama mi pomoże.

– Boże, kobieto. Ratujesz moje uszy.

– A Lauren? Przychodzi?

Mandy westchnęła ciężko.

– Była kilka razy. Przykro mi, bo wydawała mi się zawsze bardzo w porządku...

– Też ją lubiłam. Dzisiaj będę się widziała z jej mężem, to dowiem się, jak u nich wygląda sytuacja. Ale coś mi mówi, że Noah jej wybaczy. Za bardzo ją kocha.

– A nie myślałaś się jakoś odegrać? Może Noah zgodziłby się na taki układ?

– A w życiu. Zamierzam mu to zaproponować, ale nie wróżę temu sukcesu. Ty nie widziałaś ich razem. Noah marzył o żonie, dzieciach, kocha ich jak nikogo innego i jest im niesamowicie oddany. Raczej mi odmówi.

– Jeśli dobrze go pobajerujesz – Mandy puściła mi oko. – Na twoim miejscu nie marnowałabym takiej okazji. Takiego faceta jak Noah choćbyś ze świecą szukała, nie znajdziesz.

– Wiem – powiedziałam, skręcając w jej ulicę. – I tylko dlatego chcę spróbować.

23 marca 2017, 17:30, dom Weaverów

Gdy odwiozłam Mandy do domu, wróciłam jeszcze na chwilę do siebie, żeby się doprowadzić do porządku, zanim pojechałam do Noah. Doprowadzanie do porządku oznaczało w moim przypadku mniej więcej tyle co krótkie spojrzenie w lustro i pryśnięcie skóry na szyi słodkimi perfumami. Od dawna miałam słabość do zapachu Givenchy L'inderdit, niczym jedna z wielkich hollywoodzkich gwiazd ubiegłego stulecia. Moja mama niejednokrotnie przez to żartowała, że gdyby tylko wiedziała, nazwałaby mnie Audrey. Bądź co bądź, wyszło podobnie.

W drodze do Noah zastanawiałam się, czy proponować mu odegranie się na naszych małżonkach i jak to zrobić. Jakich argumentów użyć, żeby moje szanse były większe.

Odpadały wszystkie gadki typu "Będzie fajnie", "Nikt się nie dowie", "Lauren nie zastanawiała się, co poczujesz gdy się dowiesz"... On był zbyt dojrzały, żeby na to pójść. Jednocześnie nie mogłam powołać się tylko na to, że, najzwyczajniej w świecie, jak każda młoda kobieta, miałam swoje potrzeby i chciałam sobie jakoś ulżyć. Uznałby mnie za płytką laskę, która tylko chce go przelecieć. A to nie o to mi chodziło. Znaczy no. Może i chodziło, ale nie mogłam tego tak dosłownie powiedzieć.

Cholera. Sprawę bardzo komplikował fakt, że był moim przyjacielem. I był dużo starszy. Kyle był niewiele starszy ode mnie, on wiele rzeczy jeszcze traktował półżartem i do wielu rzeczy był zdolny. Noah nie odebrałby tego za żart. Albo uznałby to za dobry pomysł, albo mnie za wariatkę, z czego o wiele bardziej prawdopodobne było to drugie.

Choć Noah jako osobę znałam od niedawna, wiele o nim wiedziałam od Jamiego czy od Michaela. To nie był pierwszy raz, gdy został zdradzony przez ukochaną kobietę. Wiedział, jak to boli i nie był w stanie tego samego bólu sprawić osobie, którą kochał. Dla niego instytucja małżeństwa była świętością, czymś nierozerwalnym i wiecznym. Kochał tak, jak nikt inny nie potrafił kochać. Żona i dzieci były jego całym światem. Jeśliby wierzyć Michaelowi, od dawna marzył, żeby mieć rodzinę, jednak do nikogo spośród ich znajomych nie przychodziło to tak opornie jak do niego.

Michael przyznawał się otwarcie, ślub z Ally wziął dlatego, że wpadli. Nie żeby żałował, ale przyznał, że poczekałby jeszcze parę lat, gdyby nie mieli dzieci. Inna ich znajoma podobnie, wzięła ślub będąc w ciąży. Ja wzięłam ślub, bo naciskano. Nawet siostra Noah, przecież ona swojego męża poznała przez całkowity przypadek. A Noah całymi latami nie miał nawet dziewczyny. Był młody, przystojny, popularny, miał rzeszę fanek, a jakoś nie znalazł wśród nich tej jedynej. Dopiero gdy podchodził pod trzydziestkę, poznał tę, zdawałoby się idealną, Lauren.

Tylko szkoda, że jego idealna Lauren poznała mojego nieidealnego Jamiego. I każde z nich było dalej ideału niż kiedykolwiek.

Zaparkowałam samochód przed jego domem. Podobał mi się. Duży, nowoczesny dom wyróżniał się na tle niemal identycznych, małych domków na osiedlu.

Nie musiałam nawet dzwonić, bo czekał na mnie na zewnątrz. Na widok mojego auta podbiegł do bramy żeby mi otworzyć.

– Cześć – uśmiechnął się i schylił, żeby mnie przytulić. – Jak tam?

– Bywało lepiej – westchnęłam. – Jesteś sam?

– Lauren zabrała dzieci i nocuje z nimi u Lottie...

Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.

– Znaczy, Charlotte. Jej matka. Ale jest na tyle młoda i na tyle ładna, że łatwiej mi mówić o niej, jakbym mówił o koleżance – roześmiał się. – Chodź, mała. Jennie wysłała mi zdjęcia tego mieszkania, to zaraz sobie obejrzysz i ocenisz, czy warto. Przyznam ci szczerze, że ja tam nigdy nie byłem, pomijając moment kupna, ale wierzę, że moja siostra się nim doskonale zajęła.

Wpuścił mnie do środka. Przywitał mnie zapach świeżo parzonej kawy i książek, tak typowy dla Noah, który uwielbiał dobrą kawę, a książki poukładane miał na każdym kroku. W jego domu zawsze było perfekcyjnie czysto, ale mimo to przytulnie. Być może to zasługa książek, może kominka, albo mięciutkich dywanów? Nie wiem. W każdym razie w tym domu było coś, co sprawiało, że zawsze wracało się tam ze szczególnym sentymentem. Choć nie bywałam tam raczej zbyt często.

Poszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy w pewnego rodzaju kąciku bibliotecznym. Było to miejsce w rogu pokoju, w którym stały trzy duże regały, wygodna sofa i stolik. Idealne miejsce, żeby sobie poczytać, wypić kawę czy posiedzieć w miłym towarzystwie.

Noah wziął z półki swój tablet i dał mi go do ręki, wcześniej wyświetlając zdjęcia mieszkania Jenny.

– Obejrzyj je sobie na spokojnie, a ja zrobię kawę. Generalnie Jen powiedziała, że może zostawić meble, jeśli zależy ci na szybkiej przeprowadzce. Jej i tak są niepotrzebne, a jeśliby jej wierzyć, są w dobrym stanie. Najwyżej sukcesywnie sobie je wymienisz.

Powoli przeglądałam zdjęcia.

Mieszkanie wyglądało na bardzo duże i przestronne. Przede wszystkim było jasne, niemal wszystko było w odcieniu śnieżnej bieli. Biel ta była przełamana tak naprawdę tylko zawieszonymi na ścianach obrazami czy dodatkami, które dla odmiany były czarne. Szczególnie kupiła mnie duża kuchnia, elegancka łazienka i sypialnia z wielkim łóżkiem. Aż trudno było uwierzyć, że to mieszkanie należało do zwykłej przedszkolanki.

– To mieszkanie jest cudowne – pisnęłam, nie przerywając oglądania. – Nie mam co dalej szukać.

Noah, który akurat wszedł z dwiema filiżankami kawy, posłał mi piękny uśmiech.

– Cieszę się, że ci się podoba. W takim razie dam ci  zaraz numer do Jen, żebyście mogły się umówić na obejrzenie i dokonanie zakupu.

– Super – ucieszyłam się. – Świetnie, że akurat się trafiło. Nie chcę zbyt długo siedzieć rodzicom na głowie...

– Nadal twierdzę, że zamiast szukać mieszkania powinnaś się pogodzić z Jamiem – stwierdził Noah, siadając obok mnie. – Słuchaj, mała. Każdemu się może zdarzyć chwila sła...

Oburzyłam się jego słowami.

– Czy ty ich bronisz? Noah, do cholery. Wiesz, jak boli zdrada. Doskonale wiesz, co poczułam, widząc jak mój mąż pieprzy twoją żonę...

Słowa "mój mąż" i "twoja żona" celowo zaakcentowałam mocniej. Nie chłopak i dziewczyna. Nie partner i partnerka. Mąż i żona. Coś nam przyrzekali, oboje przed obliczem Boga.

– ...A usprawiedliwiasz ich chwilą słabości – ciągnęłam dalej. – To tak cholernie boli, nie chcę tego przeżyć drugi raz. Chciałabym tylko, żeby Jamie poczuł to samo co ja – mruknęłam. – Uwierz, że mogłabym cię przelecieć, tu, teraz, w tej chwili, gdyby tylko była szansa, że Jamie się o tym dowie. Ba, sama bym mu o tym powiedziała. Rozumiesz, co czuję? Nienawidzę tego człowieka, nie chcę mieć z nim nic wspólnego...

– Nie mów tak. Wiem, że go kochasz.

Zaprzeczyłam, czując, jak do moich oczu napływają łzy.

– Jamie był cudownym przyjacielem i żałuję, że jednak zostaliśmy parą – pisnęłam. – Nie chcę go kochać. Nie mogę.

Noah mnie mocno przytulił i ucałował czule w czoło.

– Nie płacz, Ash. Jeszcze się ułoży. Wierzę w to.

– Ale ja nie chcę, żeby się ułożyło. Nie z nim.

– A ja myślę, że jednak z nim...

– Nic mnie z nim nie łączy. Nie mam żadnego powodu, żeby do niego wrócić. Dlatego nie chciałam dziecka. Wtedy musiałabym go w dalszym ciągu znosić.  Jestem za młoda, żeby się w to dalej pchać.

– I co teraz zamierzasz zrobić?

– To, co chciałam sobie odebrać. Korzystać z życia. Imprezować. Spokojnie komponować. Móc sobie wypić, nie martwiąc się o konsekwencje. Robić na co mam ochotę. Tyle.

Noah na mnie popatrzył i z politowaniem pokiwał głową.

– Wiesz, mała? To brzmi fajnie, ale coś mi mówi, że dla ciebie ta wolność to będzie o wiele za dużo. Nie dasz sobie tak rady. Nie na długo.

Starając się wyglądać na pewną siebie, wstałam i usiadłam mu na kolanach. Delikatnie ujęłam jego szyję.

– Dam sobie radę. Nie martw się.

Delikatnie się do niego przysunęłam. Tak bardzo chciałam go pocałować. Byłam przekonana, że zrobi to z ogromną czułością, tak, jak mnie traktował.

Zrobił to samo. Popatrzył mi prosto w oczy i odgarnął włosy z twarzy.

– Wydaje mi się, że mogę sobie na to pozwolić, a chciałem ci to powiedzieć już dawno temu – szepnął, muskając wargami moje usta. – Jesteś piękna, Ashley.

Serce zabiło mi mocniej. Nie podziękowałam. Nie umiałam mu odpowiedzieć. Jedynie delikatnie się uśmiechnęłam.

Odwzajemnił mój uśmiech i przejął dalszą inicjatywę. Objął swoimi wargami moje usta i wsunął do nich swój język.

Miałam rację. Był bardzo czuły, jakby całował swoją ukochaną, nie koleżankę. Żadnych niespodziewanych ruchów. Całował mnie i delikatnie obejmował. Boże drogi. Jakie to było cudowne.

To ja wprowadziłam do tego pocałunku nieco pasji. To ja przyspieszyłam tempo, a nie widząc sprzeciwu, objęłam go i położyłam się razem z nim na sofie, nie przerywając całowania nawet na moment. Sporadycznie przygryzaliśmy sobie wargi. Po chwili całowaliśmy się tak, jakbyśmy oboje pragnęli tej czułości. Jakby brakowało nam bliskości drugiej osoby.

Chciało mi się piszczeć z radości, gdy poczułam, że jego dłonie znajdują się pod moją koszulką, na moich nagich piersiach. Delikatnie je ściskał, bawił się nimi... Tego też mi brakowało.

Nie chciałam, żeby się rozdrabniał. Osobiście ściągnęłam sobie koszulkę, ukazując mu swój biust. A akurat to było coś, co mi się udało, bo miałam duże, kształtne piersi. Ewidentnie mu się spodobał ten widok.

– Wiesz co, mała? Jebać to wszystko – mruknął. – Nie powinniśmy tego robić, ale masz rację. Chciałbym, żeby Lauren poczuła to samo, co ja wtedy.

Szczerze się ucieszyłam na te słowa. Cholera. To się działo naprawdę.

Poszliśmy do sypialni, gdzie niemal natychmiast zdjął mi spódniczkę, zostawiając mnie w skąpych, koronkowych stringach. Dokładnie mierzył mnie wzrokiem, delikatnie dotykał...

– Mam nadzieję, że cię nie rozczaruję – szepnął, zachodząc mnie od tyłu. Zaczął całować mnie po szyi, jednocześnie ściskając moją pierś. Drugą dłonią drażnił mnie przez materiał majtek. Robił to z niesamowitym wyczuciem, sprawiając mi ogromną przyjemność.

– Daj spokój – mruknęłam, odwracając się i zdejmując mu dżinsy. – Mi już żadne pomoce nie są potrzebne, i z tego co widzę, tobie też nie – oceniłam, widząc, że ewidentnie już jest gotowy.

Nie odezwał się, ale musiał przyznać mi rację, bo położył mnie na łóżku i podparł się łokciami nade mną.

Namiętnie mnie pocałował i w tym samym momencie poczułam go w sobie. Towarzyszyła temu niesamowita ulga, ale i podekscytowanie. Kurwa, zaliczyłam Noah Weavera. W życiu bym się tego nie spodziewała.

A było warto. Długo, mocno i zdecydowanie nie nudno. Momentami nieco bolało, ale ten ból był... Przyjemny. Taki, że chciałam tylko więcej, a Nee wyszedł naprzeciw wszelkim moim oczekiwaniom.

W końcu zmęczeni padliśmy sobie w ramiona.

– Było warto – szepnęłam, wtulając się w jego nagie ciało.

– Było – potwierdził Noah. – Nie wierzę, że to powiem, ale wiesz co, mała? Chętnie to kiedyś powtórzę.

Uśmiechnęłam się. Już był mój.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro